Znaczenie Fermiego w nauce trudno przecenić: był odkrywcą kluczowych dla fizyki jądrowej zjawisk, jako pierwszy dokonał rozszczepienia uranu (ale o tym nie wiedział), zbudował bez żadnych planów pierwszy działający reaktor atomowy i odegrał kluczową rolę w projekcie „Manhattan". Słynna jest scena, gdy po pierwszym próbnym wybuchu bomby jądrowej Fermi puszcza w powietrze paski papieru, by na podstawie ich lotu obliczyć siłę wybuchu. Nobla otrzymał w 1938 r. i po odebraniu go nie wrócił już do ojczyzny, gdzie nad jego żoną, z pochodzenia Żydówką, zbierały się ciemne chmury.

Był, co wśród fizyków rzadkie, zarówno świetnym teoretykiem, jak i eksperymentatorem. Obliczenia przeprowadzał w głowie, wspomagając się z rzadka suwakiem logarytmicznym (to taki kalkulator ery przedkomputerowej). Brał zresztą udział w uruchomieniu pierwszych komputerów i wykorzystaniu ich do symulacji zagadnień fizycznych. Życie skróciły mu badania nad promieniowaniem, kiedy osobiście nosił na brzuchu naświetlone próbki na stanowisko pomiarowe. Zmarł na raka żołądka, mając zaledwie 53 lata.

O tym wszystkim Schwarz pisze szczegółowo i kompetentnie, zgromadziwszy masę materiału – same przypisy i bibliografia liczą ponad 100 stron. Książka ukazuje, jak Fermi zmienił naszą epokę, z kim i nad czym pracował, a także jak radził sobie z sumieniem, mając udział w bombach atomowej i termojądrowej. Schwarzowi udało się oddać bogactwo tej postaci na tle przełomowych czasów. Dziś, w dobie odkryć zespołowych, Fermi jawi się jako indywidualista i tytan intelektualny, z zadziwiającą łatwością rozpoznający tajemnice natury.

David N. Schwarz, „Enrico Fermi. Ostatni człowiek, który wiedział wszystko", tłum. Tomasz Lanczewski, Copernicus Center, Kraków 2019

PLUS MINUS

Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:

prenumerata.rp.pl/plusminus

tel. 800 12 01 95