Céline. Jak ludzka natura zerwała się z łańcucha

Louis-Ferdinand Céline inspirował największych pisarzy XX wieku, choć nowe dokumenty potwierdzają jego kolaborację z nazistami i zoologiczny antysemityzm. Właśnie ukazało się wznowienie jego wojennej powieści „Z zamku do zamku".

Publikacja: 28.06.2019 17:00

Louis-Ferdinand Céline (z lewej) w towarzystwie wpływowego francuskiego krytyka André Parinauda w Me

Louis-Ferdinand Céline (z lewej) w towarzystwie wpływowego francuskiego krytyka André Parinauda w Meudon, gdzie pisarz mieszkał po po wojnie

Foto: Getty Images

Samuel Beckett, Thomas Bernhard, Henry Miller, Kurt Vonnegut, amerykańscy bitnicy. To tylko kilku gigantów światowej literatury, którzy chłonęli książki Céline'a (1894–1961) i uczyli się od niego literackiego arcymistrzostwa. Do tej listy dopisałby się chętnie Jim Morrison z The Doors, który zaśpiewał w 1967 r. „End of The Night", nawiązując do debiutanckiej powieści Céline'a z 1932 r. „Podróż do kresu nocy". Inspirowana m.in. „Kandydem" Voltaire'a zachwyciła krytyków z lewicy i prawicy – i tylko z powodu niekorzystnego układu głosów Céline nie otrzymał za nią Nagrody Goncourtów, najważniejszego literackiego wyróżnienia we Francji.

Zawiedziony ochotnik

W Polsce „Podróż do kresu nocy" przetłumaczył błyskawicznie Wacław Rogowicz i poszedłbym o duży zakład, że czytał ją z wypiekami na policzkach Witold Gombrowicz. Długie sekwencje podróży statkiem do Afryki można uznać za matrycę absurdalno-paradoksalnego stylu autora „Trans-Atlantyku", a i w tej powieści również możemy odnaleźć odbicie debiutanckiej książki Céline'a. Z kolei bez rozdziałów rozgrywających się w początkowych tygodniach I wojny światowej, których tłem są szpitale, w tym psychiatryczne – nie byłoby „Paragrafu 22" i Joseph Heller, autor powieści, zekranizowanej ostatnio z udziałem George'a Clooneya, przyznawał to otwarcie.

Céline miał prawo przedstawić bestialstwo wojny, głupotę dowódców i polityków, a także podejrzane strony patriotyzmu oraz działalności dobroczynnej, ponieważ jako ochotnik rozpoczął służbę we francuskiej kawalerii, a gdy wybuchła wojna, również na ochotnika, bohatersko zgłosił się do trudnego zadania. Został wówczas postrzelony w głowę i ramię. Po wielokroć był świadkiem barbarzyństwa Europejczyków, dlatego twierdził, że nie różnią się niczym od Azteków, którzy składali krwawe ofiary z tysięcy niewinnych pobratymców. Powieść roi się od turpistycznych scen, pokazujących, jak ostrzeliwani i bombardowani żołnierze, bez rąk, nóg i głów stają się gejzerami krwi. Codziennością wojny jest robienie fortun na dostawach dla wojska, zaś współczucie burżuazji i mieszczan dla ofiar to farsa, bo jednocześnie najbogatsi wykupują się ze służby w wojsku, płacąc za to olbrzymie łapówki. Dla świadomych tego żołnierzy jedynym sposobem na obronę życia jest kłamstwo, symulowanie i cynizm. Naprawdę straszny jest motyw matki, której syn został rozbity w pył przez armatni pocisk, a którą inni żołnierze naciągają po wielokroć na stufrankowe datki, żywiąc jej rozpacz frontowymi opowieściami o dziecku – prawdziwymi i zmyślonymi. Dopóki matka nie powiesi się z rozpaczy.

Obserwacje na temat wojny i patriotycznych ideałów Céline ma takie same jak czeski Jaroslav Hašek i jego dzielny wojak Szwejk, tyle tylko, że francuski pisarz, używając groteskowego poczucia humoru, nie chce się nim ratować, nie chce nikomu dawać nadziei. Staje się kapłanem czarnego humoru, a jeśli nawet z premedytacją przesadza, to dlatego, że stracił wiarę w Boga, w człowieka, cywilizację, wartości. Uważa, że kiedy trzeba, człowiek potrafi kochać i nienawidzić jednocześnie, a ostatecznie zabija innych, by przetrwać. Pisze tak: „W chłodzie Europy, pod skromną szarością Północy, poza momentami rzezi, podejrzewamy tylko kotłujące się okrucieństwa naszych braci, ale ich zgnilizna wdziera się na powierzchnię, jak tylko ich rozweseli podła gorączka zwrotników. Wówczas ludzie rozpinają się z pasją, i draństwo triumfuje, zalewając nas ponad głowę". To diagnoza choroby człowieka wydana przez pisarza, który był również lekarzem.

W „Podróży do kresu nocy" poza pobytem w Kamerunie Céline opisał też pracę w amerykańskiej fabryce Forda, zaś w wydanej w 1936 r. „Śmierci na kredyt", którą w Polsce przetłumaczył Julian Stryjkowski, m.in. pobyt w Niemczech, gdzie został wysłany jako chłopiec, by podszkolić niemiecki, co miało mu się przydać w pracy za sklepową ladą.

Kontrowersyjny nawet dla nazistów

Absolutny brak zaufania do ówczesnych francuskich elit sprawił, że pisarz Louis Aragon naciskał, by Céline wstąpił do partii komunistycznej. Wolał jednak pojechać do ZSRR, by na własne oczy zobaczyć życie w „ojczyźnie światowego proletariatu". Wrócił przerażony tym, że wyidealizowana wizja człowieka okazała się oszustwem mogącym doprowadzić do masakr większych niż w przeszłości. Jego depresję potęguje złe przyjęcie „Śmierci na kredyt". Powstaje mieszanka wybuchowa w postaci broszury „Mea culpa". Pisze w niej o ludzkiej naturze, która zerwała się z łańcucha. Szydził: „We Francji wciąż jesteśmy »uciskani«. Możemy narzekać, wpisywać wszystkie nasze nieszczęścia na rachunek pijących krew. W ZSRR nie ma już uciskanych, więc nie możemy nawet krytykować wyzyskiwaczy. Życie staje się nie do zniesienia".

W radzieckich rewolucjonistach widział spadkobierców francuskiej rewolucji – spragnionych grabieży i gilotyny, zaś w lewicowych intelektualistach „zaciekłych konserwatystów". Nie miał wątpliwości, że program komunistów jest całkowicie materialistyczny: chodzi o to, żeby się napchać. Paradoks polega na tym, że właśnie w ZSRR, gdzie lud stał się królem – król nie miał co jeść. Pisze, że prawdziwy komunizm powinien być nie tylko dzieleniem się bogactwami, ale i cierpieniem. Tymczasem nie zauważył braterskich uczuć. Komunizm jest więc systemem bez komunistów.

Planem na przyszłość dla pisarza staje się mistycyzm, poezja i szaleństwo, „które mogą przełamać łańcuch egoizmu i materializmu". To zbliża go do innej krwawej mrzonki, czyli nazizmu. W „Mea culpa" pojawiają się też pierwsze antysemickie wycieczki. „Tak długo, jak czujesz się trochę Żydem, masz ubezpieczenie na życie". I wyrokuje: „Staniemy się totalitarni! Z Żydami czy bez Żydów".

Antysemicka fobia rośnie. W „Pogromowych drobiazgach" (1937), które w odcinkach drukował w Polsce tygodnik ONR „Prosto z Mostu", Céline zrzuca na Żydów odpowiedzialność za brak chęci wystawienia jego sztuki w teatrze. Skandalem staje się „Szkoła trupów" z 1938 r., zaś puentą antysemityzmu jest pisanie o „zbliżeniu między Francją oczyszczoną z demokracji parlamentarnej, jej Żydów i masonów, z nazistowskimi Niemcami". „Kto zrobił najwięcej dla robotnika? To nie Stalin, to Hitler. Wszystkie wojny, wszystkie rewolucje, są w końcu tylko pogromami Aryjczyków organizowanymi przez Żydów". Nagromadzanie antysemickich epitetów, wskazujące na ewidentną obsesję, jest fundamentem kolejnej agitki z 1941 r., której tytuł bywa tłumaczony jako „Śliwka w gównie".

„W tej chwili, w tak tragicznych okolicznościach obojętność nie jest już odpowiednia. Aby wybrać, musisz zdecydować się na rodzaj perwersji, nie wystarczy powiedzieć, że jesteś zły, musisz mieć straszliwą wiarę, okrutną nietolerancję, nie ma wielkiego wyboru, jest aryjski lub masoński, żydowski lub antyżydowski".

Atakuje również francuskie społeczeństwo, nie oszczędzając polityki marszałka Pétaina, stojącego na czele marionetkowego reżimu Vichy kolaborującego z Niemcami. Odwiedzając wystawę „Żyd i Francja", oskarża kuratora o wyeliminowanie z księgarni swoich antysemickich pamfletów. Te zaś są kontrowersyjne nawet dla nazistów. Inni kolaboranci narzekają, że Céline „psuje antysemityzm" „nieprzyzwoitością" i „okrzykami histerii". W lutym 1944 r. podczas kolacji w ambasadzie niemieckiej w Paryżu oświadczył niemieckiemu ambasadorowi Otto Abetzowi, że Hitler nie żyje i został zastąpiony przez „żydowskiego sobowtóra". Tylko psychiatrzy mogliby stwierdzić, czy to konsekwencja wojennego postrzału. Kula została w okolicy środkowego ucha, po trepanacji ubytek wypełniono stalową blaszką, ale do końca życia Céline skarżył się na szumy w głowie, bezsenność i miał częściowo sparaliżowaną połowę ciała.

Po lądowaniu aliantów w Normandii 6 czerwca 1944 r. Céline, obawiając się o swoje życie, opuścił Francję wraz z żoną Lucette i złotymi monetami o wartości miliona franków wszytymi w kamizelkę, a także dwiema ampułkami z cyjankiem rtęci oraz fałszywymi dokumentami. Z Baden-Baden, gdzie zgromadzili się prominenci Vichy, chciał przedostać się do Danii. Bezskutecznie. Pod koniec października 1944 r. osiadł z żoną i kotem Bébertem nieopodal zamku Sigmaringen, który zajmował marszałek Pétain i jego dygnitarze. Tuż przed upadkiem III Rzeszy, dzięki interwencji Hermanna Bicklera, wysoko postawionego francuskiego kolaboranta w szeregach SS, uciekł przed wojskami de Gaulle'a, Rosjanami i Amerykanami do Kopenhagi, gdzie miał za co żyć, bo dawna duńska kochanka Céline'a zakupiła za jego honoraria sztabki złota, które spieniężył na czarnym rynku.

Francuscy kolaboranci

Sprawiedliwość w końcu jednak go dopadła: 17 grudnia 1945 r. został aresztowany. Spędził półtora roku w więzieniu i ponad trzy lata w internowaniu.

To jeden z punktów wyjścia wznowionej właśnie przez wydawnictwo Czuły Barbarzyńca powieści „Z zamku do zamku" (1957). Gdy Céline'a pochowano już za życia jako pisarza – zaskoczył wszystkich tą pierwszą częścią trylogii, na jaką składają się również „Nord" (1960) i wydany po śmierci „Rigodon" (1969). Zaskoczył zwłaszcza formą i językiem – jeszcze bardziej emocjonalnym, energetycznym, kolokwialnym niż w „Do kresu nocy". Pobił rekordy szyderstwa, co charakteryzuje także prozę i dramaty Thomasa Bernharda, tyle tylko że Austriak w takim stylu wywlekał na widok publiczny nazistowskie tajemnice rodaków. Uderzająca jest autoironia Céline'a: „Tak całkiem szczerze, między nami, to kończę jeszcze gorzej, niż zacząłem...". Warto dać kilka innych przykładów w znakomitym przykładzie Oskara Hedemanna. Czytamy: „Zgadzam się, mam jeszcze większe odjazdy niż cała reszta... Ale to przez ten strach, że jestem poza prawem... panikujący, beznadziejny konformista! Tak, przez ten zajebisty strach zupełnie mi odpala!... Bredzę, waham się, tchórzę!... Chociaż i tak nie mówię wszystkiego, co to, to nie!".

Opisy wojny przypominają obrazy najwybitniejszych ekspresjonistów: „Jak przebijaliśmy się przez kilka rozjuszonych, gromowładnych armii... Wszystko się rozpadło, niebo i szyny! Miażdżyli na swojej drodze dokładnie wszystko, mężczyzn, pociągi pancerne, niemowlęta, teściowe!.... To były dopiero latające fortece! Eskadra za eskadrą. (...) Niczym ożywione i rozpalone na nowo fosforyzujące wulkany, przemielone jeszcze raz!... Bing! Brauum! Przedmieścia wciskające się do katedr!... Lokomotywy zawieszone na dzwonnicach! Istne piekło! Trzeba było to widzieć!...".

Niepowtarzalny jest opis zamku Hohenzollernów, gdzie schronił się rząd Vichy. „Zupełnie jak w operetce... Idealna scenografia... Czekacie na wejście sopranów i bohaterskich tenorów... Akustyka: cały las do dyspozycji!... Dziesięć, dwadzieścia gęsto zalesionych gór!... Schwarzwald, lawiny sosen, wodospady... Przestrzeń sceniczna: miasto ślicznie wycyzelowane, tu na różowo, tam zieleń, trochę jak bombonierka, tam znowu na pistacjowo, kabarety, hotele, sklepiki, miejscami trochę cudaczne, gdy chodzi o możliwą reżyserię... Wszystko w stylu »szwabskiego baroku« i »Zajazdu pod Białym Koniem«... Już wiadomo, co jest grane, nie?... Ale największe monidło to sam zamek!.. Jakby tort wyrastający z miasta... Stiuki i wzmocniona tektura!... Ale i tak wzięłoby się wszystko: zamek, miasteczko, Dunaj, jak na Placu Pigalle!... (...) Brakuje tylko turystów w autokarach!... I paryskiej policji! Ależ waliłyby tłumy! I jaka kasa do tego!".

Niesamowite są opisy bombardowanego przez aliantów pociągu Wilhelma II, którym francuscy kolaboranci jadą na pogrzeb jednego z dygnitarzy. Jest zima, okna powybijane, a „elita Francji" jak banda złodziei odrywa ze ścian przedziałów obicia, żeby się ogrzać. Owija zmarznięte głowy zwojami fioletowego muślinu. Czyste szaleństwo! Cała ludzkość przypomina pacjentkę z ostatnich stron powieści – kobietę, która jest śmiertelnie chora na raka, a mimo to wypiera fakt choroby, śmieje się histerycznie i liczy na to, że czeka ją świetlana przyszłość.

Portrety dynastii Hohenzollernów to galeria zamaskowanych gangsterów. Nie da się ukryć! Analogicznie jest z marszałkami, ministrami i artystami związanymi z Vichy, bo ważnym tematem „Z zamku do zamku" jest francuska hipokryzja na tle kolaboracji z Niemcami. Céline ewidentnie próbuje zbagatelizować swoje winy, pokazując się jako jeden z wielu uwikłanych w nazizm. Dlatego obrzuca błotem bezsprzecznie winnych polityków, ale i artystów. Nie oszczędza Pierre'a Lavala, premiera przedwojennej francuskiej republiki, ale i prezydenta Vichy. Jak pokazuje historia polityk nie grał wyłącznie o zachowanie narodowej substancji. Pomagał Niemcom w zdobyciu francuskich kolonii, gdzie znajdowały się wojska de Gaulle'a. Wydał im złoto Narodowego Banku Belgii, powierzone Francji przez Brukselę. Sprzedał francuskie udziały w największej europejskiej kopalni miedzi w Jugosławii, produkującej wysoce strategiczny metal. Wykroczył poza sugestie Niemców i zgodził się, by wywózka do obozów koncentracyjnych obejmowała żydowskie dzieci poniżej 16. roku życia – w trosce o zachowanie integralności rodzin!

Céline bierze też na celownik poetę, dramatopisarza i reżysera Jeana Cocteau, który nie miał po wojnie większych problemów, chociaż podczas okupacji wystosował apel do młodych Francuzów i pisarzy, wzywając ich do wzięcia udziału w „Nowym Zakonie Europejskim", czyli zachęcał do narodowego socjalizmu i kolaboracji. Jego film z 1943 r. „Wieczny powrót" to nowoczesna transpozycja legendy o Tristanie i Izoldzie. „Jean Marais niczym blond archanioł, w skórzanych butach wyglądała bardziej jak bohater wagnerowski lub esesman niż rycerz średniowieczny" – pisali brytyjscy krytycy. O Hitlerze powiedział: „To poeta, którego dusza była silniejsza od pionków". Cocteau nie zerwał też przyjaźni z Arno Brekerem, ulubionym rzeźbiarzem Hitlera. Pisał entuzjastycznie o niemieckim artyście w jednym z periodyków.

Céline uderza również w Jeana-Paula Sartre'a, który domagał się jego śmierci, a sam zgodził się pokazać swoją sztukę oficerom SS w okupowanym Paryżu. Hitlera w „Z zamku do zamku" Céline też opluwa: „Taki Hitler na przykład... wszystkiego po trochę... Ździebko Maga z Brandenburgii, półbękart Cezara, niby to malarz, niby to naiwno-przaśny alfons, pewnie też i pedał, no i specjalista od gaf". Można w tym dostrzec objaw totalnego anarchizmu, który otwarcie wyznawał pisarz. Ale zachwycał się przecież Hitlerem, na co zostawił liczne dowody. Wszystko wskazuje na to, że po wojnie próbował kokietować nihilizmem, uznając, że jest bardziej wybaczalny niż nazizm. Zacierał ślady, tym bardziej, że przecież po wojnie nie zgadzał się na wznowienie swoich antysemickich broszur.

Agent Heydricha

Z pewnością miał sporo szczęścia. Jest oczywiste, że uwikłani w kolaborację Francuzi nie rozliczyli się z niej do końca. Taki panował klimat podczas zimnej wojny pomiędzy Ameryką i ZSRR, dawnymi aliantami, którzy swoich wrogów z nazistowskich Niemiec zaczęli traktować ulgowo, wykorzystując do własnej polityki. Skandal z wyrozumiałością dla Céline'a nie był więc wyjątkiem. Na całym świecie cieszyło się życiem tysiące nazistów, którzy doprowadzili do śmierci miliony ludzi. Albert Speer, architekt przemysłu wojennego Hitlera, wyszedł z więzienia w 1966 r., lansował wygodny dla wszystkich zbrodniarzy mit urzędnika, wykonującego wyłącznie rozkazy szaleńca i był gwiazdą BBC.

Potem przychodzi czas zachwytu Henry'ego Millera i Kurta Vonneguta, a wśród miłośników Céline'a jest też Michel Houellebecq. Jak pisze Sten Johnson, „korzystając z luksusu bardziej liberalnej epoki, pozwala swoim bohaterom na utajone uprzedzenia, które – w formie faszystowskiej i antysemickiej – zniszczyły reputację Céline'a i uczyniły go pariasem w powojennej Francji". Nic dziwnego, że pierwsze, niezwykle rzadkie wydanie debiutanckiej powieści Céline'a sprzedano za kwotę 165 tys. euro, zaś uważany za zaginiony rękopis poszedł za 500 tys. funtów!

Także w Polsce mieliśmy do czynienia z pozytywną legendą Louisa-Ferdinanda Céline'a. Krzysztof Kamyszew, autor wstępu do „Podróży do kresu nocy", wydanej przez zasłużone podziemne wydawnictwo Krąg, pewnie z dobrej woli, mocno argumentował na rzecz niewinności pisarza. Teraz jednak jesteśmy bogatsi o nowe ustalenia. W książce „Céline, rasa, Żyd" (2017) Pierre-André Taguieff i Annick Duraffour dowodzą jednoznacznie, że jeszcze przed wojną pisarz współpracował z nazistowską propagandową instytucją Welt-Dienst, która fabrykowała dla niego fałszywe dokumenty. Zaś w czasie wojny był nazistowskim agentem wpływu, chętnym do dobrowolnej współpracy z niemieckimi służbami, podległymi Reinhardowi Heydrichowi, współodpowiedzialnemu m.in. za Holokaust. Céline zadenuncjował co najmniej siedem osób o żydowskim pochodzeniu.

Jego słynne credo: „Nie jestem na tyle zły, by dawać mi przykład", okazało się bezczelnym kłamstwem. Zostały po nim wybitne książki.

PLUS MINUS

Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:

prenumerata.rp.pl/plusminus

tel. 800 12 01 95

Samuel Beckett, Thomas Bernhard, Henry Miller, Kurt Vonnegut, amerykańscy bitnicy. To tylko kilku gigantów światowej literatury, którzy chłonęli książki Céline'a (1894–1961) i uczyli się od niego literackiego arcymistrzostwa. Do tej listy dopisałby się chętnie Jim Morrison z The Doors, który zaśpiewał w 1967 r. „End of The Night", nawiązując do debiutanckiej powieści Céline'a z 1932 r. „Podróż do kresu nocy". Inspirowana m.in. „Kandydem" Voltaire'a zachwyciła krytyków z lewicy i prawicy – i tylko z powodu niekorzystnego układu głosów Céline nie otrzymał za nią Nagrody Goncourtów, najważniejszego literackiego wyróżnienia we Francji.

Pozostało 96% artykułu
Plus Minus
Oswoić i zrozumieć Polskę
Plus Minus
„Rodzina w sieci, czyli polowanie na followersów”: Kiedy rodzice zmieniają się w influencerów
Plus Minus
Gość "Plusa Minusa" poleca. Robert M. Wegner: Kawałki metalu w uchu
Plus Minus
Bogusław Chrabota: Rok po 7 października Bliski Wschód płonie
Plus Minus
Taki pejzaż
Plus Minus
Jan Maciejewski: Pochwała przypadku