Samuel Beckett, Thomas Bernhard, Henry Miller, Kurt Vonnegut, amerykańscy bitnicy. To tylko kilku gigantów światowej literatury, którzy chłonęli książki Céline'a (1894–1961) i uczyli się od niego literackiego arcymistrzostwa. Do tej listy dopisałby się chętnie Jim Morrison z The Doors, który zaśpiewał w 1967 r. „End of The Night", nawiązując do debiutanckiej powieści Céline'a z 1932 r. „Podróż do kresu nocy". Inspirowana m.in. „Kandydem" Voltaire'a zachwyciła krytyków z lewicy i prawicy – i tylko z powodu niekorzystnego układu głosów Céline nie otrzymał za nią Nagrody Goncourtów, najważniejszego literackiego wyróżnienia we Francji.
Zawiedziony ochotnik
W Polsce „Podróż do kresu nocy" przetłumaczył błyskawicznie Wacław Rogowicz i poszedłbym o duży zakład, że czytał ją z wypiekami na policzkach Witold Gombrowicz. Długie sekwencje podróży statkiem do Afryki można uznać za matrycę absurdalno-paradoksalnego stylu autora „Trans-Atlantyku", a i w tej powieści również możemy odnaleźć odbicie debiutanckiej książki Céline'a. Z kolei bez rozdziałów rozgrywających się w początkowych tygodniach I wojny światowej, których tłem są szpitale, w tym psychiatryczne – nie byłoby „Paragrafu 22" i Joseph Heller, autor powieści, zekranizowanej ostatnio z udziałem George'a Clooneya, przyznawał to otwarcie.
Céline miał prawo przedstawić bestialstwo wojny, głupotę dowódców i polityków, a także podejrzane strony patriotyzmu oraz działalności dobroczynnej, ponieważ jako ochotnik rozpoczął służbę we francuskiej kawalerii, a gdy wybuchła wojna, również na ochotnika, bohatersko zgłosił się do trudnego zadania. Został wówczas postrzelony w głowę i ramię. Po wielokroć był świadkiem barbarzyństwa Europejczyków, dlatego twierdził, że nie różnią się niczym od Azteków, którzy składali krwawe ofiary z tysięcy niewinnych pobratymców. Powieść roi się od turpistycznych scen, pokazujących, jak ostrzeliwani i bombardowani żołnierze, bez rąk, nóg i głów stają się gejzerami krwi. Codziennością wojny jest robienie fortun na dostawach dla wojska, zaś współczucie burżuazji i mieszczan dla ofiar to farsa, bo jednocześnie najbogatsi wykupują się ze służby w wojsku, płacąc za to olbrzymie łapówki. Dla świadomych tego żołnierzy jedynym sposobem na obronę życia jest kłamstwo, symulowanie i cynizm. Naprawdę straszny jest motyw matki, której syn został rozbity w pył przez armatni pocisk, a którą inni żołnierze naciągają po wielokroć na stufrankowe datki, żywiąc jej rozpacz frontowymi opowieściami o dziecku – prawdziwymi i zmyślonymi. Dopóki matka nie powiesi się z rozpaczy.
Obserwacje na temat wojny i patriotycznych ideałów Céline ma takie same jak czeski Jaroslav Hašek i jego dzielny wojak Szwejk, tyle tylko, że francuski pisarz, używając groteskowego poczucia humoru, nie chce się nim ratować, nie chce nikomu dawać nadziei. Staje się kapłanem czarnego humoru, a jeśli nawet z premedytacją przesadza, to dlatego, że stracił wiarę w Boga, w człowieka, cywilizację, wartości. Uważa, że kiedy trzeba, człowiek potrafi kochać i nienawidzić jednocześnie, a ostatecznie zabija innych, by przetrwać. Pisze tak: „W chłodzie Europy, pod skromną szarością Północy, poza momentami rzezi, podejrzewamy tylko kotłujące się okrucieństwa naszych braci, ale ich zgnilizna wdziera się na powierzchnię, jak tylko ich rozweseli podła gorączka zwrotników. Wówczas ludzie rozpinają się z pasją, i draństwo triumfuje, zalewając nas ponad głowę". To diagnoza choroby człowieka wydana przez pisarza, który był również lekarzem.
W „Podróży do kresu nocy" poza pobytem w Kamerunie Céline opisał też pracę w amerykańskiej fabryce Forda, zaś w wydanej w 1936 r. „Śmierci na kredyt", którą w Polsce przetłumaczył Julian Stryjkowski, m.in. pobyt w Niemczech, gdzie został wysłany jako chłopiec, by podszkolić niemiecki, co miało mu się przydać w pracy za sklepową ladą.