Za obowiązującą modą podążył więc u nas kilkanaście lat temu Grzegorz Jarzyna w operowym debiucie w Teatrze Wielkim w Poznaniu. W „Cosi fan tutte" Mozarta uwspółcześnił akcję, rozebrał solistów oraz zaludnił scenę dziewczynami o kształtnych piersiach. Był męski striptiz, był też transwestyta, a najprzystojniejszy polski tenor tamtej dekady, Adam Zdunikowski, efektownie prezentował się, paradując w samych brokatowych bokserkach. Taki jest zdaniem Grzegorza Jarzyny dzisiejszy świat, w którym szybki seks zastąpił prawdziwą miłość. Nie jest to teza zbyt odkrywcza, szokować może tylko to, że dla jej udowodnienia posłużono się operą Mozarta. Można było zresztą odnieść wrażenie, że reżyser wpadł w pewną pułapkę, nieustanne eksponowanie kobiecych biustów i męskich pośladków zaczynało po prostu nużyć. Warszawscy fani reżyserskich dokonań Grzegorza Jarzyny, przybyli na poznańską premierę, zgotowali mu jednak entuzjastyczną owację, uznając, że staje się reformatorem skostniałej sztuki.
Wtedy, w 2005 r. Grzegorz Jarzyna wszedł jednak do świata opery przez dawno otwarte drzwi. Nie był nawet pierwszy na krajowej arenie. Pierwsze nagie ciało – o czym mało kto pamięta – pojawiło się jeszcze w PRL-u, w Teatrze Wielkim w Warszawie rządzonym żelazną ręką przez Roberta Satanowskiego. W „Złotym koguciku" Rimskiego-Korsakowa w reżyserii Laco Adamika z łoża cara Dydona wyskakiwała jego goła oblubienica, na widowni zaś rozlegał się szmer, nie wiadomo dokładnie – zadowolenia czy zachwytu. Warto bowiem dodać, że Amelfę kreowała urodziwa i powszechnie szanowana Pola Lipińska. Kładła się w królewskim łożu w nocnej koszuli, a wychodziła z niego naga statystka o podobnych kształtach. Efekt okazał się zaskakujący, tym niemniej była to jedynie niewinna igraszka teatralna. Europa zaś w tym czasie poznawała operę „Le grande macabre", której jedna z bohaterek śpiewała przez znaczną część spektaklu zgodnie z wolą kompozytora, Györga Ligetiego, w stroju biblijnej Ewy.
Kogo kochał Orfeusz
Opera od początku swych dziejów była podszyta erotyką z pewną dozą wyuzdania, w końcu muzyka jest sztuką miłości, a pierwszym operowym bohaterem stał się poeta Orfeusz, który poślubił piękną Eurydykę. W kilka dni po weselu jego żona zmarła po ukąszeniu węża. Co było dalej – powszechnie wiadomo, ale jednak nie do końca. Zrozpaczony Orfeusz zszedł do podziemnego świata duchów i ubłagał bogów, by oddali mu żonę. W drodze do świata żywych, niepomny zaleceń, spojrzał jednak na nią i przez to ponownie ją utracił. O tym właśnie opowiadają pierwsze dzieła operowe – Jacopo Periego i Claudio Monteverdiego. Nie ma w nich wątku, o którym mówią badacze mitologii: że później Orfeusz nie zapragnął już żadnej kobiety i przerzucił się na chłopców.
Ta odrobina perwersji pojawiła się w początkach opery także za sprawą Kościoła katolickiego, gdy papież Sykstus V w 1588 r. zakazał kobietom wstępu na scenę, przez co w teatrze nastał czas przebieranek. Pomińmy modę na kastratów i ich zadziwiającą erotyczną atrakcyjność (wiele ówczesnych dam chętnie sprawdzało, czy można z nimi uprawiać seks). Dla samej opery ważniejsze było początkowo obsadzanie chłopców w rolach żeńskich (niezachowana „Dafne" Periego), a po pewnym czasie – kobiet w rolach męskich. Na takim pomyśle opiera się choćby jedyna opera purytańskiego Ludwiga van Beethovena, której tytułowy bohater Fidelio jest kobietą w przebraniu, a słynna niemiecka primadonna z początku XIX w., Anna Milder-Hauptmann, wsławiła się nawet interpretacją tenorowej partii Tamina w „Czarodziejskim flecie" Mozarta. Podobno robiła to tak wspaniale, że publiczność nie tylko oglądała przez lornetki jej nogi w obcisłych trykotach, ale spoglądała też nieco wyżej, pragnąc sprawdzić, czy nie dojrzy widomych oznak męskości i w ten sposób zdemaskuje rzekomą Frau Hauptamnn.
Mistrzem erotycznych gier był Wolfgang Amadeusz Mozart, zwłaszcza gdy miał do dyspozycji doświadczonego w miłości autora libretta Lorenza da Ponte. Razem stworzył nie tylko operę o próbie wierności („Cosi fan tutte"), lecz także „Wesele Figara". Podstawą intrygi jest tu zamiar Hrabiego, który nie zamierza zrezygnować z prawa pierwszej nocy i chce zdobyć Zuzannę, narzeczoną swego służącego. W tle jest ponadto erotycznie dwuznaczna postać Cherubina (kolejna operowa rola męska napisana dla kobiety). Ten kilkunastoletni chłopak zaczyna odkrywać uroki miłości i chciałby wreszcie poznać, czym jest seks. Cherubin lubi ponadto ukrywać się w kobiecych przebraniach, co dodaje mu seksualnej dwuznaczności. Ponad 120 lat później, wzorując się na Mozarcie, cudownie rozbudował pomysł takiej przebieranki Richard Strauss w „Kawalerze srebrnej róży", wprowadzając postać siedemnastoletniego Oktawiana – partii na głos mezzosopranowy. Tak więc śpiewaczka musi wcielić się w młodzieńca, a potem wskutek intrygi znów stać się kobietą, bo Oktawian – nie chcąc skompromitować swej kochanki – przebiera się za jej pokojówkę. Finał tej komedii następuje w ostatnim akcie, kiedy supermacho baron Ochs pragnie zaciągnąć do łóżka pokojówkę, którą w rzeczywistości jest Oktawian (grany przez kobietę). Daje to pole do popisu współczesnym reżyserom, bo nie do końca wiadomo, jaką płcią jest zainteresowany Ochs.