Andrea Camilleri. Bóg literatury, który walił prawdę prosto w oczy

Nadęcie było mu obce. Nie znosił celebrowania siebie samego. Z dystansem traktował sukcesy. Mając określone i twarde poglądy, nie wykluczał nikogo. Choć Andrea Camilleri łączył ludzi, nikogo nie oszczędzał. Wytykał Włochom wszystkie błędy i przewinienia. A delikatny za bardzo nie był.

Publikacja: 13.03.2020 18:00

Andrea Camilleri. Bóg literatury, który walił prawdę prosto w oczy

Foto: Getty Images

Siedemnastego lipca 2019 roku we Włoszech umarł bóg. Bóg literatury. Czytali go wszyscy, bez względu na poglądy polityczne i wyznanie. Był bez wątpienia ostatnim gigantem, który łączył ludzi, chociaż ich nie oszczędzał. Wytykał Włochom wszystkie błędy i przewinienia. A delikatny za bardzo nie był. Jak Oriana Fallaci walił prawdę między oczy.

Dzisiaj jego książki wznawiane są na potęgę, a telewizja RAI przygotowała specjalnie przed pierwszą rocznicą jego śmierci trzy nowe odcinki „Komisarza Montalbano", którą to postać Andrea Camilleri wykreował. Serial emitowany jest nieprzerwanie od 1999 roku, święcąc triumfy – jeden z odcinków („La giostra degli scambi") odnotował ponad 11-milionową widownię. Nadawany jest w ponad 20 krajach świata, w Wielkiej Brytanii w roku 2016 był jednym z dziesięciu najczęściej oglądanych programów.

Powstał również film na podstawie jednej z historycznych powieści pisarza „La concessione del telefono", o której jego reżyser Roan Johnson mówił: „To powieść o ludzkiej głupocie i tępocie wielkiego państwa, którą mogliby zekranizować bracia Coen, ale nie mieli czasu, więc ja musiałem się tym zająć".

* * *

Camilleri, autor ponad 100 powieści, zmarł w Rzymie w szpitalu Santo Spirito. Miał 93 lata. Był gadułą, opowiadaczem, wręcz nałogowym. Pod koniec życia, kiedy prawie stracił wzrok i swoje powieści dyktował, powiedział: – Co robiłbym, gdybym nie pisał? Siedziałbym na placu i opowiadał, opowiadał...

Camilleri był przez długie lata traktowany we Włoszech jak wyrocznia. Udzielił setek, o ile nie tysięcy, wywiadów, w których nie padały banały. Odwiedzał szkoły, rozmawiał z uczniami. W knajpach jak równy z równym konwersował z kelnerami. Interesowało go dosłownie wszystko. Życie polityczne i społeczne było jego żywiołem, oprócz literatury, rzecz jasna, która – kiedy zaczynał karierę – była ważna, ale chyba nie najważniejsza.

Nie studiował bowiem filologii włoskiej. Wyjechał z Sycylii do Rzymu, żeby uczyć się w słynnej Narodowej Akademii Sztuki Dramatycznej (Accademii Nazionale d'Arte Drammatica) założonej przez krytyka i teoretyka teatru Silvia D'Amico, przyjaciela Pirandella, którego znali również rodzice Camilleriego, albowiem babcie tych dwóch rodzin były kuzynkami. A obie familie blisko ze sobą współpracowały, handlując węglem i siarką. Porto Empedocle, gdzie Andrea się urodził, od Caosu, gdzie przez pewien czas mieszkał młody Pirandello, dzielą tylko 2 kilometry.

Pirandello, chociaż ideologicznie obcy Camilleriemu, bo jednak poparł faszyzm (w roku 1924 napisał nawet list do Mussoliniego, deklarując wstąpienie do Narodowej Partii Faszystowskiej: „jeżeli Ekscelencja uzna mnie za godnego do włączenia się w szeregi..."), był mu bliski ze względu na teatr, który kochał, i oczywiście ze względu na Sycylię, którą opisywał, używając czasami dialektu.

Po studiach zafascynowany teatrem Camilleri wystawiał sztuki Pirandella, przywoływał w wywiadach elementy z jego sztuk i opowiadań, zamieszczał je w swoich książkach. Napisał także jego fabularyzowaną biografię „La biografia del figlio cambiato". Jako pierwszy przywiózł do Włoch Samuela Becketta, którego w 1958 roku wystawił w Teatro dei Satiri w Rzymie. Interesował się teatrem Ionesco i Strindberga. Potem pochłonęła go telewizja RAI, dla której zrealizował wiele filmów i serii. Był producentem filmów o komisarzu Maigrecie.

* * *

Swoją pierwszą powieść opublikował dopiero w roku 1978, ale przeszła ona bez echa. Jedna książka – nic, druga – nic. Ale już wtedy kiełkował mu w głowie pomysł nieistniejącego sycylijskiego miasteczka Vigata, pojawiły się zaczątki słynnego „dialektu Camilleriego", będącego mieszanką prawdziwej sycylijskiej mowy i jego własnej inwencji.

Jednak dopiero w roku 1994, kiedy opublikował „Kształt wody" (w Polsce przetłumaczony przez Jarosława Mikołajewskiego), odniósł jako taki sukces. Bo komisarz Salvo Montalbano, który wtedy pojawił się w powieści po raz pierwszy, nie stał się co prawda ikoną włoskiego kryminału od razu, ale był to pierwszy krok w drodze do fenomenalnej wręcz popularności.

Książka, wcześniej odrzucona przez wiele prestiżowych wydawnictw, została w końcu wydana przez znaną, ale niezbyt dużą, sycylijską oficynę Sellerio – w której zawsze ukazywały się i nadal się ukazują ambitne pozycje, jak chociażby „Mój wiek" Aleksandra Wata i Czesława Miłosza czy powieści Siergieja Dowłatowa.

Wiele lat później wszyscy wielcy włoscy wydawcy będą sobie pluli w brodę, że interes życia przeszedł im koło nosa, a całość puli zgarnęła niewielka oficyna z Palermo. Camilleri pozostał jej wierny do końca. Zaczynając swoją pisarską karierę bardzo późno, bo w wieku prawie 70 lat (niech cezurą będzie tutaj pierwsza powieść z komisarzem Montalbano), sprzedał prawie 30 milionów egzemplarzy swoich książek, które zostały przetłumaczone na 120 języków.

Montalbano stał się we Włoszech symbolem uczciwości, możliwości, wrażliwości i odwagi cywilnej na tle szalejącego tchórzostwa. Od początku polubili go też policjanci. Powód był prosty: komisarz był człowiekiem z krwi i kości, który zawsze pomagał, a o korupcji mówił otwarcie.

Montalbano chociaż nigdy otwarcie nie zajmuje stanowiska politycznego, instynktownie wie, po której stronie trzeba stanąć. Nie wygłasza jednak zaangażowanych monologów, jest człowiekiem, który działa i pracuje, a nie mieli językiem jak wielu jego współziomków.

Camilleri chciał w ten sposób pokazać, a Włochom się to spodobało, że w kraju, który uważany jest (niesłusznie) za leniwy i brudny (zwłaszcza na południu), sprawy mogą się mieć zupełnie inaczej. Bo Italia to także państwo ludzi uczciwych i ciężko pracujących. Nie tylko na północy.

* * *

Wszyscy Włosi do dzisiaj automatycznie kojarzą Camilleriego z Sycylią do tego stopnia, że kiedy Mark Lawson, dziennikarz „Guardiana", który kilka lat temu przeprowadzał wywiad z pisarzem w Rzymie, rozmawiając z przygodnie spotkaną kobietą, mówił jej, że dosłownie za pół godziny spotka autora „Kształtu wody", ta odparowała: „Ależ nie. Złe miejsce. On mieszka na Sycylii". W rzeczywistości większość życia spędził w stolicy Italii.

I przez cały czas walczył ze stereotypami. Nie chciał na przykład pisać o mafii, w przeciwieństwie do Leonarda Sciascii (swojego przyjaciela), który jako pierwszy wprowadził mafię do literatury w powieści „Dzień puszczyka". – Pisanie o mafiosach przynosi im sławę – argumentował. – Więc nie tykam tego tematu.

I pokazywał, że Sycylia oprócz tego, iż zdarzają się tam rzeczy haniebne i podłe, jak wszędzie na świecie, to także doskonałe miejsce do życia. To piękno widać też doskonale w znakomitym serialu realizowanym na podstawie książek Camilleriego, który, podobnie jak powieści sycylijskiego autora, jest nieprzyzwoicie wręcz popularny, czasami nawet bardziej aniżeli piłka nożna. Premierowy odcinek ogląda nawet 11 milionów widzów.

To olbrzymia siła, którą Camilleri czasami wykorzystywał, żeby przemycić swoje poglądy, niemniej trzeba przyznać, że nigdy nie robił tego zbyt nachalnie. Gdzieniegdzie tylko delikatna ironia, wyrafinowane wtręty, zero pedagogiki. No i świetne dialogi. W wywiadzie dla „Guardiana" mówił: „Teatr nauczył mnie rozumienia dialogu. Kiedy piszę powieść, jeżeli pojawia się nowa postać, przede wszystkim myślę o rozmowie tej postaci z inną, potem zaś biorę się do psychologii".

Camilleri pracował nad swoimi powieściami jak scenarzysta. Zafascynowany był metodą pracy słynnego Diega Fabbriego, dramaturga i scenarzysty, współpracownika Rosselliniego i Felliniego, który znany był z tego, że pracując nad scenariuszem, kupował pięć egzemplarzy danej książki, wydzierał z niej kartki, abstrahował wątki fabularne i układał je w jednym rzędzie, następnie wszystkie strony tasował jak karty do gry, dopisując potem nowe sceny. „Pracowaliśmy razem w telewizji... Kiedy zacząłem pisać powieści, ta metoda do mnie wróciła".

* * *

Camilleri przez całe życie podkreślał, że zawsze był wierny swojej małej sycylijskiej ojczyźnie, językowi (a raczej dialektowi), ludziom, opowiadaniu i komunizmowi. Do partii zapisał się bardzo wcześnie, bo jeszcze w latach 40.

Niemniej jako 14-latek, jak prawie wszyscy jego rówieśnicy, był zafascynowany faszyzmem. Napisał nawet list do Duce z prośbą, aby wstawił się za nim, albowiem chciał wstąpić do armii i walczyć w Abisynii, co było niemożliwe ze względu na wiek. Wierzył, że faszyzm może faktycznie pomóc ludziom biednym. Wkrótce odkrył wielkie kłamstwo i wybrał marksizm. A o swoim krótkim epizodzie faszystowskim opowiadał publicznie, niczego się nie wstydził.

Bronił nawet rewolucji chińskiej. Twierdził, że skoro jedna miska ryżu mogła uratować istnienie, jej sens był niepodważalny. Wskazywał na solidarność, która wpisana jest w sens tej idei: „zapomnieliśmy o niej w dobie kapitalizmu i dobrobytu (...) Usunęliśmy nie tylko zasady komunizmu, ale także zasady chrześcijaństwa, a nawet życia".

Na zarzuty o utopijność, która wpisana jest w tę ideę, odpowiadał, że komunizm został pochłonięty i przekształcony w utopię właśnie dlatego, że został źle zrealizowany. A przecież nie ma idei bardziej egalitarystycznej i „chrześcijańskiej".

Leonardo Sciascia, podobnie jak Camilleri komunista, mawiał, że katolicyzm i komunizm to są dwie bardzo do siebie podobne parafie. Camilleri dodawał często, że i owszem, może i są podobne, różnica jest tylko taka, że religia próbowała czynić ludzi lepszymi w zaświatach, komunizm zaś na ziemi.

W ostatnich wypowiedziach i wywiadach mówił wiele o kryzysach, nie tylko gospodarczych, które niedługo nas nawiedzą. „W nie tak odległej przyszłości zacznie brakować wody". I kto wie? Może wtedy zaczną się nowe wojny? O szklankę wody? Kiedyś złotem była sól, w dzisiejszych czasach będzie to prawdopodobnie woda.

Dopominał się zawsze o prawa dla emigrantów, którzy bywali bohaterami jego książek. Miał doskonały kontakt z UNHCR – Wysokim komisarzem Narodów Zjednoczonych ds. uchodźców, z którą współpracował w licznych projektach, był nawet przewodniczącym jury konkursu „Per mare. Za odwagę tym, którzy ratują życie". Włochów, którzy w tej kwestii stawali po stronie byłego wicepremiera i ministra spraw wewnętrznych Mattea Salviniego, nazywał rasistami.

W jednym z wywiadów mówił, że Italia w ogóle jest krajem faszystów i rasistów. Powtarzał myśli Oriany Fallaci. „To zmutowany wirus. Nie mogę powstrzymać się od stwierdzenia, że w dzisiejszym rządzie mamy uderzający przykład mentalności faszystowskiej w postaci ministra Salviniego".

Brał udział w akcji mającej zapobiec powrotowi do polityki Berlusconiego, którego uważał za jednego z największych szkodników w historii Włoch. Poparł na chwilę Ruch Pięciu Gwiazd, widząc w nim nadzieję na trzecią realną i autentycznie ludową siłę polityczną, niemniej szybko z tego poparcia się wycofał, widząc, że Beppe Grillo – przywódca tego ruchu – nie jest jednak poważnym zawodnikiem.

Politykę śledził do końca życia. Kiedy dowiedział się (miesiąc przed śmiercią), że Salvini pojawił się z różańcem, który pocałował, wypalił: „Zbiera mi się na wymioty". Przy okazji nie oszczędził też Ruchu Pięciu Gwiazd: „Politycznie są nikim". A Partii Demokratycznej „brakuje pomysłów".



* * *

Agostino Spataro w „La Repubblica" pisał o nim: „Camilleri to pisarz, dla którego pisanie nie jest łatwą sprawą, niemniej nie nazywa siebie twórcą, lecz gawędziarzem. Starzec u szczytu niezamierzonego sukcesu, który wciąż obraża się na niesprawiedliwość, bywa poruszony listem napisanym do niego przez młodego i śmiertelnie chorego czytelnika".

W istocie, nadęcie było mu obce. Nie znosił celebrowania siebie samego. Z dystansem traktował też sukcesy. Mając określone i twarde poglądy, nie wykluczał nikogo. Podstawową cechą jego charakteru była wielka wrażliwość.

I pewnie dlatego nie miał zbyt wielu wrogów. Po jego śmierci prawicowe fora internetowe pełne były co prawda inwektyw: „nie będę płakał po starym komuchu", „niech idzie do piekła", niemniej nawet Salvini przyznał się, że czytał książki Camilleriego, i złożył mu hołd: „Kontrowersje polityczne w obliczu śmierci odchodzą na bok, przychodzi za to uznanie za to, co on zrobił. Uwielbiam Montalbano, te krajobrazy, te postacie...Czytałem i nadal będę czytał te książki".

Nie było zresztą polityka, który nie odezwałby się po śmierci pisarza. Prezydent republiki Sergio Mattarella napisał, że Włochy straciły wielkiego i nowoczesnego narratora, Nicola Zingaretti, sekretarz generalny Partii Demokratycznej (brat Luki Zingarettiego, aktora, który odtwarza filmową postać komisarza Montalbano) podkreślał, że odszedł „krytyczny duch kraju".

W całych Włoszech pojawiły się plakaty z podobizną pisarza, błyskawicznie ukazał się świetny numer dodatku gazety „La Repubblica" – „Robinson". W specjalnym numerze miesięcznika „MicroMega" zebrano teksty, które Camilleri dla niego pisywał. Jakiś czas temu widziałem, jak z tym charakterystycznym czerwonym zeszytem pod pachą paradował Alessandro di Battista, prominentny polityk Ruchu Pięciu Gwiazd, który mieszka nieopodal mojej kamienicy.

Piotr Kępiński, krytyk literacki, eseista, poeta. W zeszłym roku ukazała się jego książka „Po Rzymie. Szkice włoskie" (wyd. Forma). Mieszka w Rzymie

Siedemnastego lipca 2019 roku we Włoszech umarł bóg. Bóg literatury. Czytali go wszyscy, bez względu na poglądy polityczne i wyznanie. Był bez wątpienia ostatnim gigantem, który łączył ludzi, chociaż ich nie oszczędzał. Wytykał Włochom wszystkie błędy i przewinienia. A delikatny za bardzo nie był. Jak Oriana Fallaci walił prawdę między oczy.

Dzisiaj jego książki wznawiane są na potęgę, a telewizja RAI przygotowała specjalnie przed pierwszą rocznicą jego śmierci trzy nowe odcinki „Komisarza Montalbano", którą to postać Andrea Camilleri wykreował. Serial emitowany jest nieprzerwanie od 1999 roku, święcąc triumfy – jeden z odcinków („La giostra degli scambi") odnotował ponad 11-milionową widownię. Nadawany jest w ponad 20 krajach świata, w Wielkiej Brytanii w roku 2016 był jednym z dziesięciu najczęściej oglądanych programów.

Pozostało 94% artykułu
Plus Minus
Kiedy będzie następna powódź w Polsce? Klimatolog odpowiada, o co musimy zadbać
Plus Minus
Filmowy „Reagan” to lukrowana laurka, ale widzowie w USA go pokochali
Plus Minus
W walce rządu z powodzią PiS kibicuje powodzi
Plus Minus
Aleksander Hall: Polska jest nieustannie dzielona. Robi to Donald Tusk i robi to PiS
Materiał Promocyjny
Zarządzenie samochodami w firmie to złożony proces
Plus Minus
Prof. Marcin Matczak: PSL i Trzecia Droga w swym konserwatyzmie są bardziej szczere niż PiS