„Konserwatywna” ofensywa Aleksandra Dugina

Z polskiej perspektywy ideologicznych bredni Aleksandra Dugina nie należy lekceważyć. Tradycjonalistyczna międzynarodówka, której zbudowanie postuluje Rosjanin, może być bowiem przekonująca dla części świata. A i w Polsce może znaleźć zwolenników.

Publikacja: 24.05.2024 10:00

Aleksander Dugin przemawia na wiecu w centrum Moskwy na rzecz ludności Donbasu, Moskwa, 11 czerwca 2

Aleksander Dugin przemawia na wiecu w centrum Moskwy na rzecz ludności Donbasu, Moskwa, 11 czerwca 2014 r.

Foto: DZHAVAKHADZE ZURAB/TASS/FORUM

To miał być zupełnie inny tekst. Zimna, analityczna, pozbawiona emocji polemika nie tylko z ideologiem Kremla, ale także z tymi, którzy z różnych powodów uważają, że Rosja może być nowym, konserwatywnym Trzecim Rzymem, nadzieją na tradycyjne odrodzenie, czy choćby głosem sprzeciwu wobec zachodniego nihilizmu lub liberalizmu. Niestety, ten tekst taki nie będzie. Tak się bowiem przypadkowo zdarzyło, że powstaje on po wizycie w Borodziance, Buczy i Irpieniu. Obrazy rozbitych lusterek, domów opuszczonych w pośpiechu, tak by już nigdy do nich nie wrócić, bo nie ma już do czego wracać, strzaskanych żyć, których nie da się odtworzyć choćby z okruchów, bo te spaliły się lub zostały rozkradzione przez rzekomych – jak ich pojmuje Dugin – obrońców tradycji.

Borodzianka stała się symbolem zniszczeń, ale wcale nie jest najgorszym miejscem, bo teraz opuszczane przez Rosjan miasta i wsie są niszczone do fundamentów. „Moje miasto, miejsce, gdzie się po raz pierwszy zakochałam, gdzie miałam pierwszą randkę, gdzie się uczyłam, istnieje już tylko w albumach” – pisze jedna z mieszkanek Mariupola. A potem były jeszcze opowieści o terenach okupowanych, gdzie za żółtą wstążkę idzie się do łagru, gdzie można zginąć w każdej chwili, gdzie jest – co wspominają starsi ludzie – bardziej niebezpiecznie niż za okupacji hitlerowskiej. Te obrazy, spotkania, rozmowy zostają, nie sposób od nich uciec.

Czytaj więcej

Tomasz P. Terlikowski: Kościół dalej posługuje się retoryką abp. Głódzia

Aleksander Dugin zwołuje konserwatywną międzynarodówkę. Zamordyzm jako walka o wartości 

I właśnie z takim „bagażem” siadam do kolejnej lektury nowego eseju Aleksandra Dugina, opublikowanego przez propagandową agencję RIA Novosti. Ideolog, bo ani filozofem, ani geopolitykiem, ani politologiem określić go nie można, Putina i putinizmu (czy by posłużyć się zapomnianym już nieco terminem z pierwszych dni wojny – raszyzmu) podejmuje, nie po raz pierwszy zresztą, próbę nadania mocniejszego, ideowego zakorzenienia imperialnej i zbrodniczej polityce prezydenta Rosji.

Nie chodzi już tylko o odbudowę i obronę „ruskkiego mira”, ale o zbudowanie wielkiej tradycjonalistycznej, konserwatywnej międzynarodówki, która ma chronić świat przed nihilizmem, satanizmem cywilizacji Zachodu. „W naszej zawziętej konfrontacji z Zachodem, balansującym na krawędzi konfliktu nuklearnego i trzeciej wojny światowej, problem wartości staje się coraz bardziej istotny. Wojna z Ukrainą to nie tylko konflikt państw z ich uzasadnionymi interesami narodowymi, ale zderzenie cywilizacji zaciekle broniących swoich systemów wartości” – przekonuje Dugin. „Daje to Rosji wyjątkową szansę: stanąć na czele światowego zwrotu konserwatywnego. Nadszedł czas, aby wprost stwierdzić, że Rosja walczy z roszczeniami cywilizacji zachodniej do uniwersalności swoich wartości i całkowicie opowiada się za tradycją zarówno swoją własną (narodowości rosyjskiej, państwa prawosławnego), jak i wszystkich innych. Przecież im też grozi nieuchronna zagłada w przypadku triumfu globalizmu i utrzymania zachodniej hegemonii” – napisał Dugin.

Rosja ujmowana z tej perspektywy, nie toczy więc zbrodniczej, zaborczej wojny, ale staje się głosem prawdziwej tradycji, która sprzeciwia się imperialnym, ideologicznym i religijnym zakusom Zachodu. I to pod jej, i osobistą Władimira Putina, egidą zbudowana ma być nowa międzynarodówka tradycjonalistów. Nie tylko mieszkańców Zachodu rozgoryczonych kierunkiem, w jakim zmierza świat, ale i polityków z Indii i Iranu, Brazylii i Chin, a także krajów arabskich. Ich wszystkich, sprzeciwiających się globalizacji i liberalizacji świata, zebrać ma pod swoje skrzydła nowy polityczny projekt, gdzie Rosja i Putin mają odgrywać rolę porównywalną z tą, którą Związek Sowiecki jako ojczyzna światowego proletariatu odgrywał we wcześniejszych międzynarodówkach czy w ruchu państw zaangażowanych. Konserwatyzm i tradycjonalizm mają więc być „maskirowką”, ideologiczną obudową, która pozyska naiwnych, nierozsądnych intelektualistów do budowania rosyjskiego zamordyzmu, a innym zamordystom da poręczne narzędzie do usprawiedliwienia ich zbrodni, które nie będą już efektem autorytaryzmu, lecz wynikiem szlachetnej walki o zachowanie wartości.

Jak Dugin opisuje tę walkę? Otóż z jednej strony widzi Zachód, który z jego perspektywy jest przestrzenią, gdzie panuje absolutny indywidualizm, ideologia LGBTQ+, kosmopolityzm, posthumanizm, nieograniczona migracja, zniszczenie wszelkich form tożsamości, krytyczna teoria rasy (zgodnie z nią narody wcześniej uciskane mają pełne prawo uciskać swoich byłych prześladowców), relatywistyczna i nihilistyczna filozofia postmodernizmu. Ta lista – i to nieustannie warto przypominać – nie jest wcale wymyślona przez Dugina ani tym bardziej przez Putina. Ona funkcjonuje w różnych formach jako element opisu świata także u wielu populistycznych, prawicowych czy konserwatywnych liderów opinii albo polityków w USA, a nawet w Polsce. Dugin ją tylko zbiera i wykorzystuje do budowania wizji świata, której trzeba się przeciwstawiać, a z drugiej strony prezentuje wizję Rosji, mającej w każdej z tych spraw radykalnie inne, bardziej „ludzkie”, podejście. Rosja (a po prawdzie Putin) ma przeciwstawiać tożsamość społeczną indywidualizmowi, patriotyzm kosmopolityzmowi, zdrową rodzinę kulturze „legalizacji perwersji”, religię w kontrze do nihilizmu, materializmu i relatywizmu, tożsamość historyczną przeciwko kulturze odrzucenia tradycji itd.

Konserwatyzm po rosyjsku? Gdy w Buczy rosyjscy żołnierze gwałcili kobiety, patriarcha Cyryl przeklinał paradę gejowską

Ten ideologiczny konstrukt przypomina mi się, gdy rozmawiamy większą grupą polskich dziennikarzy z pewną starszą panią siedzącą przez zburzonym blokiem w Borodziance. Jej mieszkanie, miejsce, gdzie wychowała swoje dzieci, spędziła życie z mężem („nie żyje od pięciu lat” – mówi), nie nadaje się już do zamieszkania. Jedna ze ścian trzyma się na słowo honoru, w każdej chwili może się rozpaść. „Nie boi się pani?” – pytamy. „A gdzie mam pójść” – odpowiada. „Tu całe życie spędziłam, tu się dzieci rodziły. Na starość stąd nie pójdę” – odpowiada. A potem wskazuje na malutkiego kotka: „Nie jestem zresztą sama, mam jego”. Jej mieszkanie i ona sama miały zresztą szczęście, bo Rosjanie nie zniszczyli ich do szczętu.

Obok są bloki, do których w zasadzie nie da się wejść. Wypalone, rozgrabione, opuszczone. Urwane ściany odkrywają półki z książkami, a gdy zajrzy się głębiej, to widać pozostałości po odebranym życiu. Tak właśnie obrońcy tradycyjnych wartości sprzeciwiali się niszczeniu tożsamości i indywidualizmowi, wspierali zakorzenienie i tożsamość, niszcząc cudze domy.

Rodzinę też wspierali i walczyli z ideologią LGBTQ+, co lepiej widać w nieodległej Buczy, choć w dość „specyficzny sposób”. Zgwałcone dziewczęta i kobiety, a nawet staruszki opowiadają o tym w niezwykle mocny sposób w różnych zebranych świadectwach. Mówią, jak wyciągano je z domów, jak przez wiele godzin je gwałcono, czasem zbiorowo. Ukraińska rzeczniczka praw człowieka Ludmiła Denisowa na początku wojny opowiadała w BBC, jak kobiety i dziewczynki – od 14. do 24. roku życia – uwięziono w piwnicy w Buczy. Gwałcono je przez wiele godzin, dziewięć z nich w wyniku tych gwałtów zmarło. Gdzie indziej, bo w obwodzie chersońskim rosyjscy żołnierze zgwałcili 16-letnia dziewczynę w ciąży i jej 78-letnią babcię. Tyle wystarczy w kwestii obrony tradycyjnych wartości przez rosyjskie oddziały, które na bagnetach niosą „konserwatywny zwrot”. Ale takich historii jest o wiele więcej. Codziennie dopisywane są nowe.

Jest także fikcją opowieść Dugina o samej Rosji i jej religii. Regularnie praktykuje, w tym rzekomo prawosławnym kraju, zaledwie kilka procent mieszkańców. A projekt „rosyjskie prawosławie”, który od lat proponuje Rosyjska Cerkiew Prawosławna i jej patriarcha Cyryl, z chrześcijaństwem i realnym prawosławiem ma mniej więcej tyle wspólnego, ile krzesło ma wspólnego z krzesłem elektrycznym. A może najmocniejszym na to dowodem są słowa Cyryla, który wyjaśniał, gdy w Buczy gwałcono kobiety, że prawosławni przechodzą test na lojalność, a jego istotą jest wsparcie (także fizyczne) wojny z Ukrainą, bo tam rozstrzyga się przyszłość wartości. „Osiem lat trwają próby zniszczenia tego, co istnieje w Donbasie. A na Donbasie istnieje sprzeciw wobec tzw. wartości, które obecnie wyznawane są przez tych, którzy pretendują do władzy na świecie. Dzisiaj przechodzimy test na lojalność wobec tych wartości (…) Wiecie, jaki jest ten test? To test bardzo zły, jednocześnie smutny. To parada gejowska. My wiemy, że ci, którzy odmawiają organizacji parad gejowskich, ci nie wchodzą do świata rządzonego przez tych mających władzę” – mówił patriarcha.

Ale to jeszcze nie wszystko. Jeśli chodzi o obronę rodziny i wspieranie tradycji, to aborcja dotyka ponad połowy poczętych w Rosji dzieci, a wskaźniki rozwodowe są o wiele wyższe niż w krajach zachodnich. Fikcją jest także rzekomo „wspólnotowy” charakter tej polityki, indywidualizm bowiem, nacisk na klasowy egoizm jest w tym społeczeństwie o wiele silniejszy niż w egalitarnych społeczeństwach skandynawskich. I znowu to nie są zachodnie dane, to stwierdzenia oczywiste dla każdego, kto wyjechał poza rogatki Moskwy i Petersburga i zetknął się z ogromną biedą Rosji i z tym, jak owi biedni Rosjanie są traktowani przez tych, którzy pieniądze i władzę mają. Wszystko można powiedzieć o tej polityce, ale nie to, że jest ona wspólnotowa.

Fikcją literacką jest uznanie reżimu Putina za konserwatywny, ponieważ istotnym elementem konserwatyzmu (przynajmniej tak jak jest on rozumiany na Zachodzie) jest również szacunek dla norm prawnych, w tym norm prawa międzynarodowego. Klasyczni konserwatyści są także zwolennikami spokoju społecznego, nawet za cenę rezygnacji z pewnych elementów własnej wizji ideowej, a Putin i jego ludzie – niekoniecznie w Rosji, bo tam ma być spokój – grają tak, aby rozbudzić emocje społeczne i zniszczyć stabilność. I już choćby dlatego konserwatyści powinni być z nimi w ostrym sporze.

Jeśli szukać odpowiednich analogii, to trzeba by powiedzieć, że konserwatyzm Putina ma mniej więcej tyle wspólnego z konserwatyzmem i tradycyjonalizmem, ile miała z nim ideologia Adolfa Hitlera. Upodabnia ich do siebie sprawne granie na pewnych lękach, skuteczne wykorzystanie zagubienia społeczeństw, a także lęk przed nurtami, które dla niektórych są skrajne, ale to wcale nie oznacza, że są w jakimkolwiek stopniu tradycjonalistyczni. Łączy ich także korzystanie z numerologii, z ezoterycznych doradców oraz horoskopów, co zbyt religijne i konserwatywne nie jest.

Czytaj więcej

Tomasz Terlikowski: Oczywiste i nieoczywiste w kwestii aborcji

Aleksander Dugin sprytnie gra na lękach zachodnich społeczeństw. Także polskiego

Absurdalność ideologicznego konstruktu Dugina nie powinna nas skłaniać do jego lekceważenia. Związek Sowiecki z pewnością nie był ojczyzną światowego proletariatu, tak jak Chiny Mao Zedonga nie były ideałem prawdziwego postępu. Prawda o tych miejscach wcale nie przeszkadzała jednak części zachodnich intelektualistów czy polityków postrzegać ich właśnie w ten sposób. Jean-Paul Sartre jest tylko jednym, ale za to niezwykle istotnym przykładem takiej ślepoty na fakty. I teraz może być podobnie, choć zmieniła się ideologiczna strona. Weźmy Tuckera Carlsona odwiedzającego kolejnych propagandzistów rosyjskich i rozmawiającego z Putinem. A jeśli szukać bliższych nam geograficznie przykładów, to warto przyjrzeć się przekazowi politycznemu Victora Orbána. Jeszcze chętniej zaś na pomysł nowej światowej koalicji obrońców tradycji spoglądają ci, którzy może nie mają z nią za wiele wspólnego, ale usprawiedliwią przy jej pomocy własne, zbrodnicze, naruszające fundamentalne prawa człowieka polityki. Z ich perspektywy jakieś uzasadnienie ideologiczne jest zawsze wygodniejsze niż tylko eksponowanie siły i woli.

Nie jest też tak, że Dugin buduje obraz, który skierowany jest do nikogo. Sprytnie gra na lękach i obawach części zachodnich społeczeństw, również polskiego. Te lęki i obawy nie tylko umacniają prawicowe populizmy, ale stają się też elementem „gry” religijnej prowadzonej przez część duchownych katolickich i konserwatywnych liderów. Oczywiście, przynajmniej w Polsce, nikt nie będzie odwoływał się do Dugina, ale jego propaganda i model myślenia już są obecne w przekazie politycznym i religijnym.

Świadomość tego, niekoniecznie związaną bezpośrednio z działaniami Putina, mają także zachodni politycy, których wiele działań powoli czyni diagnozy Dugina dotyczące rzeczywistości społecznej Zachodu kompletnie nieaktualnymi. Stop masowej migracji mówią już nie tylko politycy skrajnej prawicy, ale coraz częściej także centrum, a nawet lewicy. Tożsamość, w tym tożsamość narodowa, jako istotny element polityki wraca w pełnym wymiarze w politykach krajów Unii Europejskiej, a w Stanach Zjednoczonych nigdy nie zniknęła. Obawy przed postulatami LGBTQ+, w Polsce jeszcze żywe, w wielu zachodnich społeczeństwach nie budzą już emocji społecznych, ponieważ zostały zaakceptowane.

Absurdalność ideowych wizji ostatecznie nie ma jednak głębszego znaczenia, bo liczy się nie tyle ich adekwatność, ile polityczna skuteczność. A w tej sprawie, paradoksalnie, przynajmniej niektóre z pomysłów Dugina mogą okazać się skuteczne. Tak się bowiem składa, że jego projekt odwołuje się do głębokich fobii, a czasem realnych sprzeczności interesów Globalnego Południa. Indie, Iran, część z krajów arabskich, Brazylia z niechęcią spoglądają na Stany Zjednoczone i kraje Zachodu, a także odrzucają liberalną demokrację i kierunek ideologiczny, w jakim zmierzają społeczeństwa zachodnie. Z tego nie wynika, że będą one chciały uznać Putina za katechona i zbawcę, ale mogą chętnie wykorzystać elementy myślenia duginowskiego do budowania własnych strategii politycznych.

Jeszcze groźniejsze jest zaś to, że szukając własnego interesu geopolitycznego, mogą być one gotowe na przyjęcie putinowskiej wizji wojny w Ukrainie, która nie jest neokolonialną walką z suwerennym państwem, ale realizacją prawa Rosji do obrony wartości. A to już jest realnie niebezpieczne. Podobnie jak to, że część elit zachodnich może „kupić” narrację putinowską i zrezygnować z obrony Ukrainy. Nie będzie to z pewnością obroną konserwatyzmu i przyniesie jeszcze więcej cierpienia ludziom, którym „konserwatywny zwrot” na swoich bagnetach Rosja będzie nieść. I to dlatego konserwatyści (a za takiego się uważam) nie mogą w tej sprawie milczeć.

To miał być zupełnie inny tekst. Zimna, analityczna, pozbawiona emocji polemika nie tylko z ideologiem Kremla, ale także z tymi, którzy z różnych powodów uważają, że Rosja może być nowym, konserwatywnym Trzecim Rzymem, nadzieją na tradycyjne odrodzenie, czy choćby głosem sprzeciwu wobec zachodniego nihilizmu lub liberalizmu. Niestety, ten tekst taki nie będzie. Tak się bowiem przypadkowo zdarzyło, że powstaje on po wizycie w Borodziance, Buczy i Irpieniu. Obrazy rozbitych lusterek, domów opuszczonych w pośpiechu, tak by już nigdy do nich nie wrócić, bo nie ma już do czego wracać, strzaskanych żyć, których nie da się odtworzyć choćby z okruchów, bo te spaliły się lub zostały rozkradzione przez rzekomych – jak ich pojmuje Dugin – obrońców tradycji.

Pozostało 95% artykułu
Plus Minus
Oswoić i zrozumieć Polskę
Plus Minus
„Rodzina w sieci, czyli polowanie na followersów”: Kiedy rodzice zmieniają się w influencerów
Plus Minus
Bogusław Chrabota: Rok po 7 października Bliski Wschód płonie
Plus Minus
Gość "Plusa Minusa" poleca. Robert M. Wegner: Kawałki metalu w uchu
Plus Minus
Jan Maciejewski: Pochwała przypadku
Plus Minus
„Pić czy nie pić? Co nauka mówi o wpływie alkoholu na zdrowie”: 73 dni z alkoholem