Nikt dokładnie nie wie, kiedy kakao po raz pierwszy dotarło do Hiszpanii. Wiele książek i artykułów przypisało jego sprowadzenie Hernánowi Cortésowi, ale opinia ta pozbawiona jest jakichkolwiek podstaw. Po raz pierwszy miał on możliwość dokonać tego w roku 1519, zanim jeszcze ujrzał na własne oczy aztecką stolicę Tenochtitlán. Wówczas to przyszły zdobywca Meksyku ze swojej bazy na wybrzeżu Veracruz wyprawił do Hiszpanii statek wiozący daninę Piątej Części należną królowi, czyli jedną piątą łupów, które dotąd zgromadził w Mezoameryce i która zgodnie z prawem przypadała władcy. Istnieją wykazy wysłanego przez Cortésa ładunku, a także dość dokładny opis przedmiotów ze srebra i złota (które wywołały w Brukseli podziw Albrechta Dürera) oraz indiańskich ksiąg; o kakao nie ma jednak ani słowa.
Następna okazja mogła się nadarzyć w 1528 roku. Pod jego koniec Cortés, żądny honorów i przywilejów, które, jak uważał, słusznie mu się należały po dokonaniu wielkiego podboju, pojawił się osobiście na dworze cesarza Karola V. Przywiózł ze sobą olśniewające dowody meksykańskich bogactw i cudów. Wśród nich był jeden z synów Motecuhzomy, „wielu meksykańskich panów i szlachciców”, ośmiu akrobatów, gracze w piłkę z kauczuku, która w sposób cudowny odbijała się od podłogi (rzecz nigdy dotąd w Europie niewidziana), kilku albinosów oraz karły i „potwory” (czym były te ostatnie – nie wiadomo). Cortésowi towarzyszyło też całe zoo; źródła wymieniają jaguary, albatrosy, pancernika i oposa. Wśród darów przeznaczonych dla srogiego Habsburga były płaszcze z piór i włosia, wachlarze, tarcze, pióropusze oraz lustra z obsydianu. Nie ma jednak żadnej wzmianki o kakao bądź innych nasionach lub produktach pochodzenia roślinnego. Ostatecznie Cortés otrzymał szlachectwo wraz z rozległymi dobrami w Meksyku, ale, jak widać, bynajmniej nie w zamian za ukazanie władcy rozkoszy picia czekolady.
Pierwsze udokumentowane świadectwo pojawienia się czekolady w Hiszpanii i, szerzej, w Europie pochodzi zupełnie skądinąd i wiąże się z Majami, o których w historii kakao zwykle się zapomina. Majowie Kekchi z Gwatemali mieszkają w Alta Verapaz, pięknym i bogatym regionie z górami porośniętymi tropikalnym lasem i żyznymi dolinami, który graniczy z niziną Petén. Hiszpanie nazwali go Vera Paz (Prawdziwy Pokój), bo właśnie tam pełni dobrej woli dominikanie pod wodzą Bartolomégo de Las Casas zaczęli swój eksperyment, podbijając buntowniczych Kekchi nie przemocą, ale życzliwością i zrozumieniem. Ich wysiłki zostały uwieńczone sukcesem i w 1544 roku dominikańscy zakonnicy zabrali ze sobą do Hiszpanii delegację szlachetnie urodzonych Majów, aby, jak można się domyślać, podziękowali oni księciu Filipowi za jego wielkoduszność (cnotę, której jako król Filip II hołdował niezmiernie rzadko).
Czytaj więcej
Lokalne tradycje, zwyczaje, legendy i podania można opisywać na różne sposoby. Jak bardzo, pokazują dwie książki z dwóch stron Polski oddalonych od siebie o 600 km – Podlasia i ziemi kłodzkiej.
Wygląda na to, że goście przybyli w swoich indiańskich strojach, ponieważ książę zaniepokoił się, iż są odziani zbyt skąpo jak na hiszpańską zimę. Mamy spis podarunków, które przywieźli ze swego dalekiego kraju; najcenniejszym z ich punktu widzenia było 2000 piór kwezala, jaskrawo ubarwionego ptaka zamieszkującego do dzisiaj tropikalne lasy ich ojczyzny. Przywieźli również naczynia gliniane oraz wykonane z tykwy, a także produkty roślinne, jak chili w różnych odmianach, fasolę, zarzaparilla, czyli kolcowój (Smilax aristolochilifolia), kukurydzę, ocozol, czyli ambrowiec amerykański (Liquidambar styraciflua), i kadzidło kopalowe. Majowie przynieśli też na dwór naczynia z pienistą czekoladą i o ile nam wiadomo, był to jej debiut w Starym Świecie. Możemy mieć tylko nadzieję, że w tej historycznej chwili Filip uprzejmie spróbował egzotycznego napoju.