Intensywność medialnej napinki członków komisji śledczej ds. Pegasusa okazała się odwrotnie proporcjonalna do ich ostatecznej skuteczności, gdy wreszcie przyszło im zmierzyć się twarzą w twarz ze zwierzyną, na którą się zasadzili. Jarosław Kaczyński jest może coraz mniej panującym nad emocjami strasznym dziaduniem, ale nawet w dość słabej formie w zupełności wystarczył na samonakręcających się od kilku dni polityków rządzącej koalicji.

Czytaj więcej

Kataryna: Zbigniew Ziobro i sępy

Jarosław Kaczyński przed komisją ds. Pegasusa. Siedem godzin przesłuchań i brak twardych dowodów

Siedem godzin przesłuchania przez siedmiu mało wspaniałych śledczych nie wystarczyło, żeby zgromadzić jakiekolwiek twarde dowody przeciwko traktowanemu jak oskarżony świadkowi. Ba, nie udało im się nawet zrobić z przesłuchania widowiska wystarczająco spektakularnego, żeby zostawić opinię publiczną z przekonaniem, że Kaczyńskiego nie udało się dorwać tylko dlatego, że był od nich bardziej chamski, a oni ani nie umieli, ani nie chcieli się do jego poziomu zniżyć. Jeśli komisja przegrała – i nie tylko to jedno przesłuchanie, ale być może swoją własną rację bytu – to wyłącznie przez szereg własnych niewymuszonych błędów, za które Jarosław Kaczyński powinien wysłać Magdalenie Sroce wielki kosz kwiatów, z wkładką alkoholową dla jej komisyjnych kolegów, którzy przerabiali przed lustrem wszystkie swoje dociekliwe pytania tak długo, że mogąc je w końcu zadać, nie dźwignęli własnych emocji.

Siedem godzin przesłuchania przez siedmiu mało wspaniałych śledczych nie wystarczyło, żeby zgromadzić jakiekolwiek twarde dowody przeciwko traktowanemu jak oskarżony świadkowi. 

Trybunał Stanu dla Adama Glapińskiego? Koalicja rządząca chce tego mimo porażki 

Jarosław Kaczyński jest zawodnikiem wagi ciężkiej, widok jego rywali wagi lekko półśmiesznej próbujących przez kilka godzin trafić z jakimś ciosem był z każdą minutą coraz bardziej żenujący i może zaważyć na ostatecznych losach tak amatorsko prowadzonego „śledztwa”, które toczy się przecież głównie o jego odbiór przez opinię publiczną, a nie o realną odpowiedzialność karną. Ta jest bowiem wyłącznie w gestii prokuratury, której zresztą również wielkich sukcesów nie wróżę. Tymczasem koalicja rządząca, po zaliczeniu porażki z dużo łatwiejszym celem, jakim jest Jarosław Kaczyński, postanowiła zasadzić się na Adama Glapińskiego, którego będzie stawiać przed Trybunałem Stanu. Ciekawe, kiedy wreszcie do uśmiechniętej koalicji dotrze, że nawet ośmiogwiazdkowy elektorat znudzi się w końcu obietnicami „dorwania” kolejnego ważnego polityka PiS i zacznie rozliczać swoich wybrańców ze skuteczności w ich wsadzaniu.