Ludzie listy piszą (do władzy)

64 słowa, w sumie dwa zdania, i widniejące pod nimi 34 podpisy wzbudziły spory niepokój w ekipie Władysława Gomułki 60 lat temu. List 34 był pierwszym, a zarazem najbardziej znanym przykładem opozycji słowa.

Publikacja: 15.03.2024 17:00

Zebranie Związku Literatów Polskich w 1966 r., a na nim pisarze, którzy dwa lata wcześniej stali za

Zebranie Związku Literatów Polskich w 1966 r., a na nim pisarze, którzy dwa lata wcześniej stali za wystosowanym do władz PRL Listem 34: Antoni Słonimski (drugi z lewej), a obok niego po prawej kolejno Paweł Jasienica, Jan Józef Lipski, Melchior Wańkowicz i Stefan Kisielewski

Foto: Danuta. B. Łomaczewska/East News

Gdy poeta i publicysta Antoni Słonimski 14 marca 1964 r. składał w Prezydium Rady Ministrów niepozorny list skierowany do premiera Józefa Cyrankiewicza, nie przypuszczał, że wywoła on lawinę, która pociągnie za sobą podpisy kolejnych sygnatariuszy, w sumie jak wskazuje nazwa – 34. On zaś sam trafi na szczyt listy prześladowanych pisarzy, na której pozostanie aż do śmierci w 1976 r. Podobnie jak nie mógł się spodziewać w październiku 1956 r., będąc w euforycznym nastroju towarzyszącym objęciu przez Władysława Gomułkę funkcji I sekretarza partii, że za osiem lat będzie na ręce tegoż Gomułki właśnie taki list składał.

Czytaj więcej

Trzy pogrzeby generała Sikorskiego

Mała (de)stabilizacja

Pierwsze dziesięciolecie rządów Gomułki zwykło się w historiografii nazywać „małą stabilizacją”. Okres ten charakteryzował się odrzuceniem dynamicznych przemian i represji czasów stalinizmu, wyciszeniem większości niepokojów wewnętrznych oraz ograniczeniem ruchliwości społecznej (pionowej oraz poziomej). Być może w większości społeczeństwa panował względny spokój, jednakże dość szybko po dojściu do władzy towarzysza Wiesława (pseudonim konspiracyjny Gomułki) zauważalne były istotne niezadowolenie oraz pełzająca destabilizacja. Mowa przede wszystkim o sferze kultury i środowiskach twórczych.

Literaci jako jedni z pierwszych przekonali się, że po ideałach Października '56 pozostały jedynie wspomnienia, nowy I sekretarz pod względem stosunku do cenzury i centralnego sterowania kulturą nie będzie zaś ustępował swoim poprzednikom. Zamknięcie we wrześniu 1957 r. tygodnia „Po Prostu”, będącego symbolem politycznej odwilży, brak zgody na wydawanie miesięcznika literackiego „Europa”, weryfikacja oraz oczyszczenie partii z „rewizjonistów” stanowią jedynie najgłośniejsze przykłady działań Gomułki wobec twórców w pierwszych latach jego rządów.

W kolejnej dekadzie kurs ten jedynie się zaostrzył. Z roku na rok odgórnie obniżano nakłady nie tylko książek (również poczytnych autorów), ale również tygodników literackich i społecznych. W 1959 r. (w porównaniu z rokiem 1957) nakład „Przeglądu Kulturalnego” obniżono z 73 300 do 25 950 egzemplarzy, „Nowej Kultury” zaś z 52 000 do 22 600. Zresztą w czerwcu 1963 r. oba pisma zlikwidowano decyzją Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej, zastępując je tygodnikiem „Kultura”.

Na niepokornych literatów władza starała się wpłynąć również w bardziej przyziemny sposób, choćby ograniczając im przydział papieru na cele wydawnicze – 31 ton w 1956 r. spadło do 25 ton sześć lat później. Obniżono nakłady niemal wszystkich wydawnictw, począwszy od prozy, przez publikacje naukowe, a skończywszy na podręcznikach szkolnych. Sprawiło to, że pod względem liczby książek przypadających na obywatela byliśmy w tyle nie tylko za Zachodem, ale również za innymi państwami bloku socjalistycznego. „W 1960 r. w Związku Radzieckim i w NRD na jednego mieszkańca przypadało rocznie 6 książek, w Polsce 3,1. Zgodnie z założeniami drugiej pięciolatki w 1965 r. w Polsce na jednego mieszkańca przypadać miało tyle książek, co w roku 1957” – zauważyła badaczka Barbara Fijałkowska.

Z kolei w 1962 r. władze podjęły decyzję o zamknięciu siedliska nieprawomyślności i wszelkich niepokojów w środowisku literatów, czyli Klubu Krzywego Koła. Działający od 1955 r. w Staromiejskim Domu Kultury w Warszawie stanowił on jedną z nielicznych oaz względnej wolności, wymiany myśli oraz niemal niezakłóconej debaty. Na czwartkowych spotkaniach (niczym za króla Stanisława Augusta Poniatowskiego) dochodziło do żywiołowych dyskusji, wymiany poglądów, plotek oraz spostrzeżeń nie tylko na tematy naukowe, ale również społeczne i polityczne, pomiędzy największymi wówczas nazwiskami polskiej kultury. W posiedzeniach brali udział m.in. Paweł Jasienica, Stefan Kisielewski, Leszek Kołakowski, Jan Józef Lipski, Maria i Stanisław Ossowscy, Antoni Słonimski, Melchior Wańkowicz. Zamknięcie Klubu, które wywołało ogromne kontrowersje w środowisku, było jasnym sygnałem dokręcenia śruby intelektualistom przez ekipę Gomułki.

Dopełnieniem nowej (a raczej starej, bo podobnej do tej sprzed 1956 r.) polityki kulturalnej był referat pt. „O aktualnych problemach ideologicznej pracy Partii” odczytany przez I sekretarza w trakcie XIII Plenum w lipcu 1963 r. W swoim wielogodzinnym wystąpieniu Gomułka ponownie zajął się sytuacją w środowiskach twórczych, rozwinął wizję kultury jako narzędzia w walce „o afirmację socjalizmu, o krzewienie ideałów i postaw, które sprzyjają kształtowaniu się socjalistycznej świadomości narodu”. Tow. Wiesław zarzucił krajowym twórcom niezrozumienie toczącej się ideologicznej walki pomiędzy Wschodem a Zachodem, jak również zaatakował naśladowanie prądów kulturalnych i idei przez twórców socjalistycznych. Piętnował zainteresowanie literaturą opisującą świat marginesu społecznego, jednocześnie krytykował nowoczesne utwory „[…] o pesymistycznej, a czasem wręcz katastroficznej wymowie ideowej, niekiedy dziwaczne w formie, płaskie i ubogie pod względem intelektualnym”. Z kolei literaturę rozrachunkową określił jako „strzelanie do własnych szeregów”. Postawieni pod ideologicznym pręgierzem literaci musieli zareagować, a uczynili to bronią, którą władali najlepiej, czyli piórem.

Trzy wersje, 34 podpisy

Wracając do samego listu, obrósł legendami. Jedna z nich wiąże się z samym jego autorstwem, które zwykło się przypisywać Słonimskiemu. Jednakże zdaniem biografa Jana Józefa Lipskiego – Łukasza Garbala – faktycznych współautorów miało być więcej. Co najważniejsze, powstały trzy wersje tekstu. Każda kolejna była bardziej wygładzona niż poprzednia.

Pierwsza, najmocniejsza w swojej treści, expressis verbis przywoływała sprawę „Przeglądu Kulturalnego” jako dowód ingerencji partii w sferę kultury oraz zarzucała władzy „brak rzetelnej informacji” i „przeszkody w cyrkulacji periodyków i książek zagranicznych”. Ostateczna wersja („krótka i niemądra”, jak miał określić jeden z sygnatariuszy Paweł Hertz) brzmiała: „Ograniczenia przydziału papieru na druk książek i czasopism oraz zaostrzenie cenzury prasowej stwarza sytuację zagrażającą rozwojowi kultury narodowej. Niżej podpisani, uznając istnienie opinii publicznej, prawa do krytyki, swobodnej dyskusji i rzetelnej informacji za konieczny element postępu, powodowani troską obywatelską, domagają się zmiany polskiej polityki kulturalnej w duchu praw zagwarantowanych przez konstytucję państwa polskiego i zgodnych z dobrem narodu”.

Wydaje się, że złagodzenie treści miało na celu uniknięcie jednoznacznej konfrontacji z władzą czy też było próbą stworzenia przestrzeni do debaty na niwie legalizmu i praworządności, o czym świadczył adresat listu, czyli instytucja konstytucyjna (premier), nie zaś realny depozytariusz władzy, czyli I sekretarz KC PZPR.

Kluczowe przede wszystkim okazały się nazwiska widniejące pod memoriałem. Dobrano je w taki sposób, aby nie tylko podkreślić wagę listu poprzez „duże postacie”, ale również ukazać różnorodność środowiskową sygnatariuszy, przedstawiając znaczenie problemu dla całej kultury polskiej. Mara Dąbrowska 15 marca 1964 r. zanotowała w „Dziennikach”: „Było tam dużo podpisów uczonych i pisarzy o bardzo sławnych nazwisk. Nie palę się do takich »petycji«, bo to nic nie da, ale tak wciąż wszystkiego odmawiam, że zawsze w końcu zdarzy się coś, czemu po prostu na zasadzie prawa liczby czy prawdopodobieństwa nie odmówię”. Podpis tej pisarki znalazł się na drugim miejscu w wyniku fortelu Lipskiego, który miał poprosić Dąbrowską, aby uczyniła to pod profesorem fizyki Leopoldem Infeldem z uwagi na odstęp pomiędzy kolejnymi nazwiskami. „Podpisałam bezmyślnie. [...] Bo to był bardzo naiwny manewr, żeby uzyskać mój podpis na tzw. »czołowym« miejscu. Powinnam była powiedzieć: »Nie, proszę pana, to jest niedobry manewr. Adresaci pomyślą, że inni podpisali, widząc mój podpis. Tymczasem rzecz się miała odwrotnie. Ja podpisałam, widząc tyle podpisów«” – zanotowała autorka „Nocy i dni”.

Wśród sygnatariuszy znaleźli się nie tylko literaci i naukowcy pozostający od początku Polski Ludowej na uboczu albo wręcz przez jej władze usilnie zwalczani (Maria Ossowska, Zofia Kossak-Szczucka, Jerzy Turowicz, Władysław Tatarkiewicz). Byli tam również niegdysiejsi piewcy socrealizmu, beneficjenci pierwszej dekady powojennej czy też członkowie PZPR (Jerzy Andrzejewski, Jan Kott, Mieczysław Jastrun, Adam Ważyk). Spotkały się tam pod tym dokumentem różne biografie, poglądy, doświadczenia oraz style pisarskie, a wszystkich połączyła niezgoda wobec coraz bardziej opresyjnej polityki kulturalnej państwa. Niedługo potem wszystkich sygnatariuszy zjednoczyły represje ze strony władz, choć w różnym natężeniu.

Czytaj więcej

Witkacy i Bartók na ratunek komunie

Obywatele i poddani

Początkowo władza zignorowała sprawę. List jednak zaczął krążyć po Warszawie i całym środowisku literackim. Dość szybko trafił w ręce korespondentów zagranicznych, co sprawiło, że partia musiała zareagować. 23 marca służby dokonały rewizji w mieszkaniu Jana Józefa Lipskiego (znaleziono pierwotne wersje memoriału), a następnie dokonały jego aresztowania. Zwolniono go po dwóch dniach po wstawiennictwie m.in. jednego z sygnatariuszy listu, posła na Sejm Stefana Kisielewskiego.

Protest literatów dzięki informacji w „Timesie” oraz na antenie Radia Wolna Europa zaczął zataczać coraz szersze kręgi. Na Zachodzie pojawiły się głosy wsparcia dla polskich pisarzy, a listy krytykujące władze PRL podpisywali intelektualiści z Wielkiej Brytanii, Stanów Zjednoczonych czy Włoch (m.in. Arthur Koestler, Susan Sontag, Hannah Arendt). Rozgłos zagraniczny sprawił, że partia jeszcze bardziej wzmogła represje względem 34 literatów.

Sygnatariuszom listu zakazano występowania w środkach masowego przekazu, mało tego, zabroniono wręcz wymieniania ich nazwisk. Co oczywiste, wstrzymano druk publikacji ich autorstwa oraz cofnięto im paszporty. Sam Gomułka miał ponoć domagać się nawet wyrzucenia ich z kraju. Z powodu podpisu Jerzego Turowicza prowadzonemu przez niego „Tygodnikowi Powszechnemu” obniżono nakład o 10 tys. W kontrze do Listu 34 w maju 1964 r. pod naciskiem władz powstał list potępiający sygnatariuszy memoriału, a zarazem popierający politykę kulturalną władz. Podpisało się pod nim 600 członków Związku Literatów Polskich (w tym poeci Jarosław Iwaszkiewicz, Tadeusz Różewicz oraz Julian Przyboś). Co ciekawe, aż 54 pisarzy, będących jednocześnie członkami PZPR, odmówiło złożenia podpisu (m.in. prozaik Tadeusz Konwicki i poeta Wiktor Woroszylski). „Trzydziestu czterech uznało siebie za obywateli, Putrament i Iwaszkiewicz za poddanych” – miał skomentować intelektualista Andrzej Kijowski.

Najsurowiej potraktowano jednak Melchiora Wańkowicza. Z powodu przekazania mieszkającej w Stanach Zjednoczonych córce listu przedstawiającego okoliczności powstania memoriału, którego fragmenty opublikowano na falach RWE, przedstawiono mu zarzuty za „rozpowszechnianie fałszywych informacji oczerniających Polskę Ludową”. Został za to w listopadzie 1964 r. skazany na trzy lata więzienia, jednakże z uwagi na podeszły wiek oraz w obawie przed wzmożeniem reakcji międzynarodowej odstąpiono od realizacji tej kary, choć sam pisarz – na znak protestu – miał domagać się jej wykonania.

W następstwie Listu 34 nie tylko jego sygnatariusze, ale całe środowisko literatów stało się obiektem ataku władzy oraz trafiło pod czujne oko Służby Bezpieczeństwa. Protest i reakcja rządzących stanowiły ostateczny rozbrat partii i pisarzy. Oczywiście, nie wszystkich, gdyż niemała część nadal pozostawała w dobrej komitywie z władzą.

Opozycja epistolarna

Nie był to jedyny tego rodzaju memoriał w historii PRL. List z marca 1964 r. był początkiem zjawiska nazwanego przez Jana Tomasza Grossa opozycją słowa. Zdaniem socjologa: „obalenie schizofrenicznej rzeczywistości przez opozycję nie na tym polega, że zostaje, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, przywrócona praworządność, a rząd zaczyna się cieszyć gorącym poparciem całego społeczeństwa”. Efektem tego typu działań miało być obnażenie fikcji praworządności – pokazanie społeczeństwu, że król jest nagi.

Największe wzmożenie opozycji epistolarnej (która niedługo miała przerodzić się w opozycję instytucjonalną) było następstwem planowanych od drugiej połowy 1975 r. zmian w konstytucji PRL. Chodziło m.in. o wpisanie do ustawy zasadniczej przewodniej roli PZPR w budowie socjalizmu oraz „nienaruszalnej braterskiej więzi ze Związkiem Radzieckim”. W listopadzie w kręgach opozycyjnych rozpoczęła się akcja zbierania podpisów sprzeciwiających się kierunkowi tych zmian. Sygnatariusze memoriału z powodu „troski obywatelskiej” uważali, że „Konstytucja i oparte na niej prawodawstwo powinny zagwarantować przede wszystkim następujące wolności obywatelskie: wolność sumienia i praktyk religijnych, wolność pracy, wolność słowa i informacji oraz nauki”. List kończył się konstatacją, że „nierespektowanie wolności obywatelskich doprowadzi do stopniowego pozbawiania społeczeństwa świadomości narodowej i do przerwania ciągłości narodowej tradycji. Jest to zagrożenie dla egzystencji narodu. (...) Uznanie tych wolności, potwierdzone przez konferencję w Helsinkach, nabiera dziś wagi międzynarodowej, gdyż tam, gdzie nie ma wolności, nie ma pokoju ani bezpieczeństwa”.

Pod listem – złożonym w Kancelarii Sejmu – podpisało się 66 osób (w ostatecznej wersji pominięto jednak siedem podpisów, przez co do historii przeszedł pod nazwą Listu 59) z różnych środowisk opozycyjnych, o odmiennych światopoglądach oraz biografiach politycznych. Ponadto swój memoriał, określany przez SB Listem 173, złożyli przedstawiciele młodej inteligencji. Podobne wezwanie do rządzących, którego inicjatorami byli Bogdan Borusewicz oraz Aleksander Hall, sporządzili studenci z Trójmiasta oraz Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego. List wystosowali również w imieniu środowiska katolików świeckich prezesi Klubów Inteligencji Katolickiej i redaktorzy „Znaku”. W związku z planowanymi zmianami ustawy zasadniczej rządzący otrzymali setki mniejszych lub większych protestów – według aparatu bezpieczeństwa podobne memoriały miało skierować ponad 600 osób.

Wzmożenie epistolarne przełomu lat 1975 i 1976 było świadectwem ogromnego potencjału obywatelskiego nieposłuszeństwa tkwiącego w społeczeństwie. Historyk Jan Skórzyński zauważył, że „bitwa o konstytucję była dla środowisk kontestujących rzeczywistość PRL okazją do policzenia się, a także egzaminem z odwagi cywilnej. Ten egzamin zdało wielu ludzi, którzy wcześniej nie angażowali się w akty sprzeciwu”.

Egzamin ten zaprocentował w roku następnym, kiedy to powstał najważniejszy dla narodzin i rozwoju opozycji demokratycznej memoriał, czyli Apel Komitetu Obrony Robotników do społeczeństwa i władz PRL z września 1976 r. Rozpoczął wówczas nowy etap w walce o poszanowanie praw i wolności obywatelskich. Walce, którą w jej epistolarnej formie zapoczątkował właśnie dwuzdaniowy list z marca 1964 roku.

Paweł M. Mrowiński jest doktorantem na Wydziale Nauk Politycznych i Studiów Międzynarodowych Uniwersytetu Warszawskiego. W 2022 r. ukazała się jego książka naukowa „Egzekucje publiczne w okupowanej Warszawie” (wyd. Instytut Pileckiego).

Gdy poeta i publicysta Antoni Słonimski 14 marca 1964 r. składał w Prezydium Rady Ministrów niepozorny list skierowany do premiera Józefa Cyrankiewicza, nie przypuszczał, że wywoła on lawinę, która pociągnie za sobą podpisy kolejnych sygnatariuszy, w sumie jak wskazuje nazwa – 34. On zaś sam trafi na szczyt listy prześladowanych pisarzy, na której pozostanie aż do śmierci w 1976 r. Podobnie jak nie mógł się spodziewać w październiku 1956 r., będąc w euforycznym nastroju towarzyszącym objęciu przez Władysława Gomułkę funkcji I sekretarza partii, że za osiem lat będzie na ręce tegoż Gomułki właśnie taki list składał.

Pozostało 96% artykułu
Plus Minus
Kiedy będzie następna powódź w Polsce? Klimatolog odpowiada, o co musimy zadbać
Plus Minus
Filmowy „Reagan” to lukrowana laurka, ale widzowie w USA go pokochali
Plus Minus
W walce rządu z powodzią PiS kibicuje powodzi
Plus Minus
Aleksander Hall: Polska jest nieustannie dzielona. Robi to Donald Tusk i robi to PiS
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Prof. Marcin Matczak: PSL i Trzecia Droga w swym konserwatyzmie są bardziej szczere niż PiS