Futbol na wskroś amerykański

W niedzielę Super Bowl, czyli finał rozgrywek futbolu amerykańskiego. To dla Amerykanów wręcz święto narodowe, co rodzi pytanie, dlaczego to właśnie ten nieoczywisty sport zawładnął ich sercami.

Publikacja: 09.02.2024 17:00

W ubiegłym roku Kansas City Chiefs pokonali Philadelphia Eagles 38:35

W ubiegłym roku Kansas City Chiefs pokonali Philadelphia Eagles 38:35

Foto: GETTY

W internecie wśród polskich znawców dyscypliny – a jest to coraz większa grupa – krąży żart o tym, co obowiązkowo pojawi się przy okazji Super Bowl w naszych mediach. Będzie więc na pewno o rekordowych cenach reklam, tonach skrzydełek kurczaka i hektolitrach piwa, które Amerykanie zjedzą i wypiją, Taylor Swift, która jest partnerką zawodnika jednej z rywalizujących w finale drużyn, a także o tym, że dla niektórych Halftime Show, czyli koncert w przerwie, jest ważniejszy od samego meczu. Nie zabraknie też poszukiwania wątków polskich. Można się z tej otoczki śmiać, ale nie da się ukryć, że ona również składa się na wyjątkowość wydarzenia, o którym mówi niemal cały świat, choć na co dzień w ogóle się futbolem amerykańskim nie interesuje.

Miesiąc temu, w pierwszej rundzie play-off, Kansas City Chiefs podejmowali Miami Dolphins. W momencie rozpoczęcia gry termometry na stadionie Arrowhead wskazywały minus 20 stopni Celsjusza. Wiatr sprawiał, że temperatura odczuwalna wynosiła minus 30 stopni. Mimo to na trybunach zasiadło ponad 70 tysięcy kibiców. Media donosiły później, że służby medyczne udzieliły pomocy kilkudziesięciu osobom, a piętnaście zabrano do szpitala z powodu hipotermii albo odmrożeń. Para buchała z ust futbolistów niczym z parowozów. Część mediów skupiła się zaś na innym osobliwym szczególe: trener drużyny z Kansas City miał zmrożone wąsy.

To pokazuje, że otoczka bywa ważna. Tamten mroźny wieczór przejdzie do legendy, a o meczu – właśnie z powodu pogody – napisały media na całym świecie. Był to czwarty najzimniejszy mecz w historii NFL. Pierwsze miejsce na tej liście zajmuje rywalizacja między Green Bay Packers i Dallas Cowboys w 1967 roku, która dzierży miano Ice Bowl: temperatura odczuwalna wynosiła minus 44 stopnie Celsjusza. I wtedy, i teraz nikt nie odpuszczał. W najbliższą niedzielę nie będzie tak zimno, bo LVIII Super Bowl, w którym broniący tytułu Kansas City Chiefs zmierzą się z San Francisco 49ers, odbędzie się w Las Vegas, ale też zapowiadają się ogromne emocje. I tak: będą skrzydełka, piwo, rekordowe ceny reklam, Taylor Swift na trybunach oraz Usher na scenie w Halftime Show, ale w centrum uwagi znajdzie się jednak futbol zwany u nas amerykańskim, a w Stanach – po prostu futbolem, bo tam piłka nożna to soccer.

Czytaj więcej

Ja Morant macha bronią. NBA i Ameryka mają problem

Zaczęło się na uniwersytetach

Gra, co prawda jeszcze niepodobna do dzisiejszego futbolu amerykańskiego – trochę piłka nożna, a trochę rugby – przywędrowała do Stanów Zjednoczonych z Wysp Brytyjskich. Za pierwszy oficjalny mecz futbolu amerykańskiego uznaje się spotkanie drużyn uniwersyteckich ze stanu New Jersey – Rutgers i Princeton – które rywalizowały w 1869 roku. Tyle że grano wówczas okrągłą, a nie jajowatą piłką i choć nie wolno było podawać do przodu, to tamta gra bardziej przypominała piłkę nożną. Przełomowe okazały się mecze uniwersytetów Harvarda i McGilla z Montrealu, rozgrywane pięć lat później. Stosowane przez Kanadyjczyków rozwiązania – między innymi przyłożenia – tak bardzo przypadły do gustu Amerykanom, że wprowadzili je do swojej gry. Potem związany z Uniwersytetem Yale Walter Camp, czyli zawodnik, a później trener, wdrożył kolejne zmiany i opracował przepisy gry podobnej do tej, którą oglądamy dzisiaj. Nic więc dziwnego, że jest nazywany ojcem futbolu amerykańskiego.

„Chciał, żeby zawodnicy w równym stopniu ćwiczyli swoje umysły i ciała, żądając zarówno poświęcenia fizycznego, jak i starannego planowania taktycznego. Stworzył więc sport, który jest jednocześnie niezwykle brutalny oraz ściśle zorganizowany, i w tym sensie całkowicie amerykański” – wspominał „New York Times” na stulecie ligi NFL. Autor James Surowiecki dowodził, że w latach 50. i 60. futbol utwierdzał społeczeństwo w przekonaniu, że ich chłopcy nie są mięczakami, natomiast trenerzy to genialni stratedzy, którzy ustawiają zawodników jak figury szachowe.

Zanim jednak w 1920 roku powstała zawodowa liga, grały w futbol drużyny uniwersyteckie. Ich zmagania cieszyły się olbrzymią popularnością i to się nie zmieniło do dziś. Kto chce się przekonać, niech zobaczy na YouTubie szaleństwo, jakie towarzyszy wejściu na stadion drużyny Virginia Tech. NFL (National Football League) długo miała monopol, dopiero 40 lat później grupa biznesmenów utworzyła konkurencyjną AFL (American Football League). Podobno kiedy w 1960 roku na spotkaniu właścicieli NFL wybierano nowego komisarza ligi, Pete Rozelle zamknął się w łazience hotelu w Miami, a kiedy ktoś tam wchodził, zaczynał myć ręce – potem policzył, że umył je 35 razy. Wreszcie dowiedział się, że został komisarzem. Miał 33 lata. Jako najważniejszy człowiek w lidze wprowadził wiele kluczowych zmian, które uczyniły NFL maszynką do zarabiania pieniędzy.

Pierwszy Super Bowl – jeszcze nie pod tą nazwą – rozegrano w 1967 roku w Los Angeles. Był to wówczas mecz pomiędzy mistrzami lig NFL i AFL, więc nazwano go po prostu, niezbyt oryginalnie, meczem o Mistrzostwo Świata AFL–NFL. Nie brzmiało to jednak atrakcyjnie, nie nadawało się jako błyskotliwy nagłówek do gazet. Nazwę „Super Bowl” wymyślił dopiero Lamar Hunt, właściciel Kansas City Chiefs, inspirując się zabawką, którą określano jako Super Ball. Na pierwszy finał zostały wolne miejsca, co dziś wydaje się nie do pomyślenia. NFL i AFL wkrótce połączyły siły, wychodząc ze słusznego założenia, że razem zarobią więcej. Futbol amerykański stał się sportem narodowym, odbierając ten status baseballowi.

Dlaczego się udało? Chyba najbardziej przyczyniła się do tego telewizja, która przyciągnęła rzesze nowych fanów. Okazało się, że futbol świetnie wypada na małym ekranie, a mecze zostały z czasem doskonale opakowane. Super Bowl to dziś istny majstersztyk.

Gra jak wojna

Niektórzy patrzą na futbol amerykański jak na wojnę. Meczom towarzyszy patriotyczna oprawa, bo najpierw są flaga, hymn oraz weterani. Potem następuje wojna na boisku. Zawodnicy nacierają na siebie z impetem, zderzają się, przewracają. Futbol amerykański jest więc od lat – ostatnio znacznie częściej niż wcześniej – krytykowany za brutalność, która niesie za sobą wymierne konsekwencje. Udowodniono naukowo, że wielokrotne zderzenia głowami, które są nieuniknioną częścią gry, prowadzą do choroby mózgu określanej jako encefalopatia (CTE).

Liga przez lata zaprzeczała takim powiązaniom i broniła się, dopóki tylko mogła. Powstały jednak na ten temat setki artykułów, książki, a nawet hollywodzki film „Wstrząs” z 2015 roku z Willem Smithem w roli dr. Benneta Omalu, nigeryjsko-amerykańskiego lekarza, który ujawnił chorobliwą zależność. W 2012 roku byli futboliści oraz ich rodziny – w sumie prawie 5 tysięcy osób – wytoczyli NFL proces, domagając się odszkodowań. Sprawa była bardzo głośna, żyła nią cała Ameryka. Skończyło się ugodą, bo liga zgodziła się zapłacić pozywającym w sumie prawie miliard dolarów.

Warto nadmienić, że kiedyś grano bez kasków – obowiązkowo wprowadzono je dopiero w latach czterdziestych XX wieku. Do tego czasu śmierć była właściwie częścią gry. Potem dużo się zmieniło, ale futbol amerykański pozostaje brutalny. W 2013 roku zmarł 16-letni Chad Stover, zawodnik szkoły średniej z Tipton. Śmierć była efektem urazu mózgu, którego nastolatek doznał w trakcie gry. Został odwieziony do szpitala, zmarł dwa tygodnie później. „Time” jego okładkowe zdjęcie ozdobił pytaniem: „Czy futbol jest tego wart?” Widocznie odpowiedź dla większości amerykańskiego społeczeństwa wciąż pozostaje twierdząca. Wielu widzi w tym przejaw chorej fascynacji przemocą i krytykuje, a są również tacy, którzy wieszczą futbolowi rychłą śmierć, ale na razie nic na to nie wskazuje, NFL ma się znakomicie, generuje olbrzymie zyski i wychodzi z kolejnych kryzysów jeszcze mocniejsza.

Afery niewiele zmieniają, gra ciągle cieszy się uwielbieniem publiki i pożądaniem młodych chłopców, którzy marzą o karierze. Faktem jest też, że futbol się zmienił, a liga poszła na wiele ustępstw – nie sama z siebie, ale jednak. Całkowicie ograniczyć starć się jednak nie da, bo przecież idzie właśnie o to, żeby powalić przeciwnika z piłką na ziemię: póki jest na nogach i posuwa się do przodu, zdobywa terytorium, a to jest istota futbolu amerykańskiego.

Czytaj więcej

Brittney Griner: Z więzienia na boisko koszykarskie

Miał być księdzem, został trenerem

Futbol amerykański, jak każdy sport, potrzebuje legend. Jedną z nich jest patron trofeum, o które najlepsze drużyny sezonu powalczą w tym roku w Las Vegas – Vince Lombardi. Był trenerem Green Bay Packers, czyli pierwszych zwycięzców Super Bowl. Wychował się na Brooklynie, w pobożnej rodzinie emigrantów z Włoch. Jego ojciec był rzeźnikiem, który prowadził sklep mięsny, więc rodzinie nieźle się powodziło. Vince był ministrantem, uczył się w katolickiej szkole i miał zostać księdzem, ale postawił na futbol. Wiara pozostała jednak ważna w jego życiu – z drużyną podróżował ksiądz, a trener lubił cytować Pismo Święte.

Nim w wieku 45 lat objął Packers, nie prowadził samodzielnie żadnego zespołu. Mimo to podyktował władzom klubu twarde warunki i postawił na swoim – został głównym trenerem oraz generalnym menedżerem. Prowadzone przez niego treningi były bardzo ciężkie, lała się krew i trzeszczały kości, ale efekty przychodziły w meczach. Charyzmatyczny trener wygrywał ligę pięć razy – dwa pierwsze Super Bowl, a do tego trzy wcześniejsze triumfy w NFL. Lombardi nie żyje od ponad 50 lat, ale wciąż inspiruje, istnieje nawet poświęcona mu strona internetowa, z której można czerpać jego złote myśli, a miał ich sporo. Takich jak: „Nigdy nie wygrasz, jeśli nie pokonasz gościa stojącego przed tobą. Wynik na tablicy nie ma znaczenia. To dla fanów. Musisz wygrać wojnę z mężczyzną stojącym przed tobą”.

Obecnie najbardziej uznanym szkoleniowcem jest Bill Belichick, który ostatnio stracił posadę. Miesiąc temu New England Patriots ogłosili, że rozstają się ze szkoleniowcem, który sześć razy prowadził ich do mistrzostwa. Stworzył sportową dynastię albo „imperium zła”, jak mówili niektórzy. Bo Patriots nie byli lubiani poza Bostonem i okolicą. Nie tylko dlatego, że mieli patent na wygrywanie. Ich udziałem była najgłośniejsza afera ostatnich lat, czyli Deflategate, w której główną rolę odegrały niedopompowane piłki. No i mieli w swoich szeregach wybitnego rozgrywającego Toma Brady’ego, czyli kolejną legendę futbolu amerykańskiego. W Stanach to ten poziom sportowej sławy co Michael Jordan. To historia jak z bajki: zawodnik wybrany w drafcie z numerem 199 stał się absolutnym numerem jeden, wybitnym rozgrywającym, który wygrywał Super Bowl siedem razy.

Rozgrywający, czyli quarterback, to kluczowa pozycja w futbolu amerykańskim. – Jestem stronniczy, ale uważam, że w sporcie nie ma trudniejszej pozycji niż rozgrywający w NFL. Wyobraźcie to sobie, że jest najważniejszy w każdej akcji – mówi Peyton Manning, inna legenda ligi, w serialu „Quarterback”, który przybliża historię trzech współczesnych rozgrywających, między innymi Patricka Mahomesa z Kansas City Chiefs, który jest dzisiaj twarzą NFL i – już teraz można to powiedzieć – jednym z najlepszych graczy w historii. W ostatnich latach dwukrotnie wygrywał Super Bowl, teraz ma szansę na trzecie zwycięstwo.

Trump, Putin i pierścień

Futbol budzi namiętności także na szczytach władzy. Ostatnie zatargi Donalda Trumpa z NFL zostały szczegółowo opisane: były prezydent ostro krytykował ligę, gdy część zawodników klękała podczas odgrywania hymnu. Trump rozprawiał się zwłaszcza z prowodyrem całej akcji, czyli Colinem Kaepernickiem. Były rozgrywający drużyny z San Francisco stał się jednym z symboli ruchu Black Lives Matter i osobistym wrogiem Trumpa, ale ten już dawno temu miał na pieńku z ligą – od czasu kiedy współtworzył jej konkurencję, co skończyło się dla niego katastrofą.

Konkurencja ta, pod nazwą USFL (United State Football League), wystartowała w 1983 roku. Zrzeszone w lidze drużyny rozgrywały swoje mecze wiosną i latem, czyli w czasie, kiedy NFL ma przerwę (sezon jest krótki, rusza we wrześniu, a na początku lutego jest już finał rozgrywek). Po trzech sezonach nowa liga postanowiła jednak rzucić wyzwanie gigantowi i przenieść rozgrywki na jesień. Trump, właściciel drużyny New Jersey Generals, namówił do tego inne kluby. Pozostawała sprawa transmisji. Sprawa kluczowa, bo chodziło o wielkie pieniądze, tymczasem najważniejsze stacje miały umowy z NFL i nie zamierzały tego zmieniać, bo wszystkim się to opłacało. Trump postanowił więc wytoczyć proces NFL, powołując się na ustawę antymonopolową. Trwał zaledwie 42 dni, a wyrok zapadł w czerwcu 1986 roku. USFL wygrała, ale zamiast pół miliarda dolarów otrzymała jednego. To była klęska USFL i sezon 1986 nigdy nie wystartował.

Ciekawostka związana z futbolem amerykańskim dotyczy również prezydenta Rosji, bo w 2005 roku w Sankt Petersburgu odwiedził go Robert Kraft, czyli właściciel New England Patriots. Miał ze sobą mistrzowski pierścień – takie otrzymują zawodnicy, trenerzy i najważniejsi ludzie z klubu, który zdobył tytuł – i wedle jego relacji Władimir Putin założył pierścień na palec oraz powiedział, że mógłby nim zabić, a następnie wyszedł z pokoju w towarzystwie ochroniarzy. Kraft został sam i więcej pierścienia nie zobaczył. Właściciel klubu opowiedział swoją historię „New York Post”. Rzecznik Kremla Dmitrij Pieskow odparł, że to, co mówi Kraft, jest dziwne, bo stał w tamtej sytuacji tuż obok i słyszał, że pierścień jest prezentem dla prezydenta.

Wartość pierścienia szacuje się na 25 tys. dolarów, ale dla Krafta, który jest majętnym człowiekiem, ważniejsza była wartość sentymentalna. Później sam zresztą zmienił front. – Bardzo mu się podoba, że pierścień jest na Kremlu i nadal darzy Rosję oraz przywództwo prezydenta Putina wielkim szacunkiem – oświadczyła w jego imieniu rzeczniczka The Kraft Group Stacey James.

Najnowsza historia związana z polityką jest jeszcze bardziej szalona. Prawicowe media kolportują bowiem teorię, która brzmi absurdalnie, ale wierzy w nią zapewne spora część zwolenników Donalda Trumpa. Głosi ona, że Taylor Swift jest częścią spisku zawiązanego przez NFL i demokratów, którego celem jest zapewnienie reelekcji Joe Bidenowi. Temu właśnie ma służyć związek piosenkarki z zawodnikiem Kansas City Chiefs Trevisem Kelce’em, który też ma swoje na sumieniu, bo promował szczepienia na Covid-19. Para miałaby ogłosić swoje poparcie dla Bidena w trakcie Super Bowl. Sprawa ma być starannie ukartowana, a Taylor Swift – nie tylko gwiazda muzyki pop, ale także Człowiek Roku magazynu „Time” – jest w istocie tajną agentką Pentagonu, przez lata przygotowywaną do roli, którą ma odegrać teraz.

Podobno wspomniany tu już Rozelle, który przez niemal 30 lat był komisarzem ligi i twórcą jej potęgi, początkowo marzył, żeby mecz o prymat w futbolu amerykańskim dorównał World Series, czyli rywalizacji o mistrzostwo rozgrywek bejsbolowych. Pewnie nie przypuszczał, że Super Bowl zdystansuje w Stanach nawet baseball i stanie się najważniejszym wydarzeniem sportowym oraz fenomenem społecznym, nieoficjalnym świętem narodowym. I że stanie się miejscem spisku mającego na celu wybór gospodarza Białego Domu.

Autor jest dziennikarzem „Kroniki Beskidzkiej”

W internecie wśród polskich znawców dyscypliny – a jest to coraz większa grupa – krąży żart o tym, co obowiązkowo pojawi się przy okazji Super Bowl w naszych mediach. Będzie więc na pewno o rekordowych cenach reklam, tonach skrzydełek kurczaka i hektolitrach piwa, które Amerykanie zjedzą i wypiją, Taylor Swift, która jest partnerką zawodnika jednej z rywalizujących w finale drużyn, a także o tym, że dla niektórych Halftime Show, czyli koncert w przerwie, jest ważniejszy od samego meczu. Nie zabraknie też poszukiwania wątków polskich. Można się z tej otoczki śmiać, ale nie da się ukryć, że ona również składa się na wyjątkowość wydarzenia, o którym mówi niemal cały świat, choć na co dzień w ogóle się futbolem amerykańskim nie interesuje.

Pozostało 95% artykułu
Plus Minus
Oswoić i zrozumieć Polskę
Plus Minus
„Rodzina w sieci, czyli polowanie na followersów”: Kiedy rodzice zmieniają się w influencerów
Plus Minus
Bogusław Chrabota: Rok po 7 października Bliski Wschód płonie
Plus Minus
Gość "Plusa Minusa" poleca. Robert M. Wegner: Kawałki metalu w uchu
Plus Minus
Taki pejzaż
Plus Minus
Jan Maciejewski: Pochwała przypadku