Zacznę od muzyki, i to z wysokiego C. Dostałem pod choinkę album „The Best of John Coltrane”. I choć nigdy nie wychowywałem się w kulturze jazzu, to kilka lat temu postanowiłem to zmienić. Johna Coltrane’a szczególnie polecam, to absolutna klasyka. Jest na tej płycie m.in. utwór „Blue Train”, którego od świąt słuchałem chyba 50 razy. W całym tym zalewie muzycznego badziewia, które wydobywa się z różnych stacji radiowych, jest to coś wyjątkowego i fantastycznego. Bardzo żałuję, że nie mamy żadnych rozgłośni jazzowych poza tymi w internecie.
Teraz chciałbym zacząć od wysokiego B, czyli od Bacha. Nie muszę mówić, że Bach wielkim kompozytorem był. To banał, oczywista oczywistość. Prawdopodobnie wszyscy znamy „Wariacje Goldbergowskie”, a ja jestem w nich dosłownie zakochany. Mój dzwonek w telefonie najlepiej o tym świadczy. Jednym z najważniejszych odtwórców Bacha był oczywiście Glenn Gould. Dlatego tym, czym chciałbym zaskoczyć, niech będzie płyta zespołu Royal Academy of Music Soloists Ensemble. Zespół Trevora Pinnocka dokonał bardzo ciekawej orkiestracji „Wariacji Goldbergowskich”. Wykonanie jest absolutnie rewelacyjne, słuchałem go z kolei ponad 100 razy. Piękna muzyka, od której nie można się oderwać. Autorem tej orkiestracji był Polak pochodzenia żydowskiego Józef Koffler, urodzony pod koniec XIX w., który prawdopodobnie zginął z rąk Niemców w 1944 r.
Czytaj więcej
Wiwisekcja prawdziwej zbrodni, pokazanie ludzkich słabości, charakterów, zaburzeń. Jestem bardzo na tak.
Tym historycznym akcentem kończę część muzyczną i przechodzę do literatury. Na imieniny dostałem książkę „Pawilon małych ssaków” Patryka Pufelskiego. Dzieło napisane przez młodego prozaika, rodzaj dziennika, choć myślę, że odrobinę fabularyzowanego. Opowiada o losach mieszkańca Krakowa, który z pochodzenia jest Pomorzaninem i Żydem. Nie brakuje tu ironii, groteski, a autor posiada ogromną umiejętność opowiadania, także skrótowego. Pisze o tym, jak zatrudnia się w pawilonie małych ssaków, i kreśli krótkie formy dotyczące ludzi tam pracujących, ale też zwierząt. Kończąc, dodam tylko, że chyba mój pies uznał, iż jest to ważna książka, ponieważ postanowił zdekapitować okładkę, zostawiając tylko korpus.
Na koniec chciałbym wspomnieć o sztuce teatralnej, na której byłem w zeszłym tygodniu, pt. „Boże Mój”, w Teatrze Polonia. Jest zabawna, ale również wzruszająca. Bardzo ciekawe i udane połączenie. Myślę, że wielu czytelników zachęci do obejrzenia sztuki jej fabuła: do izraelskiej terapeutki przychodzi sam Bóg, ale w roli pacjenta.