Ta banalna konstatacja, że nie każdy nadaje się na naukowca, musi zostać uzupełniona przez kolejną oczywistość – nie jest to przecież żadna ujma. Zamiast kolejnej wyższej szkoły techników weterynarii lepiej otworzyć dobrze zaopatrzoną szkołę zawodową. Odrodzenie szkolnictwa zawodowego wpłynie na jakość szkolnictwa wyższego. A z uniwersytetu spadnie obowiązek bacznego obserwowania rynku pracy. O ile pracodawcy także uznają, że w wielu przypadkach liczy się doświadczenie w konkretnym zawodzie, a nie papierek ze stosownym tytułem.
W kwestii struktury warto mimo wszystko spojrzeć na to, co dzieje się na Zachodzie, i zrozumieć, że nie każdy wybitny dydaktyk jest wspaniałym naukowcem (i na odwrót). A przecież potrzebujemy i jednych, i drugich. Dlatego też lepiej rozdzielić te funkcje, aby akademicy mogli rozwijać swoje predyspozycje. Świetne artykuły naukowe są tak samo ważne jak dobre nauczanie studentów.
Prawdziwy koniec studiów
Jednak najważniejszą lekcją dla polskich uniwersytetów jest ta z XIX wieku. Bo tam zaczęły się wszystkie nasze kłopoty, ale też tam tkwi ich rozwiązanie. Musimy zatem odejść od osobnictwa i postawić na łączność, czyli po prostu rozwijać własną myśl, naturalnie wtedy, gdy jesteśmy przeświadczeni o jej wartości i rzeczywiście warta jest uwagi. Prawdopodobnie parę razy pomylimy się w ocenie, ale to nic nowego w nauce, w taki sposób się ona tworzy.
Jednak przede wszystkim musimy zacząć zwracać uwagę na to, co ma do powiedzenia nasz naukowy oponent. Nie tylko po to, aby wejść z nim w polemikę, lecz by podbić te tezy, które są słuszne oraz ważne. Tylko taką drogą przebiją się do powszechnej świadomości i zaczną wywierać wpływ na wspólny dorobek naukowy. Bo to naprawdę widać w artykułach naukowych, że pewne tezy są powtarzane, ale przypisy pojawiają się wyłącznie przy wątkach polemicznych. Nie wiadomo właściwie po co, gdyż każdy, kto zajmuje się danym zagadnieniem, i tak to zauważy.
Równocześnie polska nauka musi się pozbyć wstydu co do samej siebie oraz odwoływać się do swoich rozstrzygnięć, gdy jest to adekwatne. Po co usilnie szukać powiązań swoich tez z Heglem, skoro podobne rzeczy mówił np. wspominany już Karol Libelt? Takie intelektualne wygibasy nikomu nie przynoszą chluby. XIX wiek mówił do naukowców – łączcie się, pracujcie wspólnie. Może w końcu czas potraktować to wezwanie na serio?
Jednakże nie spisujmy całego „naszego” XIX wieku na straty. Bo w jego rodzimej wersji jest jeden ważny aspekt, który warto zachować – nieustanna dyskusja. Niektóre polskie uniwersytety bardzo poważnie podchodzą do kwestii ciągłego omawiania stawianych tez. W planach jest pełno seminariów oraz konwersatoriów, nawet na studiach doktoranckich. Nie jest tak jak na Zachodzie, gdzie seminaria magisterskie polegają na indywidualnych rozmowach z promotorem. W Polsce trzeba się zmierzyć również z uwagami innych studentów, co bywa stymulujące intelektualnie.
Nauka to nieustanny dialog, podejmowany z różnorodnych perspektyw. A to potrafimy jak nikt inny. Niestety, całe to dobro obraca się w nicość, bo uniwersytet nie otrzymuje wsparcia z zewnątrz. Corocznie jego mury opuszczają chmary absolwentów, dla których nie ma żadnego naukowego zajęcia. Nie mogą pracować w swojej alma mater, bo nie ma etatów, bo inni okazali się lepsi – powody są nieważne. Jednak mimo wszystko mogliby kontynuować naukowe badania, o ile istniałyby odpowiednie instytucje.
Nie mamy w Polsce dostatecznej liczby instytucji, które zajmowałyby się naukowymi zagadnieniami, a jednocześnie nie byłyby szkołą wyższą. A przecież jest mnóstwo pracy, którą mogłyby się one zajmować. Uprawianie nauki to nie tylko stawianie wielkich tez, lecz także opracowywanie materiałów, zbieranie danych, upowszechnianie rezultatów badań. Mnóstwo dzieł polskich myślicieli nie doczekało się ponownej edycji, ponieważ nie ma kto się nimi zajmować. System grantowy jest w tej mierze niewydolny, ponieważ jego wyśrubowane warunki oraz niewielkie wsparcie finansowe, które oferuje, sprawiają, że jest on atrakcyjny tylko dla tych, co i tak już pracują w jakiejś jednostce akademickiej.
Wyobrażam sobie, że ktoś mógłby dodatkowo wykonywać zlecenie dla jakiejś jednostki, np. na redakcję jednego tekstu bądź napisanie krótkiej pracy. Jednak takich miejsc jest nadal zbyt mało, aby takie działania mogły polepszyć sytuację polskiej nauki. Nie wspominając już o tym, że po minionych rządach do wszystkich instytucji państwowych podchodzimy sceptycznie.
Ponadto nie ma miejsc dla dorosłych, którzy po skończeniu studiów nie chcieliby stracić kontaktu ze swoją dyscypliną badawczą. Okazja do dyskusji nadarza się wyłącznie przy okazji premiery jakiejś książki. Można przejść się na spotkanie lub debatę na jakiegoś think tanku, ale tam zazwyczaj poruszane są bieżące kwestie społeczno-polityczne. Jak człowiek nie ma samozaparcia, to bardzo szybko zapomina o tym, czego nauczył się przez te pięć lat. Owszem, może przejść się na uniwersytet jako wolny słuchacz na dowolne seminarium, ale o takich ludziach krążą tylko plotki i nikt nigdy ich nie widział.
Wszystko dlatego, że jesteśmy niechętni wszelkim stowarzyszeniom, a nasza towarzyskość jest powierzchowna. Lubimy sobie pogadać, ale niekoniecznie na konkretny temat. I nad tym koniecznie musimy popracować, stwarzając przy okazji miejsca, gdzie będzie można to robić. W końcu nie trzeba być geniuszem, aby wnieść coś ważnego do nauki.
Czy zainteresujesz innych
Najważniejszą lekcją, jaką odebrałam w trakcie pisania doktoratu, była ta, że tak właściwie nie jest ważne to, co ja mam do powiedzenia, ale to, na co zwróciłam uwagę u bohatera mojej pracy. To jego myśl jest ważna, a nie to, ile tekstów przeczytałam, ilu autorów znam, ile koncepcji mogłabym przypasować do jego tez. I pogodzenie się z tym, że nie będę kolejnym Kartezjuszem, ale mogę opracować ważny element polskiej myśli, co może się przydać kolejnym, lepszym ode mnie badaczom.
Uważam, że właśnie to w każdej pracy intelektualnej jest najważniejsze – potencjał do zainspirowania innych. No, może jeszcze ewentualna dyskusja oraz polemika. Bo idee na tyle są żywe, na ile ktoś chce jeszcze o nich rozmawiać. A niezależnie od tego, ilu geniuszy będziemy mieli w populacji, nie będzie to możliwe bez solidnych uniwersytetów. Gdyż to właśnie w nich najczęściej pojawia się ten pierwszy impuls rozpoczynający wszelkie badania – ciekawość względem danego tematu.