Wygląda na to, że urzędnicy nie są zaznajomieni z tym, co się działo w kulturze i nauce w ciągu ostatnich 20–30 lat (a w niektórych przypadkach nawet w przedziale 50–70 lat). Tak jakby wystarczyło okroić program nauczania i liczyć na to, że uczniowie i ich rodzice w końcu będą zadowoleni. Może nawet pochwalą Ministerstwo Edukacji?
Jednak te tendencje widać nie tylko w szkole. TVP startuje z nową ofertą, a w niej znalazł się m.in. program o książkach „Dobry tytuł”, który prowadzić będą Szymon Kłoska i Agata Passent. Prowadząca miała już okazję prowadzić taki program w TVN, co zakończyło się niemałym skandalem. Nazywał się on „Xięgarnia” i w jego 295. odcinku gościł Robert M. Wegner, autor cyklu fantasy „Opowieści z meekhańskiego pogranicza”, uważany za jednego z najlepszych reprezentantów tego gatunku. Agata Passent na sugestię Maxa Cegielskiego, że ten z fantastyką zetknął się przed wieloma laty, zapytała, czy „ma kłopoty z dojrzałością”, a może „cofa się w rozwoju”. Cały ten odcinek zasługiwałby na oddzielną analizę, bo kwiatków było tam jeszcze więcej, ale bardziej interesujące jest to, że daje nam on przedsmak tego, co czeka nas w TVP 2.
Za nami pierwszy odcinek nowego programu. Treść treścią, ale ta formuła… Znów mamy gadające głowy przekazujące prawdy objawione. Jest nudno, patetycznie i bez polotu. A wystarczyłoby pomyśleć nad czymś innym, wykorzystać nowe media i sposoby prezentacji wiedzy. Tak się akurat zdarzyło, że mamy wspomnianych świetnych popularyzatorów nauki, z których można brać przykład. Szkoda, że to nie im proponuje się prowadzenie programów w publicznej telewizji.
Wstyd z powodu Listy Szanghajskiej. A będzie jeszcze gorzej
Podsumowując, można powiedzieć, że państwowa wizja promocji nauki opiera się na bylejakości, jednorazowych przedsięwzięciach i przekonaniu, że jakoś to się wszystko samo ułoży. Popularyzatorzy działają w swojej niszy, a rząd może uczestniczyć w pokazówkach, gdzie najważniejszą część pracy wykonują za niego inni. Promocja polskich osiągnięć ma się odbywać przy okazji, najlepiej za darmo, a ludzie sami z siebie muszą to odnaleźć, aby z tego skorzystać.
Jeśli to się nie zmieni, skutki będą dużo gorsze od wstydu z powodu miejsca w ogonie Listy Szanghajskiej. Zainteresowanie nauką wśród młodszych i starszych będzie spadać. Nie będzie komu dokonywać odkryć, nie będzie kto miał pisać nowych tekstów. To mrzonka, że naukowcy zawsze będą się pojawiać jakimś szczęśliwym trafem. Liczenie na ślepy los w tej kwestii przypomina grę w rosyjską ruletkę, gdzie pistolet ma pełny magazynek. Któż wie, ile talentów już straciliśmy, bo nie dotarło do nich, że nauka jest drogą, w której mogą się realizować.
Premier Shinzo Abe przebrał się za Super Mario. Czy Donald Tusk mógłby wystąpić jako Wiedźmin?
W kulturze Japonia może wręcz na równych prawach rywalizować ze Stanami Zjednoczonymi. Mało kto na świecie nie wie, kim jest samuraj, a japońskie komiksy i animacje mają rzesze fanów na całym globie, również w Polsce. Paradoksalnie wśród naszej młodzieży powszechniejsza jest wiedza o tym, kim był Oda Nobunaga, niż o tym, kim był książę Józef Poniatowski. Dowiedzieli się tego właśnie z mangi i anime.
W jaki sposób Japończykom udało się wypromować za granicą swoją kulturę? Początków trzeba szukać w latach 70. XX wieku, kiedy powstała słynna Japan Foundation, której pierwszym zadaniem miało być zacieśnianie relacji między USA a Japonią, ale bardzo szybko stała się narzędziem promocji japońskiej kultury. W 1979 r. ówczesny premier Kraju Kwitnącej Wiśni powiedział, że nastał „czas kultury”. Od słów bardzo szybko Japończycy przeszli do czynów.
W latach 80. Japan Foundation zajmowała się dystrybucją telenoweli „Oshin” na terenie Azji – chciano pokazać, że Japonia dostarcza nie tylko nowinki technologiczne, lecz także rozrywkę, a wraz z nią swoją historię, kulturę i system wartości. Japan Foundation stopniowo rozszerzała działalność, dostarczała – także na Zachód – kolejne produkty kulturowe made in Japan. Była wspierana zarówno przez kolejne rządy, jak i różne instytucje oraz ośrodki.
W 2004 r. premier Junichiro Koizumi powołał liczne grupy robocze, których celem było polityczne wykorzystanie dziedzictwa kulturowego Japonii. Jeszcze inny premier Taro Aso skupił się na promocji kultury popularnej, koordynując tu działania z biznesem. Tokio zainicjowało też strategię „Cool Japan”, w ramach której rząd i przedsiębiorstwa wspólnie działają na rzecz popularyzacji narodowego dziedzictwa.
Dzięki temu japońska kultura stała się nieodłączną częścią gospodarki. Kapitałem, na którym zarabiają wszyscy.
Daria Chibner: Dlaczego kobiety nie chcą rozmawiać o prawach mężczyzn?
W sobotę w Krakowie odbył się pierwszy Kongres Mężczyzn. Chociaż podejmowane na nim tematy nie przebiły się jeszcze do mainstreamu, to prawa mężczyzn od jakiegoś czasu są już przedmiotem internetowych dyskusji. Niemniej wśród kobiet, zwłaszcza tych zaangażowanych w problematykę równościową oraz antydyskryminacyjną, widać wyraźną niechęć do podejmowania tego rodzaju zagadnień.
Należy też dodać, że Japończycy są niezwykle świadomi swoich zasobów kulturalnych. Mimo że również w ich dziejach jest wiele ciemnych kart, skupiają się na promowaniu tego, co najlepsze w ich historii. Co więcej, nie obawiają się podchodzić do niej z dystansem. Swoich bohaterów historycznych angażują do satyrycznych animacji, dram (seriali), nieraz obsadzając ich w naprawdę absurdalnych rolach. Pozwalają im przenosić się w czasie, gadać śmieszne bzdurki, a nawet wcielać się w zwierzęta domowe. Nikt nie czuje się urażony, bo ważne jest to, że dzięki temu jeszcze więcej osób może poznać japońskie dziedzictwo.
Jednocześnie Japończycy nie mają skrupułów przed bronieniem swoich kulturowych zasobów, o czym świadczy afera związana z czarnoskórym samurajem Yasuke będącym bohaterem jednej z części gier „Assasin’s Creed”. Japonia m.in. zażądała wprowadzenia w grze zmian.
Mówiąc wprost: Japończycy na każdym kroku dumnie obnoszą się ze swoją kulturą i popkulturą. W trakcie ceremonii zakończenia igrzysk olimpijskich w Rio de Janiero w 2016 r. premier Shinzo Abe wystąpił w przebraniu kultowej postaci z japońskich gier – Super Mario. Wcześniej również inni przedstawiciele rządu publicznie pokazywali się przebrani za postacie z tamtejszej popkultury, a jeszcze więcej z nich pozuje do zdjęć z mangą. U nas premier Donald Tusk z pewnością nie pokazałby się w stroju Wiedźmina, skoro tyle autorytetów uważa prozę Andrzeja Sapkowskiego za wyrób dla niedojrzałej młodzieży. Także z tych powodów my dalej w 2024 r. śnimy o tym, żeby nasz sarmata był tak samo popularny jak samuraj, a Japonia już w 2003 r. odbierała od Amerykańskiej Akademii Filmowej Oscara za anime „Spirited Away: W krainie bogów”.
Korzystałam z informacji zawartych w artykule Tomasza Burdzika „Japoński soft-power: wykorzystanie kultury w budowaniu pozycji Japonii na arenie międzynarodowej”