Można wzywać do ludobójstwa na Żydach? Amerykańscy rektorzy: to zależy

Czy nawoływanie do ludobójstwa Żydów przekracza granice wolności słowa? Zdaniem rektorów elitarnych amerykańskich uczelni odpowiedź brzmi: to zależy.

Publikacja: 05.01.2024 10:00

Propalestyńska manifestacja pod kampusem Uniwersytetu Harvarda, 19 listopada. Na transparencie hasło

Propalestyńska manifestacja pod kampusem Uniwersytetu Harvarda, 19 listopada. Na transparencie hasło „Zatrzymać ludobójstwie w Gazie”

Foto: Pat Greenhouse/The Boston Globe via Getty Images

Od czasu ataku Hamasu na Izrael 7 października 2023 r. kampusy amerykańskich uczelni stały się polem walki między osobami popierającymi Palestynę a broniącymi Izraela. Na należących do tzw. Ligi Bluszczowej Harvardzie, Uniwersytecie Pensylwanii i Uniwersytecie Browna protestujący zajęli budynki administracji. Na tym ostatnim aresztowanych zostało 20 uczestników strajku okupacyjnego.

Uczelniane sankcje i towarzyska śmierć

Wolność słowa, gwarantowana pierwszą poprawką do konstytucji i uważana za nieomal świętą, w Stanach Zjednoczonych jest rozumiana znacznie szerzej niż w Polsce. Chronione są niemalże wszystkie rodzaje wypowiedzi. Wyjątki są nieliczne i należą do nich m.in. groźby karalne, pomówienia czy nawoływanie do popełnienia przestępstwa. To, co w Polsce ukarane byłoby wyrokiem sądowym – obraza uczuć religijnych lub urzędu prezydenta czy propagowanie ustrojów totalitarnych – w Stanach jest dozwolone. Niemniej pierwsza poprawka chroni wypowiedzi wyłącznie przed cenzurą ze strony władz państwowych, ale nie zabrania ona sankcjonowania wypowiedzi przez pracodawców bądź niepubliczne instytucje edukacyjne.

Czytaj więcej

Hamas i łagodni barbarzyńcy. Dlaczego młodzi mieszkańcy Zachodu nie czują długu wobec Izraela

Pomimo swoich zapewnień o przywiązaniu do wolności słowa i szeroko pojętej wolności akademickiej najbardziej prestiżowe amerykańskie uczelnie – m.in. Harvard, Yale, Penn czy Stanford – nie wzorują się na standardzie z konstytucji. Jako szkoły prywatne mają prawo ustanawiać swoje własne, bardziej surowe zasady, z czego korzystają. Ryzyko sankcji w połączeniu z faktem, że na uczelniach elitarnych brakuje różnorodności poglądów, skutkuje atmosferą strachu i ostracyzmu. Notabene, na Harvardzie zgodnie z sondażem z 2022 roku jedynie 1,5 proc. pracowników naukowych ma poglądy konserwatywne, a ponad 80 proc. liberalne.

Zdaniem profesora politologii na tym uniwersytecie Harveya C. Mansfielda kwestie pokroju rasy czy płci stały się na tyle kontrowersyjne, że nie mogą być przedmiotem akademickiej debaty. Nawet w przypadkach, gdy nie jest się za to w sposób formalny karanym, demonstrowanie konserwatywnych poglądów kończy się śmiercią towarzyską i zawodową. Skutkiem jest daleko idąca samocenzura. Według badań, na które powołuje się magazyn „Inside Higher Ed”, pomiędzy 40 proc. a 60 proc. studentów amerykańskich uczelni obawia się wyrażać swoje zdanie na niektóre tematy.

Jako że konserwatywne głosy są albo nieobecne, albo zagłuszane, uczelnie amerykańskie w tzw. wojnie kulturowej jednoznacznie określiły się po stronie liberalnej. Mowa jest zaś o liberalizmie o wiele bardziej lewicującym niż w Polsce.

Palestinian Lives Matter

Wwydaniu amerykańskim oznacza to konkretnie: „Diversity, Equity and Inclusion” – termin, który opiera się próbom przekładu na język polski, ale oznacza mniej więcej politykę mającą na celu „włączanie” (inkluzywność) – różnorodność i sprawiedliwość społeczną. Kluczowe jest to, że w kontekście amerykańskim różnorodność ta tyczy się wyłącznie grup historycznie marginalizowanych: kobiet, społeczności LGBT+ oraz niektórych mniejszości rasowych i etnicznych, czyli Afroamerykanów, Latynosów, rdzennych Amerykanów i osób pochodzenia bliskowschodniego. Popularna jest również teoria intersekcjonalności, zgodnie z którą grupy te, ze względu na zazębianie się dyskryminacji, powinny wspierać się nawzajem w walce przeciwko szeroko rozumianej niesprawiedliwości.

W przeszłości oznaczało to poparcie dla ruchu Black Lives Matter, a ostatnimi czasy cause célèbre amerykańskiej lewicy uniwersyteckiej stało się wsparcie sprawy palestyńskiej. Izraelscy Żydzi to w ich narracji biali osadnicy-kolonizatorzy, którzy siłą wydarli rdzennym Palestyńczykom ich ziemię w 1948 roku, aby przez następne dekady prowadzić politykę apartheidu wobec Arabów pozostałych na terenach zarządzanych przez – koniecznie w cudzysłowie – „państwo” Izrael i krok po kroku kraść terytoria, które pozostały pod kontrolą ciemiężonych mieszkańców Strefy Gazy i Zachodniego Brzegu. Nie dość, że do niesprawiedliwości doszło, to trwa ona nadal do dnia dzisiejszego.

Czytaj więcej

Floryda z własnym wsparciem dla Izraela i swoimi sankcjami wobec Iranu

Nie jest to bynajmniej problem nowy na amerykańskich uczelniach, ale do 7 października uniwersytecki konflikt izraelsko-palestyński co najwyżej się tlił. Tu i ówdzie dochodziło do mniej lub bardziej sensownego protestu. W 2022 roku, dla przykładu, wspierająca Palestynę organizacja studencka Harvard Out of Occupied Palestine [Harvard Precz z okupowanej Palestyny] żądała, aby uczelniane stołówki przestały serwować hummus należącej do PepsiCo marki Sabra, gdyż firma ta zaopatrywała w produkty spożywcze brygadę sił obronnych Izraela stacjonującą na zajętych przez Izrael w 1967 roku Wzgórzach Golan. Odpowiedzi na profilach w sieciach społecznościowych czy – zwłaszcza prawicowych – publikacjach czasem się pojawiały, ale nie generowały większej reakcji. Spór wydawał się problemem trzeciorzędnym.

Zapanowała cisza…

Sytuacja zmieniła się wraz z atakiem Hamasu. Podczas gdy świat potępiał bezpardonowy zamach na bezbronnych cywilów – Andrzej Duda w poście na platformie X składał wyrazy współczucia ofiarom i potępiał agresję – harwardzki Komitet Solidarności z Palestyną zajmował się bezwstydną apologetyką, obarczając w liście otwartym podpisanym przez 33 różne organizacje studenckie „apartheidowy reżim wyłączną odpowiedzialnością” za to, do czego doszło. I dodając, że wydarzenia te „nie miały miejsca w próżni,” a najbliższe dni wymagać będą „zdecydowanego przeciwstawienia się kolonialnemu odwetowi”. Podobne głosy dochodziły zewsząd. Students for Justice in Palestine na Uniwersytecie Columbii pisało o „historycznej kontrofensywie przeciwko kolonialno-osadnicznym ciemiężcom”.

Gdyby uczelnie natychmiast potępiły tego typu oświadczenia, na tym pewnie by się skończyło. Zdecydowanego dementi jednak zabrakło – zamiast reakcji zapanowała cisza. Rektor Uniwersytetu Pensylwanii Elizabeth Magill raptem dwa dni po ataku znalazła czas, by zamieścić na Instagramie post o świętowaniu Indigenous Peoples’ Day – dnia poświęconemu rdzennym Amerykanom, ale wypowiedzenie się na temat wydarzeń w Izraelu i na kampusie zajęło jej osiem dni. Rektor Harvardu Claudine Gay oświadczenie, owszem, wydała po dwóch dniach, ale pozbawione było jakiejkolwiek treści.

Głosy potępienia dochodziły z obu stron politycznej barykady. Kongresmen Jake Auchincloss, liberalny demokrata z Massachusetts i absolwent Harvardu, określił reakcję uniwersytetu mianem bełkotu, a były rektor i sekretarz skarbu w administracji Billa Clintona Lawrence Summers napisał na X, że „nigdy nie był tak rozczarowany”. Siedmiu zasiadających w kongresie absolwentów uczelni oskarżyło rektor Gay o „umyślne tworzenie warunków pozwalających na nieokiełznany i groźny antysemityzm”.

…a potem głos zabrało nawet Wall Street

Niezależnie od tego, czy słowa te były polityczną grą pod publikę, czy też nie, przewidywania te okazały się zaskakująco trafne. Propalestyńscy studenci Uniwersytetu Harvarda zaczęli nawoływać już nie tylko do „wyzwolenia Palestyny od rzeki do morza”, ale i „światowej Intifady”. Na Uniwersytecie Pensylwanii, w toalecie budynku nazwanego na cześć pierwszego w amerykańskiej historii rektora uniwersyteckiego pochodzenia żydowskiego Martina Meyersona, znaleziono swastykę. A na Uniwersytecie Cornella doszło do zatrzymania studenta grożącego, że przyniesie na uczelnię karabin szturmowy i będzie mordował Żydów. Sprawa stała się na tyle poważna, że dochodzenia w sprawie antysemityzmu na kampusach uczelni wszczęło zarówno FBI, jak i Kongres.

Jako że zdecydowana większość Amerykanów, zwłaszcza ze starszych pokoleń, popiera w konflikcie Izrael i sprzeciwia się antysemityzmowi, nie obyło się bez reakcji ze strony absolwentów. Oburzenie było tym większe, że elitarne amerykańskie uczelnie to prawdziwe kuźnie elit. Dyplom ukończenia Harvardu, Stanfordu czy Penna otwiera drzwi do polityki czy też lukratywnej kariery w firmach doradczych, bankach inwestycyjnych bądź funduszach hedgingowych. Dlatego też Wall Street znalazło się na pierwszej linii frontu, a wielu z dotychczas hojnych darczyńców zdystansowało się od uniwersytetów.

Czytaj więcej

Rabin Stambler: Solidarność Polaków z Izraelem rozgrzewa moje serce

Grupa 1600 żydowskich absolwentów Harvardu zagroziła wstrzymaniem darowizn, a Bill Ackman, szef funduszu hedgingowego Pershing Square Capital Management, wezwał Harvard do upublicznienia listy studentów, którzy podpisali się pod listem obarczającym Izrael całkowitą odpowiedzialnością za atak Hamasu. Ponadto zadeklarował wraz z szeregiem innych prezesów amerykańskich spółek, że nie będą zatrudniać studentów wspierających Palestynę.

Opacznie rozumiana różnorodność

Czarę goryczy przelało przesłuchanie przed rektorów Harvardu, Massachusetts Institute of Technology (MIT) i Uniwersytetu Pensylwanii przez kongresową komisję ds. edukacji. Odpowiadając na pytanie republikańskiej kongresmenki ze stanu Nowy Jork Elise Stefanik, „czy nawoływanie do ludobójstwa Żydów łamie zasady” regulaminów ich uczelni, Claudine Gay z Harvardu i Elizabeth Magill z Uniwersytetu Pensywalnii odparły, że to zależy od kontekstu. Jedynie Sally Kornbluth z MIT stwierdziła, że choć nie słyszała tego typu wypowiedzi, to jeśli faktycznie ma miejsce nawoływanie do ludobójstwa, to musi ono zostać zbadane.

Reakcja była natychmiastowa. Grupa amerykańskich członków Izby Reprezentatów, zarówno demokratów, jak i republikanów, wystosowała list wzywający do złożenia rezygnacji przez rektorów Harvardu, Pennu i MIT. Bill Ackman zaangażował się czynnie w lobbing na rzecz usunięcia całej trójki, a miliarder Ross Stevens, absolwent Uniwersytetu Pensylwanii, zdecydował się wycofać darowizny o wartości 100 mln dol.

Presja ze strony powiązanych z Wall Street darczyńców spowodowała, że zarówno rektor Gay, jak i Magill przeprosiły za swoje słowa przed Kongresem i zapewniły, że potępiają akty antysemityzmu. W przypadku Magill, która wcześniej zantagonizowała radę uczelni, odrzucając propozycję zmian w regulaminie i przyjęcia definicji antysemityzmu na jego potrzeby, przeprosiny okazały się niewystarczające. Posiedzenie komisji kongresowej ostatecznie pogrzebało szanse rektor Uniwersytetu Pensylwanii na utrzymanie się na stanowisku. Została zmuszona do złożenia rezygnacji przez radę uczelni i okazała się najkrócej sprawującym urząd rektorem w 250-letniej historii uniwersytetu.

Wydarzenia te pokazały poważny problem, jaki dotyka amerykańskie uniwersytety. Stany Zjednoczone od wieków aspirują do bycia tyglem narodów, krajem, w którym każdy, niezależnie od pochodzenia, może się odnaleźć. Wydarzenia w Izraelu uwidoczniły jednak, że idea różnorodności rozumiana jest inaczej przez społeczeństwo amerykańskie, a inaczej przez lewicujące uniwersyteckie elity. W teorii lansowana przez środowiska akademickie idea „Diversity, Equity and Inclusion”, postulująca zmniejszenie nierówności w spolaryzowanej Ameryce, jest godna pochwały. W praktyce okazuje się, że nie wszystkie grupy zasługują w jej ramach na ochronę. Jedną z nich są, niestety, Żydzi.

Zachary Lech jest przewodniczącym stowarzyszenia polskich studentów Uniwersytetu Harvarda

Michał Wyrębkowski jest przewodniczącym stowarzyszenia polskich studentów Uniwersytetu Pensylwanii

Od czasu ataku Hamasu na Izrael 7 października 2023 r. kampusy amerykańskich uczelni stały się polem walki między osobami popierającymi Palestynę a broniącymi Izraela. Na należących do tzw. Ligi Bluszczowej Harvardzie, Uniwersytecie Pensylwanii i Uniwersytecie Browna protestujący zajęli budynki administracji. Na tym ostatnim aresztowanych zostało 20 uczestników strajku okupacyjnego.

Uczelniane sankcje i towarzyska śmierć

Pozostało 97% artykułu
Plus Minus
Trwa powódź. A gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi