Zwiastowanie to nie temat zachodniej sztuki, lecz jej nowy początek

Zwiastowanie jest nie tyle tematem zachodniej sztuki, ile jej nowym początkiem. Możliwością dokonania wyboru między Ewą a Maryją. Dynamem a dziewicą.

Publikacja: 15.12.2023 17:00

Michał Żądło, Zwiastowanie

Michał Żądło, Zwiastowanie

Foto: Marek Gardulski

Dalej już nie można, choćby o włos. Nie stoją żadne barierki, nie łypią groźnie strażnicy – nie muszą. Uczucie czci trzyma na dystans jak odwrócony magnes. Nie wydaje żadnego odgłosu, milczy; ale nie jak ktoś, kto nie ma nic do powiedzenia. Przeciwnie – raczej ten, którego słowo zadecyduje o naszym losie jak kciuk Cezara. Czy źródło mocy nie jest jednocześnie źródłem świętości, czy te dwa pojęcia nie występują ze sobą zawsze w parze? A więc dalej nie można; nie podchodź – uklęknij.

Kiedy Henry Adams odwiedził w 1900 r. wystawę światową w Paryżu, komasującą na kilkunastu kilometrach kwadratowych najwybitniejsze osiągnięcia naukowe XIX w., widok 12-metrowych dynam, wielkich generatorów energii elektrycznej, zaskoczył go swoją religijną głębią. Uznał je za symbol energii absolutnej, siłę moralną – „coś takiego jak krzyż dla pierwszych chrześcijan”. Pierwszy poruszyciel; ten, którego nie widać, a jednak jest wszędzie; matka wszechrzeczy – prądnica. Zobaczyć źródło tej siły, której przejawy za moment rozświetlą ulice miast i neony sklepów, zagoszczą w każdym domu, zobaczyć źródło światła było rzeczywistym objawieniem. Co niby innego stało się z postacią Chrystusa na górze Tabor – rozświetliła się. Prometeusz ukradł bogom tylko ogień; Tesla i Edison – gorejący krzak elektryczności; ten, który płonąc, nigdy się nie wypala. Przynajmniej dopóty, dopóki pracują milczące tłoki dynama. Czy możemy jeszcze dziwić się Adamsowi, że z trudem powstrzymywał kolana przed ugięciem?

Nie tylko wstyd, obawa przed byciem uznanym za dziwaka czy niepoczytalnego ostatecznie go przed tym powstrzymały. Siła dynama, tak oszałamiająca i wszechwładna, wydała mu się również bezpłodna. Może popchnąć ludzkość, dokądkolwiek ta zechce, ale sama nie wskaże kierunku. Nie było w niej nic pociągającego, wzbudzającego zachwyt, czułą cześć i wdzięczność za sam fakt jej obecności; słowem – nie miała w sobie nic z kobiety. Tej najwyższej z możliwych źródeł energii.

Żadna z pogańskich bogiń nie była czczona ze względu na swoje piękno, nie w pierwszej kolejności. „Były boginiami – pisze w dalszym ciągu swojego sprawozdania z wizyty na wystawie światowej Adams – ponieważ stanowiły siłę. Były żywym dynamem, prokreacją – największą i najbardziej tajemniczą ze wszystkich postaci energii; dość, że były płodne. Czy to jako symbol, czy jako energia, Dziewica zawsze była największą siłą, jaką kiedykolwiek znał świat Zachodu i bardziej niż jakakolwiek inna siła skupiała na sobie wszystkie ludzkie wysiłki. Bo cała potęga pary w świecie nie potrafiłaby, tak jak Dziewica, zbudować Chartres”.

Maryja była spełnieniem pragnień przybierających najrozmaitsze kształty i imiona; od obłej sylwetki Wenus z Milo, przez smukłą Afrodytę po groźną Isztar. Pragnienia twórczej siły: płodności, energii, wzrostu. W dziewicy, która poczęła, urodziła i wychowała Boga, dotrzymano każdej z tamtych obietnic. Od tamtej pory jest ona nie tyle patronką, co gwarancją możliwości pracy twórczej; uniwersalną pośredniczką. Nie tylko łask płynących z nieba, ale też każdego dzieła, które próbuje wznieść się w górę.

Czytaj więcej

Jan Maciejewski: Atomowa era moralności

Bilet wizytowy

Zwiastowanie stanowi »arche« (zarówno w sensie początku, jak i rdzenia oraz zasady) całej sztuki sakralnej Kościoła” – pisze Dariusz Karłowicz we wstępie do katalogu wystawy odbywającej się właśnie w podziemiach katedry diecezji warszawsko-praskiej pw. św. Michała Archanioła i św. Floriana. Składa się na nią 20 prób ukazania chwili Zwiastowania, spotkania Archanioła Gabriela z Maryją, podczas którego z jej ust pada echo pierwszego słowa w historii świata: „fiat” – niech się stanie. Wtedy: niech się staną niebo i ziemia, morza i lądy, ptaki i ryby, kobieta i mężczyzna; teraz: niech jej się stanie według twego słowa. Między Zwiastowaniem a sztuką chrześcijańską panuje stosunek analogiczny do tego, który łączy dynamo z każdym zasilanym przez nie urządzeniem. Te 20 nowych obrazów przedstawia nie tyle temat, co warunek możliwości – być może nie tylko sztuki sakralnej, ale sztuki odkupionej; o odkupienie proszącej albo chociaż takiej, która zdaje sobie sprawę z jego potrzeby. Zwiastowanie – pierwsza z tajemnic różańca, bilet wizytowy wysłany przez Boga ludzkości. Zaproszenie, w imieniu nas wszystkich, przyjęte przez dziewicę.

Ale ta scena jest nie tylko echem. Zwiastowanie jest też odwróceniem: powtórzeniem, ale już à rebours, sceny kuszenia Ewy przez węża. Te dwie kobiety są patronkami dwóch sposobów tworzenia; Zwiastowanie i kuszenie – dwiema możliwościami, schematami pisania, malowania, komponowania.

Gabriel przyszedł do Maryi jako posłaniec pod prawdziwą postacią. Szatan przychodzi do Ewy we własnym imieniu, ale przebrany za kogo innego, „w stroju” węża. Zastosował – jak pisze w swojej egzegezie sceny z Księgi Rodzaju o. Tomasz Gałuszka – „iluzjonistyczną sztuczkę”. Zwiastowanie zaczyna się od świętej trwogi, bojaźni Maryi uspokajanej przez Anioła. Kuszenie – zaintrygowania opartego na fałszu.

Maryja zadaje pytania, które mają jej pomóc w realizacji zadania zleconego przez Boga. Jej: „Jakże się to stanie, skoro nie znam męża” nie było aktem niedowiarstwa, nie znaczyło: „ale jak to, to przecież niemożliwe”. Raczej: „no dobrze, teraz po kolei, od czego mam zacząć?”. Milczy, pozwalając się wypełniać pomysłowi Boga. Jego ciało pojawia się w jej łonie, jego plan – w jej myślach i sercu. Z kolei, kiedy Ewa milczy, słuchając słów węża, w jej niewinnej (jeszcze w tej chwili ona też jest przecież niepokalana) wyobraźni „poczyna się” coś obcego. Święty Tomasz powie, że w tym właśnie momencie Szatan został ojcem – „ojcem kłamstwa”. Oba więc te dialogi – tak Zwiastowanie, jak i kuszenie – zapładniają.

Tak jak początkiem grzechu było niezdrowe zaciekawienie, tak tym, co ostatecznie do niego pchnęło – niecierpliwość. Ojcowie Kościoła twierdzą, że Pan Bóg chciał dać pierwszym ludziom poznać smak owoców z drzewa dobrego i złego, ale jeszcze nie teraz. Mieli poczekać, ufać, poznać miarę i czas każdej rzeczy. Zło zaczyna się od niecierpliwości, odkupienie – od dziewięciu miesięcy oczekiwania na przyjście na świat, a następnie 30 lat ukrytego życia Chrystusa.

Wszystko, o czym dotychczas powiedzieliśmy, było tylko procesem. Ale w każdym tworzeniu chodzi przecież przede wszystkim o dzieło. Kiedy pierwsi ludzie zgrzeszyli, postanowili się ukryć. Najpierw przed samymi sobą – pierwszym ludzkim rękodziełem były opaski z liści figowych. Ich twórczość, twórczość człowieka po grzechu pierworodnym, była reakcją, odruchem samoobrony. „Nieudolną próbą – pisze Gałuszka – wypełnienia pustki po utraconym pięknie”. Poprzez swoje „dzieła sztuki” Adam i Ewa próbowali przywrócić pierwotną harmonię. „Twórczość ze swoimi tęsknotami i lękami stała się pomostem między ludźmi i sposobem ich wzajemnej komunikacji”.

Podczas Zwiastowania faktycznie wydarza się to, co próbowali osiągnąć Adam i Ewa – przywrócona zostaje (albo chociaż otwiera się taka możliwość) harmonia między Stwórcą i stworzeniem. Pomost do wypełnienia pustki po utraconym przez nich pięknie stanowi Bóg w postaci ludzkiego embrionu. A Maryja w tym czasie – jak pisał w swoim poemacie Paul Claudel – „Nie porusza się, nie mówi ani słowa, adoruje – nic więcej / Jej życie jest wewnątrz niej, jej Bóg jest wewnątrz, aby Go czcić / Jej dzieło i jej syn, jej dziecię, jej wszystko”.

„Ecce ancilla Domini” – „Oto ja, służebnica” – jest jak właściwa odpowiedź na zadane przez Boga Adamowi i Ewie pytanie: „gdzie jesteście”. Tamci stworzyli swe dzieło, żeby ukryć to, czego się wstydzili. Maryja sama jest okryciem – Arką Przymierza, domem złotym, wieżą z kości słoniowej – ale okrywa, chowa w sobie to, co zamiast wstydem wypełnia zachwytem.

Cztery razy „tak”

Królowa pisarzy, opiekunka poetów, matka kompozytorów, ucieczka malarzy, wieża z kości słoniowej filozofów. Czego uczy ich wszystkich? Jak pośredniczy w każdym z naszych dzieł?

Po pierwsze: rzeczywistość. Niech na początku będzie zawsze bojaźń przed tym, który jest, a nie zaintrygowanie iluzjami tego, który się przebiera. Milczenie wypełniające nas planem Boga, a nie podszeptem Diabła.

Po drugie: cierpliwość. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela. On chciał trwać dziewięć miesięcy pod sercem swojej matki, choć mógł zstąpić na Ziemię przy brzmieniu anielskich trąb i rozprawić się z całym złem świata w pół godziny. Pośpiech jest matką kiczu – za szybkich rozwiązań, zbyt łatwych odpowiedzi, efektów przesłaniających treść. Ewangelia jest tak wyjątkowa, bo pozostaje tak zwyczajna. Jest piękna, bo potrafi być cierpliwa – jak każda opowieść, każde dzieło dopracowane do ostatniego przerzuconego między grzechem a odkupieniem mostu.

Po trzecie: ofiarność. Kiedy już trzymała Chrystusa na rękach, od starca Symeona usłyszała, że jej serce przeniknie miecz. Jej rola, jej twórczość nie skończyła się na jednym „fiat”. „Niech-się-stawał” za jej sprawą każdy dzień tej historii. Współuczestniczyła w niej całej, zgadzała się na nią całą. Milcząc i zachowując wszystko to, co się działo w swoim sercu. Tym, które ostatniego dnia przeniknął nie jeden, ale siedem mieczy. Każde dzieło wymaga od twórcy, by złożył się na jego ołtarzu. Zgadzał się na nie, kontynuował je każdego dnia. „Nulla dies sine linea” – ani dnia bez napisania choćby jednej linijki. Bez przynajmniej jednego „tak”.

Po czwarte: współstwarzanie, a nie żerowanie na stworzeniu. Diabeł niczego nie był w stanie stworzyć, potrafił tylko genialnie udawać, przebierać się w kostiumy, z których żaden nie jest jego; każdy z nich będzie musiał zwrócić do wypożyczalni prowadzonej przez Stwórcę. „Coś, co nie istnieje nie stworzy czegoś, co jest. Nicość sama w sobie nie ma mocy stwórczych. Jest czystą pustką, która potrzebuje kogoś z zewnątrz, by mogło coś zaistnieć” – pisze o. Gałuszka. Zło jest ciemnością i śmiercią – grzech jest więc dokładnym przeciwieństwem tworzenia. Dlatego człowiek w stanie grzechu śmiertelnego nie jest w stanie stworzyć niczego nowego, może tylko żerować na tym, co już istnieje. Kto może wiedzieć o tym lepiej niż my, żyjący w epoce nostalgii i recyklingu, kultury pożerającej własny ogon. Żerowania na tym, co już kiedyś stworzone, powtarzania w kółko tych samych schematów. Inną twarzą tej samej demonicznej autożarłoczności jest „twórczość” sztucznej inteligencji, zasilane algorytmami odcinanie kuponów od tego, co już istnieje; co innego robi AI, jak nie wydala tylko z siebie przetrawionych resztek po efektach pracy człowieka?

Jak „fiat” Maryi kontynuuje boskie „niech się stanie”, tak każde dzieło stworzone przez człowieka ma tę możliwość. Ale jak Maryja musiała być pełna łaski (a więc żadnego miejsca nie zajmowała w niej ciemność grzechu), żeby mogła począć Chrystusa, tak każde dzieło „współstwarzające” potrzebuje łaski. Jeśli coś „boskiego” ma być w jego tworach, jakiś ułamek boskości musi krążyć w jego żyłach i myślach. Tym właśnie, bożym życiem w nas samych, jest łaska uświęcająca. O możliwościach, jakie przed nami otwiera, J.R.R. Tolkien pisał w jednym ze swych wierszy:

„Bóg w akcie stworzenia oddał cały świat

Wszak nie jest przeznaczeniem człowieka,

By jak bałwochwalca czcił artefakt.

Człowiek, stwórca pomniejszy,

Stwarza świat w każdym ze swych wierszy”.

Myśl, którą rozwijał w jednym z listów: „Sztuce [dzięki wcieleniu Chrystusa – red.] nadano wymiar prawdy. Bóg jest Panem i aniołów, i ludzi, i elfów. Legenda i historia spotkały się i zlały w jedno. Ewangelia nie zniosła legend, ale je uświęciła. Chrześcijanin ciągle jeszcze musi pracować, trudząc swe mięśnie i umysł, musi cierpieć, mieć nadzieję i umierać, ale już teraz dana mu jest świadomość, że jego zamiłowania i zdolności mają jakiś cel, który może być odkupiony. Tak wielka jest obfitość, którą mu zaoferowano, że ledwo ośmiela się przypuszczać, iż poprzez fantazję umożliwiono mu współuczestniczenie w rozwoju listowia z drzewa opowieści i ubogacaniu stworzenia”.

Czytaj więcej

Jan Maciejewski: Wielki błękit

Po tej stronie wielkiego oceanu

U Tolkiena, tak samo jak w eseju Henry’ego Adamsa, spotykają się dwie siły, dwa źródła mocy: dziewica i dynamo. Tą pierwszą jest Galadriela, ale bardziej chyba jeszcze Elbereth, Królowa Gwiazd. Ta, której imię staje się tajnym hasłem między Frodem i Samem za murami Mordoru. Przebrani za orków rozpoznawali się po tym słowie, które nie przeszłoby przez usta żadnemu z mieszkańców Krainy Cienia. A kiedy opuszczają ich już ostatnie siły, odzyskują je, śpiewając hymn na jej cześć:

„A! Elbereth Gilthoniel!

silivren penna míriel

o menel aglar elenath,

Gilthoniel, A! Elbereth!”.

„O Elbereth! Przyjaciółko gwiazd / spuszczasz białe lśnienie błyszczące jak klejnoty / z firmamentu chwały gwiezdnych opiekunek / do tych odległych, wpatrujących się spośród pokrytych drzewami śródziemi / do Ciebie będę wznosić pieśń / po tej stronie Wielkiego Oceanu”.

Jak wyliczyli tolkienolodzy, jedyny pierścień zostaje zniszczony przez dwójkę dzielnych hobbitów 25 marca. Tego dnia na całym święcie odbywają się eventy fanów Tolkienowskiej trylogii. Ale w Kościele katolickim 25 marca – dokładnie dziewięć miesięcy przed Bożym Narodzeniem – przypada też święto Zwiastowania. Pierścień, źródło mocy Saurona, został zniszczony tego samego dnia, którego Maryja wymówiła „fiat”.

Jeśli Matka Boża jest postacią, która odbija się w Galadrieli czy Elebereth, to pierścień z pewnością uosabia całą magię maszyn tego świata, wszystkich dynam i silników. Jest mocą, która kusi, ale nie pociąga. Bezpłodną wszechmocą. Pierścień nie jest w stanie niczego urodzić, zbudować czegokolwiek nowego poza potęgą. Ta zaś wcześniej czy później obróci się w pył. Zwiastowanie jest więc nie tyle tematem zachodniej sztuki, co jej nowym początkiem. Możliwością dokonania wyboru między Ewą a Maryją. Dynamem a dziewicą.

Wystawę obrazów Zwiastowania można oglądać do 31 stycznia w podziemiach katedry diecezji warszawsko-praskiej pw. św. Michała Archanioła i św. Floriana przy ul. Floriańskiej 3 w Warszawie. Od poniedziałku do soboty w godzinach 12–20, w niedziele 8–21:30.

Podczas pisania tekstu korzystałem z książki „Piękny Bóg, piękny Człowiek” o. Tomasza Gałuszki OP

Jacek Hajnos, Zwiastowanie

Jacek Hajnos, Zwiastowanie

Marek Gardulski

Dalej już nie można, choćby o włos. Nie stoją żadne barierki, nie łypią groźnie strażnicy – nie muszą. Uczucie czci trzyma na dystans jak odwrócony magnes. Nie wydaje żadnego odgłosu, milczy; ale nie jak ktoś, kto nie ma nic do powiedzenia. Przeciwnie – raczej ten, którego słowo zadecyduje o naszym losie jak kciuk Cezara. Czy źródło mocy nie jest jednocześnie źródłem świętości, czy te dwa pojęcia nie występują ze sobą zawsze w parze? A więc dalej nie można; nie podchodź – uklęknij.

Pozostało 96% artykułu
Plus Minus
Trwa powódź. A gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi