Dalej już nie można, choćby o włos. Nie stoją żadne barierki, nie łypią groźnie strażnicy – nie muszą. Uczucie czci trzyma na dystans jak odwrócony magnes. Nie wydaje żadnego odgłosu, milczy; ale nie jak ktoś, kto nie ma nic do powiedzenia. Przeciwnie – raczej ten, którego słowo zadecyduje o naszym losie jak kciuk Cezara. Czy źródło mocy nie jest jednocześnie źródłem świętości, czy te dwa pojęcia nie występują ze sobą zawsze w parze? A więc dalej nie można; nie podchodź – uklęknij.
Kiedy Henry Adams odwiedził w 1900 r. wystawę światową w Paryżu, komasującą na kilkunastu kilometrach kwadratowych najwybitniejsze osiągnięcia naukowe XIX w., widok 12-metrowych dynam, wielkich generatorów energii elektrycznej, zaskoczył go swoją religijną głębią. Uznał je za symbol energii absolutnej, siłę moralną – „coś takiego jak krzyż dla pierwszych chrześcijan”. Pierwszy poruszyciel; ten, którego nie widać, a jednak jest wszędzie; matka wszechrzeczy – prądnica. Zobaczyć źródło tej siły, której przejawy za moment rozświetlą ulice miast i neony sklepów, zagoszczą w każdym domu, zobaczyć źródło światła było rzeczywistym objawieniem. Co niby innego stało się z postacią Chrystusa na górze Tabor – rozświetliła się. Prometeusz ukradł bogom tylko ogień; Tesla i Edison – gorejący krzak elektryczności; ten, który płonąc, nigdy się nie wypala. Przynajmniej dopóty, dopóki pracują milczące tłoki dynama. Czy możemy jeszcze dziwić się Adamsowi, że z trudem powstrzymywał kolana przed ugięciem?
Nie tylko wstyd, obawa przed byciem uznanym za dziwaka czy niepoczytalnego ostatecznie go przed tym powstrzymały. Siła dynama, tak oszałamiająca i wszechwładna, wydała mu się również bezpłodna. Może popchnąć ludzkość, dokądkolwiek ta zechce, ale sama nie wskaże kierunku. Nie było w niej nic pociągającego, wzbudzającego zachwyt, czułą cześć i wdzięczność za sam fakt jej obecności; słowem – nie miała w sobie nic z kobiety. Tej najwyższej z możliwych źródeł energii.
Żadna z pogańskich bogiń nie była czczona ze względu na swoje piękno, nie w pierwszej kolejności. „Były boginiami – pisze w dalszym ciągu swojego sprawozdania z wizyty na wystawie światowej Adams – ponieważ stanowiły siłę. Były żywym dynamem, prokreacją – największą i najbardziej tajemniczą ze wszystkich postaci energii; dość, że były płodne. Czy to jako symbol, czy jako energia, Dziewica zawsze była największą siłą, jaką kiedykolwiek znał świat Zachodu i bardziej niż jakakolwiek inna siła skupiała na sobie wszystkie ludzkie wysiłki. Bo cała potęga pary w świecie nie potrafiłaby, tak jak Dziewica, zbudować Chartres”.
Maryja była spełnieniem pragnień przybierających najrozmaitsze kształty i imiona; od obłej sylwetki Wenus z Milo, przez smukłą Afrodytę po groźną Isztar. Pragnienia twórczej siły: płodności, energii, wzrostu. W dziewicy, która poczęła, urodziła i wychowała Boga, dotrzymano każdej z tamtych obietnic. Od tamtej pory jest ona nie tyle patronką, co gwarancją możliwości pracy twórczej; uniwersalną pośredniczką. Nie tylko łask płynących z nieba, ale też każdego dzieła, które próbuje wznieść się w górę.