Pandemia przerwała tę tradycję. – Zmiana jest wpisana w formułę wydarzenia – mówi jednak Anna Nawrocka-Tełewiak. Uważa, że krośnieńska publiczność jest zachwycająca, energetyzująca. – Wiele razy usłyszałam to od występujących artystów, a słowa te tym bardziej cieszą, że występują oni na największych scenach świata – nadmienia. Na Young Arts Festival grali między innymi: Kronos Quartet, Jacob Collier, Septura Brass, Leszek Możdżer z Orkiestrą Aukso, Kwartet Śląski.
W tym roku w lipcu wystąpi legendarny amerykański kwartet Yellowjackets, który otrzymał 17 nominacjami do nagrody Grammy.
– W Polsce nastąpił przełom. Rytm koncertów wyznaczają małe ojczyzny, małe miejscowości – uważa Dionizy Piątkowski, promotor jazzu oraz organizator koncertów i festiwali, w tym Ery Jazzu. Są to często miejscowości, które nie miały tradycji muzycznych czy jazzowych. Festiwale i koncerty organizują zapaleńcy. – Ludzie w mniejszych miastach, dysponując podobnymi budżetami jak osoby w dużych aglomeracjach, mogą sobie pozwolić na zaproszenie wielkich gwiazd. Tak się stało z Zadymką w Bielsku-Białej, od kilkudziesięciu lat organizowany jest festiwal pianistyczny w Kaliszu. Tak się dzieje z moją Erą Jazzu – mówi Piątkowski. On też – jak Włodek Pawlik – zwraca uwagę, że bogactwu imprez muzycznych sprzyja to, iż w wielu miastach istnieją sale z doskonałą akustyką. To filharmonie: Gdańska, Szczecińska, Wrocławska, Pomorska, siedziba Narodowej Orkiestry Symfonicznej Polskiego Radia w Katowicach czy wspomniana Cavatina Hall w Bielsku-Białej. Nikogo nie dziwi, że wielka gwiazda nie występuje w Warszawie. A artyści, szczególnie amerykańscy, są przyzwyczajeni do tego, że mogą wystąpić na fajnym festiwalu w jakimś miasteczku np. w Pensylwanii.
Piątkowski wylicza, że w Polsce w ciągu roku odbywa się 50 festiwali jazzowych. To oznacza, że prawie w każdy weekend można gdzieś pojechać i posłuchać dobrej muzyki.
Kanalizacja i kultura
Po trzeciej edycji bydgoskiego festiwalu Muzyka u Źródeł było tak trudno, że Magdalena Świątkowska-Szczęch zastanawiała się, czy nie zrezygnować z organizacji kolejnej. Nie zrobiła tego i w tym roku wspólnie z mężem Zbigniewem Szczęchem przygotowują już 15. jesienną edycję. Ona jest psychologiem, pracuje jako psychoterapeutka, on – muzykiem po bydgoskiej Akademii Muzycznej. Przez wiele lat grał w kwartetach smyczkowych Multicamerata i Barock Quartet. – Niekiedy siadaliśmy po koncertach i zastanawialiśmy się: a może zamiast jeździć i koncertować, zorganizujemy festiwal w Bydgoszczy? – przypomina sobie.
– Przysłuchiwałam się tym rozmowom i myślałam: sympatycznie byłoby móc pójść na różne koncerty w mieście – wtedy, 15 lat temu, wydarzeń muzycznych było w Bydgoszczy czy w regionie znacznie mniej niż obecnie. I nagle poczułam taką imprezę w sercu – mówi Świątkowska-Szczęch. – Któregoś dnia powiedziałam głośno zdanie, którego natychmiast pożałowałam: „Chłopaki, zorganizuję wam ten festiwal kameralistyki”. Założyli fundację, która współpracuje z władzami miasta i regionu. Otrzymuje od nich dotacje. Zbigniew Ostrowski, wicemarszałek województwa kujawsko-pomorskiego, szacuje, że samorząd wydaje na kulturę 13–14 proc. budżetu. Zaznacza, że w kwocie ok. 150 mln zł znajdują się także pieniądze przeznaczone na ochronę zabytków. Jednak spora część z tych pieniędzy to dotacje dla lokalnych inicjatyw kulturalnych.
– Obserwujemy wzmożoną aktywność obywatelską w małych miejscowościach. Wiele osób uważa, że dzięki inicjatywom kulturalnym, historycznym mogą zbudować prestiż swoich miejscowości – mówi wicemarszałek. Zaznacza, iż samorząd wojewódzki wspiera inicjatywy zarówno w małych miejscowościach, jak i w większych. To m.in. Festiwal Piosenki Autorskiej Cała Jaskrawość, wędrujący po regionie, a poświęcony Edwardowi Stachurze, legendarnemu poecie związanemu z Aleksandrowem Kujawskim. Jest to równocześnie festiwal i konkurs dla młodych autorów, poetów, którzy sami śpiewają swoje teksty. W tym roku odbędzie się czwarta edycja. W Aleksandrowie Kujawskim gości Międzynarodowy Festiwal Dwóch Cesarzy. – Nazwa nawiązuje do wydarzenia z 1879 r., kiedy w luksusowej części dworca, tzw. pokojach carskich, spotkali się car Aleksander II i cesarz Niemiec Wilhelm I. Z okazji pobytu cara do nazwy Aleksandrów dodano wówczas przydomek „Przygraniczny” – przypomina marszałek Ostrowski. Uśmiecha się, gdy wymienia bydgoskie festiwale, które dotuje samorząd: Muzykę u Źródeł i Serca Bicie. – Tego zazdroszczą nam w Krakowie, bo to festiwal piosenek Andrzeja Zauchy – dodaje.
Od początku oboje organizatorzy Muzyki u Źródeł wiedzieli, że festiwal muzyki kameralnej oznacza prezentacje wielu typów muzyki – nie tylko klasycznej – oraz że nie powinien się odbywać w dużej sali. Właśnie w tym czasie bydgoskie przedsiębiorstwo Miejskie Wodociągi i Kanalizacja wyremontowało zabytkową stację pomp, w której stworzono Muzeum Wodociągów. Jedna z sal okazała się mieć wyśmienitą akustykę. Pomysł, by tam zorganizować festiwal kameralistyki, spodobał się szefostwu firmy. Wodociągi są jego głównym mecenasem.
Koncerty odbywają się w listopadzie, wieczorną porą, gości z dala wita ciepły blask ognia. – Wielu bydgoszczan przyjeżdżało do źródełek wokół stacji, by pobierać stąd wodę, tak powstała nazwa festiwalu – opowiada Magdalena Świątkowska-Szczęch. A mąż dodaje: – Chcemy przedstawiać jak najszersze spektrum kameralistyki, stąd grany jest jazz.
– Dla muzyków ważny jest bliski kontakt z publicznością, wymiana z nią energii, tak jak słuchacze czy widzowie chłoną muzykę wieloma zmysłami, dlatego tak sprawdza się to miejsce, akustyka i wnętrze, w którym odbywają się koncerty – opowiada współorganizatorka. – Oprócz kilku pierwszych edycji trudna była także ta z jesieni 2020 r., która odbyła się online. Muzycy grali w pustych wnętrzach. Pandemia spowodowała za to, że ludzie z daleka, nie tylko z Polski, dowiedzieli się o festiwalu, bo mogli obejrzeć koncerty online. Pomysły na program powstają w różny sposób. Są takie zespoły, na przyjazd których organizatorzy czekają od lat. Są takie, które znają i zapraszają ze względu na poznaną muzykę. Ale zdarzają się i inne sytuacje, jakby przypadkowe. – Kiedyś w Kotorze usłyszeliśmy, jak na ulicy grają muzycy, to byli członkowie Czarnogórskiej Orkiestry Symfonicznej. Z ich muzyki wydobywał się bałkański ogień. Tak nam się spodobali, że zaprosiliśmy ich na festiwal. Przyjechali – opowiada Zbigniew Szczęch.
– Musiałem tłumaczyć, dlaczego spółka Miejskie Wodociągi i Kanalizacja w Bydgoszczy chce wspierać kulturę. Słyszałem nawet takie żarty: kanalizacja i kultura, to na K i to na K – opowiada o nastawieniu sprzed kilkunastu lat Marek Jankowiak, rzecznik spółki. – Dziś nikogo nie dziwi, że jesteśmy mecenasem wielu wydarzeń kulturalnych – dodaje.
Szykuje się też kolejny w Bydgoszczy festiwal. Późną jesienią w podziemiach budynku Wodociągów, nazywanych Piwnicą pod Hydrantami, odbędzie się konkurs współorganizowany z bydgoską Akademią Muzyczną.
Od Beyoncé do The Weeknd. Polski rok z gwiazdami
Red Hot Chili Peppers, Depeche Mode, The Weeknd – światowa czołówka wystąpi niebawem w Polsce. Nasz rynek koncertowo-festiwalowy jest mocny i ma silną pozycję w Europie, choć brakuje infrastruktury w Warszawie.
Folkowisko ekologiczne
Gorajec, malutka wieś na Roztoczu, liczy 41 mieszkańców. Na czas Festiwalu Kultury Pogranicza „Folkowisko” przyjeżdża kolejnych tysiąc. – Dbamy o ekologię, o to, byśmy przez naszą zabawę nie zabierali zasobów. Szacujemy, że nasza pojemność ekologiczna to około tysiąca osób – mówi Iwona Pawelec-Burczaniuk, dyrektor Stowarzyszenia Folkowisko.
Tłumaczy, że większość uczestników festiwalu mieszka na polu namiotowym w Chutorze Gorajec. Koncerty trwają do późnych godzin, potem często ludzie siadają przy ogniskach z instrumentami i grają do rana – łatwiej jest im zamieszkać na polu namiotowym niż dojeżdżać kilkanaście kilometrów do kwater agroturystycznych. – Festiwal nie zasypia, gdy najbardziej wytrwali dorośli kładą się spać, wstają dzieci, które zwykle stanowią jedną czwartą festiwalowiczów – opowiada Pawelec-Burczaniuk.
Sama przyjechała na festiwal pierwszy raz w 2019 r., rok później zgłosiła się jako wolontariuszka, a od niedawna działa w Stowarzyszeniu Animacji Kultury Pogranicza Folkowisko, które jest organizatorem wydarzenia. – Wyjechałam z festiwalu z taką pozytywną energią, której mi w tamtym czasie brakowało, że postanowiłam, iż podzielę się nią z innymi – tłumaczy. Festiwal jest organizowany społecznie, wyłącznie dzięki energii wolontariuszy.
Stowarzyszenie mocno zaangażowało się w pomoc Ukraińcom od czasu napaści Rosji. – Pomagaliśmy na granicy, w Ukrainie. Nie było koncertów, ale energia do działania ta sama – zapewnia Iwona Pawelec-Burczaniuk. Stowarzyszenie stworzyło miasteczko humanitarne po ukraińskiej stronie przejścia granicznego Budomierz-Hruszów oraz Krakowiec-Korczowa, a także woziło pomoc humanitarną w głąb Ukrainy. Na festiwalu w Gorajcu prezentowana jest muzyka folkowa oraz tradycyjna, często jest to muzyka do tańca, więc koncerty zamieniają się w potańcówki. Odbywają się warsztaty, spotkania, Jarmark Cudów ze stoiskami tradycyjnych twórców i rzemieślników. W zeszłym roku w ciągu trzech dni odbyło się 65 warsztatów dla dorosłych i dla dzieci, 13 spotkań z twórcami i pisarzami, 15 koncertów, ponadto rajdy, spektakle i inne wydarzenia.
Każda edycja Folkowiska ma swoją nazwę i poświęcona jest jakiejś części kultury lub tradycji. W tym roku są to gusła. Festiwal zaczyna się 13 lipca, być może o 13.13, jak śmieją się organizatorzy.
Folkowisko należy do Koalicji Odpowiedzialnych Festiwali, czyli takich, które dbają o ekologię oraz lokalny dobrostan. Stowarzyszenie współpracuje z lokalnymi firmami, w tym z kołami gospodyń wiejskich, dostawcami żywności – w ten sposób zapewnia wiktuały i posiłki dla uczestników wydarzenia.
W zeszłym roku organizatorzy poprosili uczestników, by w ankiecie napisali, który raz są na festiwalu. Okazało się, że niemal połowa z tych, którzy to zrobili, była pierwszy raz. – To dobrze, bo choć jest to mały festiwal, to wciąż się rozwija – zaznacza dyrektor Stowarzyszenia.
Wykonawcy proszeni o radość
Michał Niewęgłowski sporo się naszukał, zanim zdecydował z Włodzimierzem Dembowskim (wokalistą i tekściarzem znanym pod pseudonimem Paprodziad), że Kazimierz Dolny nad Wisłą jest świetnym miejscem do zorganizowania festiwalu muzycznego połączonego z wyciszeniem, korzystaniem z natury, z radością spędzania czasu wspólnie z innymi uczestnikami. Jest nauczycielem medytacji i oddechu oraz byłym uczniem mamy Paprodziada na warszawskim Żoliborzu. Opowiada, jak kiedyś zadał skomplikowane pytanie mistrzowi jogi, spodziewał się równie skomplikowanej odpowiedzi, a usłyszał „Nevermind: just relax” (nieważne: zrelaksuj się). Wtedy pierwszy raz pomyślał o muzycznym wydarzeniu bez spinki. Przyznaje, że nawet nie sprawdził przed decyzją o organizacji wydarzenia, jak wyglądają wszystkie miejsca, o których opowiedział mu Włodzimierz Dembowski, który w Kazimierzu bywał od dzieciństwa i lubi miasteczko.
A gdy usłyszał, że płyta Dziadów Kazimierskich (wydana dziesięć lat temu) nazywa się Kazimiernikejszyn, to powstała nazwa Kazimiernikejszyn – Wydarzenie bez spinki. To miał być i jest niezwykły festiwal, na którym równie ważne są popołudniowo-wieczorne koncerty plenerowe (w Kamieniołomach), jak też wszystko to, co dzieje się – od rana – w specjalnych strefach. – Wydarzenie ma swój kod DNA: promujemy dialog, różnorodność, rodzinność, współpracę – tłumaczy Michał Niewęgłowski. Festiwal organizuje fundacja specjalnie powołana w tym celu: – Gdy rozmawiamy z wykonawcami, prosimy ich, by koncerty były żywiołowe, radosne, muzyka sprzyjała zabawie.
Tego lata zagrają między innymi: Katarzyna Nosowska, Fisz Emade Tworzywo, Vito Bambino czy Karaś z Roguckim.
Wieczornych koncertów słucha zwykle kilka tysięcy osób. Jest to więc już festiwal na granicy pomiędzy lokalnym a masowym, ale w towarzyszących mu wyprawach po lesie uczestniczy od kilkudziesięciu (tyle zaczyna maszerować) do kilkunastu osób (tyle dociera do końca spaceru). W ciągu dnia można się bawić z dziećmi na Dobry Dzieciak Party, wziąć udział w zespołowym przeciąganiu liny, bitwie na poduszki czy nauczyć się tańczyć swinga. Jest to więc o tyle lokalny festiwal, że korzysta z uroków natury wokół miasteczka. Pewnie także dla mieszkańców jest ważny, jego uczestnicy bowiem są ich gośćmi czy klientami. Choć – jak zaznacza Michał Niewęgłowski – mieszkańcy też przychodzą na koncerty.
Bez względu na pogodę na czas festiwalu miasteczko staje się jeszcze bardziej kolorowe niż zwykle. I o to też chodzi w lokalnych imprezach.
Bielska Zadymka Jazzowa to wielkie postaci, jak Jan Ptaszyn-Wróblewski, który w tym roku znów zagrał na festiwalu
maciej kanik
Kazimiernikejszyn – w Kazimierzu nad Wisłą ma być bez spinki i na wesoło
PAP/Wojtek Jargiło