Od Beyoncé do The Weeknd. Polski rok z gwiazdami

Red Hot Chili Peppers, Depeche Mode, The Weeknd – światowa czołówka wystąpi niebawem w Polsce. Nasz rynek koncertowo-festiwalowy jest mocny i ma silną pozycję w Europie, choć brakuje infrastruktury w Warszawie.

Publikacja: 16.06.2023 17:00

Red Hot Chili Peppers zagrają 21 czerwca na PGE Narodowym w Warszawie. Najtańsze bilety można kupić

Red Hot Chili Peppers zagrają 21 czerwca na PGE Narodowym w Warszawie. Najtańsze bilety można kupić za 195 zł. Te na płytę stadionu kosztowały 652 zł, ale nie ma ich już w oficjalnej sprzedaży. Przed zespołem z Kalifornii wystąpią Iggy Pop i Mars Volta

Foto: Ethan Miller/Getty Images/AFP

Kiedy w styczniu 2022 r. miałem okazję zapowiadać ze sporym wyprzedzeniem największe atrakcje sezonu koncertowego 2022, na tle wcześniejszej pandemicznej posuchy było ich tak wiele, że pozwoliłem sobie na sielankowy tytuł „Byle tylko nie było wojny”.

Wojny uniknąć się nie dało i musieliśmy się przyzwyczaić do życia w dwuznacznej, hybrydowej rzeczywistości. Jadąc dokładnie rok temu na występ Red Hot Chili Peppers w Bratysławie, miałem świadomość, że ten show mógł być odwołany, ponieważ dla Amerykanów Europa Środkowo-Wschodnia ponownie stała się nieprzewidywalną enigmą, na co wpływała również znikoma wiedza o geopolityce i geografii.

Ostatecznie, gdy pierwszy szok i strach związany z wojną w Ukrainie minął, potwierdziły się co najmniej dwie zasady: „Show must go on” oraz „Money makes the world goes round”. I gdy na Ukrainę lecą bomby, płoną miasta, ginie ludność cywilna oraz żołnierze, na scenach całego świata, poza bojkotowaną przez gwiazdy Rosją oraz ogarniętą wojną Ukrainą, trwają występy.

Nie wszystkich było stać nawet na kilka słów solidarności: Roger Waters, który miał w 2022 r. zagrać dwa koncerty w Krakowie, wolał najpierw mętnie mówić o pokoju, a potem dał wyraz swojej amerykanofobii. Korzystając z wolności słowa w Stanach Zjednoczonych, zlekceważył zbrodnie Putina i Rosjan w Ukrainie, by piętnować amerykański militaryzm. Rosyjskiego nie zauważa do dziś, jak na pożytecznego idiotę przystało. Ta hipokryzja nie uszła mu w Polsce na sucho. Krakowscy radni ogłosili byłego lidera Pink Floyd „persona non grata”, a dwa koncerty muzyka zostały odwołane.

Mam wrażenie, że polski oddział Live Nation, światowego lidera rynku wydarzeń masowych, z dobrą miną do złej gry musiał realizować wcześniejsze umowy z Watersem, gdy bilety po jego wypowiedziach nie sprzedawały się u nas dobrze. Myślę, że większość odetchnęła z ulgą, gdy potępiony przez kolegów z Pink Floyd artysta zniknął z polskiego kalendarza koncertowego.

We Frankfurcie nad Menem użyto do odwołania jego występu innych powodów lub wybiegu – zarzucono Watersowi antysemityzm. Teraz co bardziej wrażliwsi mogą czuć moralny dyskomfort, bawiąc się na koncertach, gdy kilkaset kilometrów dalej na wschód codziennie rozgrywa się katastrofa. Pocieszające jest to, że przynajmniej ci, którzy otwarcie bądź po cichu sprzyjają zaborczej wojnie Putina, w Polsce na scenę nie mają wstępu.

Czytaj więcej

Kora, jakiej nie znaliście

Płaczą i płacą

Na tym tle koncertowa i festiwalowa codzienność każe zwracać uwagę na inne problemy. To przede wszystkim galopująca inflacja, która odbija się na cenach biletów. Oczywiście, jak to zwykle z rosnącymi cenami bywa, nie wszystkie mają pokrycie w zmieniających się kosztach. Rekordy biła, wywołując oburzenie, Beyoncé. Jednak z biletami na jej show jest jak z miejscami w samolocie. Gdy wyprzedał się pierwszy show 27 czerwca na PGE Narodowym, dodano drugi 28 czerwca. I dziś są bilety VIP przed sceną za ponad 11 tys. zł. Na płycie za ponad 500 zł.

Jak by nie było – globalni giganci branży koncertowej rozpoczęli 2023 r. z wielkim entuzjazmem, ponieważ wyniki pierwszego roku po pandemii mieli znakomite. Jak podał portal pollstar.com, wpływy ze stu najbardziej dochodowych tournée w 2022 r. wyniosły 6,28 mld dol. przy 5,55 mld dol. w przedpandemicznym roku 2019. Na te sto najważniejszych tournée sprzedano też więcej biletów – 59,2 mln przy 57,7 mln w 2019 r. Większa była też średnia frekwencja na koncertach z pierwszej setki – wzrosła do 14,6 tys. fanów na jeden występ z 13,4 tys. w 2019 r. To sprawiło, że podniosła się też średnia wpływów za koncert – do 1,54 mln dol. w porównaniu z 1,28 mln dol. w 2019 r.

Niestety, to niejedyny czynnik wzrostu, ponieważ średnia cena biletu na koncert z pierwszej setki największych skoczyła z 96 dol. w 2019 r. do 106 dol. w 2022 r. Największy wzrost wpływów zanotowano w pierwszej setce imprez stadionowych – z ok. 1,5 mld dol. do 2,7 mld dol. – przy większej o prawie 8 mln liczbie sprzedanych biletów ich ceny wzrosły aż o 22 proc.

Warto dodać, że ceny ustalane są lokalnie. Tak więc pomimo panującej drożyzny karty wstępu w Polsce są wciąż tańsze niż na Zachodzie, a wrażenie cen podobnych do zachodnioeuropejskich mogą współtworzyć wysokie ceny na ofertę specjalną, czyli bilety VIP w różnych pakietach – gastronomicznym czy z gadżetami, które rozchodzą się zawsze najszybciej.

Rzecz jasna nie wszystko znajduje potwierdzenie w inflacji. Można domniemywać, że środowisko muzyczne i branża koncertowa – najbardziej w show-biznesie dotknięta konsekwencjami pandemii – odrabiają teraz straty, a fani, którzy tęsknili za koncertami, „płaczą i płacą”, bo zeszłoroczne niepokoje związane z zagrożeniami wojennymi zastąpiły obawy: „byle tylko starczyło pieniędzy na muzyczne atrakcje” – jest ich bowiem co niemiara.

Na to już od lat składa się szeroka oferta, nad którą pracuje nie tylko wspomniany Live Nation, ale także krajowe agencje z ogromnym już doświadczeniem i dorobkiem. To m.in. Alter Art, kojarzony głównie z największym polskim festiwalem, czyli gdyńskim Open’erem, odbywającym się na przełomie czerwca i lipca. Ale również organizator (cyklicznie na początku czerwca) warszawskiego Orange Warsaw Festivalu, który w tym roku gościł między innymi Sama Smitha. A produkuje też Kraków Live Festival, który tradycyjnie zamyka sezon wakacyjny pod koniec sierpnia, tym razem w dniach 19–20 sierpnia z udziałem m.in. Future, Halsey i Lewisa Capaldiego. Swoje wpływy buduje także dzięki produkcjom oferującym rozrywkę familijną – zaprasza Cirque du Soleil i Holiday on Ice. Mocną pozycję ma również Prestige MJM. Dzięki silnym od dawna połączeniom ze światowym rynkiem możemy się zaś cieszyć świetną ofertą koncertową, którą pozwala realizować dobra, choć nieidealna jeszcze infrastruktura. Tiry sprawnie przewożą autostradami elementy skomplikowanych produkcji koncertowych.

Wojna o halę

Największy problem to brak w Warszawie nowoczesnej hali widowiskowej, mogącej pomieścić około 20 tys. fanów – bez niej niemożliwe są wizyty globalnych gwiazd zimą. Takie obiekty mają już Trójmiasto, Łódź oraz Kraków, gdzie w najbliższym czasie wystąpią Kiss (19 czerwca), Zucchero (13 lipca) czy Sting (20 lipca).

Warszawa z jednej strony ponosi konsekwencje zaniedbań poprzednich ekip kierujących miastem, z drugiej zaś trzeba wspomnieć o politycznej wojnie rządu z samorządem, która zablokowała budowę zaplanowanej już hali na błoniach Stadionu Narodowego.

Ale już wyłącznie samorząd Warszawy obciąża ślimacząca się od lat rekonstrukcja Sali Kongresowej, która mogła grać rolę warszawskiej Carnegie Hall, dziś jest zaś miejscem inwestycji nierealizowanej z powodu bankructwa wykonawców. Zamiast reprezentacyjnej sali na 3 tys. fanów stolica musi przyjmować gwiazdy w mało eleganckim Torwarze. Może dlatego do października nie zdarzy się tu nic ciekawego. Wtedy przyjadą Fall Out Boy (26 października).

Latem rolę największej sali koncertowej w Warszawie gra z konieczności PGE Narodowy, co jest bolesne przede wszystkim dla uszu: betonowy obiekt zaprojektowany z myślą o imprezach sportowych akustycznie pozostawia wiele do życzenia.

Warto wspomnieć, że agencji Prestige MJM po wielodniowych próbach z akustykami Andrei Bocellego udało się w zeszłym roku zlikwidować bolesny problem echa, po tym jak wygłuszono betonową płytę. Na co dzień jednak takich rozwiązań się nie stosuje, dlatego słuchanie koncertów w Warszawie to również walka z ograniczeniami.

Korzysta na tym wspomniany już Kraków z Tauron Areną. Kupiony bilet na show oznacza także wyższe zarobki branży hotelarskiej i gastronomicznej. Fani pielgrzymują bowiem do Krakowa tak, jak miłośnicy malarstwa na wystawę Vermeera do Amsterdamu.

Korzysta na tym, jak tylko potrafi, również Łódź. Obchodząc 600-lecie, zaprasza do swojej Atlas Areny w dniach 28–30 lipca na Łódź Summer Festival z udziałem grupy Franz Ferdinand.

Mniej wykorzystany jest ostatnio trójmiejski obiekt. Decydować mogą względy logistyczne. Przewiezienie sprzętu do Gdańska pochłania bowiem więcej czasu niż do miast położonych bliżej innych ośrodków na trasie koncertowej gwiazd w Niemczech, Czechach, Austrii czy na Węgrzech. A jednak w Ergo Arenie Gdańsk/Sopot 22 czerwca zdecydowali się na show Scorpionsi, łącząc to z występami w Skandynawii, Estonii i Litwie.

Nie spełniły się nadzieje związane z wykorzystaniem stadionów zbudowanych m.in. z myślą o Euro 2012. Generalnie światowe gwiazdy rzadko występują na tych obiektach w Gdańsku, Wrocławiu czy Poznaniu. Odżywa za to po latach przebudowy Stadion Śląski w Chorzowie. Po pierwszej hossie zmniejszyło się powodzenie Areny Gliwice, a katowicki Spodek, kiedyś nasza jedyna hala widowiskowa z prawdziwego zdarzenia, ma dziś większe znaczenie dla krajowych gwiazd.

Infrastruktura jest ważna, ponieważ pozwala oszczędniej kalkulować koszty oraz kalendarz wydarzeń. Liczy się w końcu także czas przemieszczania się między miejscami koncertów. Ostatnio niektóre zespoły decydują się jednak na granie dwóch koncertów w jednym mieście – Iron Maiden zagra 13 i 14 czerwca w Krakowie, a Metallica w przyszłym roku na PGE Narodowym. Ten ostatni zespół zapowiada nawet dwa różne zestawy utworów. Fani mogą kupić rodzaj karnetu na dwa występy (z dniem przerwy). Dopiero w kolejnym rzucie trafiają bilety na jeden wieczór.

Dwukrotne obejrzenie Metalliki z perspektywy płyty kosztuje 1235 zł, a ceny wahają się od 417 do 2530 zł. W Niemczech najtańsze bilety kosztują 209 euro. Z kolei bilety na The Weeknd, który zaśpiewa na PGE Narodowym 6 sierpnia, kosztowały u nas od 807 do 1441 zł. Tymczasem w Hamburgu za obejrzenie tego topowego artysty trzeba było zapłacić od 185 do 402 euro, przy czym w Warszawie wejście na płytę jest ponad 600 zł tańsze.

To właśnie The Weeknd jest podobno obecnie najdroższym koncertowym artystą na świecie. 18 wieczorów w 2022 r. przyniosło mu wpływy rzędu 146 mln dol., co daje astronomiczną średnią ponad 6,9 mln dol. za jeden show. Artysta odwołał wcześniej halowy koncert w Krakowie i uznał, że zdecydowanie więcej zarobi na występie stadionowym.

Z kolei bilety na płytę PGE Narodowego na Red Hot Chili Peppers kosztowały w Warszawie 652 zł, ale Papryczki proponują niemal festiwalowy pakiet: 21 czerwca scenę dzielić będą ze słynnym Iggym Popem oraz grupą Mars Volta. Dla porównania, w Wiedniu za drugą i trzecią strefę miejsc, czyli nie bezpośrednio przed sceną, trzeba zapłacić odpowiednio 219 i 101 euro.

Warto dodać, że koncerty RHCP znalazły się w pierwszej trójce najdroższych występów w 2022 r.: każdy amerykański show Papryczek generował ponad 6,1 mln dol. To namacalny efekt powrotu do zespołu gitarzysty Johna Frusciante, z którym zespół odnosił największe sukcesy. Jego powrót zaowocował również wydaniem w zeszłym roku aż dwóch nowych płyt. Można się więc spodziewać poza klasycznymi hitami także wielu nowości.

Na tle Metalliki przyjaźniejszy dla fanów model wybrało Depeche Mode, które już po śmierci Andy’ego Fletchera wydało w duecie album „Memento Mori”. Najpierw zagra typowy stadionowy koncert na PGE Narodowym (2 sierpnia), a potem 4 sierpnia spotka się z fanami w bardziej kameralnych okolicznościach w krakowskiej Tauron Arenie.

Czytaj więcej

Sława i psychofanki Honoriusza Balzaca

Tłumy na lotnisku

Infrastruktura i względy logistyczne bodaj największe znaczenie mają jednak dla festiwali. Zgromadzenie plejady gwiazd w jednym miejscu w ciągu kilku dni wymaga wpisania się w kalendarz ich występów. Aby to zrobić, potrzebna jest silna pozycja na koncertowym rynku. W ścisłej europejskiej czołówce jest już gdyński Open’er organizowany przez Alter Art i Mikołaja Ziółkowskiego. Gdy stadion i hala w Trójmieście nie mogą się pochwalić nadmiarem gwiazd, to samo usytuowanie na początku wakacji pozwala Open’erowi zapraszać artystów, którzy w tym samym okresie roku przyjeżdżają na największe festiwale – w duńskim Roskilde, belgijskim Werchterze oraz angielskim Glastonbury.

W tym roku w Glastonbury (21–25 czerwca) zagrają Guns N’ Roses, Blondie, Elton John i Yusuf/Cat Stevens, a więc w większości wykonawcy spoza młodzieżowego formatu Open’era. Tymczasem do obejrzenia w dniach 28 czerwca – 1 lipca na lotnisku Gdynia-Kosakowo są: Arctic Monkeys, jeden z największych obecnie zespołów średniego pokolenia (grają też w Glastonbury), światowej sławy raperzy Kendrick Lamar i Lil Nas X, grupa One Republic, Queens of the Stone Age, Lizzo, Nothing But Thieves. Wspomniane już Roskilde odbędzie się w tym samym terminie co gdyńska impreza, z podobną obsadą, z tą różnicą, że Duńczykom udało się zaprosić Blur, zapowiadający premierę płytową pod koniec lipca. W Werchterze jest jak zwykle mocna obsada: RHCP, Kasabian, Liam Gallagher, Iggy Pop, The Black Keys, Muse, Arctic Monkeys i Queens of the Stone Age. To najlepszy festiwal dla starszych fanów, gdy Open’er stawia na młodzież.

Dla niej ważna jest cena karnetu, która zależy także od pojemności festiwalowego miejsca i topografii. W obu tych kwestiach gdyńska impreza ma wiele do zaoferowania. Lotnisko w Kosakowie ma ogromną pojemność, a położenie blisko Gdyni, Sopotu, Gdańska i Półwyspu Helskiego to atrakcja także dla zagranicznych fanów. Zwłaszcza że karnet na czterodniowy Open’er w Gdyni w pierwszej przedsprzedaży kosztował nieco ponad 700 zł, a obecnie blisko 1000 zł. Bilet jednodniowy można kupić za blisko 500 zł. To, że topografia ma znaczenie, doskonale wie także Artur Rojek, pomysłodawca Off Festivalu w Katowicach. Ci, którzy kojarzą miasto z przemysłowym bądź biurowcowym pejzażem, mogą poznać walory zielonego Śląska, ponieważ kameralny, butikowy festiwal odbywa się w malowniczej Dolinie Trzech Stawów. W dniach 4–6 sierpnia wystąpią tam m.in. raper Pusha T, Spiritualized i wiele indywidualności muzyki niezależnej.

Bywa też, że nazwa „festiwal” to rzecz względna – raczej szyld pozwalający sprzedać bilety na więcej niż jeden zespół. Nazwę Hard Rock Festival otrzymał na przykład zorganizowany jednego dnia koncert Deep Purple i Nazareth. Def Leppard i Mötley Crüe zagrają w podobnej formule, a swojego występu festiwalem już nie nazwali.

Kto nie przyjedzie

Z grona światowych gigantów tylko nieliczni nie mają w planach Polski, choć są to akurat ważni ostatnio artyści. To m.in. raper Bad Bunny, którego wpływy z koncertów w 2022 r. przekroczyły 393 mln dol. Jeśli chodzi o sprzedaż płyt, pokonał nawet Taylor Swift. Oboje są największymi gwiazdami młodej Ameryki, trudno jednak powiedzieć, czy koszty związane z ich pojawieniem się w Polsce nie wymusiłyby astronomicznych cen biletów.

Swift wystartowała ze swoim tournée później niż Bad Bunny i szacuje się, że jako pierwsza może przekroczyć miliard dolarów wpływów. Z kolei U2, nieco po emerycku i jednak wbrew swoim młodzieńczym ideałom, zdecydowali się na rezydencję w Las Vegas. Może, gdy już dobrze zarobią, pofatygują się dalej w świat, w tym do Polski, choć trzeba pamiętać, że ostatnio, będąc w Europie, do nas nie docierali, na co miał wpływ gorszy obraz naszego kraju, zwłaszcza jeśli chodzi o kwestie tolerancji dla mniejszości i wolności słowa. Bono jest na to bardzo wyczulony.

W ostatnich dniach wybuchł skandal związany z Rammsteinem. Niemiecki zespół zaplanował u nas dwa stadionowe koncerty na Śląskim w Chorzowie (30 i 31 lipca), po tym jak w 2022 r. zapełnił PGE Narodowy. Wokalista Till Lindemann znalazł się jednak w ogniu krytyki, gdy w mediach społecznościowych pojawiły się zarzuty dotyczące rzekomego wykorzystywania seksualnego młodych fanek, które brały udział w podejrzanych imprezach.

Czytaj więcej

Tadeusz Zielichowski: Informacje o życiu Norwida to istny ogród nieplewiony

Grupa zatrudniła kancelarię prawną i agencję PR do zarządzania „kryzysem informacyjnym w mediach”. W niemieckiej blogosferze pojawiły się żądania odwołania koncertów do czasu wyjaśnienia sprawy. Zespół jednak koncertuje dalej, usuwając jedynie z repertuaru nazbyt pieprzne piosenki.

Z wielkich koncertów zaplanowanych na wakacje trzeba wspomnieć przede wszystkim o przyjeździe jednego z największych gigantów muzyki pop Harry’ego Stylesa. Tylko on mógł rywalizować w sprzedaży płyt z Taylor Swift i Bad Bunnym. Zaśpiewa na PGE Narodowym 2 lipca, a towarzyszyć mu będzie indie rockowa formacja Wet Leg. Z kolei Pink wystąpi na Narodowym 16 lipca, a 14 sierpnia na tym samym stadionie zagrają Imagine Dragons.

Oby tylko wszystkim starczyło na bilety, bo koncerty to teraz rozrywka dla bogatych.

Kiedy w styczniu 2022 r. miałem okazję zapowiadać ze sporym wyprzedzeniem największe atrakcje sezonu koncertowego 2022, na tle wcześniejszej pandemicznej posuchy było ich tak wiele, że pozwoliłem sobie na sielankowy tytuł „Byle tylko nie było wojny”.

Wojny uniknąć się nie dało i musieliśmy się przyzwyczaić do życia w dwuznacznej, hybrydowej rzeczywistości. Jadąc dokładnie rok temu na występ Red Hot Chili Peppers w Bratysławie, miałem świadomość, że ten show mógł być odwołany, ponieważ dla Amerykanów Europa Środkowo-Wschodnia ponownie stała się nieprzewidywalną enigmą, na co wpływała również znikoma wiedza o geopolityce i geografii.

Pozostało 96% artykułu
Plus Minus
Trwa powódź. A gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi