Kiedy w styczniu 2022 r. miałem okazję zapowiadać ze sporym wyprzedzeniem największe atrakcje sezonu koncertowego 2022, na tle wcześniejszej pandemicznej posuchy było ich tak wiele, że pozwoliłem sobie na sielankowy tytuł „Byle tylko nie było wojny”.
Wojny uniknąć się nie dało i musieliśmy się przyzwyczaić do życia w dwuznacznej, hybrydowej rzeczywistości. Jadąc dokładnie rok temu na występ Red Hot Chili Peppers w Bratysławie, miałem świadomość, że ten show mógł być odwołany, ponieważ dla Amerykanów Europa Środkowo-Wschodnia ponownie stała się nieprzewidywalną enigmą, na co wpływała również znikoma wiedza o geopolityce i geografii.
Ostatecznie, gdy pierwszy szok i strach związany z wojną w Ukrainie minął, potwierdziły się co najmniej dwie zasady: „Show must go on” oraz „Money makes the world goes round”. I gdy na Ukrainę lecą bomby, płoną miasta, ginie ludność cywilna oraz żołnierze, na scenach całego świata, poza bojkotowaną przez gwiazdy Rosją oraz ogarniętą wojną Ukrainą, trwają występy.
Nie wszystkich było stać nawet na kilka słów solidarności: Roger Waters, który miał w 2022 r. zagrać dwa koncerty w Krakowie, wolał najpierw mętnie mówić o pokoju, a potem dał wyraz swojej amerykanofobii. Korzystając z wolności słowa w Stanach Zjednoczonych, zlekceważył zbrodnie Putina i Rosjan w Ukrainie, by piętnować amerykański militaryzm. Rosyjskiego nie zauważa do dziś, jak na pożytecznego idiotę przystało. Ta hipokryzja nie uszła mu w Polsce na sucho. Krakowscy radni ogłosili byłego lidera Pink Floyd „persona non grata”, a dwa koncerty muzyka zostały odwołane.
Mam wrażenie, że polski oddział Live Nation, światowego lidera rynku wydarzeń masowych, z dobrą miną do złej gry musiał realizować wcześniejsze umowy z Watersem, gdy bilety po jego wypowiedziach nie sprzedawały się u nas dobrze. Myślę, że większość odetchnęła z ulgą, gdy potępiony przez kolegów z Pink Floyd artysta zniknął z polskiego kalendarza koncertowego.