Taka szczera książka, choć autorka z pewnością wie o wiele więcej, była bardzo potrzebna, żeby pamięć o nieszablonowej gwieździe nie zmieniła się w fałszywy pomnik w stylu, który Witold Gombrowicz opisałby: „Kora wielką poetką była”.
Była i wciąż pozostaje wpływowa – tylko ostatnio jej wiersze i piosenki nagrali na płytach Natalia Przybysz i Ralph Kamiński. Wypłaszczony portret kompletnie do niej nie pasuje również dlatego, że zyskała sławę i popularność, żyjąc według zasad kontrkultury, najpierw hipisowskiej, a potem punkowej. Zmienna, kontrowersyjna, nieobliczalna – nie po to łamała tabu, by była tabuizowana. Tak ją odbieraliśmy co najmniej od czasu, gdy występem Maanamu na festiwalu opolskim w czerwcu 1980 r., który transmitowała dla milionów telewizja, rozpoczęła w kulturze polskiej to, co kilka miesięcy później Solidarność w życiu politycznym i społecznym Polski – zaczęła rozsadzać komunizm od środka. Mentalnie, obyczajowo, demonstracją swojej wolności.
Czytaj więcej
W 50-lecie premiery „The Dark Side of the Moon” Pink Floyd brzmi mocno i antysystemowo. Cieniem na rocznicy kładzie się blamaż Rogera Watersa, który próbuje przywłaszczyć sobie pełnię praw do dzieła.
Bez miłości
Miałem okazję być na pierwszym dużym koncercie Maanamu w Warszawie w Sali Kongresowej w październiku 1981 r. na Rock Jamboree, a potem na wielu innych, i gdy już jako dziennikarz poznawałem wokalistkę od kulis, zdarzyło mi się przeżyć co najmniej kilka zdziwień i zaskoczeń. Jeszcze w latach 90. wokół „Rzeczpospolitej” powstał klub wpływowych kobiet, w tym biznesmenek, i lekko się zdziwiłem, gdy moja rockowa idolka znalazła się w gronie prezesek i milionerek. Miałem potem okazję zapytać się o tę przemianę przy okazji premiery solowej płyty z przedwojennymi szlagierami, śpiewanymi przez matkę Kory. Z jednej strony mówiła o swoich pozarockowych doświadczeniach, słuchaniu opery, artystycznych spotkaniach z gigantami kultury w Krakowie, m.in. z Tadeuszem Kantorem czy Witoldem Beresiem, z drugiej jednak sprawiała wrażenie osoby pragnącej się przedzierzgnąć z punkowego wampa w nobliwą damulkę.
Zapominając o swojej młodości, narzekała na młodych ludzi za to, że są niechlujnie ubrani. Pewnie wybałuszałem oczy ze zdziwienia, gdy krytykowała kolegów z zespołu za kiepski styl ubierania się oraz wspominała, że chciałaby, żeby nosili się w stylu Red Hot Chili Peppers. Papryczki cenię, ale ważniejsze od gadania o tym, jak wygląda Ryszard Olesiński, wybitny gitarzysta solowy Maanamu, było pytanie: jakby wyglądałaby muzyka Maanamu, gdyby nie gra Ryszarda Olesińskiego? To, niestety, ostatecznie nie miało to znaczenia i musiałem na łamach „Rzeczpospolitej” pisać o tym, że gdy zespół odnotował spadek popularności i stawek, Kora pozbyła się muzyków towarzyszących jej od lat, a z dawnego składu pozostał tylko Marek Jackowski. Oczywiście, rozwiązanie personalnych problemów, które w naturalny sposób narastały od lat, miało swoje znaczenie, ale motyw finansowy grał ważną rolę.