Sława i psychofanki Honoriusza Balzaca

„Stracone złudzenia” w VOD przypominają, że Honoriusz Balzac jest ojcem dzisiejszych filmowych galaktyk zwanych universum. Pierwowzorem idola, upadającego celebryty, który żył na koszt bogatych psychofanek, w tym polskiej arystokratki Hańskiej.

Publikacja: 09.12.2022 10:00

Benjamin Voisin w „Straconych złudzeniach” jako poeta z prowincji i Vincent Lacoste w roli cyniczneg

Benjamin Voisin w „Straconych złudzeniach” jako poeta z prowincji i Vincent Lacoste w roli cynicznego prasowego wydawcy. Film jest dostępny na platformie kin studyjnych MOJEeKINO.pl

Foto: Gutek Film

Ten znakomity film Xaviera Giannoli, prezentowany najpierw w selekcji konkursowej Cannes, rozbił w tym roku bank z francuskimi nagrodami, otrzymując siedem statuetek Cezarów w najważniejszych kategoriach.

Pojawia się w sieci, młodym widzom prezentując francuskiego giganta Honoriusza Balzaca (1799–1850), jednego z najważniejszych twórców powieści realistycznej, którą dziś zastępują seriale. Starszym zaś może przypomnieć telewizyjną polsko-francuską produkcję z 1973 r. wyreżyserowaną przez Wojciech Solarza, który w „Wielkiej miłości Balzaka” pokazał wieloletni romans z polską arystokratką Eweliną Hańską. Szkoda, że ten serial jest praktycznie zapomniany, dostępny szczątkowo w internecie, bo tak jak nowocześniej zrealizowane „Stracone złudzenia” siłą rzeczy pokazuje, że pierwszą połowę XIX wieku i pierwsze dekady XXI różni tylko kostium oraz gadżety.

Chociaż przygotowania do premiery serialu z 1973 r. trwały siedem lat, kręcony był bowiem od Paryża po ówczesny Leningrad, „Wielkiej miłości Balzaka” nie byłoby może wcale ekranie, gdyby nie towarzysz Edward Gierek. Nie twierdzę wcale, że pierwszy sekretarz Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej zarywał noce i oczy wyślepiał na „Straconych złudzeniach” lub, pochlipując, podczytywał „Ojca Goriot” podczas przydługich plenów i zjazdów PZPR, pokazując towarzyszowi Leonidowi Breżniewowi co ciekawsze fragmenty pod stolikiem, szepcząc „Lonia, jakie to wzruszające, jaki w tej Francji był wyzysk człowieka przez człowieka!”.

O wyzysku wiedział sporo, mając doświadczenia gastarbeitera we Francji i w Belgii, który nie tylko liznął francuskiego i zachodniego świata, ale jako pierwszy sekretarz mógł rozmawiać ze szlacheckim synem i prezydentem Francji Valerym Giscardem d’Estaing. Polska Rzeczpospolita Ludowa zyskała wtedy duże możliwości kredytowe, a Francja sporo zarobiła, sprzedając nam m.in. dymiące na ulicach polskich miast autobusy Berliet, co plastycznie pokazał Stanisław Bareja w filmie „Co mi zrobisz, jak mnie złapiesz”.

Czytaj więcej

Czarodziejska góra Olgi Tokarczuk

Głos Fronczewskiego

Co to ma wspólnego z Balzakiem? A choćby to, że Gierek latał do Paryża po pieniądze na kredyt – tak jak zadłużony makabrycznie Balzac szukał wcześniej kontaktu z polską arystokratką Eweliną Hańską, żeby pokazać się w lepszym towarzystwie i skubnąć trochę wielkopańskiego splendoru. Czy widać historyczną zamianę? Gigant francuskiej literatury gnał kiedyś przez ponad tydzień co koń wyskoczy z Paryża do Wierzchowni, położonej 140 kilometrów na południowy zachód od Kijowa, żeby móc liczyć na pieniądze Hańskiej, a 140 lat później przywódca PRL leciał radzieckim samolotem do Paryża, żeby osiągnąć podobny efekt u francuskich kapitalistów. Tak: te 140 lat burzliwej historii miało u nas mocno ujemny bilans.

Powiedzmy sobie szczerze, że kultura dla wielu decydentów i polityków nie jest szczególnie ważna, można wręcz powiedzieć, że zajmuje na ich liście ostatnie miejsce, jednak w sferze frazesu lub gestu ocieplającego polityczne lub gospodarcze relacje kultura i sztuka bywają ostatecznie przydatne. Może właśnie na gruncie takiego myślenia ślimaczące się wiele lat przygotowania do produkcji „Wielkiej miłości Balzaka” sfinalizowano. Gdy więc na ulicach Polski dymiły już berliety – widzowie mogli się cieszyć powtórkami serialu, w którym polską hrabiankę Hańską zagrała piękna i wspaniała Beata Tyszkiewicz, arystokratka z polsko-francuskim doświadczeniem w roli kochanki Napoleona Marii Walewskiej, a stronę francuską reprezentował jako Honoriusz Balzac Pierre Meyrand – widzieliśmy go potem w „Mężu fryzjerki”, z pewnością nie tak utytułowany jak Piotr Fronczewski, który użyczył Francuzowi głosu.

Już na początku serialu widzowie mogli się dowiedzieć, że Balzak był tyle kochliwy, co interesowny, co tłumaczy trudne dzieciństwo potomka chłopskiej rodziny, udręczonego biedą i przemocą w katolickiej szkole. Jego ojciec zrobił karierę tylko dzięki nowym uwarunkowaniom epoki napoleońskiej, sam zaś Honoriusz nie bardzo się przejmował bajaniem twórców Wielkiej Rewolucji Francuskiej o równości, braterstwie i innych pięknych sprawach. Wyciągając wnioski ze społecznych i towarzyskich układów, przez całe życie obsesyjnie dodawał sobie przed plebejskim nazwiskiem szlacheckie „de”: w korespondencji, w publikacjach, na karetach, żądając malowania herbu.

Oczywiście, było to działanie, jakbyśmy dziś powiedzieli, z dziedziny PR lub rzeczywistości wirtualnej, ponieważ tytuły, co można obejrzeć w filmie „Stracone złudzenia”, nadawał król – i tylko życzliwym sobie!, a pieniądze dawnym chudopachołkom, nawet jeśli byli najwybitniejszymi pisarzami, dawały arystokratki. Stąd wielkie miłości Balzaca bynajmniej nie do pań z jego klasy społecznej, tylko do księżnych i hrabianek. Był inny powód interesowności. Autor „Szuanów” romansował z księżną d’Abrantès, ponieważ jej mężem był Jean Junot, adiutant Napoleona Bonaparte, a pisarzowi potrzebne do tworzenia książek były informacje z kulis i sypialni najważniejszych polityków. Również dzięki temu zyskał uznanie przede wszystkich czytelniczek.

A gdy dziś ludzie z różnych środowisk próbują skrócić społeczny dystans i poznać się dzięki zdjęciom i wpisom na Facebooku, Twitterze, TikToku, Instagramie – wtedy czytelniczki zasypywały biuro Balzaca tysiącami listów, pełnych uwielbienia i propozycji nawiązania co najmniej przyjaźni. Pisarz, wzruszał bowiem czytelniczki z całej Europy pięknymi, a jednocześnie wiarygodnymi portretami pań, ich trosk, emocji, miłości, mając zaś wielki problem z oziębłą i wymagającą matką – od początku lgnął do starszych od siebie, szukając opieki i wsparcia. Nie tylko w powieści „Kobieta trzydziestoletnia” podkreślał atrakcyjność tych, które wcześniej, osiągając trzydziestkę, uważane były już za stare. Pomijał kwestię lat – stąd się wziął termin „wiek balzakowski”, doceniał dojrzałość i zyskiwał wdzięczność. Stał się idolem czytelniczek, chętnie odpowiadał na ich liściki, te ówczesne esemesy, Messengery i e-maile – doprowadzając do spotkań i schadzek.

Gdy dziś ubożsi młodzieńcy lub mężczyźni mają się spotkać z pięknymi i lepiej uposażonymi paniami, starają się pójść na rendez-vous w modnych ciuchach z ukrytą metką i zwrócić ubranie po randce. Przyjeżdżają na spotkania do drogich restauracji pożyczonymi samochodami z mocno zadłużoną kartą. Balzac brał zaliczki za nienapisane jeszcze powieści, byle tylko ubrać się modnie i pokazać w eleganckiej karecie ze służbą. Z tak zorganizowanej towarzyskiej inwestycji zyskiwał nową gwarancję spłaty starych długów. A kiedy markiza de Castries odprawiła ostatecznie Balzaca w październiku 1832 r. w Genewie, postanowił wykorzystać fakt, że już od dłuższego czasu pisała do niego z nieukrywanym zachwytem tajemnicza arystokratka podpisująca swe listy „Cudzoziemka”. Rok po upadku nadziei związanych markizą de Castries – Balzac spotkał się w tej samie Genewie z Eweliną Hańską.

Szkoła intrygi

To niesamowite, że pisarz, który – nie pozostawiając złudzeń – portretował życie społeczne Francji pierwszej połowy XIX wieku, z jej relacjami społecznymi, finansowymi, gospodarczymi – w życiu zachowywał się naiwnie jak dziecko. Inwestował w drukarnie, odlewnie czcionek, gazety, złoża miedzi, a wszystko to przypominało budowę muru w jego podparyskiej posiadłości – na piasku lub glinianym podłożu, które osuwa się i zapada. Dosłownie każdy pozapisarski biznes pana Balzaca kończył się stratami i powiększeniem długów. Do pisania był więc zmuszony.

Dzięki dzisiejszym przeliczarkom wartości walut działającym jak wehikuł czasu udało mi się ustalić, że Balzac, pisząc arcydzieła za 1000 lub 1500 franków, mógł liczyć na równowartość naszych 20 lub 30 tys. zł. Za tyle francuscy wydawcy mogli mieć kolejny wydawniczy hit. Oczywiście, fraza „mogli mieć” w przypadku relacji z Balzakiem w sumie nic nie znaczy, ponieważ pisarz, uciekając przed wierzycielami, zmieniając adresy, pomieszkując w ukryciu u swojego krawca, każąc służbie posługiwać się zmienianymi nieustannie hasłami, by zidentyfikować nieproszonych komorników, w stanach największej depresji uciekał do przyjaciół na prowincję, żeby tam ostatecznie płodzić arcydzieła. W ten sposób jeden z trzech tomów „Straconych złudzeń” napisał w trzy tygodnie. Powie ktoś: zarobić 30 tys. zł w trzy tygodnie to dobry biznes. Jednak mówimy o największym, najbardziej popularnym pisarzu Francji. Nawet w Polsce – piszę „nawet w Polsce”, ponieważ Polacy z czytelnictwem są na bakier – Olga Tokarczuk czy Szczepan Twardoch zarabiają więcej na pisaniu. To prawda, że zajmuje im więcej czasu, to nie zmienia jednak faktu, że mający w sprawie wystawnego życia wielkie ambicje Balzac musiał łowić takie okazje jak romans z panią Eweliną Hańską.

Pisał z wielką wiedzą, wyczuciem i talentem o kobietach, ale polska hrabianka była również w swoich listach wspaniałą stylistką. Nie ma się co dziwić: ojciec Eweliny, Adam Wawrzyniec Rzewuski, ambasador Rzeczypospolitej Polskiej w Danii, poza wieloma tekstami politycznymi ogłaszał swoje wiersze w czasopiśmie „Zabawy Przyjemne i Pożyteczne”. Bratem Eweliny był Henryk Rzewuski, jeden z najwybitniejszych ówczesnych polskich powieściopisarzy, inspirujący się Walterem Scottem, znany do dziś jako autor „Pamiątek Soplicy” czy „Listopada”, inscenizowanych przez Mikołaja Grabowskiego. To pod wpływem „Pamiątek Soplicy”, umieszczając akcję w Soplicowie, Adam Mickiewicz napisał „Pana Tadeusza”. Z Mickiewiczem brat Eweliny podróżował po Krymie. A gdy nasz wieszcz wzruszał się stepami Akermanu i jak łódka brodził, towarzyszyła mu siostra Eweliny Karolina, znana pod nazwiskiem Sobańska, agentka carska, dekonspiratorka dekabrystów, oraz jej kochanek generał Iwan Osipowicz de Witte, który później z okrucieństwem pacyfikował powstanie listopadowe, wcześniej zaś inspirował romanse Sobańskiej z Mickiewiczem i Puszkinem, by ich inwigilować.

Rzecz w tym, że Ewelina Rzewuska mogła pisać listy do Balzaca nie tylko z ogromnym talentem, ale i znajomością zasad skutecznej intrygi. Na początku była to zabawa towarzyska z udziałem bliskich, w tym francuskiej guwernantki, gdy jednak Balzac połknął pozłacany haczyk – korespondencja stała się prywatna i nabrała cech intymnych. Gdy zaś Hańska i Balzac w końcu się spotkali, polska arystokratka zakomunikowała Francuzowi, że jej pochodzenie liczy się o wiele bardziej niż majątek małżonka Hańskiego, choć Balzac mógł myśleć inaczej, ponieważ najbogatszy na Kijowszczyźnie Polak posiadał 21 tys. hektarów, miał kilka tysięcy chłopskich robotników, a wszystko warte było 10 mln rubli.

W serialu Hański stara się z zaimponować Francuzowi, pokazując coś, co moglibyśmy nazwać grupą imponujących znajomych z FB lub snobistycznych zdjęć na Instagramie. To autograf cara Mikołaja I, którego z pewnością używał do załatwiania swoich dworskich interesów. Dlatego przymyka oko na romans żony z pisarzem, kiedy Balzac może mu załatwić z jednej strony autograf Napoleona, z drugiej zaś Klemensa von Metternicha, trzesącego Europą po pokonaniu cesarza Francuzów. Balzac załatwiał arystokratom autografy, ci zaś doceniali wagę tego, co publikował. Metternich powiedział: „Po prostu niech pan mnie gdzieś opisze”, zgodnie z zasadą „dobrze czy źle, byleby nie przekręcono nazwiska”, bo obecność w arcydziele, a nawet w plotce czy anegdocie gwarantuje pośmiertną sławę. Sztuka też może być walutą, dlatego związki arystokratek z Balzakiem ostatecznie nie były mezaliansem, lecz wymianą usług i korzyści.

Jak podkreśla Stafan Zweig w biografii pisarza, Balzac, który nie widząc pani Hańskiej, już w trzecim liście, niczym w najgorszym romansie, napisał, że ją kocha – ostatecznie zdobył hrabiankę, a nawet nakreślił z nią plan na przyszłość. Kochankowie obiecali sobie miłość, jednak czekali na śmierć Hańskiego. Oczywiście, przez kolejne lata oboje prowadzili grę pełną fałszu. Hańska upajała się tym, że ma do dyspozycji największego pisarza Francji, ten zaś, nie mogąc liczyć na pieniądze Polki, przez siedem lat pisał do niej listy pełne farmazonów, jednocześnie szukając nowych okazji do podbojów, z nadzieją, że da się je zmonetyzować. Hańska, mając swoich przyjaciół w Paryżu, wiedziała, co wyczynia jej kochanek, ale jej wpływ ograniczał się do pouczeń pełnych hipokryzji. Gdy zaś Hański umarł – nadzieje pisarza na szybki ożenek z bogatą wdówką pogrzebała zarówno wstrzemięźliwość kochanki, jak i ostrożność jej rodziny, obawiającej się o wielką fortunę. Nie pomogła nawet wizyta Balzaca w Petersburgu na carskim dworze, chociaż gadający o solidarności z Polakami pisarz ceniony był tam za faktyczne wspieranie sojuszu Rosji i Francji, za co ganił go przyjaciel Astolphe de Custine, bezlitosny dla samodzierżawia w „Listach z Rosji”. Gdy w końcu Hańska zdecydowała się na ślub w Berdyczowie w 1849 r., Balzac był tak chory i wyeksploatowany pisaniem, że niedługo po wprowadzeniu się pary do paryskiej siedziby, na którą wydał zamiast 100 tysięcy franków 300 tysięcy – zmarł.

Czytaj więcej

Zygmunt Staszczyk „Muniek”: Nigdy nie ufałem Rosji

Zabójcza kawa

Przyczyny śmierci łatwiej zrozumieć, gdy ogląda się „Stracone złudzenia”. Oto pełen ideałów poeta Lucien de Rubempré, zakochany platonicznie w arystokratce Louise de Bargeton, przybywa do Paryża, gdzie wyjeżdża również jego kochanka, po tym jak romans odkrył bogaty, lecz stary mąż. Paryż nie jest jednak miejscem miłości poety z Louise, ponieważ w ślad za nią do stolicy udaje się inny adorator – w odróżnieniu od Luciena niezwykle majętny, któremu w zamian za wielkie pieniądze de Bargeton umożliwia kontakt z otoczeniem króla.

Oglądamy Paryż, chciałoby się powiedzieć, doby rozkwitu portali internetowych. Miasto dosłownie zalewają satyryczne gazety, ówczesne Pudelki i Pomponiki, gdzie, pracując, łatwo można zarobić na szampana i haszysz, trzeba jednak bywać w salonach, pisać szybko, produkować dużo newsów, nie wszystkie zgodnie z prawdą, dużo lepiej z przesadą. Atakując ludzi ze świecznika, którzy płacą okup, wykupują reklamy, dotują niebezpieczne dla nich tytuły lub bronią się próbą fałszywej przyjaźni. Najlepiej zarabia się na kąśliwym newsie, by zaraz potem na ten sam temat napisać pochwalny pean.

Jeśli uznać, że ówczesny teatr jest synonimem szerzej dziś pojętego show-biznesu – to zaiste piękną lekcję klaki dają „Stracone złudzenia”. Król klakierów Sangali może zorganizować zarówno stojącą owację, jak i chór gwizdów z rzucaniem pomidorów w artystów. Nikt nie może być pewien, czy w ostatniej chwili nie został skaptowany przez konkurencyjną partię.

W takiej rzeczywistości trwoni swój wielki talent młody poeta, niby pnąc się po stopniach towarzyskiej kariery, de facto zaś rozmieniając na drobne artystyczny prestiż. Ekranizowanej powieści nie trzeba czytać wprost: Balzac jako mistrz złożonej narracji podzielił swoje własne doświadczenia na dwie osoby: wspomnianego poety, ale też pisarza, który cierpliwie uprawia kult wysokiej sztuki. Balzac nie mógł inaczej, znał bowiem z autopsji obie te sfery życia oraz twórczości. Łączył je, balansując non stop na krawędzi, a zagrożeniem była narastająca konserwatywna cenzura i umieszczenie wszystkich książek na kościelnym indeksie.

Gdy bohater „Straconych złudzeń” pisze jeszcze do satyrycznych pisemek podczas orgii – Balzac, kiedy brakowało mu pieniędzy, podejmował się napisania sztuki na następny dzień, zlecając tworzenie czterech aktów czterem przyjaciołom, sam pracując nad jednym. Zdobywał pieniądze, ale płacił utratą dobrego imienia. Jednak pośród tych pogoni za kasą zaczął pisać bezprecedensowy cykl powieści nazwany ostatecznie „Komedią ludzką”, zaludniony dwoma tysiącami przeplatających się postaci, przez których pryzmat ukazał procesy społeczne. Sprężynami są kredyt, lichwa, manipulacje w sądach, teatrach, gazetach, miłość i nienawiść. W dwie dekady Balzak ukończył 91 powieści i opowiadań, 46 jedynie naszkicował lub stworzył im tytuły. I tak wciąż wyprzedza naszego Remigiusza Mroza.

Najważniejsze jest to, że stworzył bezprecedensowy wzorzec tego, co dziś nazywa się fabularnym universum budowanych tak jak w „Gwiezdnych wojnach” przez Disneya w prequelach, sequelach czy spin-offach.

Jeśli podziwiamy dziś „Breaking Bad”, a potem jeszcze bardziej podoba nam się „Calling Saul”, gdzie rozwinięto wątek poboczny pewnego intrygującego adwokata – to taką scenariuszową matrycę zastosował jako pierwszy w swojej „Komedii ludzkiej” Balzac. Drogo go to kosztowało, bo płacił zdrowiem: gdy goniły go terminy, potrafił pisać po 16 godzin dziennie. Kiedy Paryż się bawił, on spał między godziną 20 a 24, później zasiadając do biurka, gdzie pisał aż do rana. I wtedy nie szedł spać, tylko robił korekty wydruków przyniesionych z drukarni. To był jego komputerowy plik, na którym dokonywał poprawek, czekając na kolejne wydruki, czasami po wielokroć aż do skutku.

Gdy dziś ludzie show-biznesu używają różnych wspomagaczy, by zdążyć na czas, wysilić uwagę i pracować w nocy – Balzac zadowalał się kawą preparowaną z trzech specjalnie dobranych gatunków. Plotkowano, że potrafił wypić dziennie 50 filiżanek. Nic dziwnego, że w końcu przestała działać, wcześniej zniszczyła żołądek.

Balzak przeżył 51 lat. Wciąż pomaga zrozumieć, że czasami warto stracić złudzenia, by uratować zdrowie i życie. Oby putinowskie orki nie zniszczyły jego muzeum w dawnym pałacu Rzewuskich w Wierzchowni.

Honoriusz Balzac (1799–1850), francuski pisarz, jeden z gigantów powieści realistycznej XIX wieku, t

Honoriusz Balzac (1799–1850), francuski pisarz, jeden z gigantów powieści realistycznej XIX wieku, twórca cyklu „Komedia ludzka”

Louis Auguste Bisson

Ten znakomity film Xaviera Giannoli, prezentowany najpierw w selekcji konkursowej Cannes, rozbił w tym roku bank z francuskimi nagrodami, otrzymując siedem statuetek Cezarów w najważniejszych kategoriach.

Pojawia się w sieci, młodym widzom prezentując francuskiego giganta Honoriusza Balzaca (1799–1850), jednego z najważniejszych twórców powieści realistycznej, którą dziś zastępują seriale. Starszym zaś może przypomnieć telewizyjną polsko-francuską produkcję z 1973 r. wyreżyserowaną przez Wojciech Solarza, który w „Wielkiej miłości Balzaka” pokazał wieloletni romans z polską arystokratką Eweliną Hańską. Szkoda, że ten serial jest praktycznie zapomniany, dostępny szczątkowo w internecie, bo tak jak nowocześniej zrealizowane „Stracone złudzenia” siłą rzeczy pokazuje, że pierwszą połowę XIX wieku i pierwsze dekady XXI różni tylko kostium oraz gadżety.

Pozostało 96% artykułu
Plus Minus
Trwa powódź. A gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi