Szkoła intrygi
To niesamowite, że pisarz, który – nie pozostawiając złudzeń – portretował życie społeczne Francji pierwszej połowy XIX wieku, z jej relacjami społecznymi, finansowymi, gospodarczymi – w życiu zachowywał się naiwnie jak dziecko. Inwestował w drukarnie, odlewnie czcionek, gazety, złoża miedzi, a wszystko to przypominało budowę muru w jego podparyskiej posiadłości – na piasku lub glinianym podłożu, które osuwa się i zapada. Dosłownie każdy pozapisarski biznes pana Balzaca kończył się stratami i powiększeniem długów. Do pisania był więc zmuszony.
Dzięki dzisiejszym przeliczarkom wartości walut działającym jak wehikuł czasu udało mi się ustalić, że Balzac, pisząc arcydzieła za 1000 lub 1500 franków, mógł liczyć na równowartość naszych 20 lub 30 tys. zł. Za tyle francuscy wydawcy mogli mieć kolejny wydawniczy hit. Oczywiście, fraza „mogli mieć” w przypadku relacji z Balzakiem w sumie nic nie znaczy, ponieważ pisarz, uciekając przed wierzycielami, zmieniając adresy, pomieszkując w ukryciu u swojego krawca, każąc służbie posługiwać się zmienianymi nieustannie hasłami, by zidentyfikować nieproszonych komorników, w stanach największej depresji uciekał do przyjaciół na prowincję, żeby tam ostatecznie płodzić arcydzieła. W ten sposób jeden z trzech tomów „Straconych złudzeń” napisał w trzy tygodnie. Powie ktoś: zarobić 30 tys. zł w trzy tygodnie to dobry biznes. Jednak mówimy o największym, najbardziej popularnym pisarzu Francji. Nawet w Polsce – piszę „nawet w Polsce”, ponieważ Polacy z czytelnictwem są na bakier – Olga Tokarczuk czy Szczepan Twardoch zarabiają więcej na pisaniu. To prawda, że zajmuje im więcej czasu, to nie zmienia jednak faktu, że mający w sprawie wystawnego życia wielkie ambicje Balzac musiał łowić takie okazje jak romans z panią Eweliną Hańską.
Pisał z wielką wiedzą, wyczuciem i talentem o kobietach, ale polska hrabianka była również w swoich listach wspaniałą stylistką. Nie ma się co dziwić: ojciec Eweliny, Adam Wawrzyniec Rzewuski, ambasador Rzeczypospolitej Polskiej w Danii, poza wieloma tekstami politycznymi ogłaszał swoje wiersze w czasopiśmie „Zabawy Przyjemne i Pożyteczne”. Bratem Eweliny był Henryk Rzewuski, jeden z najwybitniejszych ówczesnych polskich powieściopisarzy, inspirujący się Walterem Scottem, znany do dziś jako autor „Pamiątek Soplicy” czy „Listopada”, inscenizowanych przez Mikołaja Grabowskiego. To pod wpływem „Pamiątek Soplicy”, umieszczając akcję w Soplicowie, Adam Mickiewicz napisał „Pana Tadeusza”. Z Mickiewiczem brat Eweliny podróżował po Krymie. A gdy nasz wieszcz wzruszał się stepami Akermanu i jak łódka brodził, towarzyszyła mu siostra Eweliny Karolina, znana pod nazwiskiem Sobańska, agentka carska, dekonspiratorka dekabrystów, oraz jej kochanek generał Iwan Osipowicz de Witte, który później z okrucieństwem pacyfikował powstanie listopadowe, wcześniej zaś inspirował romanse Sobańskiej z Mickiewiczem i Puszkinem, by ich inwigilować.
Rzecz w tym, że Ewelina Rzewuska mogła pisać listy do Balzaca nie tylko z ogromnym talentem, ale i znajomością zasad skutecznej intrygi. Na początku była to zabawa towarzyska z udziałem bliskich, w tym francuskiej guwernantki, gdy jednak Balzac połknął pozłacany haczyk – korespondencja stała się prywatna i nabrała cech intymnych. Gdy zaś Hańska i Balzac w końcu się spotkali, polska arystokratka zakomunikowała Francuzowi, że jej pochodzenie liczy się o wiele bardziej niż majątek małżonka Hańskiego, choć Balzac mógł myśleć inaczej, ponieważ najbogatszy na Kijowszczyźnie Polak posiadał 21 tys. hektarów, miał kilka tysięcy chłopskich robotników, a wszystko warte było 10 mln rubli.
W serialu Hański stara się z zaimponować Francuzowi, pokazując coś, co moglibyśmy nazwać grupą imponujących znajomych z FB lub snobistycznych zdjęć na Instagramie. To autograf cara Mikołaja I, którego z pewnością używał do załatwiania swoich dworskich interesów. Dlatego przymyka oko na romans żony z pisarzem, kiedy Balzac może mu załatwić z jednej strony autograf Napoleona, z drugiej zaś Klemensa von Metternicha, trzesącego Europą po pokonaniu cesarza Francuzów. Balzac załatwiał arystokratom autografy, ci zaś doceniali wagę tego, co publikował. Metternich powiedział: „Po prostu niech pan mnie gdzieś opisze”, zgodnie z zasadą „dobrze czy źle, byleby nie przekręcono nazwiska”, bo obecność w arcydziele, a nawet w plotce czy anegdocie gwarantuje pośmiertną sławę. Sztuka też może być walutą, dlatego związki arystokratek z Balzakiem ostatecznie nie były mezaliansem, lecz wymianą usług i korzyści.
Jak podkreśla Stafan Zweig w biografii pisarza, Balzac, który nie widząc pani Hańskiej, już w trzecim liście, niczym w najgorszym romansie, napisał, że ją kocha – ostatecznie zdobył hrabiankę, a nawet nakreślił z nią plan na przyszłość. Kochankowie obiecali sobie miłość, jednak czekali na śmierć Hańskiego. Oczywiście, przez kolejne lata oboje prowadzili grę pełną fałszu. Hańska upajała się tym, że ma do dyspozycji największego pisarza Francji, ten zaś, nie mogąc liczyć na pieniądze Polki, przez siedem lat pisał do niej listy pełne farmazonów, jednocześnie szukając nowych okazji do podbojów, z nadzieją, że da się je zmonetyzować. Hańska, mając swoich przyjaciół w Paryżu, wiedziała, co wyczynia jej kochanek, ale jej wpływ ograniczał się do pouczeń pełnych hipokryzji. Gdy zaś Hański umarł – nadzieje pisarza na szybki ożenek z bogatą wdówką pogrzebała zarówno wstrzemięźliwość kochanki, jak i ostrożność jej rodziny, obawiającej się o wielką fortunę. Nie pomogła nawet wizyta Balzaca w Petersburgu na carskim dworze, chociaż gadający o solidarności z Polakami pisarz ceniony był tam za faktyczne wspieranie sojuszu Rosji i Francji, za co ganił go przyjaciel Astolphe de Custine, bezlitosny dla samodzierżawia w „Listach z Rosji”. Gdy w końcu Hańska zdecydowała się na ślub w Berdyczowie w 1849 r., Balzac był tak chory i wyeksploatowany pisaniem, że niedługo po wprowadzeniu się pary do paryskiej siedziby, na którą wydał zamiast 100 tysięcy franków 300 tysięcy – zmarł.