Czarodziejska góra Olgi Tokarczuk

„Empuzjon", pierwsza po Nagrodzie Nobla feministyczna powieść Olgi Tokarczuk, pastiszując „Czarodziejską górę" Manna, polemizując z nią, przekonuje do uważności w rozumieniu innych ludzi i natury.

Aktualizacja: 29.05.2022 06:55 Publikacja: 27.05.2022 10:00

Olga Tokarczuk z powieścią "Empuzjon"

Olga Tokarczuk z powieścią "Empuzjon"

Foto: Fotorzepa, Łukasz Giza

Chociaż w dawnym Görbersdorfie, czyli w Sokołowsku, opisywanym przez Olgę Tokarczuk w „horrorze przyrodoleczniczym", szaleją w lasach czarownice i w tajemniczych okolicznościach giną mężczyźni, podjąłem ryzyko wyprawy. Było dokładnie tak, jak opisuje noblistka: „Teraz dopiero można było uświadomić sobie, jak niezwykłe jest położenie tej wsi, wjeżdżało się tu bowiem pod wiaduktem kolejowym, przez dość wąski przejazd, w którym ledwie mogą wyminąć się dwa konne wozy; gdyby były one furgonami, jakimi przewozi się w mieście węgiel i inne towary, sprawiłoby to zapewne spory kłopot".

Sanatorium w Sokołowsku

Sanatorium w Sokołowsku

Fotorzepa, Jacek Cieślak

Niedługo po tym, jak minąłem wiadukt, malarka Bożenna Biskupska, dzisiejsza właścicielka neogotyckiej siedziby dawnego sanatorium, gdzie leczy się główny bohater „Empuzjonu" Mieczysław Wojnicz, poinformowała mnie, że przed wiaduktem doszło do kolizji dziesięciu samochodów. Kierowcy porozbijanych „furgonów" sprawili sobie i innym „spory kłopot", blokując przejazd, dokładanie tak, jak ostrzegała Olga Tokarczuk. Z Sokołowska nie można wyjechać. Czyżby zaczynał się „horror przyrodoleczniczy" z moim udziałem? Niczym dawni kuracjusze-gruźlicy miałem się poczuć jak na ostatniej stacji życia? Siedziałem nawet na rampie – Kinokawiarni Zdrowie, którą wyremontowała Zuzanna Fogtt, córka pani Biskupskiej. Chwilę potem do obu założycielek Fundacji Sztuki Współczesnej In Situ dołączyła wrocławska poetka Ilona Witkowska i Magdalena, która powiedziała: „Olga mówiła mi już o tej nowej powieści siedem, osiem lat temu", a pierwszy fragment opublikowała w „Odrze"w 2008 r. Jeśli tak wyglądają sokołowskie czarownice – nie chciało się wyjeżdżać. Czar uzdrowiska zaczął działać.

Czytaj więcej

Józef Czapski. Żołnierz zakochany w sztuce

Ciekawa wymiana

Zuzanna Fogtt pokazuje mi kamerę używaną przez głównego bohatera „Amatora"

Zuzanna Fogtt pokazuje mi kamerę używaną przez głównego bohatera „Amatora"

Fotorzepa, Jacek Cieślak

Ponieważ od wizyty Goethego w Görbersdorfie/Sokołowsku, którą upamiętnia omszały pomnik-źródełko, wieś nie może uwolnić się od artystów, premiera ekranizacji „Empuzjonu" mogłaby się odbyć właśnie w kinie uzdrowiska Sokołowsko. Olga Tokarczuk ma tu przecież znajomych i bywała wielokrotnie, m.in. na autorskim Festiwalu Góry Literatury oraz wystawie Joanny Concejo, przyjaciółki i ilustratorki jej książek, przygotowanej przez Annę Klimczak i Michała Suchorę. Ale teraz wyobraźmy sobie Olgę Tokarczuk na czterdziestogodzinnym czytaniu performatywnym „Czarodziejskiej góry" Tomasza Manna, zorganizowanym przez Jacka Bąkowskiego, w miejscu które opisała następująco: „Wielki gmach sanatorium było widać jak na dłoni prawie z każdego miejsca w Görbersdorfie. Jego mury z czerwonej cegły pięknie lśniły w jesiennym słońcu, a ostre wieżyczki, które udawały gotyk, skojarzyły się od razu Wojniczowi z igłą gramofonu, wydobywającego z nieba ukryte w nim dźwięki". Piękne credo dla odbywającego się dokładnie w tym miejscu Festiwalu Sanatorium Dźwięku! „Empuzjon" jest zaś literacką grą niezwykle współczesną – feministyczną, ekologiczną, wegetariańską, a jednocześnie kostiumową, bo nawiązuje do „Czarodziejskiej góry" Tomasza Manna, rozgrywającej się w szwajcarskim uzdrowisku Davos. Ciekawa wymiana: Tokarczuk nawiązuje do Manna, gdy z kolei Davos wzorowało się na Görbersdorfie, pierwszym na świecie sanatorium gruźliczym założonym w 1855 r., gdzie poza wieloma sanatoriami działał teatr, w którym bohaterowie Tokarczuk mogli bywać. Teatr, będący później również kinem, już w polskich czasach pod nazwą Zdrowie, gdzie zafascynował się filmem mieszkający vis-à-vis, przez ulicę Główną, Krzysztof Kieślowski, przybyły do Sokołowska z powodu choroby ojca. A gdyby iść dalej w filmowej fantazji, ekranizacja „Empuzjonu" mogłaby zostać wyświetlona z projektora, który grał filmy dla Kieślowskiego. Maszyna o imponującym wyglądzie retro stoi we foyer kina zarządzonego przez Zuzannę Fogtt, twórczynię corocznych festiwali Hommage à Kieślowski.

Neues Kurhaus zbudowany w Görbersdorfie w 1878 r.

Neues Kurhaus zbudowany w Görbersdorfie w 1878 r.

Polonia, Zuzanna Fogtt

Zuzanna wraz z mamą, malarką i rzeźbiarką z sukcesami m.in. na Biennale di Venezia, odbudowały już z ruin kameralne sanatorium Villa Rosa, również występujące na kartach powieści Olgi Tokarczuk. Uczyniły z Różanki pracownię oraz siedzibę rezydencji artystycznych. A teraz odbudowują dawny Neues Kurhaus, gdzie w „Empuzjonie" leczy się, bierze prysznice, jada śniadania i obiady Mieczysław Wojnicz, 21-letni Polak, główna postać powieści. W zrekonstruowanym Neues Kurhaus – po wojnie noszącym nazwę Sanatorium Grunwald, choć Malbork byłaby lepsza, bo mieszkańcy mówią „zamek" – mieścić się będzie Instytut Krzysztofa Kieślowskiego oraz galeria Bożenny Biskupskiej, eksponująca również prace jej wieloletniego partnera, artysty fotografa Zygmunta Rytki z kolekcji fundacji oraz innych artystów. Sylwety rzeźb Biskupskiej z cyklu „Misterium czasu" już zaludniły efektowną klatkę schodową „zamku" prowadzącą do dawnej leżakowni, z której korzysta Wojnicz.

Bożenna Biskupska i Zuzanna Fogtt, które odbudowują sanatorium w Sokołowsku

Bożenna Biskupska i Zuzanna Fogtt, które odbudowują sanatorium w Sokołowsku

Fotorzepa, Jacek Cieślak

Rzeźby odpoczywają po znojach licznych przeprowadzek i witają gości przy nowym wejściu, ale weszły też majestatycznie do dawnego gabinetu dr Hermanna Brehmera, głównego lekarza sanatorium, który mógłby zasugerować, że zamiast kuracji klimatyczno-dietetycznej teraz uzdrawiać kuracjuszy będzie sztuka. W odbudowanej części gościnnej zamku mogliby zamieszkać goście światowej prapremiery „Empuzjonu": ciągle obecny w Sokołowsku duch Krzysztofa Kieślowskiego, Agnieszka Holland, reżyserka „Prowadź mój pług przez kości umarłych" oraz Marin Karmitz, producent autorskich filmów Chabrola, Malle'a, Loacha, Hanekego oraz „Trzech kolorów" Kieślowskiego, który już Sokołowsko odwiedził i się nim zachwycił.

Na premierze nie mogłoby zabraknąć pisarzy z kręgu elity noblowskiej, związanych z Görbersdorfem i Sokołowskiem. Gerhart Hauptmann, laureat z 1912 r., autor „Tkaczy", zamieszkał tu w szachulcowskiej chacie, którą dziś można podziwiać w drodze na szczyt Andrzejówki. Duch Hauptmanna przybyłby na prapremierę „Empuzjonu" tym chętniej, że jego utwory ekranizowano, a pierwsza ekranizacja – „Atlantyda" – powstała w 1913 r., czyli w roku przybycia Wojnicza do Görbersdorfu. Zainteresowany obecnością na premierze mógłby być duch Marii Konopickiej, tłumaczki Hauptmanna, która spotykając Olgę Tokarczuk, wyszłaby z kostiumu patriotycznej poetki, tym bardziej że noblistka o polskości podszytej kompleksami pisze dużo, boleśnie, a pani Maria mogłaby opowiedzieć o nieheteronormatywności, bo to również temat „Empuzjonu". Z kolei aura horroru mogłaby przyciągnąć do Sokołowska ducha Krzysztofa Pendereckiego, który według „Schwarze Maske" Hauptmanna skomponował operę „Czarna maska", ciekawy temat dla sokołowskiego Festiwalu Sanatorium Dźwięku.

Obecność drugiego noblisty, czyli Tomasza Manna, mogłaby być kłopotliwa. Może nawet nie dla Olgi Tokarczuk... O tym za chwilę. W powieści Manna do szwajcarskiego uzdrowiska w Davos przybywa Hans Castorp, były student Politechniki Gdańskiej (ten epizod zainspirował powieść „Castorp" Pawła Huelle), zaś Olga Tokarczuk wysyła do Görbersdorfu Wojnicza, studenta Politechniki Lwowskiej. Obaj przybywają do górskich uzdrowisk pociągiem. Castorpowi Mann proponuje na kartach swej powieści udział w polemikach prowadzonych przez liberała, wolnomularza i zwolennika republiki Włocha Settembriniego oraz Naphtę, jezuitę i piewcę Państwa Bożego na ziemi. Wojnicz przysłuchuje się dyskusjom miłośnika antycznej Grecji i liberała Augusta Augusta oraz konserwatysty Longina Lukasa. Pierwowzorem Naphty był Georg Lukács, którego nazwisko pobrzmiewa w nazwisku pana Longina. Gdy Lukas sprowadza dziewczyny z Waldenbergu (Wałbrzych), zachęcając do korzystania z nich Wojnicza, August, zresztą sadomasochista, kokietuje go homoseksualnymi peanami na cześć męskiej Afrodyty z „Sympozjonu" Platona.

U Manna duże znaczenie odgrywa psychoanaliza promowana przez dr. Krokowskiego, zaś w „Empuzjonie" promuje ją dr Semperweiß. Castorp, pozbawiony doświadczeń z kobietami, po krwotoku wspomina swoją przyjaźń z Przybysławem Hippem i pożyczony od niego ołówek, który jest również figurą erotyczną, Wojnicz zaś powraca myślami do szkolnego kolegi Tolka: „Czasami pozwalał Tolkowi grzebać w swoim drewnianym piórniku, wtedy tamten długimi palcami starannie układał ołówki, opuszką dotykając grafitowych ostrzy, a Mieczysia przechodził przy tym dreszcz przyjemności, od skóry głowy po ramiona i plecy". Castorp zakochuje się w Rosjance Kławdii Chauchat, którą charakteryzują wydatne kości policzkowe oraz silna osobowość, blokująca romantycznego Hansa. Z kolei Michał Wojnicz popada w absolutne onieśmielenie i czerwieni się na widok odwiedzającej cerkiew Kobiety w Kapeluszu, również o wydatnych kościach policzkowych. Myślę, że obecność duchów Castorpa i Wojnicza, Naphty i Augusta, Settembriniego i Lukasa byłaby wielką ozdobą prapremiery „Empuzjonu" w Sokołowsku, zaś wspomniana kłopotliwość przybycia ducha Manna polegałaby na tym, że w Sokołowsku do dziś mówi się o zaszyfrowanej obecności Hauptmanna na kartach powieści Manna, która Hauptmanna oburzyła. Rozpoznał się w genialnie nakreślonej, ale groteskowej postaci Mynheera Peeperkorna, i czuł ośmieszony. Wybuchła Peeperkorn-Affäre. Hauptmann miał prawo czuć niewdzięczność, ponieważ w 1924 r. nominował młodszego kolegę do Nobla. Ostatecznie nagrodzono wtedy Władysława Reymonta za „Chłopów", a nawiasem mówiąc, brat Hauptmanna Carl zrobił Reymontowi korektę dialektyczną powieści.

Hauptmann miał drugi powód do wściekłości. Mann podebrał mu z Görbersdorfu postaci lekarzy. Dolnośląskim sanatorium rządzili doktor Hermann Brehmer i jego asystent Alfred Sokołowski (zawdzięczamy mu polską nazwę wsi), zaś sanatorium w Davos – dr Behrens i jego asystent Krokowski. Jednak teraz pełną kontrolę nad wszystkimi przejęła kobiecą ręką Olga Tokarczuk.

Niedoszły noblista

W trosce o życie każdego gościa Sokołowska uprasza się o szczególną uwagę na początku listopada, zwłaszcza w czas św. Marcina, właśnie bowiem wtedy giną w uzdrowisku mężczyźni. Z początku pasterze – do dziś przy czeskiej granicy wypasa się muflony, i wypalacze węgla drzewnego, których niszczycielską działalność zastąpiła kopalnia kruszcu, rujnująca nie tylko widoki, ale też tworząca nowe korytarze powietrzne, szkodliwe dla mikroklimatu doliny, gdzie doktor Brehmer stworzył z myślą o kuracjuszach liczący 200 hektarów park ze szlakami dla spacerowiczów.

Mizogińską rzeczywistość Tokarczuk sportretowała nie bez cienia szyderstwa i parodii, zaś głupoty, jakie mówią o kobietach mieszkańcy Pensjonatu dla Panów, to osobna księga cytatów z kilkudziesięciu klasyków filozofii i literatury. O spowodowanie tajemniczych zaginięć mężczyzn posądzane są, rzecz jasna, kobiety ograniczane przez zacofanych mężczyzn do obierania ziemniaków, rwania pierza, świadczenia usług seksualnych, rodzenia dzieci, sprzątania, gotowania. Miejscowe czarownice zawdzięczamy czeskiemu panowi von Stillfriedowi, który po udziale w antykatolickiej rebelii, by ratować resztkę majątku, stał się bardziej papieski niż papież: skazywał na śmierć, torturował. Jego prześladowania sięgały z siedziby rodu w Neurode (dzisiejsza Nowa Ruda, której Olga Tokarczuk jest honorową obywatelką) aż do Waldenburga (Wałbrzych).

Noblistka wspomina też ustami Augusta, że protoplastka czarownic Empusa, bogini strachu pojawiła się w „Żabach" Arystofanesa. Cytowany w książce fragment antycznej komedii recytuje August, całość zaś wspaniale wybrzmiałaby w starym uzdrowiskowym teatrze jako wydarzenie towarzyszące prapremierze „Empuzjonu". Podobnie jak „Metamorfozy" Apulejusza formacyjna książka Wojnicza, który jak bohater zamieniony w osła chce doświadczyć „niespodziewanej, a nawet gwałtownej przemiany", bo „wewnętrzne" czuło niewygodę w „zewnętrznym". To dlatego ojciec, reprezentant tradycyjnie pojmowanej męskości, wysłał syna na studia techniczne, przekonany, że zrobią z niego „mężczyznę, inżyniera". Ten zaś w tajemnicy przed ojcem w suszarni na strychu „rozbierał się do naga i owijał w satynowy obrus obszyty miękkimi frędzlami, i czuł, jak rozkosznie te frędzle muskają jego łydki i uda, i myślał jak cudownie by było, gdyby oni, niczym starożytni Grecy, mogli chodzić w takich obrusowych chitonach". W dzieciństwie Wojniczowi sprawiał radość widok Anioła Czteropalczastego we lwowskiej cerkwi, który wyglądał jak pozbawiony kciuka. Wojnicz, student kanalizacji!, ma bowiem ukrytą w spodenkach seksualną-fizjologiczną tajemnicę płci, której w Görbersdorfie nie chce ujawnić nawet lekarzowi. I ja też jej nie ujawnię. Nie chodzi zresztą o konkrety, tylko bezwarunkową tolerancję dla odmienności.

Nawet jeśli Olga Tokarczuk nie miała takiej intencji, czuję obecność w jej książce ducha niedoszłego noblisty z 1969 r. To Witold Gombrowicz, którego bohaterowie opuszczają rodzinę w poszukiwaniu nowej tożsamości. Wojnicz tak jak Gombrowiczowski Witold „wolał należeć do tego świata, który go jeszcze nie zna i wobec którego ma czas się określić". Mając świadomość, że gdy ten świat go rozczaruje, znowu będzie musiał uciekać (Gombrowiczowskie „Nie ma ucieczki z gęby jak tylko w drugą gębę"). U Gombrowicza mamy próbę zastąpienia pustki świata pozbawionego Boga kościołem międzyludzkim, a w nowej powieści Tokarczuk „nie ma piękniejszego, bardziej oszałamiającego lasu niż bukowy", z „purpurowym sklepieniem". „Czyste, srebrne pnie drzewa podpierały ten ogrom, tworząc nawy i kaplice. Światło wpadało tu pokolorowane witrażami w koronach drzew. Wojnicz szedł główną nawą w kierunku jakiegoś ołtarza w oddali, jeszcze niewidocznego, ale przecież wszystko go zapowiadało. Był to wszak kościół pełen labiryntów, bocznych naw, krypt pod kamieniami, tabernakulów ukrytych w dziuplach drzew, zadziwiających ołtarzy (...) Ten kościół nie był wcale oczywisty, tak jak oczywiste bywają ludzkie kościoły, lecz przecież i tutaj dokonywała się nieustająca przemiana: wody w życie, światła w materię". W ekologicznym, pacyfistycznym, antyprzemocowym peanie na cześć natury sokołowskie buki są „barwną egzotyczną armią". Tokarczuk pisze: „Do opery to wojsko, nie na wojnę", ale jako autorka kontynuuje misję Janiny Duszejko z „Prowadź swój pług przez kości umarłych", zaangażowanej w zemstę świata natury na mężczyznach. Szalony finał przypomina „Opętanych" Gombrowicza, pastisz powieści gotyckiej, a całość jego „Kosmos", zresztą horror metafizyczny.

Gombrowicz opisał próbę odnalezienia się na nowo w chaosie świata, który stał się po „śmierci Boga" systemem niejednoznacznych znaków. Główny bohater „Kosmosu" przyjeżdża do Zakopanego, skądinąd uzdrowiska stworzonego przez Tytusa Chałubińskiego, zafascynowanego Görbersdorfem, gdzie leczył się jego syn. Witold zamieszkuje w pensjonacie państwa Wojtysów. W „Kosmosie" trwa śledztwo i w „Empuzjonie" trwa dochodzenie. Wzorem Witolda Wojnicz „szukał jakiś znaków patyczków ułożonych w krzyż, ustawionych w pewnym porządku szyszek". Zarówno w „Kosmosie", jak i w „Empuzjonie" rzeczywistość jest nasycona widokami powieszonych ptaków. „Może to koniec świata zwiastuje" – mówi bohater „Kosmosu". Na pewno dokonuje się rozpad rodziny, w której nie ma miłości. Wojtysowie są razem na pokaz, a ich córka Lena męczy się ze świeżo poślubionym Ludwikiem. Wojtys oddaje się pokątnym erotycznym rytuałom, jak August z „Empuzjonu", gdzie kilka małżeństw Opitza, właściciela Pensjonatu dla Panów, było nieudanych, zaś ostatnia żona popełniła samobójstwo. Ludzie stają się dla siebie zagadką. Witold, przyglądając się rękom Leny, stwierdza: „jeśli nie mogłem mieć żadnej pewności co do rąk, cóż dopiero mówić o osobach", zaś Wojnicz w rozmowie z policjantami wyznaje: „Widziałem jej fragmenty. Wie pan, ona w ciągu tego krótkiego czasu stale była w ruchu, i ja widziałem albo ręce z tacą, albo jej but, który powstrzymał zamykające się drzwi". Choć warto też przytoczyć wspomnienia Kieślowskiego, który gdy nie miał pieniędzy na kino, wchodził na jego dach i przez otwory wentylatora widział tylko metr kwadratowy ekranu, „czasem rękę aktora, jeśli on stał, albo, jeśli leżał, rękę albo głowę".

Czytaj więcej

Zygmunt Staszczyk „Muniek”: Nigdy nie ufałem Rosji

Ojciec i matka

Ważną postacią „Empuzjonu" jest berliński malarz Thilo von Hahn, zwolennik sztuki nowoczesnej, który podkreśla, że „przedstawiany przedmiot jest tylko projekcją naszego umysłu, tym co wiemy o przedmiocie, nie mamy natomiast dostępu do tego, jak on naprawdę wygląda, ani czym jest". Ale gdy u Manna i Gombrowicza podobne stwierdzenia są symptomem kryzysu ludzkości, to Tokarczuk przełamuje go i chce nas otworzyć na nowy świat. Nie trzeba rozumieć wszystkiego, ważniejsze jest przyjęcie do wiadomości, że nie możemy wszystkiego objąć naszym rozumem i poszufladkować zgodnie z jedną religią lub filozofią, bo to rażące narzucenie różnorodności świata i ludzi ograniczonej siatki pojęciowej. Thilo opowiada Wojniczowi o pracy doktorskiej poświęconej znaczeniu pejzażu w sztuce, której bohaterem jest flamandzki malarz Herri met de Bles. Thilo mówi o patrzeniu totalnym – przeziernym, bo dopiero ono pozwala zobaczyć to, co wcześniej niezauważalne. Thilo patrzy na obrazy met de Blesa jak bohater „Powiększenia" Antonioniego, który na kolejnych odbitkach zdjęcia zauważa ofiarę ukrytą w zaroślach. Dla Thila i Wojnicza, ale i całej książki mówiącej, że ofiarami mężczyzn są nie tylko kobiety, ale też synowie toksycznych ojców, symboliczny jest starotestamentowy motyw Abrahama składającego w ofierze Bogu syna Izaaka. Otrzymujemy radykalny przekaz na temat hierarchicznego męskiego świata z Bogiem urzędującym „na Górze Morderców", bo każda ofiara jest wyrazem sprawczości i władzy nad światem.

Wykład Thila dopełnia wywód Waltera Frommera, miłośnika geometrii, który mówi, że „możemy być takimi upośledzonymi mieszkańcami świata, który (...) składa się z trzech wymiarów, i nie będziemy mieli pojęcia o tym, jak wygląda świat czterowymiarowy". Frommer śpiewa starośląską piosenkę: „Czy nie spaliście dostatecznie długo?/Zegar wybił pierwszą/Czy ciągle jesteście niewyspani?/Zegar wybił drugą.../Jakub wciąż śpi. Obudź się, Jakubie". Kto wie, może śpiewa do Tokarczukowego bohatera „Ksiąg Jakubowych" o wielkim religijnym projekcie religijnym, który się nie ziścił z powodu męskiej pychy. Wzór kobiecego świata oglądamy w cerkwi. To nie wykpiona w jednej z rozmów „Mona Lisa", która dla kuracjuszy w Pensjonacie dla Panów uosabia „udawanie i skrywanie pustki umysłowej", a może nawet „ukobieconego przyjaciela Leonarda, jako że powszechnie wiadomo iż artysta wolał kolegować się z mężczyznami". Kiedy Wojnicz odwiedza cerkiew, bo bywa tam piękna Kobieta w Kapeluszu, podziwia ikonostas ze świętą Emerencją. W „Czarodziejskiej górze" takie imię nosi lekceważona z powodu garbu kelnerka. Tokarczuk przywraca jej godność. Emerancja znowu symbolizuje kobiecą opiekuńczość: Jezus siedzi na kolanach Maryi, ta zaś na kolanach swojej matki Anny, ona zaś na kolanach jej matki Emerencji. Czy to nie znamienne, że uzdrowiskiem, założonym przez kobietę hrabinę von Colomb, przejętym później przez jej szwagra doktora Brehmera, teraz zaopiekowały się kobiety?

Znamienne, ale – jak uczy Wojnicz – podziw dla nich to nie wszystko. Trzeba się z nimi utożsamić. Dla niektórych problem może być już na poziomie menu. „Empuzjon" wzorem „Czarodziejskiej góry" jest pełen dań serwowanych nam przez Tokarczuk w intencji, by przechodzić na wegetarianizm, bo mężczyźni jedzą na stole jak z ołtarza ofiarnego, gdzie raz jest czernina, raz danie z nasienia kręgowców, innym razem – z królików zabitych zawałem serca, kiedy indziej zaś ciało kobiety, która nie mogła z mężczyznami wytrzymać. Po obiadach serwuje się halucynacyjną nalewkę Schwärmerei na grzybach. Rozluźnia, ale jeśli podadzą ją w restauracjach zainspirowanych menu z „Empuzjonu" - proszę uważać.

W powieści czytamy: „W Villi Rosa, którą Wojnicz sobie szczególnie upodobał w czasie spacerów, były pokoje dla lżej chorych. To tutaj, jak się zdaje, mieszkała kobieta w kapeluszu. Powyżej willi znajdowała się świątynia ku czci Humboldta z jego popiersiem; za życie Brehmera w lecie w niewielkiej muszli niedaleko świątyni odbywały się koncerty". Alexander Humboldt, niemiecki przyrodnik, autor terminu „pomnik przyrody", wspierał sanatoria, które mogły liczyć na rządowe dotacje. Gdyby nie Humboldt – Brehmer, który komunizował, miałby z dotacjami problem. Dziś Villa Rosa to Różanka, odbudowana przez Bożennę Biskupską. Malarka i rzeźbiarka, bodaj od ojca, właściciela zakładu fotograficznego Kosmos na ulicy Gagarina w Warszawie, gdzie do dziś można oglądać ślubne i komunijne zdjęcia jego autorstwa, mogła zarazić się pasją do kupowania starych obiektów, odbudowywania ich i „rzeźbienia pejzażu". Podobnie jak Thilo von Hahn umiała w nim czytać ukryte wskazówki: patrząc każdego dnia na wejście do parku Łazienkowskiego, zrozumiała, że ta brama to także początek jej życiowej drogi, i poszła przez park do mieszczącej się w nim szkoły plastycznej. W ławce za nią siedziała pewna inna budowniczka, a dziś czołowa polska aktorka – Krystyna Janda. Zanim zdała do szkoły teatralnej i przebudowała kino Polonia na teatr, zaś Bożennę Biskupską przearanżowała w „B.", adresatkę fikcyjnych listów wydanych w książce, malowała różowe pejzaże.

Krzysztof Kieślowski w Sokołowsku

Krzysztof Kieślowski w Sokołowsku

materiały prasowe

Panie do dziś pozostają w kontakcie. Janda grała w teatrze w Sokołowie, dokąd Biskupska wędrowała wiele lat. To Krystyna Janda namówiła panią Bożennę, by zamieszkała blisko niej, kupiła i odremontowała pałacyk Lilpopów w Podkowie Leśnej. Mieszkała tam kilkanaście lat, sprowadził się do niej Zygmunt Rytka, gościła warszawska bohema. Ale ją ciągnęło dalej. Gdy myślała o kupnie zamku w Reszlu lub pałacu w Sztynorcie („Do dziś bym już go odremontowała!"), przyjaciółki skierowały ją na Dolny Śląsk. Błądząc po pałacach, które stały się melinami dolnośląskich pijaczków, wraz z Zytką przyjechała do Sokołowska. Nocą. Zniechęcona, zmęczona, namawiana na wizję lokalną, chciała tylko spać. Rano: iluminacja! Zrozumiała, czym jest „centrum świata na dawnym zadupiu PRL". Stanęła oko w oko z Neues Kurhaus i wiedziała, że zniszczony, nadpalony, grożący zawaleniem, a jednak wciąż imponujący obiekt to jej kolejne wyzwanie.

Artystyczne spotkania

Dawny Neus Kurhaus, sala jadalni

Dawny Neus Kurhaus, sala jadalni

Fotorzepa, Jacek Cieślak

Przyczółkiem desantu stała się właśnie Villa Rosa. „Mając w dzieciństwie do dyspozycji puste na co dzień Łazienki, musiałam mieć ten ośmiohekatarowy park!", tłumaczy, a jej córka Zuzanna Fogtt wspomina, że mamusia zaprosiła ją do nadpalonej willi bez dachu i stropów. Gdy chodzimy z Bożenną Biskupską po jej pracowni na strychu Różanki, odgrywa cyrkową scenę z czasu odbudowy: walcząc z lękiem wysokości, poruszała się po odtworzonym belkowaniu, mając pod sobą tylko podłogę parteru, którą w normalnej willi powinny zasłaniać stropy kilku pięter. Teraz mieszczą się na nich pokoje rezydencyjne dla artystów, zaś korytarze i klatka schodowa stały się galerią jej rzeźb, obrazów, a także dzieł m.in. Łodzi Kaliskiej. Gościli tu Ricardo de Marco, Akademia Ruchu, Joanna Rajkowska, Alastair MacLennan, Koji Kamoji. Z okien pracowni w miejscu, gdzie była świątynia Humboldta, widać „Łódź postępu" Zbigniewa Werpechowskiego, przy której ostatni performance w życiu wykonał Jerzy Bereś, zaś ich zdjęcia składają się na „Kolekcję prywatną" Rytki, gdzie zapisane są również spotkania Henryka Starzewskiego, Andy Rottenberg, Józefa Robakowskiego. Rytka „spotkał" ich na zdjęciach (cykl „Some Meetings").

Pani Bożenna ugniotła własnoręcznie 64 tys. figurek

Pani Bożenna ugniotła własnoręcznie 64 tys. figurek

Fotorzepa, Jacek Cieślak

Sokołowsko przed I wojną światową

Sokołowsko przed I wojną światową

Polonia, Zuzanna Fogtt

Biskupska pokazuje mi swoje obrazy z cyklu „Klatka" i jak performuje na nich farba, leżakując na specjalnych poziomych stelażach, tworząc zmieniające się przez lata obrazy-rzeźby. Jest cykl „Wytyczanie obrazu", a przede wszystkim opus magnum Biskupskiej, czyli „Jednonogi". Przyszedł do niej i już został. Na obrazach, wyrzezany w betonie i lepiony z brązu. Pani Bożenna ugniotła własnoręcznie 64 tys. figurek! Cała ta kolekcja znajdzie się w odbudowanym „zamku". Tak jak archiwum Instytutu Krzysztofa Kieślowskiego, w którym Zuzanna Fogtt pokazuje mi kamerę używaną przez głównego bohatera „Amatora", głowicę stołu montażowego, na którym powstały „Trzy kolory", wszystkie scenariusze filmów zrealizowanych i zarysy 67 scenariuszy, które można zekranizować. Każdy film doczekał się teczki francuskojęzycznych recenzji, opaślejszej od tomu „W poszukiwaniu utraconego czasu" Prousta. Nic dziwnego: gdy Kieślowski zmarł we Francji, przerwano główne wydanie wiadomości. Światowe projekty związane ze spuścizną po reżyserze owiane są tajemnicą. Zawsze można wracać do „Prześwietlenia", które nakręcił w Sokołowsku.

Wszystkie scenariusze zrealizowanych filmów Krzysztofa Kieślowskiego i zarysy 67 scenariuszy, które

Wszystkie scenariusze zrealizowanych filmów Krzysztofa Kieślowskiego i zarysy 67 scenariuszy, które można zekranizować

Fotorzepa, Jacek Cieślak

Prace Bożeny Biskupskiej „Rysunek rzeźby" można oglądać już w odbudowanej części sanatorium pod oryginalną konstrukcją dachową z rzymski śrubami odnalezionymi na miejscowym szrocie. Mieścił się tu przeszklony pasaż, z ogrodem zimowym i czytelnią, gdzie u Tokarczuk młody Tomaszek skarży się na starych homoseksualistów, zaś Wojnicz mógł czytać krakowski „Czas", co w powieści o czasie jest jednym z wielu żartów, jakich nie było w poprzednich książkach. Dawna leżakownia dostała instrukcję odbudowy w „Empuzjonie", zaś na podłogach „zamku" pysznią się fragmenty posadzki Villeroy & Boch. Gotowa do wystaw jest dawna sala operacyjna z wielkimi oknami i dawny gabinet RTG, pierwszym na świecie. Może warto tam pokazać obrazy występujące na kartach powieści. Choćby rekonstrukcję dzieła słynnego niemieckiego malarza Avenariusa, bo w dzisiejszym kościele katolickim zostało zamalowane. Na szczęście farba odpada i niebieskie dzieło przebija się do świata widzialnego.

Warto przede wszystkim zrekonstruować obraz Emerencji, którego nie zobaczymy w sokołowskiej cerkwi

Warto przede wszystkim zrekonstruować obraz Emerencji, którego nie zobaczymy w sokołowskiej cerkwi

Fotorzepa, Jacek Cieślak

Warto przede wszystkim zrekonstruować obraz Emerencji, którego nie zobaczymy w sokołowskiej cerkwi. Jak opowiada ojciec Jeremiasz, „chram na długo usnął", był zdesakralizowany. Dopiero po transformacji prawosławni odkupili cerkiew zbudowaną dlatego, że ludzie nie radzili sobie z perspektywą ostateczności, gdy charczące, konające ciało trzeba było nastawić na odpowiedni tor. Takim nastawianiem na nowy tor jest „Empuzjon". Bo jak mówi dr Semperweiß, trzeba przełamać dotychczasową fałszywą wspólnotę opartą na hipokryzji i konformizmie w traktowaniu tych ludzi, którzy nie mieszczą się w biało-czarnej wizji rzeczywistości. To zaś, co kiedyś było potępiane jako anomalia i niedoskonałość – to „pomiędzy kobietą a mężczyzną" – może okazać się atutem w wyścigu ewolucji. Tokarczuk namawia, żeby stworzyć właśnie taką nową fikcję i uwierzyć w nią. Pewnie na liście lektur ministra Czarnka nie będzie dla niej miejsca.

Krzysztof Kieślowski na planie „Prześwietlenia” w Sokołowsku (1974)

Krzysztof Kieślowski na planie „Prześwietlenia” w Sokołowsku (1974)

Materiały prasowe

Na premierę „Empuzjonu" można by zaprosić ducha strażaka piromana. Spalił w Sokołowsku kilkanaście obiektów, w tym Różankę i sanatorium Grunwald. Za bycie pierwszym na miejscu pożaru dostawał premię 80 zł, a w końcu dwa lata więzienia. Potem się powiesił. Niech przyjdzie na premierę, bo pasuje do książek Tokarczuk, gdzie mężczyźni podpalają świat, a kobiety go odbudowują. Strażak ma jedną zasługę: nie spalił kina Zdrowie, gdzie może odbyć się premiera.

Na premierę „Empuzjonu" można by zaprosić ducha strażaka piromana. Spalił w Sokołowsku kilkanaście o

Na premierę „Empuzjonu" można by zaprosić ducha strażaka piromana. Spalił w Sokołowsku kilkanaście obiektów, w tym Różankę i sanatorium Grunwald

Fotorzepa, Jacek Cieślak

Krzysztof Kieślowski na planie "Prześwietlenia"

Krzysztof Kieślowski na planie "Prześwietlenia"

materiały prasowe

Czytaj więcej

Wielcy poprzednicy Lewandowskiego

Chociaż w dawnym Görbersdorfie, czyli w Sokołowsku, opisywanym przez Olgę Tokarczuk w „horrorze przyrodoleczniczym", szaleją w lasach czarownice i w tajemniczych okolicznościach giną mężczyźni, podjąłem ryzyko wyprawy. Było dokładnie tak, jak opisuje noblistka: „Teraz dopiero można było uświadomić sobie, jak niezwykłe jest położenie tej wsi, wjeżdżało się tu bowiem pod wiaduktem kolejowym, przez dość wąski przejazd, w którym ledwie mogą wyminąć się dwa konne wozy; gdyby były one furgonami, jakimi przewozi się w mieście węgiel i inne towary, sprawiłoby to zapewne spory kłopot".

Pozostało 98% artykułu
Plus Minus
Trwa powódź. A gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi