Wielcy poprzednicy Lewandowskiego

Napastnik Bayernu ma u siebie konkurencję: największą reprezentację malarstwa polskiego w Niemczech. Wystawa w Kunsthalle eksponuje wątek ukraiński oraz wojny.

Publikacja: 01.04.2022 10:00

„Wojna i my”, Czesław Okuń, 1917–1923, Narodowe Muzeum w Warszawie; wystawa w Kunsthalle München czy

„Wojna i my”, Czesław Okuń, 1917–1923, Narodowe Muzeum w Warszawie; wystawa w Kunsthalle München czynna od 25 marca do 22 sierpnia. Zainaugurowała program „Fokus auf Polen”

Foto: MNW, Wilczyński Krzysztof

Robert Lewandowski nie obrazi się chyba na zestawienie z gigantami polskiego malarstwa: Boznańską, Matejką, Walczewskim, Wyczółkowskim, Gierymskimi, Wyspiańskim, Weissem oraz 130 arcydziełami, które stanowią pierwszy tak obszerny pokaz polskiego malarstwa w Niemczech. Gdyby zaś napastnik Bayernu odwiedził z rodziną ekspozycję w Kunsthalle München położonym w sercu monachijskiej starówki, jedno zdjęcie na Instagramie mogłoby przyciągnąć tysiące kibiców Bayernu, a i innych drużyn przybywających na Allianz Arena.

Czytaj więcej

Kiedy milczenie pacyfistów staje się kompromitacją

Mecenat Wittelsbachów

Dobra, ponadczasowa sztuka ma to do siebie, że jak gąbka chłonie współczesność, a przypominając to, co złożyło się na jej powstanie w przeszłości – dialoguje z teraźniejszością, tworząc nowe konteksty. Tak jest również na wystawie „Cisi buntownicy. Polski symbolizm ok. 1900 r."

Wobec wojny w Ukrainie, która trwa od 24 lutego, można było się spodziewać, że wydarzenia związane z rosyjską agresją zepchną prezentację polskiej sztuki na margines. Tymczasem tak się nie stało i można mówić o niesamowitej interakcji między „cichymi buntownikami", jakimi byli polscy malarze, współtwórcy Młodej Polski, a tym, co się teraz dzieje w Ukrainie oraz z jej artystami. Potwierdza to już plakat wystawy, będący reprodukcją obrazu Edwarda Okunia... „Wojna i my".

Dziś zwracają uwagę przede wszystkim kolory użyte przez malarza, a są to żółcie wpadające w złote odcienie oraz tony niebieskie, razem składające się na barwy Ukrainy. Niesamowite jest także to, że malarz nie zdecydował się na przedstawienie tytułowej wojny w sposób bezpośredni, a mógł przecież pokazać jedną z długich i krwawych bitew czy po prostu żołnierzy – rannych lub zabitych. Teraz można powiedzieć, że obraz wydobywa ten aspekt konfliktów militarnych, jakie nazywa się dziś hybrydowymi: rzeczywistość jest bowiem niejednoznaczna, pomieszana – gdzieś giną ludzie, bombardowane są dzielnice mieszkaniowe, szpitale, szkoły, teatry, tymczasem kilkadziesiąt kilometrów dalej – co dopiero kilkaset, toczy się tak zwane zwykłe życie, ludzie normalnie żyją, bawią się, co dla innych jest problemem, niedającym się zrozumieć.

A jednak życie toczy się dalej i Okuń tę prawdę, również gorzką, pokazał. Przedstawił siebie i żonę Zofię oraz to, jak chronią bukiet kwiatów, symbolizujący delikatność życia. Wokół kłębią się węże i straszydła, a – jak uważa Magdalena Łanuszka, znawczyni sztuki średniowiecza z Uniwersytetu Jagiellońskiego – bohaterowie obrazu starają się zignorować również złowrogą staruchę, która skrada się obok pary, stanowiąc personifikację Wojny, a może nawet Śmierci. Zaś przedstawienie jej boso może być nawiązaniem do głodu i biedy, które zawsze towarzyszą wojnie. Ale też w przypadku malarza Art Novaux ujęciem niezwykłym, bo nawiązującym do kanonu średniowiecza, w którym stara wiedźma nastawiona była zawsze na zniszczenie szczęścia zakochanych, w czym zazwyczaj współpracowała z diabłem.

Średniowieczne, ale też charakterystyczne dla wczesnego niemieckiego renesansu środki mają szczególne znaczenie w Monachium, gdzie dziś w Alte Pinakothek, założonej w 1826 r. przez króla Ludwika I, można oglądać najświetniejsze prace niemieckich mistrzów – Albrechta Dürera i Matthiasa Grünewalda. To nie bez znaczenia dla „czytania" obrazów tworzących polską prezentację, ponieważ dla naszych malarzy, w tym Okunia, Monachium w końcu XIX wieku było ważnym celem podróży. W mieście Wittelsbachów, protektorów artystów, promieniowała sztuka i nawet po ogłoszeniu Cesarstwa Niemieckiego, Bawaria z Ludwikiem II jako królem zachowała niezależność; odróżniała się od pruskiego stylu sprawowania władzy, opartego na drylu, który był odczuwalny na zachodnich terenach dawnej Rzeczypospolitej.

Ten aspekt naszej historii też na wystawie zaznaczono. Przy samym wejściu eksponowana jest tablica historyczna z mapą. Przed wybuchem wojny rosyjsko-ukraińskiej można było patrzeć na tę mapę jak na przejaw często martyrologicznej do przesady polityki historycznej obecnego rządu. Obecna agresja Rosji pokazuje, że zagrożenie dla jej sąsiadów, którzy kierują się kryteriami państwowości niezależnej od Moskwy, jest stałe, a Kreml od kilkuset już lat ingeruje w ościennych państwach, chce dokonywać rewizji granic, cywili morduje bądź zsyła w głąb kraju, na Syberię.

Na tym tle widać zmianę Niemiec w podejściu do swej roli, wynikającą z lekcji I wojny światowej i nazizmu. Tablica historyczna wspomina o udziale Prus w rozbiorach Polski, a także o germanizacji i zakazie uczenia po polsku. Jednocześnie dyrektor Kunshalle Roger Diederen podkreślał podczas otwarcia wystawy, że fakt, iż nigdy wcześniej Niemcy nie prezentowały poważnej wystawy swojego największego sąsiada na Wschodzie – jest dla nich wstydliwy. Nie krył też zaskoczenia, biorącego się z kwerendy magazynów niemieckich muzeów, bo w żadnym nie znalazł ani jednego polskiego obrazu. Dlatego wystawa stanowi przełom.

A jeśli już mowa o monachijskich inspiracjach polskich artystów sztuką, jaką przyjeżdżali oglądać do Monachium, także tę ze zbiorów Wittelsbachów, trzeba wspomnieć Jacka Malczewskiego, którego obrazów w Kunsthalle jest najwięcej, a pośród nich sławny „Tryptyk: Chrystus w Emaus". Malarz uczynił z ewangelicznej historii o Jezusie, którego apostołowie nie rozpoznali w Emaus do chwili, gdy gestem zapamiętanym z ostatniej wieczerzy nie przełamał chleba – klucz do współczesnej sobie historii. W miejsce apostołów w dwóch bocznych skrzydłach tryptyku, nawiązującego do formy średniowiecznego ołtarza, widzimy starego żołnierza Polaka, powstańca 1863 r., oraz młodego uczestnika rewolucji 1905 r. – obu w rosyjskich szynelach, symbolizujących niewolę i zabory. Tymczasem Malczewski w roli kapłana sztuki patriotycznej i narodowej, bo takie było przesłanie Młodej Polski, wzywa do przebudzenia się z niewoli i wolności.

Jaki jest monachijski kontekst obrazu? Historycy sztuki uważają, że Malczewski nie namalowałby tryptyku w znanej nam formie, gdyby nie jego wizyta w Monachium w 1885 r., ponowiona w 1892 r., podczas której oglądał słynny autoportret Albrechta Dürera. W 1500 r., wówczas 28-letni malarz z Norymbergi, upostaciował się na Chrystusa, kierując się najprawdopodobniej opisem rzymskiego urzędnika Lentulusa. Podawał się on za osobę, która widziała Jezusa, a zanim świadectwo zostało uznane za fałszywe – uczyniło z niego użytek wielu renesansowych mistrzów. Dürer złożył na piersi rękę w geście, który można traktować jako ewangeliczny, historycy zwracają jednak uwagę, że palce układają się też w monogram malarza – litery AD, a opuszki palców dotykają futra z kuny, z której włosków wytwarzano pędzle. Artysta pokazał się więc jako kapłan sztuki na chwałę Boga, co przetworzył na swój sposób Jacek Malczewski. Obraz Dürera wciąż można oglądać w Alte Pinakothek, gdzie sąsiaduje z arcydziełami Botticellego, Fra Angelika, Tintoretta i Leonarda da Vinci.

Bawarski pasterz i Ukrainka

Nawet ci, którzy nie obcują często ze sztuką, musieli widzieć po wielokroć „Babie lato" Józefa Chełmońskiego. Wystawa w Kunsthalle przypomina nieznane bądź pomijane konteksty monachijskie, a kieruje też uwagę w stronę Ukrainy. Józef Chełmoński był bowiem jednym z tych polskich malarzy, którzy studiowali malarstwo w stolicy Bawarii, gdzie widział z pewnością namalowany w 1860 r. obraz „Pasterz" Franza von Lenbacha, m.in. twórcy 80 portretów Bismarcka. „Pasterz" przedstawia chłopca na łące, rozmarzonego albo śpiącego, który przedramieniem przesłania oczy. Wstydu w fakcie inspirowania się tym razem przez Chełmońskiego nie ma, tym bardziej że podejmując, typowy przecież, rustykalny temat namalował „Babie lato" w 1875 r. po powrocie z Monachium we własnej tonacji – jaśniejszej; lepiej również ze względów kompozycyjnych. „Babie lato" stało się wtedy manifestem polskiego realizmu. Dziś ważne jest dla nas to, co chciał pokazać malarz: siłę wsi i witalność jej mieszkańców. Nie wszyscy jednak wiedzą, że leżąca na pastwisku dziewczyna jest Ukrainką, ubraną w typowy ukraiński strój. W oddali widać bezkres ukraińskiego stepu. Artysta, urodzony pod Łowiczem, od młodości był bowiem zafascynowany Ukrainą i Podolem, wielokrotnie je odwiedzał w latach 1874–1875, szukając nieskażonej przez człowieka natury.

Obraz Chełmońskiego w Warszawie wywołał jednak krytykę. Pytano: jak pokazać w salonie chłopkę z brudnymi nogami? Zniechęcony artysta wyjechał do Paryża. Tam zaś obrazy osadzone w pejzażu Ukrainy przyniosły mu w ówczesnej stolicy sztuki nie tylko uznanie, lecz i finansowy sukces.

Ale obrazy prezentowane w Kunsthalle nie tylko były inspirowane przez monachijską sztukę, ale też powstawały w Monachium. Swoje atelier przy dworcu kolejowym miała Olga Boznańska i tam namalowała słynny portret „Dziewczyna z chryzantemami", będący nawiązaniem do dramaturgii Maurycego Maeterlincka. Z kolei Aleksander Gierymski namalował „Most Ludwika w Monachium", przedstawiający klimatyczną, rodzajową scenę, gdy zapada mrok, a most na równi rozświetlają promienie zachodzącego słońca i miejskie lampy.

Boznańska, Walczewski, Chełmoński, Gierymski to niejedyni polscy artyści, którzy odwiedzali Monachium, pracowali w nim, tworzyli – tak jak dziś migrują z Ukrainy liczni ukraińscy artyści. Przyjazd aż trzystu polskich malarzy między rokiem 1828 a 1914 r. na studia w monachijskiej Akademii Sztuk Pięknych, prywatnych szkołach artystycznych i w Münchner Kunstverein (Monachijskie Towarzystwo Sztuk Pięknych) – był rzecz jasna konsekwencją dramatycznej sytuacji na ziemiach polskich, w tym prześladowań i ograniczenia wolności po stłumieniu powstań listopadowego i styczniowego. Mówi się w polskiej sztuce o szkole monachijskiej, ale mało o tym, że od lat 70. XIX w. Polacy stanowili pośród monachijskich artystów najliczniejszą grupę narodowościową po Niemcach. Z tego powodu bawarscy historycy sztuki stworzyli pojęcie „Polenkolonie" – kolonia polska. Już w 1858 r. po zakończeniu studiów na Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie u monachijczyka Hermanna Anschütza studiował Jan Matejko. Po ostatecznym powrocie do Krakowa został dyrektorem Szkoły Sztuk Pięknych, której wychowankowie licznie reprezentowani są na wystawie „Cisi buntownicy".

Znamienne, że w roku wybuchu powstania styczniowego w monachijskiej akademii odnotowano największą liczbę przyjętych polskich studentów – aż dziesięciu. Wśród nich był także Józef Brandt, który podjął studia u najwybitniejszego niemieckiego przedstawiciela malarstwa historycznego Carla von Piloty'ego. Już trzy lata później prowadził własną pracownię, do której przyciągał studentów, głównie polskich. W roku 1878 mianowano go honorowym profesorem. Po Brandcie w Monachium pojawili się malarze o powstańczej przeszłości: Maksymilian Gierymski, Ludomir Benedyktowicz, Adam Chmielowski i Antoni Kozakiewicz.

Jak podaje Porta Polonica, artystów przyciągały do Monachium pinakoteki, galeria hrabiego Schacka, ożywiony obrót nowymi obrazami, ale też duża tolerancja wobec politycznych migrantów. Z początku ważne dla Polaków było to, że w stolicy Monachium nauczali charyzmatyczni profesorowie z grupy nazareńczyków (Nazarener) – Julius Schnorr von Carolsfeld, Heinrich Hesse i Peter Cornelius, realizujący program odnowy religijnej i moralnej oraz dążenie do odrodzenia sztuki narodowej, co było zgodne z założeniami polskiego romantyzmu. Potem zaś Monachium stało się ważnym ośrodkiem realizmu. Łącznie do Monachijskiego Towarzystwa Sztuk Pięknych przed rokiem 1914 należało 150 polskich artystów, a także kilkunastu ważnych mecenasów sztuki, w tym hrabia Atanazy Raczyński.

Aleksander Gierymski, Władysław Czachórski i Maurycy Gottlieb obrali za temat swoich prac dyplomowych u monachijczyka Carla von Piloty'ego motyw literacki zaczerpnięty z „Kupca weneckiego" Szekspira. U Franza Adama, malarza koni i scen batalistycznych, poza Brandtem kształciło się aż ośmiu polskich malarzy, w tym tak ważni, jak Juliusz Kossak, Maksymilian Gierymski i Jan Chełmiński. Brandt, najważniejszy przedstawiciel sztuki polskiej w Monachium, spędził w nim całe swoje zawodowe życie. Tylko latem wracał do kraju, by z kolegami malarzami organizować akademię malarstwa w Orońsku. Powodzenie Maksymiliana Gierymskiego w Monachium otworzyło mu drogę do członkostwa w berlińskiej Akademii Sztuk Pięknych. Przedstawiające Monachium obrazy brata Maksymiliana – Aleksandra – znajdują się w Muzeum Narodowym w Warszawie.

Szklaneczka augustinera

Tymczasem w roku 1873 do monachijskiej akademii przybyli Wojciech Kossak, Alfred Wierusz-Kowalski i Jan Chełmiński, który obrazy o tematyce myśliwskiej sprzedawał bawarskiej rodzinie królewskiej. Dwaj studiujący w Monachium polscy artyści – Julian Fałat i Wojciech Kossak (jako Adalbert Ritter von Kossak) – zostali nadwornymi malarzami Wilhelma II, cesarza Niemiec. Kossak interesował się malarstwem batalistycznym, co wykorzystał przy malowaniu „Panoramy Racławickiej". Polscy monachijczycy reprezentowali Niemcy na wystawie światowej w Wiedniu w 1873 r., w tym bracia Gierymscy. Maksymilian zaprezentował sceny z powstania styczniowego „Patrol powstańczy", „Alarm w obozie powstańczym", a także „Kozaków" i „Przed szynkiem". W zaborze rosyjskim nie byłoby to możliwe.

W listopadzie 1887 roku czasopismo „Kunst für alle" opublikowało ilustrację przedstawiającą paletę malarską, na której widnieją typowe motywy ośmiu polskich malarzy, między innymi Brandta i Fałata. Komentarz brzmi: „Z licznej kolonii polskich artystów, których gościmy u nas w Monachium, niektórzy z nich zebrali się, by w sposób sympatycznie żartobliwy uwiecznić się na jednej palecie, którą niniejszym drukujemy. Harmonia całości pozwala łatwo zauważyć, jaką wspólną szkołę tworzą ci artyści, nawet jeśli geniusz J. von Brandta wycisnął na niej swe piętno, wywierające na każdego z nich mniejszy lub większy wpływ". Z późniejszych polskich migrantów Olga Boznańska znalazła się w grupie Secesja Monachijska. Dopiero wybuch I wojny światowej sprawił, że polscy studenci i malarze zamiast do Monachium wybierali się wyłącznie do Paryża.

Dziś zaś intrygujące jest to, co mogą znaczyć tytułowi „Cisi buntownicy". Podpowiadają to dwa obrazy eksponowane w pierwszej sali Kunsthalle. Melancholijny „Stańczyk" Jana Matejki kontrastuje z ekspresjonistycznym, prowokującym do buntu, „Stańczykiem" Leona Wyczółkowskiego, który uderzył w powierzchowność sentymentalnych postaw starszego pokolenia i konserwatystów zwanych w Krakowie Stańczykami, którzy atakowali młode pokolenie za jego modernizacyjne wybory. Artysta pokazał legendarnego błazna, któremu nie odpowiada manipulowanie marionetkami w narodowej szopce i granie mitami narodowej przeszłości. Stańczyk Wyczółkowskiego zrywa z przeszłością i zwraca się ku przyszłości. Młoda Polska była zaś po romantyzmie i pozytywizmie pierwszym nie tylko w okresie zaborów okresem w polskiej sztuce, gdy – także wobec cenzury – malarstwo, operujące symbolem i skrótem, stało się główną sferą walki o odzyskanie niepodległości, gdy wcześniej dominowała poezja i powieść. Co ważne, nowoczesność, awangardowość formy współgrała z najnowszymi tendencjami w sztuce europejskiej.

– Siedem lat temu, gdy pracowałem w zespole kuratorskim National Gallery w Londynie, podczas prywatnej kolacji podzieliłem się z dyrektorem Rogerem Diederen pomysłem, by zorganizować taką wystawę, która gości teraz w Kunsthalle. Zależało mi na tym, bo urodziłem się w Polsce i czułem rangę proponowanej sztuki – powiedział „Plusowi Minusowi" Albert Godetzky, gościnny kurator, gdy pozostałymi są Nerina Santorius (Kunsthalle München) oraz Agnieszka Bagińska, Urszula Kazakowska, Agnieszka Skalska z muzeów narodowych Warszawy, Krakowa i Poznania. Wystawę objęli honorowym patronatem prezydenci Polski i Niemiec, Andrzej Duda i Frank-Walter Steinmeier, ekspozycję otworzyli wicepremier, minister kultury i dziedzictwa narodowego RP Piotr Gliński oraz minister nauki i sztuki Bawarii Markusa Blume. Nie zabrakło szklaneczki augustinera, rozmów o kulturze i sztuce, a Barbara Schabowska, dyrektorka Instytutu Adama Mickiewicza, współorganizatora wystawy, dodaje, że w Monachium zapowiedzieli swoje wizyty ważni kuratorzy z Ameryki, Wielkiej Brytanii i Włoch. Można się spodziewać, że malarska Młoda Polska zyska jeszcze większe zainteresowanie, a Monachium ponownie stanie się miejscem, skąd szeroko promieniuje polska sztuka.

Czytaj więcej

Czyj jest teatr

Robert Lewandowski nie obrazi się chyba na zestawienie z gigantami polskiego malarstwa: Boznańską, Matejką, Walczewskim, Wyczółkowskim, Gierymskimi, Wyspiańskim, Weissem oraz 130 arcydziełami, które stanowią pierwszy tak obszerny pokaz polskiego malarstwa w Niemczech. Gdyby zaś napastnik Bayernu odwiedził z rodziną ekspozycję w Kunsthalle München położonym w sercu monachijskiej starówki, jedno zdjęcie na Instagramie mogłoby przyciągnąć tysiące kibiców Bayernu, a i innych drużyn przybywających na Allianz Arena.

Pozostało 97% artykułu
Plus Minus
Podcast „Posłuchaj Plus Minus”: Polska przetrwała, ale co dalej?
Materiał Promocyjny
Z kartą Simplicity można zyskać nawet 1100 zł, w tym do 500 zł już przed świętami
Plus Minus
„Septologia. Tom III–IV”: Modlitwa po norwesku
Plus Minus
„Dunder albo kot z zaświatu”: Przygody czarnego kota
Plus Minus
„Alicja. Bożena. Ja”: Przykra lektura
Materiał Promocyjny
Najszybszy internet domowy, ale także mobilny
Plus Minus
"Żarty się skończyły”: Trauma komediantki
Materiał Promocyjny
Polscy przedsiębiorcy coraz częściej ubezpieczeni