Pamiętam pierwszą lekturę „Apoteozy nieoczywistości” Lwa Szestowa. To było wydanie emigracyjne z Kontry, a ja pochłaniałem je w gmachu Biblioteki Narodowej. Mam gdzieś schowane (spokojnie, nawet wiem gdzie, ale nie chce mi się ich odkopywać) „fiszki”, które zgodnie z tym, czego uczono mnie na metodyce pracy naukowej, uczciwie robiłem. Pamiętam, że Szestow zrobił na mnie wówczas potężne wrażenie. Czytałem go nałogowo, wszystko, co się po polsku ukazywało, a później odkurzyłem swoją – jeszcze z podstawówki – znajomość rosyjskiego i zacząłem czytać oryginały. A potem, to już była pełnia szczęścia, pozwolono mi najpierw napisać magisterkę, a później doktorat z rosyjskiego irracjonalisty. Na tomistycznej z ducha i litery uczelni, jaką była wówczas Akademia Teologii Katolickiej (dzisiejszy Uniwersytet Kardynała Stefana Wyszyńskiego), nie było to wcale oczywiste.
Czytaj więcej
Różnorodność jest wartością. Rozmaite spojrzenia na te same problemy są wyrazem katolickiego bogactwa, a nie czymś, co za wszelką cenę trzeba przezwyciężyć.
Kilka lat Szestow towarzyszył mi więc nieustannie. A potem? Potem zniknął na kolejne dziesięciolecia. Zmęczyła mnie jego forma, zmęczyły mnie jego rozważania, a i czasu nie miałem na lektury, które już wielokrotnie przerobiłem. I pewnie tak by to trwało, gdybym zupełnie przypadkowo nie trafił gdzieś w internecie na podziemne (nie mylić z emigracyjnym) wydanie „Apoteozy nieoczywistości”. Coś mnie podkusiło, żeby je kupić. Kilka dni później niewielka, brązowa książeczka ze złoconymi napisami leżała już na moim biurku. Literki były tak maleńkie, że obawiałem się, iż będę musiał czytać z lupą, ale na szczęście moje obecne szkła wytrzymały wyzwanie. I tak się zaczęło to ponowne spotkanie.
Kilka lat Szestow towarzyszył mi więc nieustannie. A potem? Potem zniknął na kolejne dziesięciolecia. Zmęczyła mnie jego forma, zmęczyły mnie jego rozważania, a i czasu nie miałem na lektury, które już wielokrotnie przerobiłem.
Niewiele miało to już wspólnego z tamtym pierwszym zachwytem. Momentami zastanawiałem się, co mnie tak uwiodło w tej lekturze? Dlaczego jak szalony wynotowywałem kolejne fragmenty? Im dalej jednak szedłem w ten tekst, tym mocniej odkrywałem ciekawe fragmenty, które dawniej nie robiły na mnie wrażenia. „Dla uwolnienia się od władzy współczesnych idei zalecane jest poznanie historii. Życie innych narodów, w innych krajach i czasach, uczy nas rozumieć, że idee, które u nas uchodzą za wieczne, są tylko naszymi błędami” – notował Szestow. I trudno uciec od wrażenia, że taka lekcja przydałaby się nam także współcześnie. Istotne są także jego rozważania nad moralizmami rozmaitej maści, które mają być lekko zakamuflowaną zemstą czy wyrazem wściekłości i niezadowolenia.