Iwaszkiewiczowie pisali do siebie obficie, ponieważ sporo czasu spędzali oddzielnie w podróżach. Anna co roku spędzała zimowe miesiące w Rabce, a lato w Ustce. Jarosław często przemierzał Włochy, Niemcy, Szwajcarię. Regularnie jeździł też po Polsce, lubił zwłaszcza Sandomierz, gdzie wybierał się, aby pisać.
Wymianie ich listów towarzyszyła ogromna pasja. „Błagam napisz…” – tak często kończyli listy, mimo że od ostatniego minął dzień czy dwa. Tylko okupacja to zmieniła, kiedy to właściwie się nie rozstawali.
W korespondencji dominują perypetie życia codziennego Stawiska, ich siedliska domowego podarowanego przez ojca Anny. Z czasem stało się ono swoistym centrum kultury, a podczas wojny miejscem ochrony najbardziej zagrożonych przyjaciół, znajomych i sąsiadów.
Czytaj więcej
Wychodząc od pomocy Żydom w czasie okupacji przez Iwaszkiewiczów, Beata Izdebska-Zybała szeroko kreśli relacje polsko-żydowskie w grupach twórczych II RP.
Część przygód to m.in. efekt przeludnienia w domu. W latach 50., aby uniknąć dokwaterowania, sami meldowali zaufane osoby oraz tych, którzy byli w potrzebie. Jarosław w jednym z listów nazwał Stawisko – „nasz »ibsenowski« dom”. Zapewne z powodu trudności we wzajemnych relacjach i niezdolności do odnalezienia w domu przestrzeni dla własnego „ja”. Ból głowy wywoływało zarządzanie nieruchomością, a także 35-hektarowym gospodarstwem. Jarosław – gdy był na miejscu – próbował ogarniać natłok spraw. Czasem robiła to Anna, ale częściej jednak to ciotka Pilawitzowa brała sprawy w swoje ręce (siostra ojca Anny, która ją wychowywała). Ta zwykle była na miejscu. Iskrzyło zwłaszcza między nią a Jarosławem. Pisał, że „rzucała cień na całe nasze życie”. Zarzucał jej skąpstwo i niegościnność. Uważał, że „Hania [Anna – B.Ż] była zawsze w jej cieniu, owinięta jak bluszcz naokoło niej. Z wiecznym refleksem: »Co ja powiem cioci?«”. Obwiniał ją za to, że Anna nie otrzymała formalnej edukacji.