Iwaszkiewicz i Stryjkowski. Połączeni twórczością

Przyjaźń Jarosława Iwaszkiewicza i Juliana Stryjkowskiego była równie silna, co burzliwa. Sprzeczali się, kłócili, a jednak wyjątkowo cenili. Łączyła ich pasja do literatury i marzenia o noblowskim laurze.

Publikacja: 20.08.2021 18:45

Julian Stryjkowski (z lewej) i Jarosław Iwaszkiewicz blisko współpracowali ze sobą w miesięczniku li

Julian Stryjkowski (z lewej) i Jarosław Iwaszkiewicz blisko współpracowali ze sobą w miesięczniku literackim „Twórczość”, którego Iwaszkiewicz był przez dekady redaktorem naczelnym (1959-1980), a Stryjkowski kierownikiem działu prozy (1954-1978)

Foto: archiwum Muzeum w Stawisku FOTONOVA Eastnews

Poznali się w 1951 r. w Rzymie. Jarosław Iwaszkiewicz odbywał wówczas jedną z licznych podróży do Włoch. Julian Stryjkowski pracował tam jako korespondent PAP. Czuł się zobowiązany ugościć rodaka. Wybrali się na wzgórze Pincio, z którego podziwiali panoramę Rzymu, zwiedzali park i galerię Borghese. Stryjkowski był 11 lat młodszy, z niewielkim jeszcze dorobkiem, w przeciwieństwie do Iwaszkiewicza. Mimo to od razu zaprzyjaźnili się na całe życie, choć nie szczędzili sobie w tym czasie zawodów i rozczarowań.

Iwaszkiewicz napisał wówczas w „Dzienniku": „...od razu przypadł do smaku i rozmowa z nim toczy się tak, jakbyśmy się znali piętnaście lat". Uznał ją za tak szczerą, interesującą, prawdziwą, jakiej dawno nie zdarzyło mu się prowadzić. „Przerywamy sobie nawzajem i rozumiemy się doskonale w pół słowa". Rozmawiali m.in. o literaturze polskiej i radzieckiej. Nie poczuł się nawet dotknięty, gdy Stryjkowski na pierwszym spotkaniu popełnił faux pas, mówiąc mu, że najbardziej ceni pisarstwo Marii Dąbrowskiej. Postrzegał Stryjkowskiego jako wierzącego marksistę, ale takiego, który – dzięki inteligencji i „sercu" – zachowuje „pewną swobodę sądu". Jednocześnie dostrzegał w nim zadatki na pisarza, choć jak zaznaczył „...zupełnie na to nie wygląda... nie wygląda groźnie i robi błędy w polszczyźnie".

O ich zażyłości krążyły plotki. Maria Dąbrowska nietrafnie insynuowała, że „podobno jest teraz kochankiem Iwaszkiewicza" (1955). W tym jednak czasie Iwaszkiewicz emocjonalnie związany był z Jerzym Błeszyńskim. Ale paradoksalnie miało to znaczenie. Otóż Iwaszkiewicz zwierzał mu się z uczuciowych kłopotów, a Stryjkowski potrafił i chciał go słuchać i sprawiał wrażenie, że rozumie. Pisał o tym Iwaszkiewicz w listach do Błeszyńskiego: „jeden Stryjkowski wyczuł, ile w niej [sztuce „Wesele pana Balzaka" – BIZ] jest z moich spraw osobistych, z Ciebie, z przygód w melinie i to go bardzo uderzyło" (1958). Dodawał: „Z nim jednym rozmawiam o tym bardzo szczerze – i jego jednego to interesuje".

W latach 50. intensywnie korespondowali. Posługiwali się swoistym kodem, jakby „wewnętrznym językiem", co świadczyło o zażyłości. Stryjkowski podpisywał niektóre listy: Tosłowo. Z kolei Iwaszkiewicz zwracał się do niego Aronek, Arełe (imię bohatera powieści Stryjkowskiego „Głosy w ciemności" skojarzone silnie z nim samym). Iwaszkiewicz folgował sobie drobnymi uszczypliwościami. Dotyczyły m.in. tego, że Stryjkowski pisał ze sporymi trudnościami. Gdy sam oznajmił w liście do współpracownika, że nic nie pisze, dodał, że „...ku wielkiej uciesze Aronka". Zaznacza jednak, że spodziewa się, że „...Arał skarciłby go za takie uszczypliwości. Jednocześnie podkreśla: „Ale on jest anioł dobroci, taki kapryśny aniołek ...". W tym okresie Iwaszkiewicz zadedykował Stryjkowskiemu opowiadanie „Jadwinia. Dzień kwietniowy" (1959), a pod koniec życia opowiadanie „Sny" z tomu „Ogrody".

Rozczarowania i wzloty

Z czasem przyjaźń znalazła się na politycznym polu minowym. Kluczowym momentem okazał się rok 1964 i tzw. List 34 artystów i intelektualistów do premiera Józefa Cyrankiewicza przeciw rosnącej ingerencji cenzury. Stryjkowski podpisał, Iwaszkiewicz – nie. Rósł dystans między nimi, a nawet – jak pisze Ireneusz Piekarski, biograf Stryjkowskiego – narastało poczucie „krzywdy, wzajemnego niezrozumienia i rozczarowania". Iwaszkiewicz napisał wówczas w „Dzienniku" „Ten ohydny Stryjkowski – największe rozczarowanie mojego życia".

Stryjkowski przechodził już ewolucję od ideowego komunisty i stawał się coraz bardziej krytyczny wobec władzy. W 1966 r. wystąpił z PZPR w akcie solidarności z Leszkiem Kołakowskim, usuniętym z partii (wystąpiła wówczas również m.in. Wisława Szymborska, Wiktor Woroszylski czy Marian Brandys). Jak pisze Piotr Szewc, wyparował z niego wielki strach. Iwaszkiewicz raczej pozostał przy swojej pragmatycznej postawie wobec władzy. Czuł wtedy osamotnienie nawet w gronie redakcji „Twórczości", której był redaktorem naczelnym, jak i w środowisku pisarzy. Szereg jego przyjaźni przechodziło do historii, już nigdy nie udało się „zasypać przepaści ich dzielących". Osłabły jego relacje z Jerzym Andrzejewskim, Pawłem Hertzem (m.in. angażowali się w niezależny ruch wydawniczy).

Stryjkowski jako szef działu prozy w „Twórczości" nie zgodził się na publikację w „Twórczości" opowiadania Iwaszkiewicza, w końcu swojego szefa, pt. „Martwa pasieka". Napisał o tym w dzienniku: „»Martwa pasieka« jest bzdurą i nie widziałem powodu, żeby mu jej nie oddać, kiedy tego sam nie zażądał". Jedna z koleżanek z redakcji zarzuciła mu, że traktuje „Jarosława źle, tak jak petentów przychodzących z rękopisami". Sam Stryjkowski zaznaczał jednak: „Jest to złośliwa insynuacja. Za grafomanami oczywiście nie przepadam". Rozeszło się to szerokim echem w środowisku literackim. Pisał o tym m.in. Artur Międzyrzecki do Czesława Miłosza.

W 1969 r. Stryjkowski wyjechał na stypendium do USA. Nie jest jasne, na ile to miało związek z nagonką antysemicką 1968 r. (Julian Stryjkowski urodził się jako Pesach Stark, zmienił nazwisko w 1946 r. – red.). W każdym razie wrócił po roku, a najserdeczniej przyjął go Jarosław Iwaszkiewicz. Podobno powiedział: „To cud, że wróciłeś. To najlepsza wiadomość, jaką od dawna miałem". W redakcji „Twórczości" nie doszło do czystek na tle pochodzenia. Wiadomo, że Iwaszkiewicz pomógł Romanowi Karstowi, członkowi redakcji, którego zaczęto nękać.

W kolejnych latach polityka jeszcze bardziej wykolejała przyjaźń. Stryjkowski podpisywał również w latach 70. listy przeciwko władzy PRL w związku ze zmianami w konstytucji (m.in. wpis o przewodniej roli PZPR, sojusz z ZSRR) czy wydarzeniami w Radomiu i Ursusie. W 1978 r. w drugoobiegowym piśmie „Zapis" publikował fragmenty powieści „Wielki strach". Pokazuje w niej, jak główny bohater odchodzi od komunistycznej ideologii.

Sprawa Stachury

Ponadto różniła ich także ocena współczesnej prozy. Stryjkowski uważany był za jej surowego recenzenta. Z niechęcią odnosił się do dokonań prozaików młodszego pokolenia. Odrzucał wiele z tekstów, które napływały. Innego zdania był Iwaszkiewicz i reszta redakcji. Spierali się m.in. o tekst „Fabula rasa" Edwarda Stachury (1978), a także o innych pisarzy, w przypadku których chodziło o motywy polityczne, m.in. Władysława Machejka, Janusza Rychlewskiego. Po jednej ze scysji napisał: „... nie wyobrażam sobie przebywania w jednej redakcji z Jarosławem".

Iwaszkiewicz, wbrew ocenie Stryjkowskiego, kierownika działu prozy, polecił, aby niektóre teksty drukować, np. Stachurę. Stryjkowski potraktował to ambicjonalnie i „rzucił papierami". Andrzej Kijowski zanotował w „Dzienniku": „awantura na kolegium [w sprawie Stachury – BIZ]. Stryjkowski opuścił redakcję. – No i bardzo dobrze – wrzasnął Iwaszkiewicz za nim. Miał też wykrzyknąć: „...cholero... pismo stworzyło się dla ciebie, żebyś miał gdzie wydrukować »Głosy w ciemności«...".

W tym sporze, jak ocenia Piotr Szewc, racja była po stronie Iwaszkiewicza, który uznawał, że są pisarze, których teksty „Twórczość" powinna, a nawet musi drukować – „... na ich odpowiedzialność". Jednocześnie Iwaszkiewicz publicznie mówił, że Stryjkowski jest filarem miesięcznika. Jerzy Lisowski, sekretarz redakcji, zauważył: „Stryjkowski był przyjacielem trudnym i wymagającym, apodyktycznym gwałtownikiem".

Pomimo odejścia z „Twórczości" w lutym 1978 r. zachował kontakt z redakcją. Było dla niego oczywiste, że „Echo" – kolejną powieść – należy drukować w „Twórczości". Uczestniczył też w przedświątecznym spotkaniu redakcji, czyli w tak zwanej rybce – odbyła się 21 grudnia 1979 r. Okazała się ostatnim spotkaniem z Iwaszkiewiczem, który zmarł w marcu 1980 r.

Kłótnie w rodzinie

Wcześniej ich przyjaźń ledwie się tliła, „łatali" ją na różne sposoby. W 1974 r. Iwaszkiewicz zadedykował Stryjkowskiemu opowiadanie „Sny" z tomu „Ogrody". Być może rozmyślnie wybrał właśnie to nostalgiczne opowiadanie, które – jak pisał Ireneusz Piekarski – jest o „słowach, dźwiękach, obrazach, które splatając się, ewokują przeszłość i na moment przynajmniej przywracają ją do istnienia. Sprawiają, że znów pachnie »świeżością, wiosną, szczęściem«".

Maria Iwaszkiewicz, córka, mówiła: „Wiem, że strasznie kłócili się w »Twórczości«, przypuszczam, że Stryjkowski bywał nielojalny, a tłem nielojalności musiały być sprawy artystyczne. Kłócili się i zaraz potem się godzili. Gdy ojciec wracał z Włoch, przywoził Julkowi prezenty".

Maria wspominała: „Przyjaźń miała charakter rodzinny. (...) Dla mojej rodziny Stryjkowski był bliski. Przyjeżdżał często na Stawisko. Bardzo lubiła go moja mama, zwracała się do niego Arełek...". Należał do grona tych, z którymi Anna Iwaszkiewicz rozmawiała godzinami na poważne tematy. „Siadał z mamą na kanapie i zaczynała się wielka rozmowa. – To, że ojciec objął „Twórczość", aby wydrukować „Głosy w ciemności", to święta prawda".

Gdy Stryjkowski leżał w szpitalu, a Iwaszkiewicz sam nie mógł go odwiedzić, wysłał żonę, w liście napisał: „Nie mogłem wskoczyć do lecznicy, ale posłałem Ci Hanię, którą wolisz ode mnie, bo wielbi Cię bez zastrzeżeń, a ja z zastrzeżeniami". W 1974 r. w podarowanej jej egzemplarzu świeżo wydanego zbioru opowiadań „Na wierzbach nasze skrzypce" Stryjkowski wpisał dedykację „Kochanej Hani z wieczną niewzruszoną przyjaźnią".

W 1977 r. w tomie „Zarudzie" Iwaszkiewicz napisał Stryjkowskiemu piękną dedykację. Można ją uznać za pewne podsumowanie meandrów ich przyjaźni:

„Drogiemu przyjacielowi vel

Juljanowi Stryjkowskiemu

w znaku zgody i niezgody

w znaku harmonii i dysharmonii

w znaku wiosny i zimy

w znaku przymierza i posłannictwa".

Stryjkowski w wywiadzie radiowym w 1979 r. przyznał, że jego stosunki z Jarosławem nie należały do prostych, obfitowały w zgrzyty i ostre nieporozumienia. Częściowo było to konsekwencją, że obaj byli pisarzami, ale i „różnicy zdań i poglądów". Uznawał jednak, że przestaje to mieć znaczenie w perspektywie czasu, słabnącej pamięci rzeczy pomniejszych. Liczy się i zostaje twórczość. „A twórczość Jarosława Iwaszkiewicza jest nieograniczona. I nieskończona, bo każdy dzień nieomal przynosi nowy znak niewyczerpanej siły kreacyjnej". Stryjkowski mawiał: „Jarosław to wspaniały pisarz" – odnotował Piotr Szewc, autor wywiadu rzeki z pisarzem pt. „Ocalony na Wschodzie".

Obaj byli wierni w przyjaźniach. „ (...) nie był pamiętliwy; urazy – również niesłuszne, bo i takie bywały – wybaczał" – pisał Szewc o Stryjkowskim. Przypominał, że odnowił zerwane kontakty z Pawłem Hertzem. Podobnie Iwaszkiewicz nie miał skłonności do przechowywania urazów, daleko mu było do małostkowości. Choćby w „Książce moich wspomnień" czy „Alei Przyjaciół" powraca do wielu przedwojennych znajomości. Pisze o nich z sympatią, podkreślając ich najlepsze cechy. Z kolei w planowanej powojennej książce wspomnieniowej, która się jednak nie ukazała, jeden z rozdziałów miał nosić tytuł „Przyjaciele – Żydzi". Z pewnością Stryjkowski stałby się bohaterem tego rozdziału.

Głosy w ciemności

Warto postawić pytanie o źródła tak silnych relacji w niesprzyjających okolicznościach. Czy to sprawa pokrewieństwa duchowego, podobnego rozumienia i odbierania świata, dążeń twórczych? Nie ma jednoznacznej odpowiedzi. Obaj czerpali ze świata dzieciństwa, literatura była ich prawdziwą ojczyzną. Wydaje się oczywiste, że Iwaszkiewicz żywił uznanie dla misji Stryjkowskiego, aby postawić żydowskiemu światu – jak mówił sam Stryjkowski w wywiadzie rzece „Ocalony na Wschodnie" – literacki nagrobek – macewę światu, który uległ unicestwieniu. Żydowskiemu światu – na zagładę którego wpłynęła wojna, ale też odejście od religii ojców i asymilacja.

Iwaszkiewicz cenił twórczość Stryjkowskiego. Zachwycał się „Głosami w ciemności", a kilka dni po lekturze napisał do niego list, w którym wyraził podziw za „wielką pasję, wielką miłość człowieka i fantastyczne widzenie realiów" (1953). Z kolei o powieści „Przybysz z Narbony" powiedział, że to „żydowskie »Quo vadis«".

Stryjkowski, począwszy od „Głosów w ciemności" – pierwszej części „trylogii galicyjskiej" (później doszła jeszcze powieść „Echo") – tworzy swoisty rentgen żydowskiego miasteczka, sztetla, w przededniu wybuchu I wojny światowej, na kresach monarchii austro-węgierskiej. Wydobywał z pamięci „...ślad po śladzie ...postaci, tony słów, melodie powiedzenia, sceny z życia domu, Placu, ulic...". Uważał, że „Tak jak w kropli wody jest treść morza", tak miasteczko było kwintesencją całego żydowskiego życia, ojczyzną zastępczą, Jeruzalem czasu wygnania. Ukazał – jak sam stwierdził – wszystko, co wydało mu się potrzebne, aby odtworzyć żydowski świat: „chasydów, krawców, szewców, inteligencję, rabina", w tym „...życie codzienne, sobotę i święta, życie i śmierć".

Co więcej, odrzuca wszelkie psychologizowanie. Stąd jego główne opowiadania są pełne sytuacji, zdarzeń, postaci i ich zachowań. Czasami odczuwalny jest ich przesyt, momentami chaos. Niemniej jednak czytelnik może mieć wrażenie, że staje się powoli częścią tego świata, będąc świadkiem detalicznie przedstawionych rodzinnych dyskusji i konfliktów, podwórkowych scysji czy codziennych zabiegów o przetrwanie.

Zgodnie z powyższym może wydawać się, że jego proza jest tylko realistyczna, ale – paradoksalnie – jedynie w sposób formalny. Zawiera bowiem także istotny wymiar mistyczny – wszechobecność motywów religijnych w postępowaniu bohaterów, a także doświadczenie cierpienia i ofiary narodu żydowskiego. To drugie ma odniesienia do literatury polskiego mesjanizmu. To z pewnością był ten obszar, który mógł najbardziej uwodzić Iwaszkiewicza.

Niedoszły noblista

Podobnie jak Iwaszkiewicz, który kilkukrotnie był nominowany do Nagrody Nobla, również Stryjkowski otarł się o Nobla. Na pytanie o rekomendacje, Polski PEN Club rekomendował Akademii Szwedzkiej do nagrody właśnie jego. Piotr Szewc pisze, że w chwilach szczerości mawiał, że „należy mu się Nobel". Na starość nie krył zawodu , że go nie doceniono. Uważał, że jego proza jest „zbyt trudna i zbyt prawdziwa". Mówił w wywiadzie, że Żydzi w świecie nie dość go popierali. Również ocaleni z Holokaustu, ponieważ „chcieli upiększenia, polerowania ich życia". Ze zrozumieniem uznawał, że nie mogli „...ciągle widzieć się w prawdziwym lustrze, gdy jest się starym i brzydkim".

Jego szanse nie były duże, zwłaszcza po Noblu Isaaca B. Singera w 1978 r., który stał się znacznie popularniejszy za granicą, w tym w USA czy Izraelu. Singer ukazywał świat żydowski w jaśniejszych barwach, niemal zmitologizował go. Tymczasem Stryjkowski odczuwał przymus pokazywania żydowskiego świata w Polsce z jego blaskami i cieniami. Artur Sandauer zarzucał mu nawet, że przerysował brzydotę żydowskich miasteczek, nie tylko zewnętrznych strojów ich mieszkańców, ale również języka (żargonu), którym się posługiwali. Uznał, że pomimo dobrych intencji „żywi się wyobrażeniami czerpanymi ze starego antysemickiego zbiornika". Podejrzewał go, że pisał zgodnie z wyobrażeniami „goja", który oczekuje na egzotykę, coś, co pozwalałoby mu na potwierdzenie zakorzenionych uprzedzeń. 

Autorka jest adiunktem w Muzeum im. Anny i Jarosława Iwaszkiewiczów w Stawisku

Poznali się w 1951 r. w Rzymie. Jarosław Iwaszkiewicz odbywał wówczas jedną z licznych podróży do Włoch. Julian Stryjkowski pracował tam jako korespondent PAP. Czuł się zobowiązany ugościć rodaka. Wybrali się na wzgórze Pincio, z którego podziwiali panoramę Rzymu, zwiedzali park i galerię Borghese. Stryjkowski był 11 lat młodszy, z niewielkim jeszcze dorobkiem, w przeciwieństwie do Iwaszkiewicza. Mimo to od razu zaprzyjaźnili się na całe życie, choć nie szczędzili sobie w tym czasie zawodów i rozczarowań.

Pozostało 96% artykułu
Plus Minus
Trwa powódź. A gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi