Czym jest dziś polityczna wspólnota? Wokół czego tworzą się więzi społeczne w zbiorowościach nowoczesnych, a więc opartych na idei swobodnie zrzeszających się ze sobą jednostek? Jakie siły kulturowe posiadają w sobie zdolność łączenia ludzi ponad ich stricte partykularnymi interesami? I czy jest w naszej mocy swobodnie je tworzyć, czy też raczej są one tym, co wymyka się ludzkiemu planowaniu i przynależy do dziedziny nadludzkiej – Boga, historii czy losu?
W świecie coraz gęściej oplecionym siecią wzajemnych zależności, coraz mocniej poddanym gwałtownym przeobrażeniom, tego rodzaju pytania wydają się wręcz nieodparte. Zmienia się struktura zachodnich społeczeństw, ich częścią stają się ludzie pochodzący z odległych kultur, mozaika wyznawanych wartości okazuje się coraz bardziej złożona, a w niektórych przypadkach wręcz niemożliwa do uzgodnienia.
Polityka w coraz większym stopniu jest polityką tożsamości, w ramach której rozmaite grupy domagają się dla siebie symbolicznego uznania. W Polsce zjawisko to odczuwamy w mniejszym stopniu niż w zachodniej części Europy czy w Stanach Zjednoczonych. Naszą tożsamość określają jednak bardzo rozmaite doświadczenia okresu transformacji oraz niespójne aspiracje dotyczące tego, jak powinno wyglądać dobre społeczeństwo w przyszłości: czy ma być bardziej oparte na tradycji, czy też mocniej zakorzenione w nowoczesności.
Wydaje się, że aby społeczeństwo stanowiło całość, jego członków musi łączyć coś głębszego niż oświecony interes własny lub przyziemne pragnienie przetrwania. Wspólnota polityczna jest czymś więcej niż tylko ludzką masą, która zamieszkuje to samo terytorium i uznaje nad sobą tę samą polityczną zwierzchność. Ludzie nie tylko chcą być wobec niej lojalni; bywa, że decydują się narażać dla niej życie. Co jednak posiada jeszcze w naszym świecie coraz wyraźniej poluzowanych więzi moc spajania ludzi ze sobą? Wydaje mi się, że żywe pozostają pod tym względem zwłaszcza trzy siły: naród, prawa człowieka oraz państwo. Przyjrzyjmy się więc pokrótce każdej z nich.
Czytaj więcej
Siłą napędową stojącą za postępującą erozją religijności Polaków nie jest żadna antyreligijna fobia czy zacietrzewienie świeckich ideologów. Przeciwnie, u podstaw tego zwrotu stoją mocne racje moralne.