Procesy długofalowe posiadają inną logikę niż codzienne wydarzenia. Wykonują swoją pracę zmiany rzeczywistości u samych podstaw powoli, niemal niezauważenie. Nie mają gwałtownego charakteru, choć ich zewnętrzne symptomy bywają czasami przedmiotem wybuchającej nieoczekiwanie sensacji. Nawet kiedy tak właśnie jest, wspomniane procesy z łatwością się nam wymykają. Często potrafimy je nazwać oraz opisać dopiero po fakcie, kiedy dogłębna, rozłożona w czasie przemiana już się dokonała. Jak nauczał Hegel, sowa Minerwy wylatuje o zmierzchu.
Wydaje się, że w polskim społeczeństwie możemy obecnie mieć do czynienia z tego rodzaju tektonicznym przesunięciem. Na naszych oczach dokonuje się (kończy się dokonywać?) fundamentalna zmiana społecznej roli Kościoła katolickiego. Nie tylko traci on wiernych – co potwierdzają liczne i szeroko omawiane badania socjologiczne. Traci również pozycję instytucji, która dla wszystkich niemal Polaków – w tym niewierzących – była ważnym punktem odniesienia w kwestiach moralnych. Instytucji, która – jak przyznawali intelektualiści tzw. lewicy laickiej – wprowadzała do zbiorowej wyobraźni elementarne rozróżnienia, w tym rozróżnienie między dobrem i złem.
Dziś dla bardzo wielu osób, zwłaszcza młodych, staje się coraz bardziej jasne, że to sam Kościół ma coraz większe problemy z dokonywaniem budzących uznanie wyborów etycznych. W efekcie traci (już stracił?) swoją pozycję niezachwianego autorytetu. Tym ostatnim może być przecież tylko człowiek lub instytucja, która stanowi dla ludzi wzór moralnego osądu oraz takiegoż postępowania. Autorytet powinien zatem być ostrożny i wyrozumiały w sprawach moralnie skomplikowanych oraz jasny, być może nawet kategoryczny, w kwestiach moralnie jednoznacznych. Tak z jednym, jak i z drugim Kościół w Polsce ma dziś ogromny problem.
Kluczowe wydaje mi się jednak to, że zmiany, która się dokonuje, nie zrozumiemy właściwie, interpretując ją w kategoriach potocznie rozumianej sekularyzacji, a więc jako charakterystycznego dla nowoczesnych społeczeństw procesu odchodzenia ludzi od religii. Rzecz wydaje się mieć głębszy wymiar. Tektoniczne przesunięcie dotyczy bowiem nie tyle stosunku do Boga czy religii jako takiej, ile do kwestii etycznych.
Czytaj więcej
Liberalizm nie potrafi uczynić swojego przesłania czytelnym – może wcale go nie posiada. Jest nihilizmem przystrojonym dla niepoznaki w szaty projektu niosącego ludziom wyzwolenie. Wyzwolenie od wszystkiego, a więc prowadzące ku niczemu.