Joanna Mytkowska: Wiem, że MSN budzi wielkie emocje

Budynek Muzeum Sztuki Nowoczesnej to optymalna architektura w ramach dostępnych dla niego warunków zabudowy. W przeciwieństwie do większości oceniających znam ograniczenia tego przedsięwzięcia - mówi Joanna Mytkowska, dyrektorka Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie.

Publikacja: 22.11.2024 11:40

Joanna Mytkowska: Wiem, że MSN budzi wielkie emocje

Foto: WWW.MOMENTALNI.PL

Plus Minus: Czy podoba się pani budynek Muzeum Sztuki Nowoczesnej?

Tak, bardzo mi się podoba. Po pierwsze, w przeciwieństwie do większości oceniających – znam ograniczenia tego przedsięwzięcia. Trzeba mieć świadomość, że budujemy w miejscu mającym precyzyjnie określony plan przestrzenny i warunki zabudowy, więc nie tylko wymiary, ale nawet używane materiały zostały z góry określone. Miejsca na kulistą, sferyczną architekturę w planie przestrzennym i warunkach zabudowy nie przewidziano. Budynek MSN to moim zdaniem optymalna architektura w ramach dostępnych dla niego warunków zabudowy. Poprosiliśmy architekta o budynek funkcjonalny, o możliwość pomieszczenia w nim wielu rozmaitych potrzeb użytkowników – zarówno publiczności, jak i artystów. I spełnia on swoje zadania. Uważam też, że architektura nowej siedziby MSN jest uczciwa – nie kokietuje, nie przedstawia się inaczej, niż jest w rzeczywistości. Można budynek naszego muzeum widzieć, na przykład, w kontraście do Muzeum Historii Polski, bardzo podobnego w języku architektury. Muzeum Sztuki Nowoczesnej też nie jest małe, ale nieobecne są w nim przytłaczające przestrzenie, za to ma wiele intymnych. Jest na ludzką miarę. Myślę, że w tych ograniczeniach osiągnęliśmy maksimum.

Skoro budynek jest kompromisem, to proszę wskazać jego najważniejsze plusy, ale i minusy.

Uważam, że budynek MSN to dobry kompromis pomiędzy tym, co można było w tym miejscu zbudować, a tym, jak wygląda Muzeum Sztuki Nowoczesnej. Plusy: świetne parterowe przestrzenie publiczne, pozwalające na jednoczesne programowanie różnych imprez dla wielu użytkowników. Ten koncept sprawdził się już podczas otwarcia. Zaletą są przestrzenie wystawiennicze. Sale bardzo klasyczne, zaprojektowane precyzyjnie, z wielką dbałością o detal, stanowią tło dla sztuki współczesnej, nie dominując. Już po testowych pokazach widać, że sztuka będzie się w nich prezentować wspaniale. Trzecim walorem jest funkcjonalność budynku w co najmniej dwóch znaczeniach – solidności użytych materiałów i dbałości o każdy detal. Bo każdy został zaprojektowany i rzemieślniczo, ręcznie wykonany. Nie ma nic niepotrzebnego, wszystko czemuś służy. To nie jest budynek przegadany, dekoracyjny.

A minusy?

Włożyliśmy ogromny wysiłek, by było ich jak najmniej. Za mankament można jednak uznać to, co jest jednocześnie plusem – dookreślenie architektury. Nie jest to budynek elastyczny, jeśli artysta wymyśli coś, co nie mieści się w 600 metrach kwadratowych sali, nie można z tym nic zrobić. To była świadoma decyzja, postawiliśmy na umiarkowanie i skromność, uważając, że to odpowiada duchowi czasów. Ale jak te decyzje oceni przyszłość, tego nie wiemy. Minusem też, który chcemy zamienić w plus, są koszty prądu w tak dużym budynku. Planujemy w ciągu roku założyć ogniwo wodorowe, żeby mieć tanie, a przede wszystkim czyste źródło energii.

Był projekt, który podobał się pani bardziej?

Najpierw trzeba pamiętać, że pomiędzy koncepcją a zaawansowanym projektem jest ogromna różnica. Niekoniecznie wszystko widać na pierwszy rzut oka, dopiero suma detali decyduje o ocenie. W czasie rozstrzygania pierwszych dwóch konkursów nie pracowałam jeszcze w MSN. Na tamtym etapie wyobrażałam sobie, że fajny byłby budynek zaprojektowany przez znanego i zaskakującego architekta, w rodzaju Toyoo Itō, japońskiego laureata Nagrody Pritzkera. Ale proszę pamiętać, że po niefortunnych rozstrzygnięciach nasz konkurs miał złą sławę – także po tym, jak dramatycznie skończyła się współpraca z Christianem Kerezem, który ten drugi konkurs wygrał, ale po pewnym czasie miasto zerwało z nim współpracę. Więc nie było tak, że gdy został ogłoszony trzeci, wielu architektów chciało wziąć w nim udział. Uczciwie opisaliśmy nasze intencje, proces, zmiany i zgodnie z tą procedurą namawialiśmy różne biura architektoniczne do udziału. W czasie ostatniego konkursu mój głos był tylko jednym spośród 15 dokonujących wyboru. Amerykański projektant zbudowanej siedziby MSN, Thomas Phifer, wcześniej stworzył muzeum w Glenstone, otwarte dwa lata przed naszym. Miał sukces i potem czas, żeby poświęcić się wyłącznie naszemu projektowi. Ale to był szczęśliwy zbieg okoliczności, a nie plan.

Czytaj więcej

Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem

Joanna Mytkowska: Na pierwszą wystawę w Muzeum Sztuki Nowoczesnej złoży się wybór 150 dzieł 

Czy warto było otwierać muzeum na dwa tygodnie, po których jest ono zamknięte aż do czasu pierwszej wystawy, czyli do drugiej połowy lutego przyszłego roku?

200 tysięcy widzów, którzy odwiedzili MSN, uważa, że tak. Pytanie: „czy byłeś już w MSN”, stało się na dwa tygodnie popularnym zagajaniem rozmowy. Naszym celem było pokazanie architektury we wnętrzu budynku. W najczystszej możliwej formie, jeszcze bez całej ekspozycji. Gdybyśmy otworzyli muzeum razem z wystawą, byłyby kolejki, nie moglibyśmy wpuścić wszystkich chętnych naraz. Musielibyśmy ograniczyć ruch publiczności. A tak mogliśmy otworzyć budynek szeroko. I jeszcze sprostuję – nie zamknęliśmy muzeum po dwóch tygodniach, ono cały czas działa. Na parterze zobaczyć można wystawę „Warszawa w budowie”, na początku przyszłego roku zaprezentujemy wystawę kolektywu Zakole. Ruszył program publiczny w audytorium. Działa kino. Prowadzimy intensywne działania edukacyjne. W lutym muzeum znowu będzie w pełni dostępne.

Na otwarciu nie komunikowaliście, że muzeum będzie czynne tylko przez dwa tygodnie.

Powiedzieliśmy wyraźnie, że zapraszamy na festiwal otwarcia.

Jednak przestrzenie wystawiennicze na pierwszym i drugim piętrze, będące istotą muzeum, pozostają niedostępne dla zwiedzających.

W tej chwili montujemy w nich wystawę inauguracyjną.

Decyzja o otwarciu muzeum była wymuszona przez miasto?

Nie, to była nasza decyzja.

Czy prawdą jest, że na uroczystość otwarcia MSN 24 października nie zostali zaproszeni koledzy po fachu z Zachęty i Działu Sztuki Nowoczesnej z Muzeum Narodowego w Warszawie?

Powstała plotka, że były ważniejsze i mniej ważne otwarcia. Dementuję. Było jedno – 25 października, na które zaproszeni byli wszyscy. Zamysł był taki, żeby właśnie wtedy wszyscy razem weszli do muzeum. Został też przygotowany specjalny program artystyczny. Poprzedniego dnia przygotowaliśmy szereg przedotwarciowych oprowadzań i spotkań – między innymi dla grup grup szkolnych, Towarzystwa Przyjaciół Muzeum oraz dla osób, które miały największy związek z budową muzeum.

Pytam o brak gestu w stosunku do kolegów po fachu.

Otwarcie dedykowane naszym koleżankom i kolegom po fachu zorganizujemy z okazji otwarcia wystawy kolekcji. Wtedy wszyscy zostaną imiennie zaproszeni. Na pierwszym otwarciu warszawska publiczność była najważniejsza, na pierwszym miejscu.

Czy w muzeum będzie miejsce na stałą wystawę?

Nie, od początku nie była przewidywana. Wszystkie nasze prezentacje będą czasowe. Te z zasobów kolekcji będą za to dłuższe. Na pierwszą, trwającą pół roku, złoży się wybór około 150 dzieł z naszej kolekcji liczącej około tysiąca prac. Nie sądzę jednak, że należy traktować tę nadchodzącą prezentację w kategorii pokazania „najlepszego”, ale raczej tego, co zdaje się najlepiej rezonować z oczekiwaniami publiczności. Takie jest nasze założenie. Kolejne wystawy kolekcji będą się składały z innych dzieł. Na podstawie posiadanego zbioru jesteśmy w stanie sformułować bardzo różne wystawy, poza tym kolekcja będzie się cały czas rozwijała, mam nadzieję. Najbliższą prezentację przygotowuje sześcioro naszych kuratorek i kuratorów, przedstawicieli różnych generacji mających rozmaite obszary zainteresowań. Potem jeszcze w 2025 roku zaproponujemy dwie duże wystawy i kilka mniejszych. Dużą będzie „Kwestia kobieca”, która zajmie się ikonografią sztuki kobiet od XVI wieku do dzisiaj. Zrealizuje ją grupa kuratorek mających różne wizje realizacji tego tematu. Drugą będzie Kijów – Biennale, które z oczywistych powodów nie może się odbyć w Kijowie, więc odbędzie się w Warszawie. A w 2026 roku otworzy się monograficzna wystawa podróżująca Marii Jaremy. Mamy nadzieję, że będzie kolejną polską twórczynią, która zaistnieje na światowej scenie artystycznej.

Jak definiuje pani oczekiwania publiczności?

Myślę, że chce zobaczyć zarówno różne podejścia artystów do sztuki, jak i tematy. Jedni chcą wielkich nazwisk, inni – ważnych spraw. Jedni interesują się malarstwem, inni – sztuką eksperymentalną. Skończyły się czasy zamkniętych opowieści i domkniętych kanonów. Nastąpiła zmiana w stosunku do poprzednich lat, kiedy opowiadanie o sztuce w naszym muzeum miało ostre kontury. Staramy się, żeby obecna narracja była minimalna, nie narzucała interpretacji. Pokażemy wystawę kolekcji, prezentując dzieła mające dużą autonomię.

Czyli dla każdego coś miłego.

Takie stwierdzenie może brzmieć deprecjonująco, więc powiedziałabym – dla każdego coś wartościowego.

Chociaż muzeum ma gościć wystawy czasowe, to została wydzielona Galeria KwieKulik. Dlaczego?

Została zaplanowana jako stały element, nie będzie zmienna. Przestrzeń Zofii Kulik to z jednej strony praca zainstalowana przez artystkę, z drugiej – archiwum działalności KwieKulik. Zawiera opowieść o działalności offowej sztuki od późnych lat 60. XX wieku do 1987 roku, czyli okresu późnego PRL-u, będąc jednym z najobszerniejszych pozyskanych przez nasze muzeum. Jest tak istotne i ma taką pozycję w muzeum, bo nasza kolekcja zaczyna się chronologicznie po 1989 roku. Nie mamy w kolekcji historycznej sztuki, tylko najnowszą. Ale istotne jest, żeby pamiętać o tradycjach, z których wywodzi się sztuka współczesna. Offowa, undergroundowa PRL-u, jest jedną z takich ważnych tradycji. Drugim stałym elementem o podobnej randze, jeszcze niezamontowanym, będzie Studio Eksperymentalne Polskiego Radia.

Dla archiwum KwieKulik to uhonorowanie, tak jak wyróżnieniem było znalezienie się wśród dziewięciu artystek pokazywanych przez muzeum na sygnalnej, trwającej dwa tygodnie prezentacji muzeum. Oglądali ją – oprócz zwykłych widzów – przedstawiciele muzeów, galerii, a także dziennikarze spoza Polski, którzy specjalnie przybyli na to wydarzenie. Z pewnością wybór artystek był bardzo starannie przemyślany.

Był on pomyślany jako przgotowaną na otwarcie zapowiedź większej narracji, która pojawi się w lutym. Prace zostały wybrane głównie z powodów formalnych, żeby pokazać, jak w tych przestrzeniach mogą funkcjonować duże, różnorodne dzieła sztuki. Mogliśmy po prostu pokazać potencjał muzeum.

Czytaj więcej

Jan Bończa-Szabłowski: Opakowanie za 700 milionów

Joanna Mytkowska: Monika Sosnowska to jedna z najważniejszych przedstawicielek rzeźby monumentalnej. Tu nie ma konfliktu interesów 

Nie widziała pani konfliktu interesów w umieszczeniu na tej prezentacji pracy Moniki Sosnowskiej?

Nie, nie ma tu żadnego konfliktu. Dlaczego pani o to pyta?

Monika Sosnowska jest artystką Fundacji Galerii Foksal i nie jest tajemnicą, że to nieobca pani instytucja.

To była zapowiedź większej narracji, która pojawi się w lutym. Prace zostały wybrane głównie z powodów formalnych, żeby pokazać, jak w przestrzeniach muzealnych mogą funkcjonować duże, różnorodne dzieła sztuki. Mogliśmy po prostu pokazać potencjał muzeum.

Ta fundacja reprezentuje dwudziestu kilku artystów. Mamy i wielu innych świetnych, którzy są poza tą galerią.

W kolekcji MSN znajdują się prace pozyskane od prawie 200 instytucji. MSN nie kupiło ani jednej pracy od Fundacji Galerii Foksal. Monika Sosnowska to jedna z najważniejszych przedstawicielek rzeźby monumentalnej w Polsce i na świecie. O ten aspekt jej twórczości chodziło przy wyborze pracy do prezentacji w nowych, monumentalnych przestrzeniach MSN.

Kodeks etyki ICOM dla muzeów określa konflikt interesów jako „istnienie osobistego lub prywatnego interesu, który zderza się z zasadami obowiązującymi w stosunkach służbowych, skutkiem czego obiektywizm wymagany przy wydawaniu decyzji ulega ograniczeniu lub powstaje co najmniej wrażenie, że dochodzi do takiego ograniczenia” oraz stanowi: „Mimo że osoby uprawiające zawód muzealnika mają prawo do pewnej niezależności, muszą mieć świadomość, że nie ma możliwości całkowitego oddzielenia jakiejkolwiek działalności prywatnej lub zawodowej od działalności zatrudniających ich instytucji”.

Jestem świadoma, jak wielkie emocje budzi program MSN, szczególnie w momencie otwarcia nowego budynku. Dlatego bardzo starannie rozważam każdą decyzję, żeby moja biografia nie była przeszkodą w prezentowaniu wartościowej sztuki. Program MSN jest niezwykle różnorodny i czerpie z różnych źródeł.

Jak wiadomo, każde dzieło, które jest pokazane w muzeum, zyskuje na wartości, podobnie jak jego autor.

To jedna z popularnych, lecz mało precyzyjnych opinii. Muzea pokazują tysiące dzieł sztuki, a tylko nieliczne mają dużą wartość rynkową, która tak ekscytuje. To często działa też odwrotnie, znane dzieła sztuki wspierają instytucje.

Nie mówimy o gustach, tylko o interesach. Chciałabym usłyszeć, że nie ma pani aktualnie żadnych związków z Fundacją Galerii Foksal.

Rozumiem, że intencją pytania jest, czy nie faworyzuję artystów z instytucji, którą współtworzyłam. Na to pytanie można odpowiedzieć z dwóch różnych perspektyw, a zacieranie różnicy między tymi perspektywami budzi emocje. Pierwsza perspektywa jest finansowa i po to stworzono kodeksy etyczne. I tu odpowiedź brzmi zdecydowanie: nie. Artyści, z którymi współpracowałam w przeszłości, podarowali prace do kolekcji lub sprzedali je poniżej rynkowej wartości, raczej wspierając powstające muzeum niż odwrotnie. Jeśli chodzi o drugą, perspektywę artystyczną, to procedury wyboru artystów do kolekcji są transparentne, odbywają się dwustopniowo przez wewnętrzną komisję w MSN i zewnętrzną w Ministerstwie Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Muzeum ma bardzo zróżnicowany program, a budowany jest kolektywnie. Pojawiają się w nim również artyści z kręgu FGF. Zasłużyli na to ze względu na wartość artystyczną ważną dla instytucji i publiczności.

Jest pani dyrektorką MSN od 2007 roku. To już 17 lat. Przeprowadziła pani instytucję przez trudny czas budowy nowej siedziby i to jest sukces. Ale czy przedłużenie pani przez miasto, organizatora MSN, kadencji bez konkursu na kolejne siedem lat nie jest nadmiarem?

Kiedy byłam nominowana na to stanowisko, w sprawie MSN panował kryzys. Kiedy miasto przedłużyło mi ostatni kontrakt, trwała jeszcze budowa. Nie było też wiadomo, jak zostaną rozstrzygnięte wybory parlamentarne w Polsce i jaka będzie przyszłość prowadzonej przeze mnie instytucji. To była próba zapewnienia jej stabilizacji i ciągłości.

Potrzeba na to siedmiu lat?

Z mojej kadencji zostało pięć lat. A przed MSN jeszcze sporo zadań związanych z pełnym uruchomieniem instytucji.

Dlaczego MSN chce wrócić pod skrzydła Ministerstwa Kultury, z których zrezygnowało dwa lata temu?

To decyzja organizatorów instytucji, czyli władz miasta. Będziemy dalej instytucją miejską, tyle że współprowadzoną przez MKiDN. Moim zdaniem to słuszna droga. W tym roku miasto wydało na MSN 21 milionów złotych. W przyszłym roku nie moglibyśmy raczej otrzymać dużo większej dotacji, a teraz, gdy muzeum powiększa działalność, to dla nas za mało. Nie utrzymamy się z tego, nawet biorąc pod uwagę, że jesteśmy w stanie pozyskać środki ze sprzedaży biletów i wynajmu przestrzeni. Wkład ministerstwa, który nie jest jeszcze formalnie określony, będzie pewnie sytuował się na poziomie kilkunastu milionów. Tyle potrzeba, żeby spiąć budżet MSN obliczany na około 50 milionów złotych.

Czy słuszne jest oburzenie jednego z dziennikarzy, że we wnętrzu MSN pojawił się samochód jednego ze sponsorów instytucji, reklamując markę?

Nie oceniam opinii dziennikarzy. Znam też inne opinie dziennikarzy, które pochwalają tę decyzję. Firma udzieliła nam dużego wsparcia, które pozwoliło zrobić otwarcie muzeum i funkcjonować aż do lutego bez biletów. Czyli wszystko jest dostępne za darmo dla publiczności. Sponsor może używać zdjęć w swoich materiałach i to też w określonych granicach. Materiał ma charakter wyłącznie wizerunkowy i ma informować o naszej współpracy. Jak długo będzie to ode mnie zależało, z pewnością nie pozwolę, aby jakikolwiek sponsor naruszył interesy publiczności. Ale też uważam, że należy współpracować ze sponsorami, skoro służy to publiczności.

Joanna Mytkowska

Krytyczka i historyczka sztuki, absolwentka historii sztuki na Uniwersytecie Jagiellońskim. Pracowała w Galerii Foksal w Warszawie i w Centre Pompidou w Paryżu. Współzałożycielka Fundacji Galerii Foksal (2001). Kuratorka wielu wystaw w kraju i za granicą, m.in. Polskiego Pawilonu podczas 51. Biennale w Wenecji (2005) czy Alina Szapocznikow, „Sculpture Undone” w Brukseli, Los Angeles i w Nowym Jorku (2012–2013), autorka tekstów i wystaw o sztuce współczesnej, od 2007 r. dyrektorka Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie

Celem festiwalu otwarcia MSN było pokazanie architektury we wnętrzu budynku w najczystszej możliwej

Celem festiwalu otwarcia MSN było pokazanie architektury we wnętrzu budynku w najczystszej możliwej formie, jeszcze bez ekspozycji

Foto: Tomasz Gzell/pap

Plus Minus: Czy podoba się pani budynek Muzeum Sztuki Nowoczesnej?

Tak, bardzo mi się podoba. Po pierwsze, w przeciwieństwie do większości oceniających – znam ograniczenia tego przedsięwzięcia. Trzeba mieć świadomość, że budujemy w miejscu mającym precyzyjnie określony plan przestrzenny i warunki zabudowy, więc nie tylko wymiary, ale nawet używane materiały zostały z góry określone. Miejsca na kulistą, sferyczną architekturę w planie przestrzennym i warunkach zabudowy nie przewidziano. Budynek MSN to moim zdaniem optymalna architektura w ramach dostępnych dla niego warunków zabudowy. Poprosiliśmy architekta o budynek funkcjonalny, o możliwość pomieszczenia w nim wielu rozmaitych potrzeb użytkowników – zarówno publiczności, jak i artystów. I spełnia on swoje zadania. Uważam też, że architektura nowej siedziby MSN jest uczciwa – nie kokietuje, nie przedstawia się inaczej, niż jest w rzeczywistości. Można budynek naszego muzeum widzieć, na przykład, w kontraście do Muzeum Historii Polski, bardzo podobnego w języku architektury. Muzeum Sztuki Nowoczesnej też nie jest małe, ale nieobecne są w nim przytłaczające przestrzenie, za to ma wiele intymnych. Jest na ludzką miarę. Myślę, że w tych ograniczeniach osiągnęliśmy maksimum.

Pozostało 93% artykułu
Plus Minus
„Krople”: Fabuła ograniczona do minimum
Plus Minus
„Viva Tu”: Pogoda w czterech językach
Plus Minus
Gość "Plusa Minusa" poleca. Tomasz Stawiszyński: Hochsztaplerzy i szaman
Plus Minus
„Ojciec”: Sztuka karmiona okrucieństwem
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Plus Minus
Czy demokracja przetrwa do 2084 roku?