Zaczytuję się ostatnio w książkach Nialla Fergusona, poleciłbym zwłaszcza „Cywilizację. Zachód i resztę świata”. Wydaje mi się ona ważna i potrzebna zarówno w kontekście toczących się na świecie dyskusji o przyszłości Zachodu, jak i różnych wywodów o domniemanej toksyczności zachodniej kultury (celuje w tym zarówno skrajna prawica, jak i lewica tożsamościowa, o propagandzie napędzanej z Rosji nie wspominając). Poza tym podczytuję po raz kolejny opowieści o Wiedźminie przed premierą nowej książki, która ponoć już niedługo, muszę sobie wszystko dobrze przypomnieć. Ale przede wszystkim chciałbym bardzo polecić piękną i poruszającą powieść „Światłoczułość” autorstwa Jakuba Jarny. Przyznam, że już dawno żadna polska proza nie wywarła na mnie takiego wrażenia.
Podobnie duże wrażenie, choć w innym sensie, zrobiły na mnie dwa seriale dokumentalne na platformie Max – „Łowcy skór” oraz „Oddech ognia”. W „Łowcach” pojawiam się wprawdzie z małymi komentarzami w dwóch odcinkach, ale nie dlatego ten serial polecam. Polecam go dlatego, że pokazuje historię tyleż przerażającą, ile wyrastającą wprost ze społecznej rzeczywistości lat 90. ubiegłego wieku w Polsce. Trzeba takie rzeczy wiedzieć, trzeba próbować je rozumieć, przede wszystkim po to, żeby im w przyszłości zapobiegać. „Oddech ognia” to z kolei historia duchowych hochsztaplerów i pseudojogi, która staje się wielkim biznesem, ale i powodem tragedii. Świetna rzecz. Poza tym czekam na domknięcie serialu „Yellowstone” – jednej z najlepszych tego typu produkcji od lat.
Czytaj więcej
„Substancja” daje do myślenia, jak każda okrutna baśń.
Słucham niezmiennie Enrique Bunbury’ego i Depeche Mode. Ich płyty z 2023 roku – „Greta Garbo” (Bunbury) i „Memento mori” (DM) – nie schodzą z czołówki mojej playlisty. To niesamowite, że artyści dziś 50–60-letni (Bunbury to rocznik 1967, a Martin Gore i Dave Gahan z Depeche Mode to odpowiednio 1961 i 1962) nagrywają wciąż tak wspaniałe albumy. Dodałbym do tego jeszcze ostatnią płytę Nicka Cave’a. Jestem wielkim fanem jego twórczości, choć ostatnie albumy, włączając najnowszy „Wild God”, mniej mi się podobają. Ale na koncertach Cave zamienia się w natchnionego szamana. Jeśli chodzi o jego muzykę, to do płyty „No More Shall We Part” (włącznie) polecam w ciemno.not. luko