Wszyscy wielcy odkrywcy przełomu średniowiecza i czasów nowożytnych są postaciami w pewnym stopniu tajemniczymi, wielokrotnie wiemy więcej o ich dokonaniach niż o nich samych. Wśród tych, których zarysy ledwie wyłaniają się z głębi dziejów, jednym z najciekawszych był John Cabot. Jego wyprawa w 1497 roku do Ameryki Północnej zaliczana jest do wydarzeń wielkiej wagi, szkoda tylko, że wiemy o niej – jak również o jej dowódcy – tak niewiele. (…)
5 marca 1496 roku król Henryk VII przyznał Cabotowi, który określony jest jako obywatel Wenecji, patent uprawniający go do „żeglowania pod naszym znakiem, banderą i proporcem po wszystkich stronach, akwenach i wybrzeżach mórz wschodnich, zachodnich i północnych […], aby poszukiwać, odkrywać i badać wszelkie wyspy, kraje, regiony i prowincje pogan i niewiernych w dowolnej części świata, nieznanej dotąd chrześcijaństwu”. Ten przywilej dawał żeglarzowi – w razie powodzenia przedsięwzięcia – wielkie korzyści. Przede wszystkim wyłączne prawo do gromadzenia zysków, z których jedna piąta miała być zarezerwowana dla króla. Statki odkrywcy znajdowały się pod bezpośrednią ochroną króla i atak na nie miał być traktowany jak atak na monarchię.
Czytaj więcej
Właśnie ukazał się „Ja to ktoś inny” Jona Fossego, trzeci i czwarty tom opus magnum noblisty – wielotomowej „Septologii” o życiu malarza Aslego.
Krótszą drogą niż Kolumb
Wysuwane są różne domysły na temat osoby czy osób, które ułatwiły Cabotowi dotarcie na pokoje królewskie i otrzymanie takich przywilejów. Wspomina się tu o augustianinie z Mediolanu Giovannim Antoniu de Carbonariisie. Była to ważna persona, dyplomata i kolektor podatków papieskich w Londynie, i on to miałby przedstawić Cabota królowi. Rzecz jest trudna do udowodnienia, ale istniały powiązania pomiędzy odkrywcą i augustianinem, który wziął udział w roku 1498 w kolejnej wyprawie Cabota. Niezależnie od rozstrzygnięcia tej kwestii wiemy, że zarówno statki, jak i ich załogi w ekspedycjach podróżnika pochodziły z Bristolu. Tę informację ambasador Mediolanu w Anglii, Raimondo de Raimondi de Soncino, w liście z 18 grudnia 1497 roku przekazał swemu mocodawcy, księciu Mediolanu. Plan Cabota opierał się na płynięciu analogicznym kursem do kursu wybranego przez Krzysztofa Kolumba, ale znacznie dalej na północ, o tysiąc pięćset mil. Strawersowanie Atlantyku na wyższych szerokościach geograficznych znacznie skróciłoby podróż w porównaniu z wyprawą Kolumba. Cel wyprawy obu eksploratorów był zbliżony, dotarcie do Chin i Japonii miało zapewnić bezpośredni dostęp do drogich i luksusowych przypraw oraz do jedwabiu. Te artykuły docierały do Europy, ale za pośrednictwem wielu kupców, z koniecznością opłacania ceł i myt, co czyniło całą operację niezwykle kosztowną. Znalezienie bezpośredniej i niezbyt długiej drogi stwarzało szansę na tani zakup pożądanych dóbr i przywiezienie ich do Europy, a to dawało możliwość szybkiego wzbogacenia się. (…)
Sławna wyprawa Johna Cabota z 1497 roku nie była najwcześniejsza, już w roku 1496 nasz żeglarz wyprawił się na zachód po raz pierwszy. Niewiele o tej ekspedycji wiadomo, właściwie jedynym o niej świadectwem jest list kupca bristolskiego Johna Daya do Krzysztofa Kolumba, napisany na początku 1498 roku, w którym czytamy: „Co się tyczy pierwszej podróży, o której Wasza Lordowska Mość wiedzieć chciałeś, prawda jest taka, że (Cabot) wyszedł w morze z jednym statkiem źle zaopatrzonym i z niepewną załogą najętą, a że na przeciwne wichry trafił, zdecydował się zawrócić do portu”. Ponieważ patent królewski Cabot otrzymał 5 marca 1496 roku, więc można się domyślać, że ekspedycja odbyła się zapewne na początku lata. Podróżnik miał mało czasu na przygotowania, zgromadzenie funduszów, poza tym wyruszył – ze względu na pogodę – zbyt późno. Do Bristolu wrócił przygnębiony, ale nie zwyciężony. Miał teraz około ośmiu miesięcy na przygotowania do kolejnej próby pokonania północnego Atlantyku.