To już tradycja, że Warszawa nie ma jakoś pomysłu na gmachy prezentujące sztukę współczesną. Można powiedzieć, że wszystko zaczęło się od generała Jaruzelskiego, który – by udobruchać artystów – zabrał odbudowujący się Zamek Ujazdowski Muzeum Narodowemu i wbrew sugestii profesora Stanisława Lorenza, by eksponować tam arcydzieła sztuki zdobniczej zalegające muzealne magazyny, umieścił tam Centrum Sztuki Współczesnej. Minister Kazimierz Dejmek próbował sprawę odkręcić, bo szybko uznał, że upychać CSW w maleńkim ujazdowskim zameczku to jak otworzyć dom towarowy w kiosku Ruchu. Wybrał więc znakomitą lokalizację z potencjałem, czyli elektrownię na Powiślu. Rzecz okazała się jednak niewykonalna, bo wyszło na jaw, że inni mają już na tę działkę chrapkę. Dejmek przestał być ministrem, sprawa upadła, na Powiśle zawitali deweloperzy i mamy to, co mamy.
Czytaj więcej
Mimo wyładowań, animozji, sporów, szalonych pomysłów artystów i widzów Teatru Dramatycznego potrafiła zachować klasę i spokój. A rozwydrzonej młodzieży przypomnieć, że weszli do świątyni sztuki.
Kiedy zaczęliśmy rozumieć, że oprócz mikroskopijnego CSW sztuce współczesnej należy się coś więcej, zrodziła się idea powołania Muzeum Sztuki Nowoczesnej. Tworzące się zbiory zaczęto prezentować w opustoszałym gmachu dawnego Domu Meblowego „Emilia”. Szklany gmach, zaliczany do najwybitniejszych dzieł modernizmu w Polsce, nie potwierdził tezy, że prowizorki bywają najtrwalsze – został rozebrany w 2016 roku. Wzbudziło to dość powszechne oburzenie, bo był on przez warszawiaków wysoko ceniony, a nowe przeznaczenie podkreślało dodatkowo jego niezaprzeczalne walory estetyczne. Miasto przegrało tu jednak znów z deweloperem, bo gmach wprawdzie został wpisany do rejestru zabytków, ale potem konserwator wycofał się z tej decyzji i budynek rozebrano.
Mieszkańcy Warszawy przyjęli decyzję wyjątkowo spokojnie. Wiedzieli bowiem, że w takim miejscu, w kontrze do Pałacu Kultury, musi powstać dzieło nieprzeciętne. Przez ostatnie lata oglądali wznoszony z pietyzmem prowizoryczny biały budynek dla robotników budowy.
W ramach kompromisu postanowiono „Emilię” odtworzyć – niedaleko, w okolicach parku Świętokrzyskiego. Znając życie, okaże się, że wszystkie elementy zostały zżarte przez korozję i „Emilia” zostanie tak odbudowana, jak wcześniej został „odbudowany” słynny Supersam. Władze miasta bez zmrużenia oka pogodziły się z utratą dwóch gmachów, które ze względów architektonicznych reprezentowały poziom światowy i były dla Warszawy niewątpliwym powodem do dumy. Rekompensatą miała być budowa Muzeum Sztuki Nowoczesnej.