Urodzony w 1971 r. w Summit w stanie New Jersey Sean Baker od ponad dwóch dekad konsekwentnie opowiada w swoim kinie o Ameryce marginalizowanej, pomijanej i zagłuszanej. Bohaterami jego dzieł byli zatem: przebywający nielegalnie w Stanach Zjednoczonych i zatrudniony jako dostawca w azjatyckiej restauracji imigrant z Chin („Take Out” z 2004 r.), dorabiająca w branży pornograficznej dziewczyna, która zaprzyjaźnia się z samotną staruszką z sąsiedztwa („Gwiazdeczka”, 2012), transpłciowe pracownice seksualne z Los Angeles („Mandarynka”, 2015), matka i córka żyjące w kryzysie tak zwanej bezdomności ukrytej, ale za to z parkiem rozrywki Walta Disneya w tle („Projekt Floryda”, 2017), w końcu zaś niegdysiejszy król filmów dla dorosłych szukający drogi powrotu na tron („Red Rocket”, 2021).
Portretowane przezeń postaci to wyrzutki, od których hollywoodzki główny nurt odwraca zwykle wzrok. Nie inaczej jest w najnowszym utworze Bakera, a mianowicie w nagrodzonej Złotą Palmą na tegorocznym festiwalu w Cannes „Anorze” (2024). Jednocześnie trudno nie wychwycić, iż pojawia się tu element, który wyróżnia tę historię na tle całej twórczości reżysera. Oto po raz pierwszy okazuje się bowiem, że awans społeczny – zakładający wyciągnięcie się z poziomu bliskiego bruku i wylądowanie na samiuteńkim szczycie – jest możliwy. Pytanie tylko, czy trwały.
Czytaj więcej
Ally Pankiw w „Żarty się skończyły” przygląda się, jak ból bohaterki wpływa na jej proces twórczy.
Zdjęcia do „Anory” kręcono w prawdziwym klubie ze striptizem. Jak na Seana Bakera przystało
Tytułowa Anora (wprost fenomenalna i tryskająca niespożytą energią Mikey Madison), która woli, by mówić do niej Ani, mieszka w Brighton Beach, najbardziej na południe wysuniętej dzielnicy nowojorskiego Brooklynu, zaludnionej w znacznej mierze przez potomków przybyszów z Rosji. Do roboty dojeżdża na Manhattan, gdzie dwoi się i troi jako tancerka w klubie ze striptizem (zdjęcia kręcono, jak zresztą na Bakera przystało, w najprawdziwszym miejscu oferującym tego typu rozrywkę). Tam w cenie są nie tylko nagie żeńskie ciała, ale również kobieca solidarność. Gdy lokal odwiedza Ivan (Mark Eydelshteyn), szastający pieniędzmi syn moskiewskiego oligarchy, szef wysyła do jego stolika Ani, która – z uwagi na fakt, iż wychowała ją pochodząca z Uzbekistanu babcia – jest w stanie dogadać się z młodzieńcem w jego ojczystym języku.
Ani i Ivan, zwany też Wanią, mają się ku sobie, w związku z czym spotykają się ponownie już nie na neutralnym gruncie, lecz w należącej do rodziców chłopaka luksusowej posiadłości. Ogrodzonej wysokim płotem i strzeżonej przez ochroniarza. Kiedy on nie gra na konsoli, uprawiają szybki seks. W ich kontaktach nie ma nic romantycznego, przynajmniej początkowo. Zbliżenia mają formę akceptowanej przez obie strony transakcji, podobnie skądinąd jak oferta, którą Wania składa Anorze, zachęcając ją do tego, by przez tydzień – za 10 tysięcy dolarów – była jego partnerką. Ani, wyraźnie zainteresowana Ivanem (albo po prostu jego portfelem, wypchanym forsą pochodzącą ze źródła, które ona świadomie ignoruje), zgadza się na taki układ, ale podnosi stawkę do 15 tysięcy dolarów w gotówce. Jako że nie stanowi to dla niego żadnego problemu, przyjmuje kontrpropozycję, po czym spontanicznie zabiera dziewczynę do Las Vegas, gdzie rodzi się między nimi niełatwe do zdefiniowania uczucie. Następnie Wania oświadcza się Ani, a kupiwszy jej pierścionek z czterokaratowym diamentem, żeni się z nią w otwartej całą dobę kapliczce, w której brakuje wyłącznie sobowtóra Elvisa Presleya.