Najciekawszą i najważniejszą lekturą był dla mnie ostatnio „Pejzaż Gnojnej Góry” Stanisława Swena Czachorowskiego. Zapomniany nieco poeta, istniejący niezasłużenie w cieniu Mirona Białoszewskiego przywrócony został kulturze polskiej jako prozaik. Prozaik, dodajmy wybitny, wypełniający lukę między Julianem Stryjkowskim a Brunonem Schulzem. Jest to proza piękna i ten przymiotnik jest tu użyty nieironicznie, bo w literaturze pięknej niewiele mieliśmy w XX wieku równie wspaniałego języka, słuchu do dialektów, zaskakującego obrazowania i melodii. Melodii, czyli czegoś najtrudniej definiowanego, a dla mnie być może najważniejszego w literaturze. Absolutnie wybitna książka.
Z prozy obcej największe wrażenie zrobiły na mnie „Sny o pociągach” Denisa Johnsona. Oniryczna, wzruszająca ale i wspaniale skomponowana minipowieść, utkana z codzienności i legend nowego świata. Czyta się jak poemat i kryminał. Równocześnie.
Czytaj więcej
Czasem warto spojrzeć na to, w co wierzymy, z innej strony i poszerzać swoje duchowe horyzonty.
W kinie uwiedli mnie „Fabelmanowie”. Niby klasyczna hollywoodzka robota, ale pełna wspaniałych epizodów i scen, które zostają pod powiekami. Może odrobinę za długa, ale świetnie opowiedziana historia od dziecięcej fascynacji do bram fabryki snów.
Seriali jest za dużo, chyba najciekawszy był „Policjant” z Martinem Freemanem. Bez lukru i efektów specjalnych. Ludzkie słabości, nocne powroty ze służby w depresję, angielska prawda.