Jaki jest Wrocław dzisiaj?
Bardzo się zmienił. Inne jest w nim miejsce Niemców, Ukraińców. Inne są też rozmowy o przeszłości. Niemcy nie są postrzegani jako wrogowie. Mój przyjaciel, kompozytor Zbyszek Karnecki, opowiadał mi, że kiedyś zapukał do drzwi jego domu bardzo stary człowiek i spytał, czy może na chwilę wejść, bo on się tu urodził. Żona Zbyszka mówi po niemiecku, zaprosiła go do stołu, przyniosła ciasto, herbatę, a on nagle spytał: „Przepraszam, czy mogę zadzwonić po żonę, bo ona została w samochodzie”. Bał się ją zabrać od razu, bo nie wiedział, co go w tym domu czeka. Te same strachy i stereotypy, co u nas kiedyś. Potem rozpłakał się, gdy zobaczył zachowane przez Karneckich zdjęcia jego pradziadka. Teraz już Dolnoślązacy nie boją się, że Niemcy zabiorą im domy, mieszkania. Rozumieją, że chcą tylko odbyć sentymentalną podróż w świat zostawiony przez siebie albo rodziców.
Jak Niemcy reagują na współczesny Wrocław?
Są zachwyceni. W 1945 roku 65 proc. Breslau było zburzone. Przez samych Niemców, którzy wysadzali kamienice, nie zważając na ich wartość historyczną, a potem w czasie walk z armią radziecką. Ale część domów ocalała i właśnie powroty do nich Niemcy przeżywają najgłębiej. Kiedyś siedziałem na ławce z takim starym człowiekiem i jego żoną. On nagle poderwał się i uciekł. Wrócił cały spłakany. Jego domu już nie było, ale wciąż stał dom jego wuja. To są skrajne emocje. O podobnych reakcjach przesiedleńców opowiadali mi Polacy, którzy jeździli do wolnej Ukrainy. Znałem naukowca, który zaraz po powrocie z Ukrainy umarł na zawał serca. Nie mógł znieść tego, co zobaczył. Piękna kamienica, którą postawili jego rodzice, była kompletnie zniszczona. Wszystko było zdewastowane. Sam, jak byłem na dokumentacji na Wołyniu, pytałem, gdzie są polskie dworki. Słyszałem: „Nie ma. 45 proc. spalili banderowcy, resztę – jako ślady polskości – usunęły władze radzieckie”.
Młode pokolenie Ukraińców też odrzuca prawdę?
Młodzi Ukraińcy nie interesują się historią i są absolutnie zdeterminowani, by nie przyjmować prawdy historycznej, jeśli nie pasuje ona do optymistycznego obrazu ich kraju. Przygotowywaliśmy nasz serial przed wojną, ale już po aneksji Krymu. Rozmawiałem z trzema firmami, żeby pomogły nam zorganizować zdjęcia w Ukrainie. Wszystkie odmówiły. Bo to nieprawda, że Ukraińcy cieszyli się z wejścia Niemców. „Kiedy wkraczała do Ukrainy armia niemiecka, budowaliście bramy kwietne. Bo dla was to było wyzwolenie spod władzy rosyjskiej” – tłumaczyłem. „Nieprawda” – odpowiadali. A jak przeczytali o rzezi, od razu stwierdzali, że nie będą się wdawać w sprawy polityczne. Relacje polsko- -niemieckie są lepsze lub gorsze, ale nie ma w nich strachu. Ja żyję na Ziemiach Zachodnich i nie boję się, że ktoś mnie stamtąd wyrzuci. Pracując w Ukrainie, zrozumiałem, że tam wciąż panował lęk, że Polacy wrócą... jak na swoje.
Wojna zapewne zmieni relacje polsko-ukraińskie. Nad Wisłę trafiło 2,5–3 mln uchodźców z Ukrainy. Polacy przyjmowali ich pod własne dachy, pomagali.
Jak trzeba będzie, to zmieni, jak nie trzeba będzie – nie zmieni. Mało kto ma potrzebę prawdy, poznania historii swojego narodu, rodziny, siebie samego. Ukraińcy chcą przedstawiać światu pewne wersje demo. Teraz jeszcze bardziej niż kiedyś. To obraz promocyjny, podtrzymujący na duchu. Pomagający dzielnie walczyć. Po wojnie też będą podkreślać, że są wielkim narodem. Bo będą musieli kraj odbudować.
Nie można budować przyszłości bez rozliczenia z przeszłością.
Od 30 lat mówimy o relacjach z Ukrainą. I czy cokolwiek w tej sprawie zrobiono? Udało się uratować cmentarz Orląt Lwowskich. Byłem na wielu cmentarzach polskich i w polskich kościołach w Ukrainie. Tam nie ma mowy o uznaniu, że najpierw wydarzyła się rzeź wołyńska, a potem wycierano ślady polskości po 1945 roku. Ci, którzy nie wyjechali, zostali obywatelami Ukrainy. Zabytki polskie były niszczone. Skończył się okres radziecki i co się zmieniło? Było kilka gestów, nic więcej. A imperatyw prawdy? Już mało kto o nim słyszał. Tymczasem trzeba uczciwie ocenić własną przeszłość, bo tylko wtedy można budować przyszłość. Oby tak właśnie się stało. I dotyczy to każdego narodu, i każdego z nas.
Gaspar Noé: „Vortex” to film o umieraniu mojej matki
Gaspar Noé, reżyser kontrowersyjny i szalony, który nie unika najbardziej drastycznych obrazów rzeczywistości, tym razem zrobił film o odchodzeniu. „Vortex” wpisuje się w nurt kina o ludziach zagłębiających się w demencję.
Zostanie pan wierny Dolnemu Śląskowi?
Oczywiście, tu jest kopalnia tematów. Kiedy miałem robić swój debiut „W zawieszeniu”, usłyszałem: „A kogo obchodzi film, który dzieje się w jakiejś Legnicy?” Pamiętam też późniejsze ataki na „Małą Moskwę”: „Po co ruski film robić za polskie pieniądze?”. Ale to wszystko minęło, a filmy zostały. Dzisiaj zaśđmłodzi literaci zaczynają pisać świetne książki o Dolnym Śląsku. Nawet kryminały, jak choćby książka Sławka Gortycha. Oni odkryli, że świat dolnośląski jest pełen ukrytych skarbów. Młodzi sięgają po historię i potrafią stworzyć wspaniałą narrację. Nagrywają vlogi, mamy strony w internecie: Fantastyczny Dolny Śląsk, Tajemniczy Dolny Śląsk. Po latach tworzą się też ekipy filmowe. Odradza się znowu żywa kultura literacka, filmowa.
Dlaczego mówi pan o odradzaniu? Wrocław zawsze był silnym ośrodkiem kulturalnym.
To prawda, w komunie to było centrum wolności, tu mieliśmy Grotowskiego, Pantomimę Tomaszewskiego, studencki teatr Kalambur i Festiwale Teatru Otwartego Bogusława Litwińca, kwitła Wytwórnia Filmów Fabularnych, u nas mieszkał Tadeusz Różewicz, Skuszanka prowadziła świetny teatr, reżyserowali Kajzar i Braun. Ale w wolnej Polsce nie starczało pieniędzy na kulturę, nastąpił czas merkantylizacji różnych jej dziedzin, przede wszystkim przemysłu filmowego. Przez jakiś czas mówiono mi: „Nie będziemy kręcić we Wrocławiu, bo trzeba wynająć hotel, dowozić aktorów”. Dzisiaj też coraz częściej słyszę: „Trzeba robić tanio i szybko”. Nieprawda. Sztuka to nie „tanio i szybko”. Ona musi próbować spojrzeć uważniej, dotrzeć głębiej. I musi mieć na to czas.
Waldemar Krzystek
Ur. 23 listopada 1953 r. w Legnicy. Reżyser, scenarzysta.Twórca filmów, m.in. „W zawieszeniu”, „Zwolnieni z życia”, „Ostatni prom”, „Mała Moskwa”, „80 milionów”, „Fotograf”, wielu spektakli telewizyjnych (m.in. „Norymberga”, „Getsemani”) i seriali (m.in.„Anna German”)