Tomasz Terlikowski: Psychiczne patologie pewnego zakonnika

Raport dotyczący nadużyć seksualnych popełnionych przez Jeana Vaniera, a wcześniej jego mistrza Thomasa Philippe’a OP, jest wstrząsający nawet dla mnie, choć problemem nadużyć w Kościele zajmuję się od lat.

Publikacja: 03.02.2023 17:00

Tomasz Terlikowski: Psychiczne patologie pewnego zakonnika

Foto: Fotorzepa, Rafał Guz

Dziesiątki ofiar wśród dorosłych kobiet, rytualny seks, zwodzenie całych klasztorów żeńskich, zrytualizowana aborcja... Listę tego, co przeraża w działaniach Jeana Vaniera – nieżyjącego już współtwórcy wspólnot L’Arche wspierających osoby niepełnosprawne intelektualnie – można ciągnąć jeszcze długo. Wszystko to czynił pod przykrywką subtelnego intelektualisty, zaangażowanego chrześcijanina, mistyka, człowieka, któremu tuż po śmierci wróżono błyskawiczny proces beatyfikacyjny. Teraz już wiadomo, że choć dla osób z niepełnosprawnościami Vanier zrobił wiele, to sam dalece nie był człowiekiem świętym.

Czytaj więcej

Tomasz P. Terlikowski: Jak czytać eseje Benedykta XVI

Raport przygotowany na zlecenie władz Federacji L’Arche kończy z mitem głoszonym w wielu katolickich środowiskach (także przez Benedykta XVI), że nadużycia seksualne spowodowane są rewolucją obyczajową i progresywizmem w Kościele. Tak zwyczajnie nie jest. U podstaw czynów Vaniera leżały te popełniane przez jego mistrza, dominikanina Thomasa Philippe’a, który prezentował konserwatywny tomizm. O. Philippe swoich, opierających się na mistycznych wizjach Jezusa współżyjącego z Maryją, nadużyć na siostrach zakonnych zaczął dokonywać już w latach 30. XX wieku. A wiele wskazuje, że został „zainfekowany” tego rodzaju praktykami przez swojego wuja, także duchownego, już w latach 20.

Kościół przedsoborowy, który – według tych samych mitów – miał być o wiele bardziej surowy i jednoznaczny wobec takich nadużyć, niż ten po Soborze Watykańskim II, niewiele zrobił, by zapobiec jego działaniom. Najpierw otoczenie Philippe’a udawało, że nic nie widzi, a gdy znalazł się sprawiedliwy, udało mu się doprowadzić jedynie do nałożenia na duchownego suspensy (zdjętej potem w niejasnych okolicznościach), choć wiadomo już było o wykorzystaniu przez dominikanina kilkudziesięciu sióstr, a także o głoszeniu „doktryny”, która dowodziła głębokiej psychicznej patologii zakonnika. Dobre imię Kościoła, a także troska o powołanie kapłańskie przeważyły nad troską o innych.

U podstaw czynów Vaniera leżały te popełniane przez jego mistrza, dominikanina Thomasa Philippe’a, który prezentował konserwatywny tomizm. 

Istotną lekcją płynącą z raportu jest także to, że prywatne objawienia czy wizje nie mogą być źródłem doktryny czy nauczania w Kościele. Ich intensywność niczego nie dowodzi, ułatwia tylko uczynienie z nich narzędzia zwodzenia innych. Dobrze widać to, gdy tego rodzaju objawienia zostają otoczone nimbem tajemnicy. Sekret, wymuszanie milczenia są niebezpieczne dla jednostek i dla Kościoła. W takich sytuacjach powinna zapalać się czerwona lampka. Nie trzeba tajemnicy tam, gdzie nie ma nic do ukrycia.

Raport rodzi także pytania o wypartą seksualność, która zaczyna się realizować w formach fałszywie mistycznych, o sposób, w jaki wypierające postrzeganie seksualności może prowadzić do pseudomistycznych zaburzeń, i wreszcie każe z całą mocą zapytać o to, czy pewien nurt wyrażanej w erotycznym języku mistyki katolickiej (nawiązującej do niektórych typów duchowości średniowiecznej) nie był powiązany z podobnymi nadużyciami, jak te Vaniera i Philippe’a.

Czytaj więcej

Tomasz P. Terlikowski: Papiestwo i dwa katolicyzmy

I wreszcie pytanie fundamentalne o rolę rozmaitych „guru” w formacji. Tam, gdzie się pojawiają, gdzie duchowny „zastępuje” Jezusa albo staje się bezpośrednim „łącznikiem” z Bogiem – tam kończy się zdrowa religijność. Jezus mówił do uczniów: „Otóż wy nie pozwalajcie nazywać się Rabbi, albowiem jeden jest wasz Nauczyciel, a wy wszyscy braćmi jesteście. Nikogo też na ziemi nie nazywajcie waszym ojcem; jeden bowiem jest Ojciec wasz, Ten w niebie. Nie chciejcie również, żeby was nazywano mistrzami, bo jeden jest tylko wasz Mistrz, Chrystus” (Mt 23,8-10). Chodzi tu o postrzeganie duchowych liderów – i nie ma znaczenia, czy są oni świeckimi, czy duchownymi.

Dziesiątki ofiar wśród dorosłych kobiet, rytualny seks, zwodzenie całych klasztorów żeńskich, zrytualizowana aborcja... Listę tego, co przeraża w działaniach Jeana Vaniera – nieżyjącego już współtwórcy wspólnot L’Arche wspierających osoby niepełnosprawne intelektualnie – można ciągnąć jeszcze długo. Wszystko to czynił pod przykrywką subtelnego intelektualisty, zaangażowanego chrześcijanina, mistyka, człowieka, któremu tuż po śmierci wróżono błyskawiczny proces beatyfikacyjny. Teraz już wiadomo, że choć dla osób z niepełnosprawnościami Vanier zrobił wiele, to sam dalece nie był człowiekiem świętym.

Pozostało 86% artykułu
Plus Minus
Kiedy będzie następna powódź w Polsce? Klimatolog odpowiada, o co musimy zadbać
Plus Minus
Filmowy „Reagan” to lukrowana laurka, ale widzowie w USA go pokochali
Plus Minus
W walce rządu z powodzią PiS kibicuje powodzi
Plus Minus
Aleksander Hall: Polska jest nieustannie dzielona. Robi to Donald Tusk i robi to PiS
Materiał Promocyjny
Zarządzenie samochodami w firmie to złożony proces
Plus Minus
Prof. Marcin Matczak: PSL i Trzecia Droga w swym konserwatyzmie są bardziej szczere niż PiS