Tomasz P. Terlikowski: Papiestwo i dwa katolicyzmy

Wychowywanie wyłącznie do posłuszeństwa obecnemu władcy kształci duchowych i politycznych konformistów, a nie świadomych swojej wiary katolików.

Publikacja: 13.01.2023 17:00

Watykan

Watykan

Foto: Fotorzepa, Bartosz Siedlik

O konieczności przemyślenia posługi papieskiej wspominał już Jan Paweł II. Benedykt XVI, przechodząc na emeryturę, przyczynił się do ogromnej zmiany symbolicznej w tej sprawie. A Franciszek, prowadząc proces synodalizacji, jeszcze przyspieszył proces „końca papiestwa, jakie znamy”. I dobrze, że tak się stało, bo zmiany w Kościele wymagają nowego modelu papiestwa.

Czytaj więcej

Tomasz Terlikowski: Czasami to, co najtrudniejsze nadaje najwięcej sensu

Biskup Rzymu ma być znakiem jedności Kościoła, budowniczym mostów między rozmaitymi jego nurtami, a wreszcie strażnikiem ortodoksji. Pomagać mu w tym ma nieomylność w sprawach wiary i moralności, wbrew pozorom stosowana niezmiernie rzadko. W XX i XXI wieku zaczął funkcjonować model odmienny. Doprowadziły do tego trydenckie wymuszanie jednolitości, ultramontanizm (podporządkowywanie polityki kościołów krajowych bezpośrednio Rzymowi), a także masowe media i wreszcie cechy charakterologiczne niektórych papieży. W miejsce niegdysiejszego, dość jednak oszczędnego modelu papiestwa wszedł taki, który za Tomaszem Rowińskim i środowiskiem czasopisma „Christianitas” określić można mianem „turbopapiestwa”. Wierni zaczęli oczekiwać stanowisk Rzymu w każdej kwestii, a system kościelny zaczął je traktować jako jedyny wyraz wiary, któremu wszyscy mają się podporządkować lub milczeć.

Biskup Rzymu ma być znakiem jedności Kościoła, budowniczym mostów między rozmaitymi jego nurtami, a wreszcie strażnikiem ortodoksji. Pomagać mu w tym ma nieomylność w sprawach wiary i moralności, wbrew pozorom stosowana niezmiernie rzadko.

Efekt jest taki, że nauczanie wielu biskupów składa się z cytatów i interpretacji obecnego papieża. Widać to w Polsce, ale nie jest to proces właściwy tylko nam. Zwracanie uwagi na odrębności, a czasem sprzeczności między deklaracjami kolejnych papieży jest traktowane jako zdrada obecnego pontifexa. Katolicka postawa zostaje sprowadzona do posłuszeństwa wobec linii, wierności osobie, a nie do wierności Prawdzie w całej jej różnorodności i do niekiedy trudnej drogi do jej osiągania. Kłopot polega jednak na tym, że to wcale nie jest postawa katolicka. A do tego jest ona nie do utrzymania w obecnej sytuacji katolicyzmu, który od pewnego czasu funkcjonuje w ogromnej różnorodności. Anglikanizacja, czyli sytuacja, gdy w jednej wspólnocie funkcjonują wierni i duchowni różniący się od siebie w kwestii interpretacji fundamentalnych prawd wiary, jest w Kościele katolickim faktem. Dlatego posługa papieska, jeśli ma być nadal znakiem jedności, musi brać to pod uwagę.

Czytaj więcej

Doktryny Kościoła ciągle się zmieniają

Turbopapiestwo, papiestwo absolutne, w którym każda wypowiedź papieża (bez względu na jej status, formę) jest traktowana jako „Boże objawienie”, a linia danego pontyfikatu jest traktowana jako objawienie Ducha Świętego, musi zostać skorygowane. Zarówno w myśleniu wiernych, jak i w działaniu Kurii Rzymskiej i jej struktur komunikacyjnych. Mniej wypowiedzi i akcentowanie, że wiele z nich jest po prostu wyrazem opinii, a nie nauczaniem Kościoła czy Stolicy Apostolskiej, wskazywanie na różnice między pontyfikatami jako wartość, a nie problem – to wszystko jest konieczne, by zachować realne znaczenie papiestwa i jedność Kościoła. Nacisk na wiernych i duchownych, którzy mają odmienne postrzeganie rzeczywistości wiary, wymuszanie milczenia czy dostosowania się – w imię jedności pontyfikatu – jest drogą do rozłamu, a nie wzmocnienia Kościoła. Co gorsza, wychowywanie wyłącznie do posłuszeństwa obecnemu władcy kształci duchowych i politycznych konformistów, a nie świadomych swojej wiary, jej ograniczeń i związanych z nimi pytań katolików. Warto o tym pamiętać.

O konieczności przemyślenia posługi papieskiej wspominał już Jan Paweł II. Benedykt XVI, przechodząc na emeryturę, przyczynił się do ogromnej zmiany symbolicznej w tej sprawie. A Franciszek, prowadząc proces synodalizacji, jeszcze przyspieszył proces „końca papiestwa, jakie znamy”. I dobrze, że tak się stało, bo zmiany w Kościele wymagają nowego modelu papiestwa.

Biskup Rzymu ma być znakiem jedności Kościoła, budowniczym mostów między rozmaitymi jego nurtami, a wreszcie strażnikiem ortodoksji. Pomagać mu w tym ma nieomylność w sprawach wiary i moralności, wbrew pozorom stosowana niezmiernie rzadko. W XX i XXI wieku zaczął funkcjonować model odmienny. Doprowadziły do tego trydenckie wymuszanie jednolitości, ultramontanizm (podporządkowywanie polityki kościołów krajowych bezpośrednio Rzymowi), a także masowe media i wreszcie cechy charakterologiczne niektórych papieży. W miejsce niegdysiejszego, dość jednak oszczędnego modelu papiestwa wszedł taki, który za Tomaszem Rowińskim i środowiskiem czasopisma „Christianitas” określić można mianem „turbopapiestwa”. Wierni zaczęli oczekiwać stanowisk Rzymu w każdej kwestii, a system kościelny zaczął je traktować jako jedyny wyraz wiary, któremu wszyscy mają się podporządkować lub milczeć.

Plus Minus
Trwa powódź. A gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi