W świeckim, popkulturowym, marketingowym kalendarzu liturgicznym Boże Narodzenie zajmuje godne miejsce obok Halloween, walentynek czy Black Friday. Ze swoim skupieniem na domu, uroczystych posiłkach i prezentach idealnie wpisuje się w styl nie tyle nawet naszego życia, ile globalnych strategii handlowych. Chrześcijaństwa w tym wszystkim pozostaje niewiele. Choinki, bombki, krasnale (bo tym w istocie jest obecnie Santa Claus) i światełka już do swoich źródeł nie odsyłają, a szopki – nawet jeśli gdzieniegdzie są jeszcze obecne – są coraz częściej okazją jedynie do obejrzenia żywych zwierząt.
Czytaj więcej
Ludzie wciąż potrzebują opowieści o bohaterach, współczesnych świętych, herosach słusznej sprawy. Laicyzacja nie tylko tego nie zmienia, ale wręcz umacnia to pragnienie.
To wszystko jednak tylko zewnętrzne oblicze tych świąt, ich otoczka, na której niekiedy się zatrzymujemy. Jeśli jednak sięgnąć głębiej, to nawet spod zwałów komercji, światełek i bombeczek wydostać się da piękno i znaczenie tych świąt. Na pierwszym poziomie są one bowiem przecież świętowaniem wspólnoty, rodziny, bliskości. Nie zawsze udanym, ale zawsze istotnym celebrowaniem spotkania, przebaczenia, dzielenia się. Gest łamania się opłatkiem zawiera w sobie to wszystko. Wspólnota stołu, posiłku odsyła zaś do tego, co pozostaje pierwszą Liturgią, pierwszym celebrowaniem spotkania nie tylko ze sobą, ale i z ostatecznym Sensem naszego istnienia.
Historie Narodzenia Pańskiego – jeśli pozbawić je magicznej czy ludowej oprawy – opowiadają nam o naszym życiu. To, co ważne i wyjątkowe, pojawia się w życiu wbrew naszym oczekiwaniom i wystawia nas na ogromną próbę. Ani Miriam, ani Józef zapewne nie liczyli na to, by musieć wychowywać Syna Bożego. Ona pewnie nie chciała mierzyć się z faktem, że jej narzeczony może ją oddalić, a ją samą może spotkać nawet ukamienowanie za urodzenie nieślubnego dziecka. A on, żydowski mężczyzna tamtych czasów, przecież musiał chcieć mieć własnego, biologicznego syna. I musiał liczyć się z opinią mieszkańców niewielkiej miejscowości, która doskonale wiedziała, bo wtedy ludzie też umieli liczyć, że Jezus począł się, zanim zamieszkali razem. Ale przyjęli wyzwanie. To, co nieprzewidziane i trudne. I ich postawa uświadamia nam, że i w naszym życiu niekiedy najtrudniejsze wydarzenia mogą nadawać mu najwięcej sensu.