Coraz rzadziej piszę o Polsce, o tym, co się dzieje w polityce czy w sprawach społecznych lub obyczajowych, chyba że ma to jakiś związek z wojną na Ukrainie. Ta wojna ma dla wielu pierwszorzędne znaczenie, oceniamy różne wydarzenia czy wypowiedzi pod kątem wspierania Ukrainy, szkodzenia jej lub bycia obojętnym. Niezależnie od tego pisanie o tym, co dzieje się w kraju, w którym nie byłam od pięciu lat, jest raczej trudne. Zwłaszcza że czytanie, nawet codziennie, informacji i komentarzy staje się bardzo nużące.
Czytaj więcej
FIFA narzuciła wszystkim relatywizm kulturowy: jesteśmy sportowcami, więc musimy szanować wszystkie ludy i ich zwyczaje.
Kiedyś, 30 lat temu i nawet nie tak dawno, brałam na poważnie różne artykuły „Gazety Wyborczej”, polemizowałam z nimi, krytykowałam czy wyśmiewałam, ale i to mi przeszło. Może dlatego, że widać, że wiele opinii jest wynikiem wiary, a nie wiedzy, a zatem tłumaczenie czy informowanie czytelnika – wyznawcy jednej opcji – że rzeczywistość może być inna, jest walką z wiatrakami. A opcji nie ma już tak wiele – albo się jest za tym, albo za tamtym, albo się ma już wszystkiego dosyć. Jak się jest za tym, to zazwyczaj jest się za całym wachlarzem (zwanym dziś „spektrum”) poglądów, a jak za tamtym – to za odmiennym workiem opinii.
Jakiś czas temu wypowiadałam się dosyć często w radiu, którego redaktorów lubiłam i ceniłam za otwartość, chęć do dyskusji, nawet gdy się ze mną nie zgadzali. Miałam z tego czystą przyjemność, robiłam to bez wynagrodzenia, co mi nie przeszkadzało, ale i w środku nocy ze względu na różnicę czasową. Przyjemność trwała dobrych kilka lat, dopóki ktoś nie zwrócił mi uwagi na komentarze wpisywane pod rozmowami ze mną. Był to okres największej popularności prezydenta Trumpa w Polsce i moje krytyczne uwagi o nim wywoływały prawdziwe burze wśród słuchaczy, którzy powoływali się na moje niesłuszne pochodzenie (i to nie to francuskie) jako powód, dla którego powinnam zniknąć z anteny ich ulubionego radia. Postanowiłam zamilknąć, choć redaktorzy prosili, bym tego nie robiła. Po prostu straciłam przyjemność mówienia do ludzi, z którymi i w prawdziwym życiu nie chciałabym rozmawiać.