Kiedyś ten pogardzany SLD potrafił wygenerować ważne idee społeczne, np. walkę z wykluczeniem przez edukację. Dlaczego obecna lewica tego nie potrafi?
Bo dla obecnej lewicy nie jest ważny poziom edukacji, tylko kwestie ideowe, czyli to, co się znajduje w podręcznikach – różnego rodzaju treści afirmujące grupy czujące się wykluczone. To, co było kiedyś kwintesencją lewicy, stało się mniej ważne.
Jeden z moich rozmówców stwierdził ostatnio, że między PO a PiS nie ma żadnej różnicy poza estetyczną. I że opozycja nie odnosi się do ważnych spraw, które nurtują wyborców. Czy pan się z tym zgadza?
Rzeczywiście opozycja nie odnosi się do konkretnych bolączek, co więcej, uważam, że cały szereg rozwiązań prawnych, obecnie krytykowanych, zostanie przynajmniej początkowo przejęty z dobrodziejstwem inwentarza, bo będą wygodne przy sprawowaniu władzy. Opozycja chyba nie odkryła, że ludzie potrzebują odniesienia do konkretnych spraw. To nie są ci sami wyborcy co 15 lat temu, gdy PO rozpoczynała swoje rządy. Wtedy pokolenie dzisiejszych 50-latków miało 35 lat i było socjalizowane w poczuciu, że jesteśmy proeuropejscy, każdy jest przedsiębiorczy, musi pokazać swoją wartość, bo mamy wolny rynek, że nie wyciąga się ręki po państwowe itd. Zatem nie trzeba było proponować konkretnych rozwiązań, tylko zarządzać osławioną ciepłą wodą w kranie, bo dopóki płynęła, większość nie zwracała uwagi na nic innego.
Janusz Zaleski: Państwo musi działać jak policjant
Gdybyśmy mieli zdolności retencyjne zatrzymywania wody, to z jednej strony uniknęlibyśmy powodzi, a z drugiej mielibyśmy wodę na zasilanie w okresach suszy - mówi Janusz Zaleski, ekspert ds. gospodarki wodnej.
Co się zmieniło?
To pokolenie się zestarzało i stanęło przed problemami, z którymi nie zderzało się w przeszłości. Teraz jest zainteresowane przyziemnymi sprawami. Dzisiaj nie da się budować politycznego sukcesu na modelu abstrakcyjnego wyborcy, który osiągnął indywidualny sukces. Wyborcy PO z przeszłości mierzą się z rozmaitymi bolączkami i nie ma dla nich większego znaczenia, że ta partia nieustannie mówi o konstytucji oraz wolnych sądach. Tym bardziej że wiemy, iż w tych sądach dobrze się nie działo i nadal nie dzieje. Gdybyśmy popatrzyli na naszą scenę polityczną z lotu ptaka, to przez ostatnich 30 lat prawie wszyscy już rządzili, a sukcesów jest niewiele. To, co osiągnęliśmy, jest pokłosiem konsensualnych decyzji politycznych, czyli naszego członkostwa w Unii Europejskiej i NATO. Natomiast skala błędów wszystkich kolejnych ugrupowań jest ogromna. Zatem nadzieja, że coś się radykalnie zmieni, jest niewielka. Dlatego wszystko nam się zlewa w jedną masę polityczną. Władzy absolutnej u nas nigdy nie było, zatem dyktatorów czy tyranów nie wybieramy. Wybory są dla nas okazją do zmiany, ale w głębi ducha wiemy, że zmieniają się szyldy partyjne, a w parlamencie oglądamy ciągle te same twarze.
Czy opozycja doprowadzi do jednej listy, czy może to jest po prostu złe rozwiązanie?
Przy obecnej ordynacji nie jestem przekonany, że ruch zjednoczeniowy nastąpi. Tym bardziej że sondaże dają nadzieję wszystkim graczom politycznym. Nie postawiłbym pieniędzy na to, że będzie tyle list, ile mamy partii, ale jednej wspólnej listy raczej też nie widzę. Dla PO byłoby to dobre rozwiązanie, bo to ona układałaby listy wyborcze i byłaby głównym beneficjentem takiego zjednoczenia, ale inni są mniej zainteresowani. Może jest szansa na porozumienie między Hołownią a Kosiniakiem-Kamyszem, ale Lewica pójdzie samodzielnie.
Czy PiS ma szansę na trzecią kadencję u władzy?
Jeżeli dzisiaj badania preferencji politycznych średnio dają PiS 190 mandatów, to trudno sobie wyobrazić, że jakimś cudem partia Jarosława Kaczyńskiego zdobędzie brakujące 40 mandatów do bezwzględnej większości. Oczywiście sporo zależy od Konfederacji, która zabiera część elektoratu PiS. Gdyby nie weszła do Sejmu, to jej wyborcy są dla PiS straceni. A innych koalicjantów nie ma. Odbiór społeczny Jarosława Kaczyńskiego i PiS jest w połowie społeczeństwa dość radykalny, dlatego trudno podejrzewać partie opozycyjne, np. PSL czy Nową Lewicę, o powyborczą współpracę ze Zjednoczoną Prawicą. Zaznaczam jednak, że na scenie politycznej jeszcze się wiele może wydarzyć. Pamiętajmy, że po 24 lutego nastąpiło sondażowe odbicie PiS, bo w sytuacji, gdy w grę wchodzi bezpieczeństwo obywateli, narzędzia dla jego zachowania ma tylko władza i dlatego się umacnia. Z drugiej strony jednak PO nigdy od siedmiu lat nie była tak bliska przejęcia władzy w układzie koalicyjnym jak obecnie. Dużo będzie zależeć od tego jaka będzie frekwencja, i od wiary w zwycięstwo.
A czy obóz Zjednoczonej Prawicy dotrwa w całości do wyborów, czy się rozpadnie?
Myślę, że dotrwa, bo Solidarna Polska to partia wirtualna, która istnieje tylko w układzie koalicyjnym z PiS. To jest dla nich jedyna szansa na przetrwanie. Nikt inny ich nie przyjmie, a zdolność Solidarnej Polski do samodzielnego startu w wyborach jest żadna. Pewnie antypatie wewnątrz Zjednoczonej Prawicy będą coraz trudniej skrywane, ale trzeba będzie do tych wyborów dotrwać. Każdy potencjalny procent głosów będzie potrzebny Jarosławowi Kaczyńskiemu, jeżeli chce mieć nadzieję na trzecią kadencję.