Wybieranie ze śmietnika wiedzy

Zgromadzona przez ludzkość wiedza zaczyna przypominać ogromny śmietnik. Zamiast więc wrzucać do niego kolejne przedmioty, należałoby zabrać się do wielkich porządków.

Publikacja: 23.09.2022 17:00

Wybieranie ze śmietnika wiedzy

Foto: mirosław owczarek

Mieszkańcy jednego z bloków w Gorzowie Wielkopolskim zaalarmowali policję, gdy od kilku tygodni nie widzieli swojej 70-letniej sąsiadki. Funkcjonariuszom nie udało się dostać do mieszkania przez drzwi, ponieważ były zasypane zgromadzonymi tam przedmiotami. Ostatecznie poproszono o pomoc straż pożarną. Po wejściu do lokalu przez okno odnaleziono ciało kobiety pod jednym ze stosów przedmiotów, które przygniotły ją i unieruchomiły. W ciągu doby z 42-metrowego mieszkania usunięto cztery kontenery śmieci i zamówiono kolejnych dziesięć. Kobieta cierpiała na syllogomanię – patologiczne zbieractwo.

Psychologia dobrze poznała i opisała to zaburzenie, które bywa przyczyną śmierci, jak w opisanym wyżej przypadku. „Kolekcje” osiągają takie rozmiary, że praktycznie uniemożliwiają poruszanie się po domu, a zbieracz, żeby gdzieś się dostać, musi korzystać z karkołomnych ścieżek wśród zwałów rupieci. W badaniach psychologów z Worcester Polytechnic Institute Project Center w Melbourne okazało się, że patologiczne zbieractwo jest, przynajmniej w Australii, przyczyną prawie jednej czwartej tragicznych śmierci w pożarach domów.

Czytaj więcej

Naprawianie dziecka w terapeutycznym pit stopie

Gdyby wszyscy rzucili palenie

Złagodzenie objawów tego zaburzenia psychicznego jest niemożliwe bez pozbycia się zbędnych przedmiotów. Poprawa jakości życia ludzi, których dotknęła ta przypadłość, prowadzi jedynie przez dość radykalne odejmowanie. To klasyczny przykład dodawania przez odejmowanie. I nie jest to jedyna sfera życia, w której obowiązuje ta zasada.

Odejmowanie przynosi niewyobrażalne korzyści w przypadku biurokracji. Spiętrzenie procedur powoduje paraliż systemów administracyjnych, a próby jego przezwyciężenia kończą się często tym, że petenci, poza tradycyjną papierową dokumentacją, muszą jeszcze ją prowadzić i przechowywać w formie cyfrowej.

„Posągi powstają przez odejmowanie” – stwierdził kiedyś filozof Proklos Ateńczyk. Żadna, najpiękniejsza nawet bryła najszlachetniejszego marmuru nigdy nie stała się przedmiotem adoracji, zanim nie odjęto od niej zbędnej materii. Jak głosi tradycja, w pełni świadom był tego Michał Anioł, twórca m.in. majestatycznego posągu Dawida. Indagowany o sekret swojego geniuszu miał odrzec – parafrazując słowa Proklosa – „to bardzo proste, wystarczyło usunąć wszystko, co nie było Dawidem”. Aby stworzyć sobie lepsze wyobrażenie, czym jest zasada dodawania przez odejmowanie w działaniu, spróbujmy przyjrzeć się naszej własnej kondycji zdrowotnej. Prawdopodobnie dla większości z nas prawdziwym okaże się stwierdzenie, że rezygnacja z niektórych używek (tytoń, alkohol, kofeina i inne), odjęcie z codziennej diety nadmiaru niektórych pokarmów (bogatych w cukry, tłuszcze itp.), może dać nam więcej korzyści niż przyjmowanie tuzina dodatkowych tabletek dziennie, wdrażanie nowatorskich diet czy wymyślnych programów treningowych.

Nassim Taleb, znany ekonomista i filozof zajmujący się zagadnieniami prawdopodobieństwa, przypadkowości i niepewności, w swojej książce „Antykruchość” przedstawił obliczenia, z których wynika, że rezygnacja z palenia tytoniu przez wszystkich ludzi na Ziemi przyniosłaby w skali globalnej więcej korzyści, niż daje ich cały złożony system opieki medycznej. Innymi słowy, gdyby wszyscy ludzie w tym samym momencie rzucili palenie i jednocześnie zamknięto by wszystkie szpitale, przychodnie i zlikwidowano całą opiekę medyczną, to i tak w zakresie stanu zdrowia ludzkość wyszłaby na plus.

Śmieciowa nauka

Patologicznym zbieraczem, któremu grozi śmierć w pożarze lub pod stertą zgromadzonych przez siebie rupieci, może być jeden z naszych miłych sąsiadów mijany codziennie w drodze do pracy. Nie dowiemy się tego, dopóki nie zajrzymy do jego mieszkania. Podobnie wiele obszarów naszego codziennego życia, jak również niektóre dziedziny nauki przepełniają niepotrzebne przedmioty, pojęcia, konstrukty, koncepcje, choć na pierwszy rzut oka wydają się uporządkowane i schludne. Dopiero przypadek odkrywa przed nami, że to, co braliśmy za rodzaj porządku, okazuje się być niczym innym, jak tylko nikomu niepotrzebnymi rupieciami, utrudniającymi zarówno rozwój, jak i codzienne funkcjonowanie.

Takiego odkrycia dokonała psycholożka Susan Michie z University College London wraz ze swoją grupą współpracowników, złożoną ze specjalistów w zakresie ochrony zdrowia, pracującą nad wdrożeniem teorii psychologicznej zmiany działania pracowników opieki medycznej. Zidentyfikowali oni w tym obszarze 33 teorie psychologiczne wyjaśniające zachowania za pomocą 128 konstruktów teoretycznych. I nie był to wynik wyczerpującego przeglądu literatury, lecz po prostu efekt jednej sesji burzy mózgów. Jest wysoce nieprawdopodobne, że potrzebujemy tak wielu teorii i konstruktów, aby wyjaśnić zachowanie. W tym konkretnym wypadku dość proste, bo implementacja tych teorii miała służyć... zwiększeniu częstotliwości mycia rąk przez pracowników służby zdrowia.

To nie wyjątek. W kilku innych sytuacjach dostrzeżono podobny nadmiar teoretycznych rupieci, dlatego też taki multiplikujący charakter niektórych dziedzin nauki dość dobrze oddaje określenie „nauka śmieciowa”. Nadaje się to miano dwojakiego rodzaju pracom. Tym, które powstają na zamówienie i mają potwierdzać założenia zamawiającego (np. firmy produkującej jakąś substancję, która za pomocą badań usiłuje potwierdzić jego skuteczność), a także takim, których nikt nie będzie czytał i nie wykorzysta. O ile te pierwsze są często trudnymi do wykrycia oszustwami, o tyle te drugie dość łatwo zidentyfikować i policzyć ich udział w ogólnej produkcji naukowej. Są to po prostu prace, których nikt nie zacytował przez pięć lat, nawet sami ich autorzy. A jeśli tak, to znaczy, że albo ich nikt nie przeczytał, albo po lekturze uznał za nieprzydatne.

Udział nauki śmieciowej jest różny w różnych dziedzinach. Specjalista w zakresie badania komunikacji naukowej Vincent Larivière wraz ze swoimi współpracownikami z Centre for Science and Technology Studies w Montrealu oszacowali, że stanowi ona około 82 proc. w naukach humanistycznych, 32 proc. w naukach społecznych, 27 proc. w naukach przyrodniczych i 12 proc. w naukach medycznych. Czy nie przypomina to mieszkania patologicznego zbieracza? Przecież nawet stosunkowo niski wynik udziału nauk śmieciowych w medycynie może przerazić, jeśli uświadomimy sobie, jak ogromne mogą być koszty takich badań w porównaniu np. z kosztami prac humanistów.

Czytaj więcej

Kultura ofiar. Kto na niej zarabia?

Kolekcjonujące umysły

Jeszcze gorzej rzecz ma się z ogólną wiedzą gromadzoną przez ludzi. Ciekawą analizę przeprowadził architekt i futurolog Richard Buckminster Fuller. Swoje obliczenia odniósł do okresu 200 tys. lat ewolucji gatunku homo sapiens, zakładając, że w ciągu pierwszych 198 tys. lat ludzkość zgromadziła pewną sumę wiedzy. Jej podwojenie zajęło już tylko niecałe 1,5 tys. lat. Ta podwojona suma wiedzy została ponownie zdublowana już tylko w ciągu 500 lat. Pomiędzy rokiem 1900 a 1950 ponownie ją pomnożyliśmy razy dwa.

W pewnym momencie przyrost wiedzy nabrał charakteru wykładniczego. Na kolejną taką operację potrzebowaliśmy 20 lat, następnie już tylko dziesięciu, potem ośmiu, aby około 2017 r. dojść do 13 miesięcy. Dzisiaj suma wiedzy jest podwajana co około 12 godzin, a tempo systematycznie się zwiększa.

Oczywiście, spora jej część ma charakter addytywny (polegający na dodawaniu kolejnych elementów). Nie da się przecież powstrzymać przyrostu danych historycznych. Coraz większa liczba ludzi dostarcza coraz większej liczby wydarzeń, które są elementami tej wiedzy. Ale ogromna jej część ma wartość podobną do przedmiotów gromadzonych przez patologicznych zbieraczy. Nikt nigdy z niej nie skorzysta, a utrudnia poszukiwanie tej pożądanej wiedzy. Już dzisiaj, pomimo nieprawdopodobnie wydajnych algorytmów przeszukujących światowe zasoby, dotarcie do tej właściwej pochłania mnóstwo naszego czasu. Tylko trochę lepiej rzecz ma się w nauce, choć i tutaj przyrost wiedzy przybiera charakter wykładniczy. Jak pokazał raport Association of Scientific, Technical and Medical Publishers z 2018 r., o ile w latach 70. na całym świecie publikowano około 0,5 mln artykułów naukowych rocznie, o tyle dzisiaj liczba ta przekracza już 4 mln. Dlaczego nie potrafimy powstrzymać się przed takim zachłannym gromadzeniem śmieci?

Odpowiedź na to pytanie tkwi prawdopodobnie w naturze naszych umysłów. Od dawna obserwowano, że wśród pomysłów racjonalizatorskich zaledwie około 10 proc. ma charakter subtraktywny (oparty na odejmowaniu), pozostałe polegają na dodawaniu. Te spostrzeżenia sugerowały, że umysł ludzki preferuje myślenie addytywne. Ale dopiero w 2021 r. Gabrielle S. Adams z University of Virginia wraz ze swoimi współpracownikami wykazali w badaniach eksperymentalnych, że kiedy ludzie poszukują ulepszeń jakiejś procedury, wzmocnienia własnej argumentacji, sposobów oddziaływania na innych, zwykle nie dostrzegają możliwości subtraktywnych. W ośmiu przeprowadzonych przez badaczy eksperymentach uczestnicy poszukiwali sposobów złagodzenia przeciążonych harmonogramów, zmniejszenia biurokracji, poprawy konstrukcji z klocków Lego, ulepszenia pola golfowego, a także zminimalizowania oddziaływania ludzi na planetę. I w każdej sytuacji nie dostrzegali możliwości korzystnych zmian subtraktywnych w porównaniu z addytywnymi, nawet jeśli w zadaniu sugerowano im te pierwsze. Eksperymentatorzy tłumaczą ten efekt przeciążeniem poznawczym, które wywołują pomysły subtraktywne. O wiele łatwiej przychodzi nam dodawać coś do istniejących rozwiązań, niż odejmować, czyniąc je przez to lepszymi, nawet jeśli sprawa dotyczy tak błahych czynności, jak konstrukcja z klocków czy plan wycieczki.

Jeden ze współautorów tych badań, prof. Leidy Klotz, również w 2021 r. opublikował książkę zatytułowaną „Subtract: The Untapped Science of Less” (Odejmowanie. Niewykorzystana nauka mniejszego), w której nie tylko wyjaśnia ewolucyjne korzenie naszych tendencji do zbieractwa, ale również omawia mechanizm neurofizjologiczny tego zjawiska. Gromadzenie jedzenia, ale także innych przedmiotów, aktywizuje w mózgu ten sam układ nagrody, który odpowiada za odczuwanie przyjemności podczas jedzenia, jest pobudzany po przyjęciu kokainy czy w trakcie przeglądania lajków na Facebooku. W przypadku patologicznych zbieraczy uaktywnia się prawdopodobnie za każdym razem, kiedy dodają oni do swojej „kolekcji” jakiś przedmiot.

Zbieractwo, jako cechę charakterystyczną gatunku homo sapiens, dostrzeżemy z łatwością, analizując liczbę przedmiotów, które wydają nam się niezbędnymi w życiu. Jak pisze psycholog i sceptyk Michael Shermer w swojej książce „Rynkowy umysł”, Jonomamowie, Indianie żyjący dzisiaj nad brzegami Orinoko, korzystają z około 300 różnych przedmiotów i produktów natury. Na początku XXI wieku na rynek amerykański codziennie trafiało 700 nowych produktów, co w roku dawało ponad ćwierć miliona. W 2005 r. na rynku pojawiły się 26 893 nowe produkty żywnościowe (w tym 187 rodzajów samych tylko płatków śniadaniowych) i 303 nowe kosmetyki dla kobiet (w tym 118 rodzajów dezodorantów).

Uniwersalność pewnej brzytwy

Zbieractwo, które pomagało nam przeżyć na plejstoceńskiej sawannie, w antropocenie stało się kulą u nogi. To właśnie tendencja do gromadzenia i dodawania doprowadziła nas na skraj katastrofy ekologicznej. Rozwiązaniem tego problemu może być podejście, które wspomniany już wcześniej Nassim Taleb nazwał epistemologią subtraktywną polegającą na usuwaniu z naszego otoczenia wszystkiego, co zbędne i błędne.

Metody kształtujące epistemologię subtraktywną nie powstały w XXI wieku. Jednym z jej bardziej znanych prekursorów był Pyrron z Elidy (IV/III w. p.n.e.), założyciel szkoły sceptycznej. Znakomitym spadkobiercą tych tradycji był również średniowieczny franciszkanin William Ockham. Przytłoczony mnogością spekulatywnych systemów średniowiecznej scholastyki postulował zasadę ekonomii myślenia, którą znamy dzisiaj jako brzytwę Ockhama. Zgodnie z nią w tłumaczeniu zjawisk należy dążyć do prostoty, wybierając takie wyjaśnienia, które opierają się na jak najmniejszej liczbie założeń i pojęć.

Jak te metody działają, obrazuje historia roweru. Pierwsza konstrukcja, która przyjęła się w praktyce, nazywała się „celerifere” i została wymyślona w 1790 r. przez hrabiego Mède’a de Sivraca. Jej użytkownik siedział, trzymając w ręku drążek sterujący przednim kołem, a napędzał pojazd, odpychając się nogami od podłoża. Ten „rower biegowy”, jak go nazywano, był udoskonalany, lecz absolutnym przełomem okazało się dodanie doń ok. 1850 r. pedałów. Od tego czasu rozpoczęła się wielka kariera i ewolucja konstrukcji rowerów. Ich upowszechnianie napotkało jednak na problemy. Nauka jazdy bywała bowiem dość bolesna i szczególnie trudna dla dzieci. Konstruktorzy pospieszyli więc z pomocą, projektując trzykołowce albo rowery dziecięce z dokładanymi dwoma kółkami, stabilizującymi to z natury chwiejne urządzenie. Całe pokolenia uczyły się jazdy na tak wzbogaconych wersjach roweru, ale chyba każdy pamięta przełomowy dzień próby, w którym instruktor jazdy decydował o demontażu dodatkowych kółek.

Inżynierowie nadal jednak poszukiwali lepszych rozwiązań, aż któryś z nich zastosował brzytwę Ockhama, usuwając z konstrukcji wszelkie niepotrzebne założenia, chociażby takie jak to, że immanentnym elementem jazdy na rowerze jest kręcenie pedałami. Powstała konstrukcja do złudzenia przypominająca pierwszy „celerifere”, dzięki której dzieci uczą się utrzymywać odpowiedni balans będący istotą jazdy na rowerze dużo szybciej, a co najważniejsze bezboleśnie. W ten oto sposób, pozbywając się nadmiaru, historia zatoczyła rowerowe koło. Podobnie wiele obszarów nauki i technologii mogłoby zyskać dzięki skuteczności i sile odejmowania. Może się więc okazać, że w XXI wieku równie ważne, jak powiększanie naszej wiedzy, będzie jej porządkowanie i redukowanie. A czasami nawet istotniejsze.

Czytaj więcej

Infodemia. Jak pandemia daje impuls dla urojeń

Mieszkańcy jednego z bloków w Gorzowie Wielkopolskim zaalarmowali policję, gdy od kilku tygodni nie widzieli swojej 70-letniej sąsiadki. Funkcjonariuszom nie udało się dostać do mieszkania przez drzwi, ponieważ były zasypane zgromadzonymi tam przedmiotami. Ostatecznie poproszono o pomoc straż pożarną. Po wejściu do lokalu przez okno odnaleziono ciało kobiety pod jednym ze stosów przedmiotów, które przygniotły ją i unieruchomiły. W ciągu doby z 42-metrowego mieszkania usunięto cztery kontenery śmieci i zamówiono kolejnych dziesięć. Kobieta cierpiała na syllogomanię – patologiczne zbieractwo.

Pozostało 96% artykułu
Plus Minus
Kiedy będzie następna powódź w Polsce? Klimatolog odpowiada, o co musimy zadbać
Plus Minus
Filmowy „Reagan” to lukrowana laurka, ale widzowie w USA go pokochali
Plus Minus
W walce rządu z powodzią PiS kibicuje powodzi
Plus Minus
Aleksander Hall: Polska jest nieustannie dzielona. Robi to Donald Tusk i robi to PiS
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Prof. Marcin Matczak: PSL i Trzecia Droga w swym konserwatyzmie są bardziej szczere niż PiS