„Posągi powstają przez odejmowanie” – stwierdził kiedyś filozof Proklos Ateńczyk. Żadna, najpiękniejsza nawet bryła najszlachetniejszego marmuru nigdy nie stała się przedmiotem adoracji, zanim nie odjęto od niej zbędnej materii. Jak głosi tradycja, w pełni świadom był tego Michał Anioł, twórca m.in. majestatycznego posągu Dawida. Indagowany o sekret swojego geniuszu miał odrzec – parafrazując słowa Proklosa – „to bardzo proste, wystarczyło usunąć wszystko, co nie było Dawidem”. Aby stworzyć sobie lepsze wyobrażenie, czym jest zasada dodawania przez odejmowanie w działaniu, spróbujmy przyjrzeć się naszej własnej kondycji zdrowotnej. Prawdopodobnie dla większości z nas prawdziwym okaże się stwierdzenie, że rezygnacja z niektórych używek (tytoń, alkohol, kofeina i inne), odjęcie z codziennej diety nadmiaru niektórych pokarmów (bogatych w cukry, tłuszcze itp.), może dać nam więcej korzyści niż przyjmowanie tuzina dodatkowych tabletek dziennie, wdrażanie nowatorskich diet czy wymyślnych programów treningowych.
Nassim Taleb, znany ekonomista i filozof zajmujący się zagadnieniami prawdopodobieństwa, przypadkowości i niepewności, w swojej książce „Antykruchość” przedstawił obliczenia, z których wynika, że rezygnacja z palenia tytoniu przez wszystkich ludzi na Ziemi przyniosłaby w skali globalnej więcej korzyści, niż daje ich cały złożony system opieki medycznej. Innymi słowy, gdyby wszyscy ludzie w tym samym momencie rzucili palenie i jednocześnie zamknięto by wszystkie szpitale, przychodnie i zlikwidowano całą opiekę medyczną, to i tak w zakresie stanu zdrowia ludzkość wyszłaby na plus.
Śmieciowa nauka
Patologicznym zbieraczem, któremu grozi śmierć w pożarze lub pod stertą zgromadzonych przez siebie rupieci, może być jeden z naszych miłych sąsiadów mijany codziennie w drodze do pracy. Nie dowiemy się tego, dopóki nie zajrzymy do jego mieszkania. Podobnie wiele obszarów naszego codziennego życia, jak również niektóre dziedziny nauki przepełniają niepotrzebne przedmioty, pojęcia, konstrukty, koncepcje, choć na pierwszy rzut oka wydają się uporządkowane i schludne. Dopiero przypadek odkrywa przed nami, że to, co braliśmy za rodzaj porządku, okazuje się być niczym innym, jak tylko nikomu niepotrzebnymi rupieciami, utrudniającymi zarówno rozwój, jak i codzienne funkcjonowanie.
Takiego odkrycia dokonała psycholożka Susan Michie z University College London wraz ze swoją grupą współpracowników, złożoną ze specjalistów w zakresie ochrony zdrowia, pracującą nad wdrożeniem teorii psychologicznej zmiany działania pracowników opieki medycznej. Zidentyfikowali oni w tym obszarze 33 teorie psychologiczne wyjaśniające zachowania za pomocą 128 konstruktów teoretycznych. I nie był to wynik wyczerpującego przeglądu literatury, lecz po prostu efekt jednej sesji burzy mózgów. Jest wysoce nieprawdopodobne, że potrzebujemy tak wielu teorii i konstruktów, aby wyjaśnić zachowanie. W tym konkretnym wypadku dość proste, bo implementacja tych teorii miała służyć... zwiększeniu częstotliwości mycia rąk przez pracowników służby zdrowia.
To nie wyjątek. W kilku innych sytuacjach dostrzeżono podobny nadmiar teoretycznych rupieci, dlatego też taki multiplikujący charakter niektórych dziedzin nauki dość dobrze oddaje określenie „nauka śmieciowa”. Nadaje się to miano dwojakiego rodzaju pracom. Tym, które powstają na zamówienie i mają potwierdzać założenia zamawiającego (np. firmy produkującej jakąś substancję, która za pomocą badań usiłuje potwierdzić jego skuteczność), a także takim, których nikt nie będzie czytał i nie wykorzysta. O ile te pierwsze są często trudnymi do wykrycia oszustwami, o tyle te drugie dość łatwo zidentyfikować i policzyć ich udział w ogólnej produkcji naukowej. Są to po prostu prace, których nikt nie zacytował przez pięć lat, nawet sami ich autorzy. A jeśli tak, to znaczy, że albo ich nikt nie przeczytał, albo po lekturze uznał za nieprzydatne.
Udział nauki śmieciowej jest różny w różnych dziedzinach. Specjalista w zakresie badania komunikacji naukowej Vincent Larivière wraz ze swoimi współpracownikami z Centre for Science and Technology Studies w Montrealu oszacowali, że stanowi ona około 82 proc. w naukach humanistycznych, 32 proc. w naukach społecznych, 27 proc. w naukach przyrodniczych i 12 proc. w naukach medycznych. Czy nie przypomina to mieszkania patologicznego zbieracza? Przecież nawet stosunkowo niski wynik udziału nauk śmieciowych w medycynie może przerazić, jeśli uświadomimy sobie, jak ogromne mogą być koszty takich badań w porównaniu np. z kosztami prac humanistów.