Jakiś czas przed pandemią pewna dziennikarka zapytała mnie: „Ile czasu dzieci powinny spędzać na zajęciach pozalekcyjnych?”. Choć wiem, że odpowiadanie pytaniem na pytanie jest niegrzeczne, to jednak, usiłując odkryć zawarte w tym zdaniu pokłady ukrytych znaczeń, zrobiłem wyjątek od zasady. „A ile godzin na dobę, pani zdaniem, powinni pracować niewolnicy?” – zripostowałem.
W bezrefleksyjnej prośbie o radę dotyczącą wymiaru czasu spędzanego przez dzieci na zajęciach pozalekcyjnych kryje się założenie, że one w ogóle są potrzebne. Mało tego, że służą dzieciom i przyczyniają się do ich dobrostanu, że są lepsze od towarzystwa rodziców, dziadków i podwórka, że pomogą im zdobyć lepszą pozycję w przyszłości i tak dalej. Jednak zarówno ten dobrostan, jak i pozycję w przyszłości, mierzymy miarą akceptowanego przez nas zestawu wartości i nie da się przyłożyć do nich żadnej miary obiektywnej. Być może za kilkadziesiąt lat ktoś uzna to pytanie za podobnie absurdalne, jak absurdalna jest dyskusja o liczbie godzin pracy niewolnika w obliczu faktu niewolenia jednego człowieka przez drugiego. Ale przecież jeszcze kilkaset lat temu nikt nie dostrzegał tej niedorzeczności. Być może szukano racjonalnej odpowiedzi na tak postawione pytanie, opartej na nauce i doświadczeniu, uzasadnionej ekonomicznie, podobnie jak dzisiaj szukamy odpowiedzi na pytanie o dopuszczalne obciążenie naszych dzieci.
Czytaj więcej
Kiedyś zdobycie władzy nad innymi wymagało wykazania się odwagą i siłą. Dzisiaj, jak nigdy dotąd w historii, na buty władców przelewających krew tysięcy nie pada nawet jedna kropla krwi. Ale czy to znaczy, że nie potrafią oni dominować i wykorzystywać innych?
Luksus wspólnego posiłku
Intensyfikowanie dzieciństwa to trend stosunkowo nowy w naszym krajobrazie kulturowym. Ogólnokrajowe badanie dzienniczków czasu przeprowadzone przez Centrum Badań Ankietowych Uniwersytetu Michigan w latach 1981 i 1997 chyba po raz pierwszy udokumentowało tę zmianę, przynajmniej w USA. W ciągu 16 lat objętych badaniem dzieci utraciły 12 godzin tygodniowo swojego wolnego czasu. W tym 3 godziny mniej poświęcały na zabawę i 6 godzin mniej na spontaniczne zajęcia na świeżym powietrzu. W tym samym okresie czas spędzony na zorganizowanych zajęciach sportowych się podwoił, a tzw. pasywna rozrywka (obserwowanie rodzeństwa i innych ludzi bawiących się lub coś robiących) wydłużyła się sześciokrotnie – z pół godziny tygodniowo do ponad trzech godzin. Wzrósł też o 50 proc. czas poświęcony na zadania domowe. Z kolei rozmowy między rodzicami i dziećmi, podczas których nie robi się nic innego, prawie zupełnie zniknęły z rozkładu życia rodzinnego.
W innym ogólnokrajowym badaniu przeprowadzonym w USA okazało się, że o jedną trzecią spadła liczba rodzin, które deklarują, że regularnie jedzą wspólne obiady. Może nie byłoby w tym nic zatrważającego, gdyby nie fakt, że istnieje silny związek między regularnymi rodzinnymi posiłkami a wieloma innymi pozytywnymi aspektami życia, takimi jak: sukcesy w nauce, przystosowanie psychologiczne, niższe wskaźniki używania alkoholu i narkotyków, niepodejmowanie przedwczesnych zachowań seksualnych i prób samobójczych. Brak regularnych posiłków rodzinnych wiązał się z wyższym ryzykiem we wszystkich tych obszarach.