Peiter „Mudge” Zatko – zapamiętajcie sobie państwo to nazwisko, bo będzie o nim głośno. Tak jak rok temu o Frances Haugen, która stała się na kilka tygodni bohaterką mediów, wynosząc z Facebooka tysiące stron dokumentów. Ujawniła, że władze firmy miały świadomość negatywnego wpływu jej serwisów na psychikę użytkowników i na stan demokracji. Teraz Zatko napisał raport dotyczący niewiarygodnej wprost dezynwoltury, z jaką do kwestii bezpieczeństwa podchodzą władze Twittera. I tak jak chłopcem do bicia wśród serwisów społecznościowych przez ostatnie lata był Facebook, tak teraz może stać się nim Twitter. Tym bardziej, że jesienią czeka nas też bardzo głośny proces między nim a Elonem Muskiem, po zerwaniu przez właściciela Tesli wartej 44 mld dolarów umowy. Musk ogłosił w tym tygodniu, że wezwie Zatkę na świadka.
Czytaj więcej
Czy jeśli już kiedyś powstanie samoświadoma sztuczna inteligencja, stanie się podmiotem moralnym? Czy będzie rozróżniać dobro i zło?
Peiter Zatko po raz pierwszy stał się znany szerszej publiczności ćwierć wieku temu, gdy jako haker o pseudonimie Mudge wystąpił w Kongresie podczas przesłuchania na temat cybebezpieczeństwa – w czasie gdy świat dopiero zaczynał się nad tą kwestią zastanawiać. Później dbał o bezpieczeństwo np. w Google’u, pracował też w amerykańskim Departamencie Obrony. Gdy w 2020 r. kilku nastolatków zhakowało konta Baracka Obamy, Joe Bidena, Elona Muska czy Kim Kardashian, zachęcając tam do inwestycji w kryptowaluty, ówczesny prezes Twittera i jego założyciel Jack Dorsey postanowił wynająć właśnie Mudga, by zrobił audyt bezpieczeństwa.
Pod koniec 2021 r. Dorsey odszedł z Twittera, a w styczniu 2022 roku Zatkę wyrzuciło nowe kierownictwo. Uznał jednak swoje ustalenia za tak istotne, że w czerwcu przesłał do najważniejszych instytucji 200-stronicowy raport. Kilka dni temu wyciekł on do CNN i „Washington Post”. Zdaniem Zatki działalność Twittera charakteryzują „rażące braki, zaniedbania, celowa niewiedza oraz zagrożenia dla bezpieczeństwa narodowego i demokracji”. Według eksperta w firmie nie ma zasad ani kontroli nad tym, kto ma dostęp do danych, a nawet kont użytkowników. Nie da się też skasować konta, ponieważ firma nie panuje nad informacjami na własnych serwerach – a jest ich aż 500 tysięcy. Na dodatek ich oprogramowanie nie jest regularnie aktualizowane, stwarzając olbrzymie zagrożenie dla bezpieczeństwa. Jego zdaniem Twitter nie ma też możliwości oceny, ilu użytkowników to boty lub fałszywe konta (to jest sednem zarzutu Muska wobec władz firmy).