Jan Maciejewski: Na brzegu szarej przystani

W tym wszystkim, czym skrupulatnie nauczono nas gardzić – przywiązaniu europejskiej arystokracji do form, w których zachowywała swoją przeszłość – tkwiło coś niezwykle elfickiego.

Publikacja: 24.06.2022 17:00

Jan Maciejewski: Na brzegu szarej przystani

Foto: Fotorzepa/Robert Gardziński

Świat zmienił się tak bardzo, że nie było już na nim dla nich miejsca. Odchodzili stopniowo, partiami, wsiadając na statki, które płynęły w jedną stronę. Zabierali ze sobą tylko podręczny bagaż, wszystko inne zostawiając za plecami. Ale bez nich te miejsca i sprzęty stawały się niezrozumiałe, jakby tylko oni potrafili w nich mieszkać i się nimi posługiwać. Tak naprawdę zabierali ze sobą tak wiele, że aż dziw bierze, że ich okręty były to w stanie pomieścić, nie poszły pod tym ciężarem na dno. Przeszłość musi przecież swoje ważyć. A jednocześnie treść, która się na nią składa, jest nieuchwytna jak zapach, atmosfera miejsca. Dociąża każdą chwilę; umieszcza ją w kontekście, hierarchii, strukturze.

Czytaj więcej

Jan Maciejewski: Esej w obronie nostalgii

Dopiero niedawno skojarzyły mi się ze sobą te dwa exodusy, wielkie odejścia. Elfów z Tolkienowskiego Śródziemia i starej arystokracji z Europy Środkowej. Pierwsze – z Szarej Przystani, drugie – z jeszcze bardziej szarych dworców kolejowych. Jedni i drudzy wyruszali na Zachód, by już nigdy stamtąd nie wrócić. U końca Trzeciej Ery Śródziemia zmiany zaszły co najmniej tak samo daleko, jak w pierwszej połowie XX wieku. Pożegnanie pierwszych dzieci Iluvatara, starszych braci ludzi, było nieuchronne, niezależnie od wyniku wojny o pierścień. Musieli odpłynąć za wielką wodę albo zmarnieć i zszarzeć, zostając tam, gdzie żyli. Z lasów i jezior ulotniła się magia, która sprawiała, że byli tam u siebie. Tak czy inaczej stali się wygnańcami. Ich odejście pozbawiło świat nieśmiertelności. Byli chodzącą pamięcią, żywym trwaniem. Komuś od urodzenia skazanemu na śmierć trudno jest wyobrazić sobie, jak można dźwigać na swoich barkach tyle przeszłości. A przecież Legolas był najbardziej zwinnym członkiem drużyny pierścienia. Co nie odbierało mu jednocześnie rangi najbardziej dostojnego.

W tym wszystkim, czym skrupulatnie nauczono nas gardzić – przywiązaniu europejskiej arystokracji do form, w których zachowywała swoją przeszłość (od herbarzy po sposób podawania herbaty) – tkwiło tak naprawdę coś niezwykle elfickiego. Jakiś pierwiastek nieśmiertelności, zupełne przeciwieństwo tego niekończącego się dożywocia, o którym roją sobie dzisiaj transhumaniści. Szlachetność spoza czasu. Odblask hierarchii nieuczynionej, a więc i nienaruszalnej ludzką ręką. Godność, której nie jest w stanie odebrać żaden państwowy dekret ani najbardziej nawet agresywne chamstwo. We wspomnieniach i opowieściach o wyganianych, upokarzanych arystokratach najbardziej wzruszająca, najważniejsza jest ich potrzeba oraz umiejętność zachowywania dawnych form. Jedzenia głodowych porcji nożem i widelcem. Skrupulatnego dbania o najbardziej nawet sfatygowane elementy garderoby. W tamtej formie przetrwała treść; zmysł hierarchii, szlachetność samego istnienia. Tym bardziej widoczna, im mocniej wyzuta z całego dotychczasowego kontekstu. Wygnanie z majątków i posiadłości było tylko wystawieniem ich misji na widok publiczny.

W tym wszystkim, czym skrupulatnie nauczono nas gardzić – przywiązaniu europejskiej arystokracji do form, w których zachowywała swoją przeszłość (od herbarzy po sposób podawania herbaty) – tkwiło tak naprawdę coś niezwykle elfickiego. Jakiś pierwiastek nieśmiertelności, zupełne przeciwieństwo tego niekończącego się dożywocia, o którym roją sobie dzisiaj transhumaniści. 

Bardziej niedzisiejsze od stwierdzenia, że istniało coś takiego, jak arystokratyczne powołanie, szersza, promieniująca na całe społeczeństwo racja istnienia tej warstwy, może być już chyba tylko powiedzenie, że istnieje ona nadal. Jeśli mówię o sobie, że jestem chamem, to znaczy, że niczego nie udaję. Jestem autentyczny, prawdziwy, szczery. Żyję w zgodzie z samym sobą, nie ograniczają mnie żadne normy. To chamstwo wyznacza dzisiaj horyzont aspiracji. Jest w zgodzie z trendami. Przy okazji – niewiele kosztuje, może tylko trochę wstydu na początku, zanim początkujący cham wyzbędzie się resztki zahamowań. Zanim wtopi się w tłum ludzi jak on przekonanych o swojej autentyczności, doskonale posłusznych w swojej niezależności.

Czytaj więcej

Jan Maciejewski: Demon południa

Nigdy nie jest za późno. Wciąż warto wybrać się do Szarej Przystani, szarych, choć już kilka razy od tamtej pory odnowionych dworców. Pójść tam, żeby zatęsknić za tym, co ze sobą zabrali. W tym jednym przypadku tęsknota jest równoznaczna z odzyskaniem. To rzeczy, których nigdy nie da się posiąść, a więc nie można ich też bezpowrotnie stracić. Szlachetne napięcie hierarchii, świadomość własnej rangi, poczucie sensu i misji. Magia elfów.

Świat zmienił się tak bardzo, że nie było już na nim dla nich miejsca. Odchodzili stopniowo, partiami, wsiadając na statki, które płynęły w jedną stronę. Zabierali ze sobą tylko podręczny bagaż, wszystko inne zostawiając za plecami. Ale bez nich te miejsca i sprzęty stawały się niezrozumiałe, jakby tylko oni potrafili w nich mieszkać i się nimi posługiwać. Tak naprawdę zabierali ze sobą tak wiele, że aż dziw bierze, że ich okręty były to w stanie pomieścić, nie poszły pod tym ciężarem na dno. Przeszłość musi przecież swoje ważyć. A jednocześnie treść, która się na nią składa, jest nieuchwytna jak zapach, atmosfera miejsca. Dociąża każdą chwilę; umieszcza ją w kontekście, hierarchii, strukturze.

Pozostało 84% artykułu
Plus Minus
Kiedy będzie następna powódź w Polsce? Klimatolog odpowiada, o co musimy zadbać
Plus Minus
Filmowy „Reagan” to lukrowana laurka, ale widzowie w USA go pokochali
Plus Minus
W walce rządu z powodzią PiS kibicuje powodzi
Plus Minus
Aleksander Hall: Polska jest nieustannie dzielona. Robi to Donald Tusk i robi to PiS
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Prof. Marcin Matczak: PSL i Trzecia Droga w swym konserwatyzmie są bardziej szczere niż PiS