Kiedy wprowadzaliśmy się z żoną do nowohuckiego mieszkania, niewiele w nim było. Rodzina zmarłego inżyniera zdążyła uporządkować większość rzeczy, została jedynie część mebli i resztka wystroju, która zdobiła mieszkanie pamiętające jeszcze poprzedni wiek. Zbudowane na początku lat 50. mieszkanie wyglądało tak, jak wiele podobnych urządzanych w latach PRL-u. Meblościanki, pawlacze, a w gablotach pozostałości ozdobnych porcelanowych filiżanek. W centralnym miejscu kuchni wisiały zaś dwa zdobione kwiatowymi motywami talerze – zielono-brązowy z Włocławka i niebieski z Bolesławca. W szafkach stały jeszcze półmiski z Wałbrzycha. Wszystko to, co przewija się w ostatnich reportażach Piotra Witwickiego „Znikająca Polska” oraz „Nie ma i nie będzie” Magdaleny Okraski jako namacalne dowody upadku polskiego przemysłu, a co za tym idzie całych miast w cyklu ustrojowej i gospodarczej transformacji, w moim nowym mieszkaniu wyeksponowane było na pierwszym planie. Dokładnie tak, jak w dziesiątkach innych domów, które było mi dane w swoim życiu oglądać, pełne PRL-owskich przedmiotów codziennego użytku, które w rękach reportażystów stanowią początek drogi do wspomnień emerytowanych robotników.
Powszechnie uważa się, że wystarczy poczekać wystarczająco długo, aby opatrzone już wzory powróciły do mody. Witwicki w wydanej w zeszłym roku „Znikającej Polsce” pisze o jednym z powodów upadku włocławskiej fabryki Ceramika tak: „Fajans miał się w Polsce w miarę dobrze, gdy można było kupić głównie fajans. Jednak samo otwarcie rynku wystarczyło, by rzucić na deski fabrykę o najdłuższej historii w mieście. Z dnia na dzień fajans stał się przeżytkiem. W sklepach pojawiły się zagraniczne wyroby ceramiczne, które Polacy pokochali”.
I tak oto przyzwyczajani przez lata do PRL-owskiego wzornictwa Polacy mieli już go dość, masowo wybierając produkty z importu. Zniknął popyt, przemysł, a tworzący go ludzie stracili pracę. Nie zaczęła znikać jednak przemilczana pamięć, która teraz przybiera na sile i domaga się uwagi. Bo fajans to nie tylko rodzaj ceramiki, ale też synonim chłamu, tandety niemalże śmiecia. To przeciwko temu buntują się współcześni autorzy, starając się nie tyle opisać rzeczywistość, co przepracować własną, ale i społeczną traumę – zapomnienia i poniżenia, tym samym dowartościowując przeszłość.
Boże jaki miły wieczór
tyle wódki tyle piwa
a potem plątanina
w kulisach tego raju
między pluszową kotarą
a kuchnią za kratą
czułem jak wyzwalam się
od zbędnego nadmiaru energii
w którą wyposażyła mnie młodość
możliwe
że mógłbym użyć jej inaczej
np. napisać 4 reportaże
o perspektywach rozwoju małych miasteczek
ale
mam w dupie małe miasteczka
mam w dupie małe miasteczka
mam w dupie małe miasteczka
Czytaj więcej
W szybkim tempie przybywa rodziców,którzy wolą kształcić dzieci w domu, poza systemem publicznego szkolnictwa. Pandemia pozwoliła im dostrzec słabości edukacji szkolnej, a transfery społeczne i likwidacja rejonizacji zwiększyły możliwości nauki zdalnej.