Do ataków dochodzi głównie w Warszawie, ale zdarzają się również w Wielkopolsce, na Śląsku i w innych regionach. Pokrzywdzone, zwykle młode kobiety, jako sprawców wskazują obcojęzycznych kierowców. Do warszawskich prokuratur w ubiegłym i tym roku trafiło 21 takich przypadków – tylko jeden się nie potwierdził. Z kolei z danych policji wynika, że zgłoszeń przestępstw o podłożu seksualnym w transporcie świadczonym za pośrednictwem aplikacji internetowych na terenie objętym działaniem Komendy Stołecznej Policji było łącznie 30 – przy czym 16 w minionym roku, a w obecnym już 14.
Czytaj więcej
Są kierowcy, którzy całe życie żyją ze świadomością, że kogoś zabili. Ale też tacy, którzy pokazują „faka". Nowa kategoria to młodzi skłonni do ekstremalnych wyczynów i chwalenia się nimi w sieci.
Blokują drzwi
Najbardziej znana historia – nagłośniona przez samą pokrzywdzoną, by przestrzec inne potencjalne ofiary – dotyczy kobiety o imieniu Noemi.
W lutym w nocy poprzez aplikację zamówiła kurs do mieszkania. Podczas jazdy zmęczona przysnęła. „Śniło mi się, że mówi do mnie jakiś męski głos i dotyka mnie po pośladkach. Gdy się obudziłam, okazało się, że to nie był sen... tylko kierowca Bolta" – napisała na Facebooku. Kiedy się ocknęła, zaczęła krzyczeć, zadzwoniła do chłopaka. Kierowca się wystraszył i odwiózł ją do domu. Był nim 23-letni Tadżyk. Prokuratura niedawno skierowała przeciwko niemu akt oskarżenia do sądu. Przesłuchany twierdził, że „dotykał pleców" śpiącej pasażerki, by ją obudzić. – To jego linia obrony, nielogiczna i sprzeczna z zebranymi dowodami – uważają śledczy. Bo po co wywiózł pasażerkę daleko, aż pod parking na Okęciu?
Sprawcy działają według powtarzalnego schematu. Napastują samotne kobiety nocą lub o świcie. Zbaczają z trasy lub zupełnie zmieniają kierunek. Zatrzymują się na odludnej lub pustej ulicy. Na tylnym siedzeniu jedne kobiety molestują, inne gwałcą. Dramaty trwają od kilku minut do – jak w jednym z przypadków – nawet dwóch i pół godziny.