Gwałty z aplikacji

„Seks, tylko pięć minut" – kilka słów łamaną polszczyzną i kierowca zatrzymuje samochód w ustronnym miejscu. Jedne kobiety są molestowane, inne gwałcone. Nasilają się napaści seksualne w taksówkach zamawianych przez Ubera i Bolta.

Publikacja: 13.05.2022 17:00

Gwałty z aplikacji

Foto: shutterstock

Do ataków dochodzi głównie w Warszawie, ale zdarzają się również w Wielkopolsce, na Śląsku i w innych regionach. Pokrzywdzone, zwykle młode kobiety, jako sprawców wskazują obcojęzycznych kierowców. Do warszawskich prokuratur w ubiegłym i tym roku trafiło 21 takich przypadków – tylko jeden się nie potwierdził. Z kolei z danych policji wynika, że zgłoszeń przestępstw o podłożu seksualnym w transporcie świadczonym za pośrednictwem aplikacji internetowych na terenie objętym działaniem Komendy Stołecznej Policji było łącznie 30 – przy czym 16 w minionym roku, a w obecnym już 14.

Czytaj więcej

Nie każdy pirat pije rum. Kim są sprawcy wypadków drogowych

Blokują drzwi

Najbardziej znana historia – nagłośniona przez samą pokrzywdzoną, by przestrzec inne potencjalne ofiary – dotyczy kobiety o imieniu Noemi.

W lutym w nocy poprzez aplikację zamówiła kurs do mieszkania. Podczas jazdy zmęczona przysnęła. „Śniło mi się, że mówi do mnie jakiś męski głos i dotyka mnie po pośladkach. Gdy się obudziłam, okazało się, że to nie był sen... tylko kierowca Bolta" – napisała na Facebooku. Kiedy się ocknęła, zaczęła krzyczeć, zadzwoniła do chłopaka. Kierowca się wystraszył i odwiózł ją do domu. Był nim 23-letni Tadżyk. Prokuratura niedawno skierowała przeciwko niemu akt oskarżenia do sądu. Przesłuchany twierdził, że „dotykał pleców" śpiącej pasażerki, by ją obudzić. – To jego linia obrony, nielogiczna i sprzeczna z zebranymi dowodami – uważają śledczy. Bo po co wywiózł pasażerkę daleko, aż pod parking na Okęciu?

Sprawcy działają według powtarzalnego schematu. Napastują samotne kobiety nocą lub o świcie. Zbaczają z trasy lub zupełnie zmieniają kierunek. Zatrzymują się na odludnej lub pustej ulicy. Na tylnym siedzeniu jedne kobiety molestują, inne gwałcą. Dramaty trwają od kilku minut do – jak w jednym z przypadków – nawet dwóch i pół godziny.

Noc, mały ruch potęgują uczucie strachu. „Bałam się, że jak go uderzę, to mnie zabije" – wyznała śledczym jedna z ofiar. Jesienią zeszłego roku wsiadła do samochodu, za kierownicą którego siedział 29-letni Gruzin. Zjechał na odludzie. Zmusił kobietę, by przesiadła się na tył auta, zaczął ją rozbierać, całować, aż w końcu zgwałcił. Ofiara go odpychała, ale on był silniejszy. Po wszystkim zakazał mówić o tym, co się stało, i zagroził, że znajdzie kobietę, jeśli komuś się poskarży. Został rozpoznany na okazanych zdjęciach.

Oskarżony zrzuca winę na pasażerkę, że sama się przesiadła na tył, rozebrała i chciała uprawiać seks, ale do kontaktu nie doszło.

– To powtarzający się scenariusz. Sprawcy albo się nie przyznają, albo zrzucają winę na pokrzywdzone. Twierdzą, że z ich inicjatywy doszło do pocałunków czy czegoś więcej – słyszymy od śledczych. Jak zauważają, zdumiewa natarczywość i zuchwałość napastników. Blokują zamki w drzwiach, jeden z nich obściskiwał pasażerkę nawet podczas postoju na czerwonym świetle. Inny przerwał gwałt i podciągnął spodnie dopiero wtedy, gdy zobaczył przejeżdżający radiowóz. Nawet jeśli kończy się na molestowaniu, ofiary przeżywają dramat.

Wciąż jest poszukiwany mężczyzna, który w Warszawie napastował młodą kobietę wracającą od kolegi. Kurs był tuż po północy, zamówiony w aplikacji Uber. Kierowca mówił po rosyjsku lub gruzińsku, rozumiał polski. Kobieta usiadła z przodu jako pasażer. Zaczął dotykać jej nogi, gdy przystanął na czerwonym świetle, a po zwróceniu uwagi nie zrezygnował, lecz gwałtownie zmienił trasę. Tłumaczył: „seks", „przerwa". Zatrzymał się na parkingu, gdzie nie było ludzi. Kobieta chwyciła za klamkę, by się wydostać, ale zablokował zamki. Zaczął dotykać ją w miejsca intymne, rozpiął spodnie i siłą przyciągał jej rękę. Nie zraził go krzyk, odpychanie. Wyrwał jej torebkę, gdy chciała sięgnąć po telefon. „Nie płakaj" – wycedził. Po kilku minutach wrócił na trasę, powtarzał: „dom", „seks". Na koniec zwolnił, by na czerwonym świetle znów zaatakować. Po kolejnych krzykach wypuścił ofiarę. „Jestem w stanie go rozpoznać" – zadeklarowała.

W domu pięcioro dzieci

Kierowcy gwałciciele korzystają z tego, że kobiety jadą same i nierzadko są po imprezie, na której wypiły kilka drinków. Wykorzystują ich bezradność. Tak jak pasażerki, która została zgwałcona w tym roku. Wracała ze spotkania ze znajomym, gdzie piła wino, a że nic nie jadła – jak przyznała – zaczął jej się „urywać film". Zasnęła w taksówce, a kiedy się ocknęła, leżała roznegliżowana na tylnej kanapie auta, a na niej „siedział" kierowca i ją gwałcił. Strach ją sparaliżował. Dopiero gdy obok przejechał radiowóz, kierowca z kaukaskim akcentem powiedział, że jedzie policja, podciągnął spodnie, wrócił za kółko i ruszył. Był tak pewny siebie, że gdy do pasażerki zadzwonił ktoś z jej bliskich, odebrał telefon, powiedział, że kobieta jest po alkoholu, i podał jej aparat, by uspokoiła dzwoniącego, że niedługo będzie w domu. Jednak nie mógł znaleźć adresu, więc kobieta zamówiła drugą taksówkę i nią dotarła do domu. Ze strachu milczała.

Gwałciciel w kontakty telefoniczne ofiary wpisał swój numer telefonu i jakby nigdy nic wysłał jej SMS z pytaniem po rosyjsku „Czy jesteś w domu?". Odpisała mu: „Zdajesz sobie sprawę, że mnie zgwałciłeś i że zamknie cię policja?". Tak się stało, już cztery dni po zdarzeniu prokurator wnioskował o areszt. Sprawca się nie przyznał, milczy.

Podejrzany to 31-letni Tadżyk, na stałe zamieszkały w tym kraju. Żonaty, ojciec pięciorga dzieci w wieku od roku do kilku lat. Ma na utrzymaniu też żonę, rodziców i siostry. Jest kierowcą w Tadżykistanie i w Rosji, a w Polsce jeździ w Bolcie. Deklaruje miesięczny obrót i dochód z dodatkami i premią na 4–5 tys. zł. Dotąd nie był karany.

Niektóre ofiary sugerują, że po wejściu do samochodu czuły się sparaliżowane, sugerując, że ktoś mógł im podać tzw. pigułkę gwałtu. – Kiedy tylko wsiadłam do auta, zrobiło mi się słabo, pociemniało w oczach – twierdziła jedna z pokrzywdzonych. Jesienią zeszłego roku wiózł ją kierowca, który twierdził, że jest z Gruzji. Dziewczyna była ze znajomymi w barze, wypiła trzy drinki, ale czuła się dobrze i ta ilość nie mogłaby tak na nią tak zadziałać. Jej nocny koszmar trwał dwie i pół godziny, co wiadomo po czasie zamówienia i dotarcia do domu – nad ranem, gdy udało jej się uciec z auta zamówionego w Bolcie. Twierdzi, że molestowało ją dwóch mężczyzn.

Kobieta pamięta, że kierowca od razu zablokował drzwi. Miała przebłyski świadomości, jak wyciągał ją z samochodu za nogi, ściągnął rajstopy, dotykał w krocze. Raz była na tyle auta z łysym mężczyzną, potem z przodu obok kierowcy, który miał zsunięte spodnie. W końcu udało jej się wyrwać i uciec.

Sprawcy nie użyli jej karty, nic nie ukradli. Ofiara przypuszcza, że została odurzona w taksówce gazem lub czymś innym – bo w jednej chwili źle się poczuła. Miała wrażenie paraliżu ciała, nie mogła się ruszyć i tylko w przebłyskach świadomości otwierała oczy.

Ten sprawca był przebiegły (wciąż jest szukany). Przejazd został wykasowany z systemu sieci – został komunikat, że „nie zapewniono kierowcy". Zablokowano też informację o płatności, choć pierwotnie wskazywała, że za przejazd pobrano 25 zł, i tyle „zeszło" z konta. Wcześniej pasażerka widziała trasę i miejsca postoju. Uważa, że dane wykasował kierowca.

– Słyszeliśmy o sugestiach pokrzywdzonych o podaniu im jakiegoś środka. Dowodowo dotąd tego nie udało się wykazać, ale pigułka gwałtu, np. podana w drinku, bardzo szybko znika z organizmu – mówi „Plusowi Minusowi" jeden ze śledczych. Inna trudność związana z ustalaniem sprawców polega na tym, że ofiary często po przeżyciach idą pod prysznic, piorą ubrania. – To po ludzku zrozumiałe i naturalne, ale tak niszczone są dowody – zaznacza.

O stanie podobnym do utraty świadomości mówi też studentka, która w ubiegłym roku po spotkaniu integracyjnym wracała samochodem zamówionym w Bolcie. Przysnęła na tylnej kanapie, a gdy się obudziła, miała podwinięty sweter i zsunięte spodnie, kierowca ją gwałcił. „Pięć minut seksu, pięć minut" – mówił, gdy zaczęła się szarpać i krzyczeć. Przesiadł się na przód, ruszył, ale po chwili znów się zatrzymał, przesiadł i próbował tego samego. „Tylko pięć minut" – powtarzał. Przestał, gdy zaczęła płakać. Kobieta wcześniej piła alkohol, ale nigdy nie traciła świadomości.

Czytaj więcej

Nie każdy pirat pije rum. Kim są sprawcy wypadków drogowych

Po nitce do kłębka

Większość ataków miało miejsce w lewobrzeżnej Warszawie, mniej po prawej stronie Wisły. Z danych prokuratury wynika, że na 20 potwierdzonych przypadków (11 z ubiegłego roku, 9 z obecnego) ustaleni sprawcy to sześciu Gruzinów, dwóch Uzbeków i dwóch Tadżyków, jeden Algierczyk oraz jeden z Turkmenistanu (narodowości ośmiu nie ustalono). Po połowie są to kierowcy Ubera i Bolta (w trzech przypadkach nie ustalono rodzaju aplikacji). W 13 sytuacjach doszło do gwałtów (jedno usiłowanie), w pozostałych do poddania się tzw. innej czynności seksualnej. Jedno zgłoszenie gwałtu okazało się nieprawdziwe. Dane policyjne wskazują, że w Warszawie w ubiegłym roku doszło do 79 gwałtów w różnych okolicznościach. Tymczasem w zeszłym roku i pierwszych miesiącach tego roku było już 30 zgłoszeń dotyczących napaści seksualnych w samych tylko pojazdach zamawianych przez aplikacje internetowe. Do tego w Wielkopolsce w tym i ubiegłym roku zgłoszono pięć takich przypadków, w Śląskiem i Dolnośląskiem po dwa, a w Kujawsko-Pomorskiem, Lubuskiem i Pomorskiem po jednym. – Policjanci ustalili 18 sprawców – podaje nam KGP.

Nie wszystkie przypadki są zgłaszane. Trudność z powiedzeniem w domu, co się stało, miała m.in. najmłodsza z ofiar – 16-latka. Tzw. innych czynności seksualnych dopuścił się wobec niej Gruzin – został aresztowany. Ofiarami są Polki i kilka cudzoziemek. W jednej z najnowszych spraw, z kwietnia, młoda cudzoziemka wyszła o świcie od koleżanki i zamówiła kurs Uberem. Miał trwać kwadrans. Kierujący 24-letni Gruzin zatrzymał się na bocznej drodze, siłą ściągnął z niej ubranie, wyjął prezerwatywę i zgwałcił. Jeździł, wykorzystując cudzą kartę. Zatrzymano go dzień po zgłoszeniu.

– Podejrzanych o dokonanie części przestępstw udało się wykryć, są wobec nich stosowane tymczasowe aresztowania, do sądu trafiły pierwsze akty oskarżenia – wskazuje Marcin Saduś, rzecznik Prokuratury Regionalnej w Warszawie, nadzorującej jednostki prowadzące takie śledztwa. Szanse na ustalenie sprawców są duże. W aplikacji jest imię kierowcy, numer rejestracyjny i marka auta. Tak dociera się do właściciela lub do kogoś, komu wynajął pojazd. – Po nitce do kłębka dochodzi się do kierowcy, który danego dnia jeździł pojazdem. Złożone zamówienia porównuje się z trasą, jaką pokonał, i tym, jak to się ma do adresu docelowego – tłumaczy nam jeden z policjantów. – Pomocny jest miejski monitoring. Później są okazania i czynności procesowe sensu stricto – dodaje.

Problemem gwałtów w „taxi z aplikacji" zainteresowała się posłanka Aleksandra Gajewska (KO), która niedawno w Sejmie zorganizowała konferencję z udziałem Noemi. Zgłosiło się do niej już kilkadziesiąt kobiet, które przeżyły podobne ataki. – Żeby chronić kobiety, konieczne są zmiany w systemie przewozów, dziś przepisy w regulaminach przewoźników są martwe, nie zapewniają pasażerkom bezpieczeństwa – mówi Gajewska „Plusowi Minusowi".

Inna kultura

Dlaczego sprawcy czują się tak pewnie? Wpływ na to mają uwarunkowania kulturowe. – W państwach, z których pochodzą ci kierowcy, najprawdopodobniej w ogóle nie byliby sądzeni, ponieważ tam kobiety gwałtów czy innych napastliwych zachowań seksualnych nawet by nie zgłosiły na policję. Na Kaukazie, zarówno Południowym, jak i Północnym, oraz w Azji Centralnej jest przyjęte, że kobiecie bezpieczeństwo mają zapewnić męscy członkowie rodziny, przede wszystkim bracia. Samotna kobieta korzystająca nocą z taksówki jest traktowana jako osoba przez nikogo niezaopiekowana. Dość powszechne jest przekonanie, że żaden porządny facet nie puści młodej kobiety samej w nocy. Jeśli już, to odprowadzi ją do taksówki, zapłaci i da do zrozumienia, że kobieta nie jest „niczyja", tylko ktoś się nią „opiekuje" – tłumaczy dr Iwona Kaliszewska, antropolożka z Uniwersytetu Warszawskiego. I uczula, że nie jest przyjęte również siadanie na przednim siedzeniu.

Jak podkreśla, nie łączyłaby natomiast kwestii stosunku do kobiet z religią. – Mnie najwięcej kłopotów damsko-męskich spotkało w chrześcijańskiej Gruzji, w drugiej kolejności w Armenii, natomiast w społeczeństwach muzułmańskich było, wbrew stereotypom, dużo łatwiej – zauważa ekspertka. Gruzini, według danych Urzędu do spraw Cudzoziemców (z grudnia 2022 r.) są jedną z najdynamiczniej rosnących grup cudzoziemców osiedlających się w Polsce. Tych z ważnymi zezwoleniami na pobyt jest 10 tys. – dwukrotnie więcej niż dwa lata temu.

Uber i Bolt zapewniają, że stosują zasadę „zera tolerancji" dla łamania prawa, a od kierowców żądają wielu zaświadczeń, m.in. o niekaralności, badań, kopii prawa jazdy, dowodu rejestracyjnego. Uber zapewnia, że „każde zgłoszenie nadużycia wiąże się z natychmiastową utratą dostępu do aplikacji i brakiem możliwości ponownego założenia konta", a żeby uniknąć nadużyć, jako jedyny w kraju wprowadził system pozwalający na weryfikowanie tożsamości kierowcy w czasie rzeczywistym. Bolt opracował „standardy bezpieczeństwa w przewozach osób taksówką" i nawiązał współpracę z Fundacją Feminoteka, żeby wdrożyć prewencję, edukację i szkolenia. „Przewożenie osób przy wykorzystaniu konta innego kierowcy jest absolutnie niezgodne z zasadami użytkowania aplikacji Bolt" – podkreśla.

Sieci zachęcają pasażerów, by sprawdzali zgodność numerów rejestracyjnych auta i tego, czy za kierownicą siedzi osoba ze zdjęcia w profilu aplikacji. A niezgodności należy niezwłocznie zgłaszać.

Czytaj więcej

„NIEwysłuchani”. Poruszyć serca i sumienia

Ostrzegać i zmienić prawo

Prokuratura Regionalna w Warszawie sugeruje rozważenie zmian prawa dotyczących „nadawania licencji taksówkarskich i identyfikatorów kierowców". W tym egzaminów z języka polskiego, szerokich badań psychologicznych i sprawdzania obok karalności również tego, czy wobec kierowcy toczą się sprawy karne. Uważa, że potrzeba też kontroli, by wykluczyć korzystanie przez kilka osób z jednego konta w aplikacji, a być może wprowadzenia odpowiedzialności cywilnej operatorów za szkodę czy krzywdę, jaką spowoduje kierowca.

Jednak Szymon Huptyś, rzecznik odpowiedzialnego za to resortu infrastruktury, odpowiada „Plusowi Minusowi": „Ministerstwo obecnie nie prowadzi prac legislacyjnych nad zmianą ustawy o transporcie drogowym odnoszących się do zasad podejmowania i wykonywania krajowego transportu drogowego w zakresie przewozu osób samochodami osobowymi i taksówkami". Ustawa o transporcie drogowym stawia szereg wymogów koniecznych do uzyskania licencji na wykonywanie transportu drogowego taksówką. Osoba wykonująca przewozy taksówką „nie może być prawomocnie skazana za przestępstwa przeciwko życiu i zdrowiu oraz przeciwko wolności seksualnej i obyczajności, a także za niektóre przestępstwa, o których mowa w ustawie o przeciwdziałaniu narkomanii". Konieczne są zaświadczenia: o niekaralności, badania lekarskie i psychologiczne.

Problem w tym, że nikt nie sprawdza, czy kierowca był w swoim kraju karany i za co (wystarczy oświadczenie) oraz czy toczą się przeciwko niemu sprawy karne (zanim zapadnie wyrok mijają lata). Dziś prawo nie eliminuje też nadużycia w postaci korzystania z cudzej aplikacji, co ma być nagminne. – Jeżeli cudzoziemiec nie figuruje w bazach jako poszukiwany lub mogący zagrażać bezpieczeństwu państwa polskiego, to nie możemy go nie wpuścić – słyszymy od funkcjonariusza Straży Granicznej, gdy pytamy o miliony osób wjeżdżających do Polski. Zwykle dopiero, gdy cudzoziemiec w Polsce popełni przestępstwo, sprawdza się przy współpracy z innymi służbami, czy był wcześniej karany i za co.

Biuro Prewencji Komendy Głównej Policji, dostrzegając problem, rusza z kampanią medialną dotyczącą bezpiecznych zachowań, a Komenda Stołeczna Policji opublikowała wskazówki, jak się ustrzec przed zagrożeniem, korzystając z płatnych przejazdów taksówkami zamawianymi przez aplikację. Radzi m.in., by podróżować w grupie, sprawdzić zgodność przejazdu z danymi z aplikacji, tj. markę i numer rejestracyjny pojazdu, a gdy brak zgodności – zrezygnować z jazdy. W razie zagrożenia dzwonić na 112. I pamiętać, że „Winny jest sprawca!".

Do ataków dochodzi głównie w Warszawie, ale zdarzają się również w Wielkopolsce, na Śląsku i w innych regionach. Pokrzywdzone, zwykle młode kobiety, jako sprawców wskazują obcojęzycznych kierowców. Do warszawskich prokuratur w ubiegłym i tym roku trafiło 21 takich przypadków – tylko jeden się nie potwierdził. Z kolei z danych policji wynika, że zgłoszeń przestępstw o podłożu seksualnym w transporcie świadczonym za pośrednictwem aplikacji internetowych na terenie objętym działaniem Komendy Stołecznej Policji było łącznie 30 – przy czym 16 w minionym roku, a w obecnym już 14.

Pozostało 97% artykułu
Plus Minus
Oswoić i zrozumieć Polskę
Plus Minus
„Rodzina w sieci, czyli polowanie na followersów”: Kiedy rodzice zmieniają się w influencerów
Plus Minus
Gość "Plusa Minusa" poleca. Robert M. Wegner: Kawałki metalu w uchu
Plus Minus
Bogusław Chrabota: Rok po 7 października Bliski Wschód płonie
Plus Minus
Taki pejzaż
Plus Minus
Jan Maciejewski: Pochwała przypadku