O takich premierach, jak nowy singiel Eda Sheerana, pisze się, że czekał na nią cały muzyczny świat. Sam Ed, którego na Instagramie śledzi 33 mln osób, mógłby powiedzieć, że jest szczęściarzem – w 2019 r. wydał płytę z gwiazdorskimi duetami. Zamykając pierwszy etap kariery, zajął się rodzinnymi sprawami, został mężem, ojcem, co przypadło na czas pandemii, który dla innych artystów planujących płyty i koncerty był czasem zastoju i finansowej katastrofy.
Kiedy zaś pandemia zaczęła się kończyć, Sheeran obwieścił nowy album. Zarabiając w osiem lat 200 mln dol., mógł pozwolić sobie na wszystko, w tym na ambitną próbę zaintrygowania młodszych odbiorców oraz swoich rówieśników, co czynili wszyscy artyści, poczynając od The Beatles, przez Pink Floyd, Radiohead, na Oasis czy Blur kończąc.
Niestety, nowy singiel Eda „Bad Habits", który zapowiada album „–", jest artystyczną porażką: schlebia masowym gustom słuchaczy lubiących zuniformizowane, pozbawione charakteru brzmienia. Tak zaaranżowaną piosenkę mógłby w konkursie Eurowizji zaśpiewać Rafał Brzozowski. I znowu przegrać. Jednak po gwieździe dużego formatu, jak Sheeran, można było spodziewać się bardziej oryginalnej formy. Tymczasem zrezygnował z gitary na rzeczy nijakich beatów, a jego głos stracił charakterystyczną szorstkość i brzmi jak z płyty dowolnego boysbandu. To akurat nie dziwi: producentem jest bowiem Fred, który niedawno pracował nad comebackiem szkockiego Westlife.
Śladami bardów
Trudno doszukać się też oryginalności w klipie, choć jest megaprodukcją z udziałem wielu statystów. Tak jak „Bad" Michaela Jacksona. I wiele ma też wspólnego ze słynnym klipem dawnego „króla popu". Sheeran – „nowy król" – również pokazuje się jako wampir, choć nie wychodzi na wolność z cmentarza, tylko z zakładu fryzjerskiego, z połyskującymi paznokciami. Potem mamy sekwencje przypominające najnowsze przygody Jokera, połączone z elementami amerykańskich komiksów: wideoklipowy Ed Sheeran lata ponad tłumem. A niechby uleciał gdziekolwiek.
To, co odróżnia „Bad Habits" od produkcji epatujących złymi pokusami, to umoralniające przesłanie piosenki. Można by ją nawet odtwarzać na lekcjach religii. Sheeran śpiewa o czasach, kiedy imprezował, tracąc kontrolę nad sobą. Przejawami tego były podejrzanie rozszerzone źrenice, nocne spotkania z nieznajomymi, z których nie mogło wyniknąć nic dobrego. Aż przyszła zmiana po spotkaniu z Cherry Seaborn, dawną koleżanką ze szkoły w Sufolk. Poznali się, gdy miał 11 lat, a ponownie zobaczyli w Nowym Jorku, gdzie Cherry pracowała na Wall Street. Ed zaprosił ją na przyjęcie u amerykańskiej megagwiazdy Taylor Swift, która pomagała mu w rozwinięciu kariery za Atlantykiem.