Samo słowo „manifest" brzmi dumnie. Paweł Szopa, który wraz z Jakubem Iwańskim założył w 2012 r. Red is Bad, sam przyznaje: – Zastanawialiśmy się, czy „manifest" nie jest na wyrost. Uznaliśmy, że zrobimy to przekornie, bo słowo to przylgnęło do komunizmu. A że Red is Bad jest dla nas także platformą wyrażania nas samych i naszych poglądów, stąd i manifest, i nazwa potępiająca komunizm, który nie został nigdy za swoje zbrodnie rozliczony.
Przekora to w zasadzie słowo klucz, do zrozumienia historii firmy. Paweł Szopa: – Gdy w Polsce było organizowane referendum akcesyjne, mieliśmy z Kubą po 17 lat, byliśmy w trzeciej klasie liceum. 95 proc. osób wokół nas było za przystąpieniem do Unii Europejskiej, a my nie. Od początku byliśmy bardzo sceptycznie nastawieni, nie wierzyliśmy w tę propagandę, że Polska dzięki Unii stanie się krajem mlekiem i miodem płynącym. Nigdy nie dostaje się niczego za darmo, zawsze jest coś za coś. Nie twierdzę, że wszystko, co się wydarzyło po wejściu do Unii, to była masakra, że Polska upadła. Ale musimy pamiętać, jaki ponieśliśmy koszt, ile gałęzi przemysłu zostało zniszczonych.
Pomiędzy kontrą z 2003 roku, kiedy Polacy decydowali o wstąpieniu do Unii, a tą z 2012 r., kiedy rodziło się Red is Bad, było normalne wkraczanie w dorosłość. Po maturze drogi Pawła i Kuby się rozeszły. Pierwszy poszedł na prawo – to znaczy na studia prawnicze, bo poglądy prawicowe miał od dziecka, zbudowane na opowieściach babci o Cudzie nad Wisłą i dziadku walczącym (i poległym) w powstaniu warszawskim. Drugi wybrał Akademię Sztuk Pięknych, ze specjalizacją z projektowania maszyn przemysłowych. Parę lat później połączyły ich media społecznościowe.
W wywiadzie dla „Dziennika Gazety Prawnej" Kuba Iwański wyjaśniał: „Paweł wrzucał na tablicę patriotyczne i mocno konserwatywne treści, bliskie mojemu światopoglądowi. Napisałem do niego, wymieniliśmy się telefonami i potem wszystko potoczyło się błyskawicznie". Błyskawiczne było spotkanie, błyskawiczny był i pomysł: stworzą fanpage, na którym będą publikować „grafiki patriotyczno-historyczne oraz wolnorynkowe i piętnujące absurdy obecnego ustroju". – Fanpage miał za zadanie komentować rzeczywistość, w której żyliśmy, kwestie polityczne, kulturowe, społeczne, historyczne, gospodarcze. Powstał na kanwie zdenerwowania sytuacją, która w Polsce panowała, szkalowania naszej historii, pisania jej od nowa. Przykład? Jedna gazeta nazwała powstańców styczniowych terrorystami. Do takich absurdów dochodziło w tym kraju. A że każda akcja budzi reakcję, to naszą było Red is Bad, znowu w kontrze – podkreśla Paweł Szopa.
Na pomoc Wyklętym
W ciągu roku zdobyli 15 tysięcy fanów, do skrzynek e-mailowych wpadały prośby od fanów: „zróbcie koszulki z waszymi grafikami!". – Nie mieliśmy o tym zielonego pojęcia. Ale podjęliśmy ryzyko – wspomina Paweł. Z duszą na ramieniu i całymi oszczędnościami Pawła w kopercie (6 tysięcy złotych) pojechali rozklekotanym fiatem pandą do Aleksandrowa Łódzkiego. Kierowniczce produkcji w fabryce dziewiarskiej, z którą zdołali się umówić, swoją koncepcję wyłuszczali na stojąco, na podwórku. Ona sama doskonale pamięta dwóch chłopaków ze wzniosłymi hasłami na ustach (w planie: także na koszulkach). – Byli trochę zmartwieni, że nie mają budżetu na minimalne zamówienie. W trakcie rozmowy podkreślali, że zależy im na przypominaniu zasług Żołnierzy Wyklętych i produkcji wyrobów najwyższej jakości. Po kilku godzinach rozmowy przekonali właściciela firmy konfekcyjnej do współpracy oraz do obniżenia wymogów w pierwszym zamówieniu. Rzadko kiedy spotyka się młodych ludzi, którzy tak bardzo wierzą w swój pomysł i z pełnym zaangażowaniem realizują go dzień po dniu. Pierwszy rok współpracy z naszą firmą to niekończące się rozmowy z technologiem pod hasłem: czy można jeszcze lepiej – mówi kierowniczka.
Paweł dodaje, że szycie w rodzimych małych manufakturach, wyłącznie z materiałów produkowanych w Polsce, to był warunek sine qua non ich biznesu. – Produkcja w Chinach albo Turcji nie wchodziła w grę, ze względu na jakość oraz patriotyzm gospodarczy. Jako naród jesteśmy wyjątkowo elastyczni i pomysłowi, tylko w języku polskim istnieje słowo „kombinować". Na początku wszyscy mówili, że nie da się wszystkiego zrobić w Polsce. A w szwalni okazywało się, że jak się pokombinuje, spróbuje inaczej, to jesteśmy w stanie zrobić dosłownie wszystko – mówi Szopa. Kierowniczka: – Paweł konsekwentnie pilnował, by wszystkie półprodukty, czyli surowiec, wszywki, przywieszki, były w najwyższej jakości. A firma dbała o jak najwyższą jakość wykonania. Jak dotąd współpraca jest korzystna dla obu stron.