Bogusław Chrabota: Czwarta Rzesza? Dlaczego nie?

Najpierw należałoby wyjaśnić, czym były te tzw. Rzesze. Trzecią pomińmy, bo to patologia. Co więcej, prezes PiS jasno się zdystansował od skojarzeń z „Tysiącletnią Rzeszą" Adolfa Hitlera; chodziło mu w słynnej uwadze o dwie pierwsze. Tyle że... które? Czy za pierwszą uznamy Cesarstwo Rzymskie? Właściwie dlaczego nie.

Publikacja: 31.12.2021 06:00

Bogusław Chrabota: Czwarta Rzesza? Dlaczego nie?

Foto: Fotorzepa, Maciej Zieniewicz

W 476 r. germański wódz Odoaker po przejęciu kontroli nad Rzymem uznał się za wasala wschodniorzymskiego cesarza Zenona. Gest niby symboliczny, bo basileus nie miał żadnej władzy nad Ostrogotami, ale ważny z perspektyw ciągłości cesarstwa. Dowodził, że dziedzictwo Rzymu nigdy nie zostało przerwane i wciąż istnieje wcielone w osobę władcy Bizancjum, pana wschodniej części cesarstwa. Zachodnia zaś, chwilowo bez dziedzica, jest i pozostanie wyzwaniem.

Czytaj więcej

Bogusław Chrabota: Kilka tajemnic warsztatu

Podjął je, jak wiemy z historii, Karol zwany Wielkim, ukoronowany przez papieża na następcę Augusta w 800 r. Przypadek? Żaden. Koronacja Karola była naturalną konsekwencją powszechnie odczuwanego deficytu uniwersalnej władzy na Zachodzie i przekonania papieży, iż dysponują tytułem do szafowania cesarską koroną. Bez tego pochodzącego od Boga prawa, jakie przypisywali sobie następcy św. Piotra, Karol korony cesarskiej nigdy by się nie doczekał. Z tych samych przyczyn ta sama korona znalazła się na głowach Ludolfingów ponad 150 lat później. Otton I został ogłoszony cesarzem nie dlatego, że był Niemcem, tylko dlatego, że kontrolował znaczną część dominium Karolingów. Rzesza, która powstała w 962 roku, nie była w tym sensie bytem całkowicie nowym, jedynie odnowieniem formalnoideowym tradycji Cesarstwa Rzymskiego.

Jeśli ktoś stawiałby tu zarzut, że było to „Święte Cesarstwo Rzymskie Narodu Niemieckiego", to spieszę z wyjaśnieniem, że nazwa ta pojawiła się dopiero w połowie XV wieku. „Cesarskość" i „rzymskość" wiązała się z potrzebą cywilizacyjną, siłą polityczną władców Niemiec i elementem terytorialnym, czyli faktyczną kontrolą cesarskiego i papieskiego miasta Rzym, o przewagę nad którym walczono przez wiele następnych stuleci. Czymże był ten Rzym z dotyczącą go „potrzebą cywilizacyjną"? Odpowiedź na to pytanie znów nie jest specjalnie trudna. Rzym i jego dziedzictwo to był symbol witalnego źródła tożsamości chrześcijańskiej Europy. Był jego mitem założycielskim, ojczyzną wspólnego języka – łaciny, matecznikiem wspólnego prawa, centrum religijnym i stolicą Kościoła. Najświętszą nekropolią chrześcijaństwa i domem papieży.

Rzesza, która powstała w 962 roku, nie była w tym sensie bytem całkowicie nowym, jedynie odnowieniem formalnoideowym tradycji Cesarstwa Rzymskiego.

Rzym był więc alfą i omegą. Bez niego nie byłoby Europy, jaką znamy, i dlatego dominacja nad Rzymem kolejnych głów władzy religijnej i świeckiej była tak ważna. Co więcej, tradycja ta nie umarła z Ludolfingami, trwała przez kolejne stulecia, jako pierścień Habsburgów, obsesja Hohenzollernów, Bonapartych i duma Romanowów. Władza cesarska to była dla nich stawka życia i śmierci. Symbol uniwersalnej świętości (to Chrystus rzekł: „Oddajcie Bogu co boskie, a cesarzowi co cesarskie") i realny klejnot pierwszeństwa wśród królów. Taki jest głęboki sens pierwszej i drugiej Rzeszy oraz jej tradycyjne konotacje.

Czy misją konserwatysty winna być walka z tym dziedzictwem? W żadnej mierze. W świecie konserwatysty uniwersalny porządek i tradycja zajmują centralne miejsce. Podobnie jak religia i państwowość. Czy warto do tego nawiązywać? Bez wątpienia sama idea Unii Europejskiej mieści się w tym nurcie. Aksjologia sięga Rzymu, podobnie jak koncepcja powszechnego statusu obywatela. To średniowieczna tradycja najpierw państw plemiennych, a potem narodowych wywróciła ten porządek. Zamiast wspólnoty obywateli staliśmy się wrogimi przedstawicielami zwaśnionych narodów, a Pax Romana zastąpiły krwawe wojny feudalne i religijne.

Czytaj więcej

Więcej dystansu, szersze horyzonty. 1500 wydań „Plusa Minusa”

Mam wrażenie, że to z tą ostatnią tradycją chcieli zerwać ojcowie założyciele Wspólnoty Europejskiej. W jakimś stopniu im się udało. Tyle że ich dziełem nie jest żadna Utopia, społeczeństwo idealne na rys platoński, czy z tradycji św. Tomasza More'a. To wspólnota wartości, która musi je zachować, by plan, który zaczął się ponad 2 tysiące lat temu w Rzymie, mógł przetrwać. Wspólnota chrześcijańskich korzeni, praw obywatelskich, zasady oddzielenia Kościoła od państwa, szacunku dla mniejszości, odrębnych języków, pokojowych relacji między narodami. Tego potrzebujemy jako Europa. I w tym sensie sięganie do korzeni pierwszej i drugiej Rzeszy jako dziedziczących po Rzymie mnie nie obraża. Czy tylko mnie?

W 476 r. germański wódz Odoaker po przejęciu kontroli nad Rzymem uznał się za wasala wschodniorzymskiego cesarza Zenona. Gest niby symboliczny, bo basileus nie miał żadnej władzy nad Ostrogotami, ale ważny z perspektyw ciągłości cesarstwa. Dowodził, że dziedzictwo Rzymu nigdy nie zostało przerwane i wciąż istnieje wcielone w osobę władcy Bizancjum, pana wschodniej części cesarstwa. Zachodnia zaś, chwilowo bez dziedzica, jest i pozostanie wyzwaniem.

Pozostało 91% artykułu
Plus Minus
Kiedy będzie następna powódź w Polsce? Klimatolog odpowiada, o co musimy zadbać
Plus Minus
Filmowy „Reagan” to lukrowana laurka, ale widzowie w USA go pokochali
Plus Minus
W walce rządu z powodzią PiS kibicuje powodzi
Plus Minus
Aleksander Hall: Polska jest nieustannie dzielona. Robi to Donald Tusk i robi to PiS
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Prof. Marcin Matczak: PSL i Trzecia Droga w swym konserwatyzmie są bardziej szczere niż PiS