Wina Mazurka: Pięć kwintali wina

Licznik wybił 500. Tak, wiem, że to przekłamanie, że moich felietonów o winie było więcej niż pół tysiąca, ale te kilkanaście czy kilkadziesiąt gdzieś zniknęło, zresztą, czy to ważne? Jedno jest pewne – zacząłem pisać je ponad dziesięć lat temu, a od tego czasu świat wina w Polsce zmienił się nie do poznania.

Publikacja: 24.12.2021 06:00

Wina Mazurka: Pięć kwintali wina

Foto: shutterstock

Zacznijmy od tego, gdzie się kupowało wina dekadę temu. W obu dyskontach, które dziś dzielą i rządzą, wina pojawiały się od wielkiego dzwonu. Na co dzień były tam zasadniczo niepijalne napoje winnopodobne, ale świat żył legendami, że w Lidlu mieli Tydzień Francuski i tam sprzedawali fantastyczne wina za półdarmo, a w Biedronce bywają portugalskie cuda za bezcen. Owszem, takie rzeczy się zdarzały, ale dużo rzadziej, niż lud chciał wierzyć, a biedronkowe amarone za 50 zł z najlepszymi winami z Veneto wspólną miało tylko nazwę. Dziś nikt w dyskoncie nie szuka najdroższych, rzadkich win. Tam można znaleźć wina pijalne, nawet dobre i tyle.

Czytaj więcej

Wina Mazurka: Wstęp na biało

A te najlepsze? Nie doczekaliśmy się sieci sklepów specjalistycznych, żaden Nicolas się u nas nie narodził, mamy za to coraz więcej niedużych sklepów, prowadzonych zwykle przez entuzjastów i małych importerów. Idzie im różnie, nie poddają się, choć na największego ich rywala wyrasta internet. Co prawda sprzedaż w Polsce alkoholu w sieci to balansowanie na granicy prawa, ale klienci mało sobie z tego robią, a poza tym chętnie sprowadzają wino bezpośrednio z Włoch, Francji czy Niemiec.

Rodzime winiarstwo, wciąż w wieku dziecięcym, poczyniło ogromne postępy i coraz mniej ludzi dziwi się, że w Polsce robi się wina i to w dodatku z winogron.

Pomni tego importerzy musieli mocno zejść z marży i czasem w polskim sklepie w sieci wino jest tańsze niż u producenta. Polacy o tym wiedzą, bo coraz chętniej w poszukiwaniu wina odwiedzają sąsiadów, a Morawy, Eger czy Tokaj to regiony, w którym polski słychać na każdym kroku. Jeździmy jednak nie tylko za granicę, ale i po kraju. Rodzime winiarstwo, wciąż w wieku dziecięcym, poczyniło ogromne postępy i coraz mniej ludzi dziwi się, że w Polsce robi się wina i to w dodatku z winogron.

Polacy o tym wiedzą, bo coraz chętniej w poszukiwaniu wina odwiedzają sąsiadów, a Morawy, Eger czy Tokaj to regiony, w którym polski słychać na każdym kroku.

Co pijemy? Już nie tylko półwytrawne, czyli mało inwazyjne, bezproblemowe wina o nieustalonej proweniencji. Jesteśmy zamożniejsi – to widać, bo stać nas na lepsze trunki – i coraz bardziej wyrobieni. Polacy zaczęli pić wina pomarańczowe, błyskawicznie przyjęły się u nas modne ostatnio pet naty, ba, sprzedaje się nawet sherry i to wszystko zdarzyło się w ciągu 500 felietonów. Aż strach pomyśleć, co przydarzy się za następne 500. Państwa zdrowie!

Czytaj więcej

Wina Mazurka: Pysznych świąt!

Zacznijmy od tego, gdzie się kupowało wina dekadę temu. W obu dyskontach, które dziś dzielą i rządzą, wina pojawiały się od wielkiego dzwonu. Na co dzień były tam zasadniczo niepijalne napoje winnopodobne, ale świat żył legendami, że w Lidlu mieli Tydzień Francuski i tam sprzedawali fantastyczne wina za półdarmo, a w Biedronce bywają portugalskie cuda za bezcen. Owszem, takie rzeczy się zdarzały, ale dużo rzadziej, niż lud chciał wierzyć, a biedronkowe amarone za 50 zł z najlepszymi winami z Veneto wspólną miało tylko nazwę. Dziś nikt w dyskoncie nie szuka najdroższych, rzadkich win. Tam można znaleźć wina pijalne, nawet dobre i tyle.

Pozostało 82% artykułu
Plus Minus
Trwa powódź. A gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi