I żeby była jasność. Komunizm był zły, a stan wojenny był zbrodnią. Generał Jaruzelski zapisał się na kartach polskiej historii jak najgorzej, a stan wojenny był brutalną próbą opóźnienia upadku bloku komunistycznego. Wiele też mówi o Polsce po 1989 r. fakt, że Jaruzelski nie został osądzony, choć stan wojenny wprowadzono, łamiąc nawet prawo PRL, o czym pisał między innymi nieodżałowanej pamięci dr Janusz Kochanowski. Być może nierozliczenie sprawców stanu wojennego było ceną za bezkrwawą rewolucję, ceną kompromisu, w wyniku którego zmienił się w Polsce ustrój bez jednego wystrzału, bez zemsty. Jeśli tak, powinno się było to społeczeństwu wytłumaczyć. Bo gdy parę dni temu napisałem w mediach społecznościowych o czasie, jaki upłynął od upadku komunizmu, bardzo wiele odpowiedzi przekonywało mnie, że komuna wcale nie upadła. Wiele głosów twierdziło, że upadła na cztery łapy i ma się znacznie lepiej od tych, którzy z nią walczyli.
Czytaj więcej
W dyskusji na temat słynnych już słów wypowiedzianych przez liderkę francuskiego Zjednoczenia Narodowego Marine Le Pen w rozmowie z „Rzeczpospolitą" najmniej chyba uwagi zwrócono na kwestię demokracji. Mówiąc, iż Ukraina należy do rosyjskiej strefy wpływów, Le Pen stwierdziła bowiem, że to nie Ukraińcy mają decydować o swojej przyszłości, wybierać, z kim zawiązać sojusz, z kim prowadzić wojnę czy z kim utrzymywać pokój, lecz że decyzję za nich ma podjąć Władimir Putin. To od niego ma zależeć, czy Kijowowi wolno zbliżać się do Unii Europejskiej i NATO.
Bardzo krytycznie oceniam fakt, że w Polsce nie przeprowadzono dekomunizacji z prawdziwego zdarzenia. Że transformacji ustroju gospodarczego nie towarzyszyła głębsza transformacja polityczna, społeczna i kulturowa. Ale też powtarzanie haseł dekomunizacji po trzech dekadach wydaje się już czystą polityką. Jesteśmy dziś członkiem NATO oraz UE, i kto twierdzi, że nic się nie zmieniło, po prostu kłamie. Ale wynika to z tego, że historia w ogóle i antykomunizm w szczególności stają się pałką polityczną, narzędziem do zwalczania tych, których nie od dziś nie lubimy.
40. rocznica stanu wojennego stała się więc okazją do politycznych porachunków. PiS-owska prawica, na czele z ministrem do spraw propagandy urzędującym przy Woronicza, odgrzała stare taśmy, by pognębić swoich wrogów ideowych z lat 90. i początków transformacji, co znów po prawej stronie wywołało niezwykle dużo emocji. Aha – wołano – nagrania z przełomu wieków pokazujące fraternizację generała Jaruzelskiego z jednym z byłych opozycjonistów, a po 1989 roku wpływowym redaktorem, tłumaczą degrengoladę moralną III RP i to, dlaczego tyle rzeczy się nie udało.