Michał Szułdrzyński: Czy Marine Le Pen to dobre towarzystwo

W dyskusji na temat słynnych już słów wypowiedzianych przez liderkę francuskiego Zjednoczenia Narodowego Marine Le Pen w rozmowie z „Rzeczpospolitą" najmniej chyba uwagi zwrócono na kwestię demokracji. Mówiąc, iż Ukraina należy do rosyjskiej strefy wpływów, Le Pen stwierdziła bowiem, że to nie Ukraińcy mają decydować o swojej przyszłości, wybierać, z kim zawiązać sojusz, z kim prowadzić wojnę czy z kim utrzymywać pokój, lecz że decyzję za nich ma podjąć Władimir Putin. To od niego ma zależeć, czy Kijowowi wolno zbliżać się do Unii Europejskiej i NATO.

Publikacja: 10.12.2021 16:00

Marine Le Pen

Marine Le Pen

Foto: AFP

Podczas wtorkowego spotkania prezydentów Rosji i USA Putin powtórzył swój szantaż. Albo NATO na piśmie zobowiąże się, że sojusz nigdy nie rozszerzy się na Wschód, a zarazem w żadnym z krajów graniczących z Rosją nie będzie rozlokowana broń, którą Kreml uzna za zagrożenie dla siebie, albo Moskwa zrobi użytek z wojsk zgromadzonych na granicy z Ukrainą. Szantaż ten zwykło się rozpatrywać w kategoriach bezpieczeństwa czy wojskowości. Ale warto zauważyć, jak przedmiotowo traktuje się tu naród ukraiński. Zresztą nie tylko o naszych sojuszników z Ukrainy chodzi, ale i o Gruzję czy Mołdawię, które Rosja też uważa za swoją strefę wpływów.

Czytaj więcej

Michał Szułdrzyński: Wiadomo, za wszystkim czają się Żydzi

Dotyczy to także Polski i państw bałtyckich, ponieważ to te kraje są przedmiotem drugiego z warunków stawianych przez Putina – bo to wszak o najnowocześniejszym uzbrojeniu w Polsce, na Litwie, Łotwie czy w Estonii mówi Kreml, gdy domaga się, by przy jego granicy nie było broni stanowiącej dla niego zagrożenie. Putin domaga się rewizji ostatnich decyzji NATO z czasów agresji na Krym i Donbas, po których zdecydowano o wzmocnieniu wschodniej flanki. Polska, Litwa, Łotwa i Estonia mają się stać członkami NATO drugiej kategorii, o uzbrojeniu na naszym terytorium decydować miałby nie nasz rząd ani nasi sojusznicy, ale właśnie Kreml.

I znów sporo pisano o tej sprawie w kontekście bezpieczeństwa. Ale przecież to uderzenie w podstawową zasadę demokracji i samostanowienia narodów, które głoszą, że to poszczególne narody suwerennie decydują o swojej przyszłości. Putin jest zagrożeniem dla demokracji nie tylko dlatego, że odrzuca zasady zachodnich liberalnych demokracji we własnym kraju, ale i dlatego, że uważa, iż to najwięksi przywódcy mają decydować o losach innych. To zresztą pokazuje ryzyko myślenia w kategoriach geopolityki. Wspomniane przez Le Pen strefy wpływów oznaczają nic innego niż to, że to Niemcy, Francja czy Rosja zdecydują o losie mniejszych narodów.

Putin jest zagrożeniem dla demokracji nie tylko dlatego, że odrzuca zasady zachodnich liberalnych demokracji we własnym kraju, ale i dlatego, że uważa, iż to najwięksi przywódcy mają decydować o losach innych.

Ktoś może powiedzieć, że Biden, rozmawiając z Putinem, również chce ponad głowami Ukraińców decydować o ich losie. Pozornie to trafny argument. Ale tylko pozornie, bo owszem, on chce decydować o losie Ukraińców, ale po to, by Ukraińcy sami decydowali o sobie.

I tu widać dylemat Zachodu i Polski w szczególności.

Z kim jesteśmy naprawdę w sojuszu? Ameryka ma wiele wad, ale jej wizja porządku światowego opartego na liberalnej demokracji jest w naszym interesie. Tu wcale nie chodzi o jakieś pięknoduchostwo, wiarę, że wartości są w stanie uregulować rzeczywistość międzynarodową i doprowadzić do wiecznego pokoju, o czym marzył kiedyś Kant, a później wielu innych. Nie oznacza to, że nie powinniśmy się zbroić albo myśleć o naszych sojuszach.

Czytaj więcej

Michał Szułdrzyński: Polityka przesłania Ewangelię

Ale widać coraz wyraźniej, że stajemy na rozdrożu: albo przynależność do wolnego świata, albo do tego drugiego, który chce budować Putin. Problem Marine Le Pen nie polega tylko na tym, że jej wizja porządku w Europie Wschodniej jest dla nas wielkim zagrożeniem, bo jest wizją Putina. Jej wizja przyszłości Europy oznacza demontaż Unii Europejskiej, co jest sprzeczne z naszym interesem. Nie jestem więc pewien, czy to rzeczywiście dobra sojuszniczka w budowaniu wolnego świata.

Podczas wtorkowego spotkania prezydentów Rosji i USA Putin powtórzył swój szantaż. Albo NATO na piśmie zobowiąże się, że sojusz nigdy nie rozszerzy się na Wschód, a zarazem w żadnym z krajów graniczących z Rosją nie będzie rozlokowana broń, którą Kreml uzna za zagrożenie dla siebie, albo Moskwa zrobi użytek z wojsk zgromadzonych na granicy z Ukrainą. Szantaż ten zwykło się rozpatrywać w kategoriach bezpieczeństwa czy wojskowości. Ale warto zauważyć, jak przedmiotowo traktuje się tu naród ukraiński. Zresztą nie tylko o naszych sojuszników z Ukrainy chodzi, ale i o Gruzję czy Mołdawię, które Rosja też uważa za swoją strefę wpływów.

Pozostało 83% artykułu
Plus Minus
Kiedy będzie następna powódź w Polsce? Klimatolog odpowiada, o co musimy zadbać
Plus Minus
Filmowy „Reagan” to lukrowana laurka, ale widzowie w USA go pokochali
Plus Minus
W walce rządu z powodzią PiS kibicuje powodzi
Plus Minus
Aleksander Hall: Polska jest nieustannie dzielona. Robi to Donald Tusk i robi to PiS
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Prof. Marcin Matczak: PSL i Trzecia Droga w swym konserwatyzmie są bardziej szczere niż PiS