Jeden z tygodników konserwatywnej prawicy, „Sieci", opublikował kilkanaście dni temu tekst o polityku będącym do niedawna ważną postacią obozu władzy, w którym przekazał plotki o głębokiej depresji i próbie samobójczej, jaką miał podjąć ten polityk. W prawicowej infosferze pochwalono decyzję redakcji. Argumentowano, że „mamy prawo wiedzieć, kto nami rządził" i „to chyba oczywiste, że opinia publiczna dowiaduje się, że jeden z jej liderów ma problemy psychiczne". A sami autorzy tekstu niezbyt delikatnie sugerowali, że depresja ma dyskwalifikować, a przynajmniej podawać w wątpliwość zdolności polityka do sprawowania istotnych funkcji.
„Podstawowe pytanie w tej sprawie brzmi: czy opinia publiczna ma prawo do informacji o próbie samobójczej niedawnego wicepremiera, człowieka, który podjął wielomiesięczną grę na obalenie rządu, który współtworzył? Był jednym z najważniejszych urzędników państwowych, a jego ambicje sięgały dużo wyżej – do stanowisk marszałka Sejmu czy szefa rządu. I zapewne ich nie porzucił" – napisał na portalu wPolityce.pl Marek Pyza, współautor tekstu z tygodnika. „Czy mamy prawo wiedzieć, że potencjalny przyszły premier w kryzysowej sytuacji swojego ugrupowania i wobec kolejnych politycznych porażek, wpada w skrajny dołek psychiczny? Czy dziennikarz powinien taką informację ukrywać przed czytelnikami?" – pytał.
Można odpowiedzieć Pyzie i jego szefom, posługując się argumentami historycznymi. Otóż tak się składa, że gdyby epizody depresyjne miały dyskwalifikować polityków, to jest wysoce prawdopodobne, że z polskiej polityki trzeba by wykreślić Józefa Piłsudskiego, z brytyjskiej zmagającego się ze swoim „czarnym psem" Winstona Churchilla, a z amerykańskiej choćby Abrahama Lincolna. Wszyscy oni, przynajmniej zdaniem części historyków, cierpieli na epizody depresyjne, a niekiedy wręcz na chorobę dwubiegunową.
Czytaj więcej
Rozejście się nauczania Kościoła i praktyki politycznej obozu władzy oraz jej sprzymierzeńców nie jest przypadkiem. To kwestia głębokiej różnicy w rozumieniu katolickiej moralności i jej roli w życiu społecznym.
Gdy marzenie zdaje się nieosiągalne
Zacznijmy od bliskiego serca wielu polskich prawicowych polityków i liderów opinii Józefa Piłsudskiego. O jego stanach depresyjnych wiemy od dawna, choć obóz sanacyjny niechętnie podchodził do ujawniania jakichkolwiek szczegółów mogących zaszkodzić mitowi Marszałka. Gdy w 1920 r. na przedpolach Warszawy toczyły się kluczowe dla niepodległości Polski walki z bolszewicką armią, stan psychiczny Piłsudskiego był zły. „Zastałem Marszałka zmienionego, jakby opuszczonego i wyczerpanego bezsennością, mało nawet interesował się bieżącą sytuacją. Był małomówny i zagłębiony w myślach" – notował szef Oddziału III Naczelnego Dowództwa płk Tadeusz Piskor.